Gra część dwunasta - Kazjuno
Proza » Historie z dreszczykiem » Gra część dwunasta
A A A
Od autora: W poprzednich rozdziałach wyjaśniałem skąd się wzięła moja inspiracja do pisania. Opowiedziałem o wpływie na moje życie filmów i o bikiniarzach upodobniających się do kinowych herosów. Także zamieściłem relację o pierwszej miłości i jej wpływie na dążenie by stać się odważnym mężczyzną. Jak pomógł w tym boks. Publikując poniższy rozdział, mam pewne obawy. Pewnie niektórzy Czytelnicy mogą się poczuć dotknięci. Czytelnicy Wyborczej, oglądacze TVN-u, mogą z niesmakiem odebrać opowieść jak bardzo nienawidziłem komunizmu. Wszak wspomniane media relatywizują peerelowską przeszłość. W tegorocznych kampaniach wyborczych przyczyniły się do sukcesu ugrupowań politycznych, których przedstawicielami są aparatczycy wywodzący się z komuny. Pod wpływem propagandy wymienionych mediów wielu wyborców oddało na nich głos. Czyżby nie znali historii? Nie wiedzieli jaką rolę w zniewoleniu Polski na rzecz sowieckiego okupanta odegrali ojcowie i dziadkowie obecnych lewicowych elit? Zdegustowanych moim tekstem zapraszam do dyskusji w komentarzach. Przykro mi jeśli niektórych uraziłem. Zachęcam jednak do przeczytania. Będę zaszczycony jeśli wyrazicie jakiekolwiek opinie.
Pozdrawiam publikujące w PP Koleżanki i Kolegów, także Czytelników.

Rozdział 23 Antykomunistyczna powieść

Zanim spotkałem po raz drugi Romka Waszkiewicza, ruszyłem ostro z pisaniem. Niedługo po wprowadzeniu stanu wojennego zacząłem pisać pierwszą powieść. Byłem przygnębiony agresją rządu Jaruzelskiego przeciwko narodowi, co wzmogło moją nienawiść do komunistów. Chociaż?... Mimo czucia odrazy do komuny, miałem wątpliwości, czy Jaruzelski nie uchronił Polaków przed znacznie większym rozlewem krwi. Pamiętałem rok 1968 i propagandę polskojęzycznego radia Moskwa, poprzedzającą atak wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Teraz, u schyłku lata 1981 roku, przypadkowo usłyszałem komunikat tej samej moskiewskiej rozgłośni. Był identyczny, jak przed inwazją na Czechosłowaków. Przed trzynastu laty ta sama propagandowa tuba trąbiła o czeskiej kontrrewolucji wspieranej przez dywersyjne ośrodki zachodnie. Polskojęzyczni spikerzy głosili o wichrzycielskich prowokacjach mogących doprowadzić do wybuchu wojny światowej z użyciem arsenałów nuklearnych. Tak przygotowywano usprawiedliwienie dla zbrojnej napaści na południowych sąsiadów. W czasie, poprzedzającym grudzień 1981 Moskwa wygłaszała takie same groźby. Wolna Europa mówiła o gromadzących się sowieckich dywizjach w pobliżu wschodnich granic Polski. Słyszałem, że do napaści na Polskę przygotowywały się wojska w NRD. Więc myślałem, że wprowadzenie stanu wojennego, mimo ofiar, ocaliło znacznie więcej Polaków. Wprawdzie współczesne dowody politologów dowodzą, że Jaruzelski nie musiał wprowadzać stanu wojennego, ale nie zmyślam: moskiewska rozgłośnia groziła czymś znacznie gorszym. 

Jednak sytuacja na świecie zmieniała się dynamicznie. Kiedy słyszałem moskiewskie pogróżki. byłem na wakacjach, na Helu. Stary gruchot - aparat radiowy u gospodyni, wynajmującej mojej rodzinie pokój, nie odbierał innych stacji, więc uległem zastraszającej propagandzie. Na sowietów wtedy spadały sankcje za wojskową interwencję w Afganistanie. Kreml nie wytrzymywał finansowo wyścigu zbrojeń. Prezydent Regan opanował możliwości ataku z kosmosu, a u sowietów panowała nędza. Sowiecka Rosja powoli szykowała się do przejścia na gospodarkę rynkową i grabież swego społeczeństwa, by stworzyć kastę oligarchów. (Ichnich Kulczyków, Krauzów I Guzowatych – a nawet znacznie zamożniejszych).
Współczesne badania uczciwych ipeenowskich historyków, dowiodły, że Jaruzelskiemu dano wolną rękę. Tkwiłem więc w błędzie.

Potępiając komunistów, rozpocząłem pisanie o początkach peerelu. Tworzyłem tekst o strasznych losach jednej z ciotek masakrowanej torturami przez ubeków. Ostatecznie zabito ją strzałem w tył głowy, w piwnicy gmachu Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Chrzanowie. O Kukusi – tak się nazywała bohaterska krewna należąca do Armii Krajowej – opowiadał Ojciec, gdy już byliśmy dorośli. Rodzic zastrzegł, żebyśmy z bratem nikomu o tym nie opowiadali, bo narazimy siebie, Matkę i jego na dotkliwe konsekwencje. Pisałem nie licząc się z jego wolą. Zaczęła puchnąć powieść, którą była paszkwilem na PRL. Tylko jak ją wydać? Słyszałem o podziemnych wydawnictwach, głoszących prawdę o komunie. Ale przecież esbecka agentura spenetrowała środowisko cinkciarzy i półświatek przestępczy. Miałem pewność, że podobnie rozpracowała kręgi twórcze i solidarnościową opozycję.

Współczesne publikacje Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza: „Resortowe dzieci – Polityka” oraz publikacja tych samych autorów „Resortowe dzieci – Media” są oparte na bogatych archiwaliach z IPN-u. Dobitnie ukazują sztafetę pokoleniową, która w dużym stopniu zawłaszczyła Polskę. Nie mając możliwości sięgania po dokumenty, tworzyłem, opierając się na cząstkowych relacjach ofiar i przekazach ludzi pamiętających powojenną przeszłość. Jako dziecko podsłuchiwałem opowieści majora AK Jarockiego snute przed Rodzicami w czasie wizyt w naszym domu. Wypuszczono go na wolność po 1956 roku. Pamiętałem anegdoty doktora Broma o niechlubnej roli, spełnianej przez partyzantów AL w czasie Powstania. Opowiadał jak ci określani w peerelowskich publikatorach bohaterami walczącej Warszawy, unikali bezpośredniej walki z Niemcami. Aelowcy co najwyżej zajmowali się rekwirowaniem zdobytych magazynów z żywnością. Często pijani, namolnie zaczepiali sanitariuszki i łączniczki. Obszerniejsze materiały źródłowe pozyskiwałem, słuchając audycji nadawanej przez Radio Wolna Europa.

Początkowo opisywałem pierwsze pokolenie moskiewskich sługusów, Tych, którzy bezwzględnym terrorem, skrytobójczymi zbrodniami, strzelając w tył głowy w ubeckich katowniach, czy popełniając sądowe mordy, sterroryzowali Polskę. W dalszej części skupiłem się na dzieciach stalinowskich oprawców. Tę młodzież obserwowałem w Stodole, warszawskich dyskotekach oraz sopockim Non-Stopie. Jako codzienny bywalec studenckiego kombinatu rozrywki, przyglądałem się potomkom komunistycznych elit i muszę przyznać – w niemałym stopniu powodowała mną zawiść. Synalkowie i córunie komunistycznych ministrów, dyrektorów departamentów, prominentnych partyjniaków stanowili hermetyczną kastę. Wyróżniali się eleganckimi ciuchami z drogich zagranicznych sklepów. Rozbijali autami światowych marek, rzadko spotykanymi na ulicach Warszawy. Pod Stodołą zatrzymywały się mercedesy, BMW, czasem włoskie alfa-romeo, a nawet bentley-e. Nie zawsze były to nowe samochody. Niektóre miały ślad obtarć, zdarzała się na karoseriach rdzawa skaza. Mimo to w tamtych latach, na tle warszaw, syrenek i dostawczych żuków, wydawały się luksusowymi limuzynami. (Rzadko studentów było stać na zakup choćby motoroweru). Wtedy nie byłem w stanie przewidzieć bratania się późniejszych postkomunistycznych elit ze światem przestępczym. Widywałem jednak w gronie synalków uprzywilejowanych tatusiów znanych zabijaków. To jasne, ci podjeżdżający pod rozrywkowe lokale wybrańcy losu, chcąc wyrywać ładne dziewczyny, potrzebowali ochrony.

Na pewno przybocznego bandziora nie potrzebował mocarz, złoty medalista w pchnięciu kulą na olimpiadzie w Monachium Władysław Komar. Cała warszawka wiedziała o jego małżeństwie z córką ministra obrony narodowej, marszałka Ludowego Wojska Polskiego Mariana Spychalskiego. Więc nikt się nie dziwił, widząc chlubę peerelowskiego sportu za kierownicą luksusowego mercedesa. Zaskoczyło mnie, że ten słynny sportowiec przyjaźni się z Leszkiem Omańskim. W najlepszej komitywie rżnęli w karty na basenie Legii. Do kulomiota przytulały się dziewczyny z sutenerskiego haremu Omańskiego. Leszek Omański, facet o imponującej muskulaturze jak Komar, znany był z noszenia konfekcji upodobniającej go do gwiazdora z Hollywood. Poznałem go w Sopocie. Ten groźny zabijaka, robiący też cinkciarskie przewałki i przestępcze interesy, przyjaźnił się z bandytami z wybrzeża. Sopockie nocne życie, rozrywkowe lokale oraz bar Caro w Grand Hotelu opanowali głównie bokserzy, którym znudziła się sportowa kariera. Łatwiej niż ciężko trenować, było im wkroczyć na ścieżki rozbojów, czerpać zyski z sutenerstwa oraz oszustw dokonywanych podczas walutowych transakcji. Zdeprawowanym sopockim bokserom musiał imponować warszawski gangster Omański. Latał samolotami tam i z powrotem między stolicą a Trójmiastem i niewykluczone, że już w tamtych czasach handlował narkotykami. Wiedząc, że trenujemy z bratem boks, sopoccy bandyci nie przeganiali nas jak innych młokosów, kiedy pojawiał się w ich gronie elegancki Leszek. Szanowany gangster nawet o dziwo nas zaszczycał podawaniem dłoni. Mogliśmy się przyglądać, jak bożyszcze warszawskiego półświatka z miną wyrozumiałego księcia, ganił sopockich zabijaków za ich niemodnie skrojone garnitury. Nie wiadomo skąd, sopockie bandziory zdobyły kupony drogiego srebrzysto-zielonego materiału, z którego prawie wszyscy poszyli sobie identyczne ubrania. Pewnie belę tej drogiej tkaniny ukradziono z handlowego statku, może ze składu celnego.

– W tych gajerach wyglądacie jak ciecie w Boże Ciało – zwrócił się zdegustowany Omański do sopockich kumpli.

Uznawany za chodzącą wyrocznię mody warszawiak stał przed nimi dumnie w nienagannie leżącym, mieniącym się srebrzystymi nitkami garniturze. Wytworne ubrania szył u obsługującego warszawski high life krawca Krupy.

– Co to jest? – Przesunął dłonią po klapach zielonkawej marynarki byłego mistrza Wybrzeża w wadze półciężkiej.

Miałem ochotę parsknąć śmiechem, widząc jak wzbudzający grozę zdeprawowany bokser, skurczył się z miną skarconego dzieciaka.

– Wasz krawiec w Warszawie mógłby czyścić sracze. Teraz nie zaprasowuje się klap. – Pogładził klapę swojej marynarki zaokrąglonej u dołu jak srebrzysty liść byliny.

Podejrzane musiały być warszawskie koneksje Leszka Omańskiego, do którego świty obok rosłych bandziorów należało kilku synalków komunistycznych ministrów. W lecie, nie obawiając się władz, wysiadywał i załatwiał szemrane interesy przy stoliku kawiarni połączonej z wejściem do restauracji Szanghaj na Marszałkowskiej. Nie miałem wątpliwości, że musiał mieć zapewnioną przez władze nietykalność. Będąc pewien, dawałem temu wyraz w swoim tekście.

„Czy można się dziwić – pisałem w tworzonej powieści – że dzieci rządzących peerelem komunistów, patrzyły jak przez szybę na rówieśników spoza ich uprzywilejowanej kasty? Tak mogli spoglądać arystokraci, na folwarcznych chłopów. Traktowali tych spoza własnych kręgów jak powietrze. Lepsze auta, niedostępne dla pozbawionych możliwości wyjazdów obywateli, przywozili z zachodu. Studiowali na znanych europejskich, a także amerykańskich uczelniach. Poznawali biegle obce języki. W przyszłości mieli zapewnioną pracę w centralach handlu zagranicznego, mogli zawierać biznesowe kontakty, otrzymywać wypłacane dewizami wysokie pensje, poznawać świat. Wszystko dzięki rodzicom zajmującym lukratywne posady na wysokich szczeblach komunistycznego aparatu władzy.

Opisywałem, ich rodziców. To oni na rozkazy NKWD mordowali niepodległościowe podziemie. Pomagali ograbiać Polskę. Władcy Kremla, w stosunku do trzęsących przed nimi portkami polskich zdrajców, zachowywali się według gangsterskich reguł: „wy ściągacie haracz, my zapewniamy wam ochronę”. Kierując się tą zasadą, wysysali gospodarki PRL oraz innych państw bloku wschodniego. Grabieżczy proceder odbywał się na pozór legalnie; na mocy umów handlowych usłużnie podpisanych przez rodziców tych, których opisywałem jako uprzywilejowaną młodzież. Z polskiego rynku prawie znikło mięso. Trudno dostępne były podstawowe artykuły konsumpcyjne. Na wschód wysyłano ogromne ilości żywności i innych produktów.

Pisząc o dzieciach zdrajców, snułem domysły, jak ich obraz i styl życia musiał wpływać na morale rówieśników. Wzbudzając zazdrość, burzyli wiarę w możliwość osiągnięcia czegokolwiek uczciwą pracą. Swą postawą dzieci komunistycznych aparatczyków zachęcały do konformizmu, nieuczciwego budowania karier. Zapisanie się do ZMS-u, później PZPR-u, stawało się jedyną drogą do jakiegokolwiek życiowego sukcesu.

W czasach, gdy tworzyłem paszkwil na komunę, nie mogłem wiedzieć o mającej nadejść w 1989 roku ustrojowej transformacji. To wtedy, przy tak zwanym okrągłym stole, część solidarnościowych przywódców dopuściła się zdrady. Domyślam się, że po wprowadzeniu stanu wojennego, nie jeden się załamał. Dla wielu samo uwięzienie musiało być wstrząsem. SB nie przebierało w środkach zastraszania. Esbeccy oprawcy straszyli wyrokami śmierci, posuwali się do bicia – między innymi stosując „ścieżki zdrowia”. Znęcali się psychicznie, strasząc okrutnymi konsekwencjami wobec rodzin internowanych. Z drugiej strony, w zamian za współpracę, przychylali uwięzionym nieboskłon. Obiecywali wolność i przywileje. Rozmiękczali ich na dziesiątki sprawdzonych sposobów. Ilu zdecydowało się zostać tajnymi współpracownikami pracującego jak dobrze naoliwiona maszyna esbeckiego i wojskowego aparatu niszczenia ludzi? To po dziś dzień dobrze skrywana tajemnica peerelowskich służb. Jestem przekonany, że do rozmów okrągłostołowych zaproszono przede wszystkim tych rozmiękczonych. Teraz nie mieli wyboru, musieli zaakceptować uwłaszczenie się komunistycznych wasali Moskwy. Ci ostatni i ich dzieci stali się głównymi beneficjentami nowej Polski.

Sarkastycznie brzmi oferta złożona społeczeństwu po transformacji:

„Chcesz .wsiąść do pociągu pod tytułem kapitalizm? Proszę bardzo: ukradnij pierwszy milion”...


* * *

Wprowadzenie stanu wojennego przygnębiło Polaków. Większość rodaków nie widziała dla siebie perspektyw na dalszą egzystencję. Kto mógł, uciekał na zachód. Niektórym udawało się zdobywać zaproszenia od znajomych i krewnych zza „żelaznej kurtyny”. Zostawali zagranicą odcięci od swoich rodzin, uzyskując azyl polityczny. Inni uciekali z opłaconych w Orbisie zagranicznych wycieczek. Zdarzały się przypadki terroryzowania pilotów rejsowych samolotów i zmuszania ich do lądowania w Zachodnim Berlinie na wojskowym lotnisku Tempelhof. Były to ryzykowne próby, groźne dla porywaczy i pasażerów. Doszło do tragedii. Eksplodował domowym sposobem sporządzony granat, którym porywacz chciał zastraszyć załogę i wymusić skierowanie samolotu na zachód. W efekcie kilkunastu pasażerów odniosło rany, poparzony wybuchem desperat zmarł.

Też rozważałem możliwość opuszczenia Polski. Jednak obok pisania wciągnąłem się w trening tenisowy syna. Zaprzyjaźniłem się z prowadzącym go w szczawieńskim klubie młodym trenerem. Zrobiłem kurs międzynarodowego sędziego tenisa. Powołano mnie do sędziowania pierwszych w Polsce turniejów satelitarnych. Wrosłem w tenisowe życie pierwszoligowego klubu.


* * *

Dwa lata po ogłoszeniu stanu wojennego do Dani wyjechał brat Radek. Zaprosił go mieszkający w Kopenhadze kolega żydowskiego pochodzenia, który opuścił Polskę w 1968 roku. Chciał się Radkowi zrewanżować. Przed kilku laty, podczas tanecznego wieczorku w największej młodzieżowej tancbudzie w powiecie, kolegę Żyda uderzył chuligan. Był w towarzystwie dwóch podpitych łobuzów, którzy rzucili się, by dalej tłuc chłopaka o semickich rysach twarzy. Byli na Żyda wściekli, bo jednemu z nich odbił ładną dziewczynę. Brat zareagował natychmiast, bił się z trzema naraz i pokancerował im facjaty. Bijatyka nabrała dużego rozgłosu. Stała się sensacją, bo jeden z pobitych agresorów o nazwisku Kopyto, miał opinię niepokonanego zabijaki. Uchroniony przed ciężkimi obrażeniami kolega Żyd, pomógł Radkowi. Znalazł dla Brata pracę w kopenhaskim klubie bokserskim. Kiedy po trzech miesiącach pojechałem do Świnoujścia po wracającego z zachodu Radka, zobaczywszy go, przez długą chwilę nie mogłem wyjść z podziwu. Z czeluści promu wytoczył się volkswagen garbus. Auto było lekko skrzywione, z powodu pękniętej sprężyny przedniego resoru. Z uchylonego okna kiwał do mnie Radek. To był pierwszy samochód w rodzinie. Jednak bardziej od garbusa, Radka cieszyło przywiezione trofeum. Wyciągnął z bagażnika złoty puchar i kopenhaską sportową gazetę. Było w niej zdjęcie przedstawiające duńskiego boksera, wręczającego chwilę po walce zdobyty puchar Bratu. To był gest wdzięczności za przygotowanie Duńczyka do walki, potem wachlowanie go w narożniku między rundami i podpowiedzi taktyczne, które okazały się kluczem do zwycięstwa.

zagrzewanie do walki.

Rok później Radek dostał zaproszenie do USA i ogarnęły mnie mrzonki, że jako pisarz także zarobię dolary... Brat bał się zabrać do samolotu moją niedokończoną antykomunistyczną powieść. Na lotnisku komunistyczne służby mogły zatrzymać maszynopis, nawet zaaresztować i uniemożliwić wylot. Wziął moje najlepsze opowiadanie. Obiecał je przetłumaczyć i podjąć próby złożenia ofert wydawcom.

Pewnie wyda się dziwne, jakim cudem bokserski trener może się wziąć za tłumaczenie na język angielski? Przecież pięściarzy inkasujących w głowy dziesiątki ciosów, powszechnie uważa się za osoby o niskim IQ. Jeszcze częściej spotykałem się określaniem ich jako pół-debili.

Tymczasem Radek, oprócz bokserskiego, miał za sobą długoletni trening umysłowy. Po naszych pierwszych latach boksowania, do pięściarstwa wrócił, będąc już na czwartym roku medycyny. Potem spacerkiem zdobył tytuł magistra AWF-u ze specjalnością: trener boksu. W klubie miał przezwisko Anglik, bo jako pasjonat tego języka, na wrocławskim uniwerku zdał egzamin CPR (biegłości w języku angielskim), organizowany przez filię uniwersytetu Cambridge. Uczył też parę lat angielskiego w ogólniaku. Radek dotrzymał słowa, opowiadanie przetłumaczył. Pomogli mu dwaj zaprzyjaźnieni emerytowani amerykańscy nauczyciele. Jednak w Los Angeles nie znalazł wydawcy. Brat podbudował mnie na duchu inaczej, wysłał kilka dolarowych czeków.

Nie zrezygnowałem z możliwości przywalenia komunie. W mojej głowie zrodził się diabelski plan. Radio Wolna Europa mówiło o publikowanych w Kulturze Paryskiej antykomunistycznych autorach. Podjąłem decyzję: „Pojadę do ambasady francuskiej. Tam muszą mi pomóc przekazać teksty do Paryża”. Poczułem przyjemny dreszcz emocji. Wyobraziłem sobie, że znowu, jak za czasów cinkciarskich, wetknę do kieszeni rulon kolorowych stufrankowch banknotów…

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 05.11.2019 09:17 · Czytań: 540 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 13
Komentarze
al-szamanka dnia 06.11.2019 12:27 Ocena: Świetne!
Cytat:
„Czy można się dzi­wić – pi­sa­łem w two­rzo­nej po­wie­ści – że dzie­ci rzą­dzą­cych pe­ere­lem ko­mu­ni­stów, pa­trzy­li jak przez szybę na ró­wie­śni­ków spoza ich uprzy­wi­le­jo­wa­nej kasty?

dzieci patrzyły
Cytat:
Swą po­sta­wą dzie­ci ko­mu­ni­stycz­nych apa­rat­czy­ków za­chę­ca­li

jw
Pozostałe potknięcia gramatyczne nie były już takie ważne ;)

Wiesz, Kaz, łyknęłam sobie porządną porcję waleriany.
Bo podczas czytania ciężko mi się zrobiło na sercu.
Jakie straszne to były czasy.
I jak mało ludzi do tej pory nie zdaje sobie sprawy, że okrągłostołowe rozmowy to była po prostu farsa.
Jaruzelski nie przyczynił się do zmniejszenia liczby ofiar. Dziś już wiadomo, że ZSRR odmówiła pomocy. Rosyjscy komuniści mieli dosyć własnych problemów, poza tym doskonale wiedzieli, że ich czas się kończy, że ustrój nie przetrwa, więc powoli przygotowywali się do rewolucji demokratycznej, ale takiej, aby stworzyć pozory własnego upadku, ale wyjść z tego miliarderami. Polska poszła tylko ich śladem.
Nie wszystkich przeciwników rozmiękczano.
Byli przecież TW, których uwiarygadniano, "zsyłając" do Arłamowa, gdzie pławili się w luksusach niedostępnych dla 99% Polaków. I tym "bohaterskim" nieszczęśnikom dalej wiedzie się świetnie. Prawdziwych opozycjonistów takich jak Morawiecki nękano, wyrzucano z kraju, bo nie dali się przekupić i w związku z tym nie byli przydatni.
Jak się rzeczy mają zrozumiałam, gdy na premiera wybrano Mazowieckiego, a potem ta jego pamiętna gruba kreska, która była niczym innym jak rozgrzeszeniem komuchów i przyzwoleniem na ich rabunkowe wzbogacanie się.
I nic nie było w stanie tego przerwać, bo słowa "panowie, policzmy głosy" nie dawały szansy, aby ludzie sprawiedliwi w końcu zaprowadzili porządek.
Za to układy pozwoliły chociażby na to, aby osoba, która podpisała się kiedyś pod żądaniem ugrupowań artystycznych domagających się kary śmierci dla oskarżonych przez komunę księży, osoba, która wielbiła w swoich wierszach Lenina, Stalina i zbrodniczą partię, żeby ta osoba dostała literackiego Nobla.
Podejrzewam, że mój dziadek, który większość krewnych stracił w Katyniu, zaciekły antykomunista, przewrócił się w grobie.

Jak widzisz, nie tylko Ty masz takie, a nie inne poglądy.
Być może urażamy naszym pisaniem niektóre osoby... ale tylko dlatego, że same nie zadały sobie trudu, aby zrozumieć - z lenistwa, z podatności na przewrotną propagandę lewicy, z nieuzasadnionej nienawiści.

Twój tekst wzburzył mnie, bo czytając, znowu sobie pomyślałam, że przecież nie tak być miało.
Najgorsze, że zawsze stoi za tym człowiek.

pozdrawiam :)
Kazjuno dnia 06.11.2019 19:03
Urocza Al-Szamanko
Dziękuję za tak długi i świetny komentarz.
Pierwszy akapit, w którym podważyłaś usprawiedliwienie Jaruzelsliego zmienię!
Masz rację! Tak,
przyznaję się, kiedyś miałem tego rodzaju wątpliwości. Komunikaty
radia Moskwa słyszałem w końcu sierpnia 1981 roku. Ale sytuacja na świecie zmieniała
się dynamicznie. Byłem wtedy na wakacjach, na Helu. Stary gruchot - aparat radiowy
u gospodyni, wynajmującej mojej rodzinie pokój, nie odbierał innych stacji, więc
uległem zastraszającej propagandzie. Na sowietów wtedy spadały sankcje za wojskową interwencję w Afganistanie.
Kreml nie wytrzymywał finansowo wyścigu zbrojeń. Regan opanował możliwości ataku z kosmosu, a u
kacapów panowała nędza. Było jak napisałaś: sowiecka Rosja powoli szykowała się do
przejścia na gospodarkę rynkową I grabież swego społeczeństwa, by stworzyć oligarchów (Ichnich Kulczyków, Krauzów i Guzowatych – a nawet znacznie zamożniejszych).
Współczesne badania uczciwych ipeenowskich historyków, dowiodły, że Jaruzelskiemu dano wolną rękę. Tkwiłem więc w błędzie.

W przedmowie napisałem: “Przykro mi jeśli niektórych uraziłem”. Teraz uściślam: Przede wszystkim tych, którzy dali się oszukać propagandzie. Mniej tych, którzy są niedoukami i uważają się na znawców historii. Jeszcze mniej wyrozumiały jestem wobec tych, którzy zieją nienawiścią do reszty Polaków, nie godzących się z perfidnie spreparowaną historią alternatywną. Tą, którą wkręcano nam w mózgi w czasie okupacji sowieckiej. Niestety dalej lansowaną, przez umoczonych zdrajców, którzy chcą nadal odmóżdżać Polaków. Uczynić z narodu stado bezwolnych baranów, by samemu się nakraść i oddać nas w łapska krajów ościennych.

Za rozmiękczonych, Droga Al-Szamanko, uważam nie tylko złamanych internowanych solidarnościowców. Pomijając pretorian z obozu komunistycznej władzy, większość tajnych współpracowników to osoby, które złamała ubecja i esbecja, ale także ludzie bez kręgosłupów moralnych, samych zgłaszających się na kapusiów, by poprawić swój status materialny. Nabór szpicli trwał przez prawie pół wieku komuny. Bezpieka na wzór NKWD, potem KGB, chciała kontrolować wszystkich.

Twym snajperkim okiem dostrzeżone gramatyczne błędy już poprawiłem.
Jeszcze raz Ci Szamanko dziękuję. A najbardziej się cieszę, że dziarsko stoisz po stronie prawdy!

Serdecznie pozdrawiam


PS Muszę sprostować inny rzeczowy błąd, który popełniłem i zamierzam poprawić.
Otóż prawdziwa przedwojenna arystokracja, nie patrzyła na lud jak przez szybę, ani nie traktowała włościan jak powietrze. (Choć zdarzało się, że nie wszyscy bywali aniołami) W dobrym tonie na szlacheckich i magnackich dworach było dobre traktowanie służby, także akcje filantropijne wobec biedoty.
Chamskie i instrumentalne traktowanie, tych spoza kasty czerwonej burżuazji, przejęły "elity" noworyszy wywodzące się z hołoty, która po wojnie przejęła władzę.
Usunięty dnia 09.11.2019 20:31
Kazjuno,

no tak. Takiej nudy dawno nie czytałem. Nuda pogania nudę. I jestem zdziwiony, bo u Ciebie zawsze cos sie działo. A tu nic. Może dlatego, że to wyimek z większej całości. Ale jako samodzielną treść to komentuję. Nie ma tu żadnej akcji. Żadnej! Tylko pokazywanie, kto był świnią większą, a kto mniejszą. (A może na odwrót następnym razem i pisać, kto mniej się skurwił?) Tymczasem ja chciałbym czytać, coś, co mi powie o duszach tych ludzi, o emocjach, o ich wnętrzu!
Tak że dla mnie to nieinteresujący ciąg rozpaczy, jaki świat jest zły...

Błędy zaobserwowałem dwa:

Cytat:
mody warszawiak stał przed nimi dumnie w nienagannie na nim leżącym, mieniącym się srebrzystymi nitkami garniturze.

"na nim" niepotrzebne

Cytat:
To był gest wdzięczności za przygotowanie Duńczyka do walki, potem wachlowanie go w narożniku między rundami i zagrzewanie do walki.

2 x walki - pierwsze wywalić.

(Edit)
Tekst napisany bardzo dobrze. Bez udziwnień, adekwatnie do treści, czyli prosto. Tylko na przyszłość dawaj mniejsze fragmenty o polityce czy o postpeerelu, łatwiej będzie przełknąć.

Pozdrawiam.
Kazjuno dnia 09.11.2019 23:23
Antosiu Grycuku,

dzięki serdeczne za przeczytanie i ocenę. Także wdzięczny jestem za znalezienie
błędów, które oczywiście skoryguję.

Nie zgadzam się, natomiast z "druzgocącą" oceną.

Przyznaję Ci częściowo rację w jednym krytycznym aspekcie.
Cytat:
Może dlatego, że to wyimek z większej całości. Ale jako samodzielną treść to komentuję.

Może rzeczywiście, znając poprzednie moje kawałki oczekiwałeś wartkiej akcji i spotkał Cię zawód.
Jednak ten rozdział poświęciłem opisowi poruszonych tematów w pisanej książce. To będzie miało znaczenie w ostatniej fazie całej opowieści.
Napisałeś:
Cytat:
Tymczasem ja chciałbym czytać, coś, co mi powie o duszach tych ludzi, o emocjach, o ich wnętrzu!
.
Tu pisałem o sobie i o tworzonej książce, o targających mną negatywnych uczuciach na temat (wybacz za porównanie) "ryby psującej się od głowy". Rybą był PRL czyli Polska w tamtych czasach. głową władze peerelu. Napisałem skąd się wywodziły: ze zdrajców, którzy za władzę i przywileje pomagali kremlowskim okupantom sterroryzować nasz kraj zbrodniczymi metodami.

Kolejnym epizodem powyższego rozdziału były zaobserwowane zachowania ich dzieci. Domysłom Czytelników pozostawiłem dopowiedzenie sobie, jakie duchowe walory mogli mieć potomkowie morderców i przekupnych zdrajców, działających na moskiewskiej smyczy. Czyli w skondensowanej formie, sygnalizowałem wycinkowe treści jakie zawierała pisana książka.

Więc opisywaną "postacią" - porównajmy ją do gnębiącego naród monstrum - była komunistyczna władza. Oczywiście w (relatywnie) krótkim rozdziale zawarłem jedynie, pewne jej demoralizujące przejawy.
Czyli Jakbym stworzył skondensowaną auto-recenzję większej całości.

Dla Ciebie, Antosiu, powiało nudą. Dla naszej koleżanki Al-Szamanki przeczytanie tego rozdziału było mocnym przeżyciem. Wyraziła to w komentarzu, dała mi najwyższą ocenę.

Możliwe, że historia peerelu jest dla Ciebie nudnym tematem, pisząc jednak ten potrzebny mi do całości rozdział myślałem, że znajdą się Czytelnicy, których zainteresuję.

Pozdrawiam.
Marek Adam Grabowski dnia 13.11.2019 18:12
Niestety jest to jedna z gorszych części "gry". Wciągający klimat wcześniejszych (a przecież dla klimaty głównie ciebie czytam) jest coraz mniej widoczny. Nie widzę też więcej ciągłości z poprzednimi częściami. Nawiązania do obecnej polityki niepotrzebne. Ale, żeby nie było, że tylko marudzę jest to dobrze napisane, a zakończenie jest ciekawe...

Pozdrawiam
Kazjuno dnia 13.11.2019 22:51
Marku A. Grabowski.
Ponieważ twój koment pokrywa się prawie toczka w toczkę z komentarzem Antosia Grycuka, albo jest jego skróconą wersją, odpowiem cytując zawarte powyżej odpowiedzi:
Kazjuno napisał:
Może rzeczywiście, znając poprzednie moje kawałki oczekiwałeś wartkiej akcji i spotkał Cię zawód.Jednak ten rozdział poświęciłem opisowi poruszonych tematów w pisanej książce. To będzie miało znaczenie w ostatniej fazie całej opowieści.

Kazjuno napisał:
Tu pisałem o sobie i o tworzonej książce, o targających mną negatywnych uczuciach na temat (wybacz za porównanie) "ryby psującej się od głowy". Rybą był PRL czyli Polska w tamtych czasach. głową władze peerelu. Napisałem skąd się wywodziły: ze zdrajców, którzy za władzę i przywileje pomagali kremlowskim okupantom sterroryzować nasz kraj zbrodniczymi metodami.Kolejnym epizodem powyższego rozdziału były zaobserwowane zachowania ich dzieci. Domysłom Czytelników pozostawiłem dopowiedzenie sobie, jakie duchowe walory mogli mieć potomkowie morderców i przekupnych zdrajców, działających na moskiewskiej smyczy. Czyli w skondensowanej formie, sygnalizowałem wycinkowe treści jakie zawierała pisana książka.Więc opisywaną "postacią" - porównajmy ją do gnębiącego naród monstrum - była komunistyczna władza. Oczywiście w (relatywnie) krótkim rozdziale zawarłem jedynie, pewne jej demoralizujące przejawy.Czyli Jakbym stworzył skondensowaną auto-recenzję większej całości.

Kazjuno napisał:
Możliwe, że historia peerelu jest dla Ciebie nudnym tematem, pisząc jednak ten potrzebny mi do całości rozdział myślałem, że znajdą się Czytelnicy, których zainteresuję.


Dziękuję Ci jednak za przeczytanie i pojawienie się pod moim tekstem.

Serdecznie pozdrawiam
Madawydar dnia 29.11.2019 14:09 Ocena: Świetne!
To prawda. Tak było. Jestem świadkiem tej historii, bo w niej żyłem. Potępiam te czasy w całości. Trzeba takie rzeczy nagłaśniać i pisać o nich ku pamięci i przestrodze. To może i jest nudne, ale niestety do znudzenia należy o tym mówić, bo ciągle wśród nas Polaków (o zgrozo!) pojawia się ktoś kto tym historycznym prawdom zaprzecza.

Pozdrawiam

PS. Będę czytał dalsze części w miarę możliwości czasowych.
Kazjuno dnia 30.11.2019 14:48
Madawydarze! Kapitanie Żeglugi Wielkiej!
Bardzo Ci dziękuję za czytanie i wpis. Jeszcze bardziej się cieszę z Twojego moralnego wsparcia.
To, że za mną stoisz, krzepi na duchu, skłania do twórczej pracy.
Różnie bywa z moją literacką formą, nie zawsze kolejne części bywają porywające. Ale powyższą uznałem za potrzebną.
Może jeszcze w kolejnej i następnej publikacji Gry znajdziesz, coś bardziej zabawnego.

Ostatnio pojawił się dinozaur z zamierzchłych czasów, palnął o jakimś wyzwoleniu, które było przecież okupacją.
Serdecznie pozdrawiam. Ahoj! Kapitanie.
d.urbanska dnia 12.12.2019 11:15
No, to jestem :) Stwierdzam, że piszesz coraz bieglej, lepszy styl, chociaż nie wolny od potknięć i zwykłych literówek. Dla przykładu: "Mimo czu­cia od­ra­zy do ko­mu­ny" [opuścić czucia] ; "Prezydent Regan" [oczywiście Reagan] ; "Zaczęła puchnąć powieść, którą była" [która] ; "anegdoty doktora Broma o niechlubnej roli, spełnianej przez partyzantów AL" [o niechlubnej roli partyzantów AL] ; "nie jeden się załamał" [niejeden] ; "do Dani wyjechał" [Danii].
Tekst podobał mi się, nie uważam, że jest nudny. Czasem taki dłuższy opis stanowi świadomy przerywnik Autora w akcji i zmusza do refleksji. Pozdrawiam.
Kazjuno dnia 14.12.2019 00:40
D. Urbańska.
Ucieszyła mnie Twoja wizyta, no i bardzo mnie raduje, że rozdział się podobał. jestem też wdzięczny za świetną redaktorską pomoc. Widać, wysokiej klasy fachowca. Pewnie się zajmujesz redagowaniem profesjonalnie.
Oczywiście naniosę Twoje poprawki ale już nie dzisiaj.
Też pozdrawiam z całego serca i dziękuję
Kaz
Miladora dnia 10.05.2020 00:42
Opowieść nadal ma tempo, Kaz. :)
I pomimo długich wstawek politycznych nie jest nużąca. Rozumiem, że to tak ważna część życia narratora, że musi opowiedzieć, jakie było wówczas tło społeczne i polityczne.
A skoro mnie, która nigdy nie lubiła polityki, opowiadanie nie znużyło, to znaczy, że jest nieźle. ;)

Przy poprawianiu pamiętaj o tych drobiazgach:
Cytat:
Pre­zy­dent Regan opa­no­wał moż­li­wo­ści ataku z ko­smo­su

- Reagan -

Cytat:
(Ich­nich Kul­czy­ków, Krau­zów I Gu­zo­wa­tych – a nawet znacz­nie za­moż­niej­szych).

Nie sądzę, żebyś to musiał podawać w nawiasie.

Cytat:
w za­mian za współ­pra­cę, przy­chy­la­li uwię­zio­nym nie­bo­skłon.

- przychylali nieba -

Cytat:
się klu­czem do zwy­cię­stwa.
za­grze­wa­nie do walki.
Rok póź­niej Radek do­stał za­pro­sze­nie

Uciekły Ci słowa.

Aha - nie musisz pisać Brat, Rodzice, Ojciec dużymi literami.
Dodatkowo przydałby się mały szlif stylistyczny, no i oczywiście interpunkcyjny.
Ale zobaczymy, jak będzie wyglądał tekst po Twoich poprawkach. :)
Miłego. :)
Kazjuno dnia 10.05.2020 10:08
Milu.
Najważniejsze, że Cię nie nudzę, a obawiałem się, że rozbudowane polityczne wymądrzenia, nie zniechęcą do dalszego czytania. (Jak Antosia Grycuka - na przykład). Znając twoją szczerość, nie sądzę abyś lukrowała.
Więc krzepisz mnie na duchu, co też jest dla mnie ważne.

Naniesione uwagi i spostrzeżenia są dla mnie bezcenne.
Powiem Ci, że nanosząc poprawki, zmieniam duże litery na małe odnoszące się to poniżej zaleconej rady.
Cytat:
Aha - nie musisz pisać Brat, Rodzice, Ojciec dużymi literami.
.
Demonstrowanie przed czytelnikami jak bardzo "szanuję" najbliższych członków rodziny, też mnie uwierało. Jak najbardziej, byłem i jestem przywiązany do najbliższych, ale po co to manifestować. Zwłaszcza, że czytelnik ma to gdzieś, a sam siebie przedstawiam jako milusińskiego synusia i braciszka, którym wcale nie byłem.

Też, poza interpunkcją, staram się gdzieniegdzie poprawiać styl.
Czy skutecznie?
Okaże się w praniu, kiedy przeczytasz autokorektę(?).

Próbuję Cię "dogonić" czytany przez Ciebie tekst, jednak jestem znacząco w tyle.

Dziękuję i pozdrawiam, życząc miłej niedzieli, Kaz
Miladora dnia 10.05.2020 12:45
Kazjuno napisał:
nie sądzę abyś lukrowała.

I dobrze nie sądzisz, Kaz. :)
Bo niby dlaczego miałabym to robić, skoro nigdy nie robię?

Miłej niedzieli. :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty