W samo południe śmierć przychodzi najchętniej - Vivaldi
Proza » Fantastyka / Science Fiction » W samo południe śmierć przychodzi najchętniej
A A A
Serii "Płaszcz nieboszczyka" cz. I


Spojrzał na zegarek. Pięć po jedenastej. Słońce prażyło niemiłosiernie, zalewając Fort Quentin falą gorąca, od której gorsze były chyba tylko ognie piekieł. Starzy farmerzy, z krzaczastymi, od dawna nie strzyżonymi brodami kiwali się w swoich bujanych fotelach, oddając się nieróbstwu. Gromada dzieci goniła między budynkami jakiegoś bezpańskiego psa, rzucając w niego kamieniami, by po chwili powrócić, z wyraźnie nieszczęśliwymi minami, pod studnię, która w dni takie jak ten stanowiła swoiste centrum miasta. W saloonie jak zwykle, było gwarno i wesoło. Pito whisky, dyskutowano o nowym rozporządzeniu rządu, rudowłosa Lily śpiewała zmysłowo, przy akompaniamencie jednookiego Jima. Na drugim piętrze, - jak co dzień - młodziutka Elizabeth o mlecznobiałej cerze, doświadczona Tolly, Betty o jędrnych piersiach i inne dziwki dawały się rżnąć żołnierzom, bywalcom saloonu i poganiaczom bydła, spieszącym na wschód. Każdy sposób był dobry, by przetrwać kolejny dzień żaru lejącego się z nieba. Z twarzą opatuloną czarnym materiałem, w ciężkim płaszczu, stojący niemal w pełnym słońcu, lekko tylko skryty w cieniu, z pewnością musiał dziwić wchodzących do baru. Ale nie dbał o to. Upał mu nie przeszkadzał. Tylko oczekiwanie, aż słońce znajdzie się w najwyższym punkcie nieboskłonu, lekko go irytowało. Mimo to, musiał czekać.
Na zegarku wskazówki pokazywały trzynaście minut po jedenastej.
Cztery lata. Cztery lata włóczęgi, poszukiwań i zawodów. Długa droga, usiana masą trupów. Waszyngton, Nowy Orlean, Boston, Alaska... Każde z nich kuszące, pełne możliwości i ludzkiej niegodziwości. Świętości i nierządu. Sprawiedliwości i sadyzmu. I tej samej, niezmiennej, ludzkiej obojętności. Nie potrafił zliczyć, ile miejsc odwiedził, ilu ludzi pytał, ilu ludzi zabił... Nie pamiętał miast, twarzy, nazwisk, bo i po co było pamiętać?
Kto wie, jak długo jeszcze by szukał, gdyby jakaś młoda prostytutka, zarażona syfilisem, nie rozpoznała tej szczurzej twarzy, z długimi, szerokimi bokobrodami, krótkim wąsikiem i wąskimi szparkami oczu. Henry Wilcox - takie było jego imię. Trzydziestokilkuletni, niski, z niedowładem lewej ręki. Mówiono o nim, że bez mrugnięcia okiem oddał swoją żonę i młodą córkę do burdelu, gdy zaproponowano mu dobrą cenę. Bankier, który dorobił się na handlu porwanymi Indiankami, sprzedając je jako niewolnice lub tanie dziwki. Prowadził mały bank w Fort Quentin, pożyczając ludziom pieniądze na lichwiarskie procenty, otoczony kilkoma bandziorami, będącymi jego ochroną, przed którą lęk odczuwał nawet szeryf. Chytry, brutalny i nonszalancki, dzisiejszego dnia, w samo południe, miał odpokutować na wszystkie grzechy.
Była godzina jedenasta dwadzieścia siedem.
Tygodniowy pobyt w tej mieścinie wystarczył, by dowiedzieć się nieco o Wilcoxie i jego sposobie życia. Pracował w swoim banku przez cały tydzień, z wyłączeniem niedzieli. Przychodził zawsze pierwszy, zawsze około godziny szóstej, zawsze też opuszczał budynek jako ostatni, kiedy słońce skrywało się za horyzontem. Tylko w soboty pracował krócej, zamykając bank już w południe. Punktualny do przesady, pedantyczny do bólu i niewiarygodnie wręcz nieufny. Jego ochrona - sześciu bandytów, obeznanych z bronią i rabunkiem - nie odstępowała go na krok. Dwie strzelby i cztery rewolwery. Trzech z przodu, trzech z tyłu. Przechodzili przez ulicę, tuż obok kościoła, mijali zakład fryzjerski i wchodzili w ciemną uliczkę, wiodącą do dużego, przestronnego hoteliku, gdzie Wilcox wynajmował całe piętro, gdzie trzymał dziewczynki do towarzystwa dla siebie i swojej świty. Stamtąd nie ruszał się nigdzie aż do poniedziałku, kiedy zrywał się do pracy. I tak tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem. Uporządkowane życie, dla którego wyjście poza swoje ramy jest czymś nie do pomyślenia.
Przeszedł na drugą stronę ulicy, żeby mieć lepszy widok na kościół, z którego dochodziła pobożna melodia, grana przez młodego organistę. Wielebny Morris donośnym głosem zapytywał licznie zgromadzone gospodynie (i mniej licznie zgromadzonych mężczyzn) o to, czy będą pozwalały, aby w tym mieście panoszyła się zaraza taniej whisky. Uderzając pięścią w stół, duchowny pytał, czy to normalne, aby kusić spokojnych, przykładnych obywateli kieliszkiem trunku po pięć centów za jeden, wiodąc ich na pokuszenie i niechybne upicie się? Wtórowały mu sędziwe matrony, zrzędliwe kwoki, abstynenci i stare panny, wyrażające obawę o stan ducha swoich mężów, synów i braci, podczas gdy oni sami dbali o tego ducha w ramionach młodych sąsiadek lub pokojówek. Co prawda godzina, jaką wyznaczył pastor na nabożeństwo, była jedną z najgorszych, jakie mógł wybrać, ale to już problem wielebnego. Straty uboczne były nieuniknione. Jak zawsze...
Kwadrans do dwunastej. Kwadrans...
Poprawił colty w kaburach. Winchester schowany pod płaszczem był miłym mu ciężarem. Straty uboczne... Zawsze się zdarzały. Nigdy nie dało się ich uniknąć. Gromadka dzieci, która znalazła się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu; rodzina farmerów, która wybrała zły dzień na odwiedziny u sąsiadów; prostytutka, która nie mogła przezwyciężyć swojej ciekawości; kilka kobiet, które zdecydowały się na złe towarzystwo, w czasie powrotu z pikniku... Tego nie dało się uniknąć. Zresztą... kto by się tym wszystkim przejmował, kiedy cel jest na wyciągnięcie ręki? Wystarczy tylko wyciągnąć broń, nacisnąć spust i...
Pięć minut.
Z kościoła wychodzą pierwsi ludzie. Rozmawiają, krzyczą i gestykulują. Wokół biega gromada bachorów, liczących na łatwy łup, w postaci srebrnego dolara, którego da jakaś młoda, wrażliwa panienka... Tłum gęstnieje, z kościoła wychodzi coraz więcej ludzi. Pojawiają się jacyś poganiacze krów, pytają o drogę; pewnie chcą do golibrody. Wybucha sprzeczka, stara McNaggy okłada parasolką jakiegoś chłystka. Wszyscy tłoczą się niczym bydło, prowadzone na rzeź.
Dzwony na kościelnej wieży biją dwunastą.
Drzwi banku otwierają się. Najpierw wychodzi trzech ochroniarzy, potem Wilcox i reszta ochrony. Bankier o szczurzej twarzy zamyka budynek, ochroniarze rozganiają tłum. Ktoś krzyczy, wskazuje na warsztat kowala. Jeden z bandziorów odwraca się, widzi dwa colty wycelowane w tłum. Krzyczy i sięga po broń. Ale jest już na późno.
Padają pierwsze strzały...

***
Lustmord odwinął czarny materiał i sprawdził okular. Kula nie zniszczyła zatrzasku, ale szkło było popękane i ograniczało widoczność. Zapewne będzie musiał też naprawić tryby i kręgi szyjne, cicho skrzypiące przy każdym ruchu głowy. Ściągnął z siebie płaszcz, podziurawiony przez kule niczym sito. Nadawał się teraz tylko na śmietnik. Spojrzał na dzieło, którego dokonał. Wokół leżało kilkanaście trupów, kilka osób żyło jeszcze, pojękując cicho, łkając i wołając o pomoc. Wilcox i jego bandyci nie byli głupi; gdy tylko zobaczyli, co się święci, wpadli w tłum, licząc na to, że zamachowiec nie odważy się strzelać do ludzi wychodzących z kościoła. Przeliczyli się jednak...
Kule dosięgły najpierw ochroniarzy. Brali kobiety, zasłaniając się nimi jak tarczami, ale niewiele im to pomogło. Tu i ówdzie leżało ciało jakiejś dziewczyny, przestrzelonej na wylot. Stara McNaggy upadła z wyrazem zaskoczenia, kiedy pocisk urwał jej rękę. Wielebny padł, dostając trzy strzały w plecy od ludzi Wilcoxa. Białego Lumpy'ego - miejscowego żulika - wraz z jego odstrzeloną głową nie dałoby się rozpoznać, gdyby nie kraciaste spodnie, które nosił. Koło studni zginęła dwójka maluchów, zapewne chcących zaczerpnąć trochę wody. Na schodkach kościoła umierała zielonooka Elza, przytrzymując swoje wnętrzności. Podobno miała za tydzień wyjść za mąż... Lustmord przechodził obojętnie obok tego wszystkiego. Straty uboczne. Zdarł z jednego z trupów modny płaszcz, akurat na jego miarę. Co prawda rękawy były nieco przy krótkie, ale to drobiazg. Zniszczoną kamizelkę i koszulę zmieni później... Spojrzał w bok. W kałuży krwi leżał niewysoki, łysiejący mężczyzna, w staromodnym, brązowym garniturze, ze złotym zegarkiem i skórzaną walizeczką, z której wiatr powoli wywiewał banknoty studolarowe. Miał strzaskaną dolną cześć twarzy i rozerwane gardło, z którego jeszcze sączyła się krew. Gdyby nie wąskie szparki oczu, nikt nie domyśliłby się, że trup ten, to Henry Wilcox.
Usiadł pod studnią. Lusterkiem, zabranym od jednej z kobiet, zaczął sprawdzać swoją twarz. Poza pękniętą szybką w okularze i kuli tkwiącej w przewodzie wentylacyjnym maski, wszystkie mechanizmy w jego ciele wydawały się sprawne. Choć na pewno będzie musiał zdjąć żelazne płaty i ponownie je przekuć...
Nagle usłyszał ciche szczęknięcie. Odwrócił głowę w bok. Tuż przy nim stała mała, na oko dwunastoletnia dziewczynka, celując w głowę Lustmorda ze starej czterdziestki piątki.
Była cała brudna, przetłuszczone, ciemne włosy związała jakimś sznureczkiem, podobnie jak liche spodnie, zdecydowanie za duże na nią. Zaciskała swoje małe rączki na kolbie colta, podczas gdy z jej oczu spływały łzy.
- Pamiętasz mnie, potworze? - zapytała. - Pamiętasz, co mi zrobiłeś?
Morderca milczał, patrząc na dziecko.
- Moja rodzina... mieszkalismy niedaleko Bostonu. Mama, papa, dwóch moich braci. I Kathy. Dopiero co się zakochała w Rudym Jimie! Pamiętasz?!
Mężczyzna dalej nic nie mówił.
- Prowadzili małe gospodarstwo. Dopiero, co stanęli na nogi po zimie! Tata zawsze dużo pracował, żeby nam się dobrze żyło... On wcale nie lubił tego Honeckera, płacił mu tylko dlatego, że musiał. A ty go zabiłeś!
Milczenie.
- Zabiłeś ich! Wiem, że przyszedłeś tylko po Honeckera! Tylko po niego! Ale ty i tak zabiłeś wszystkich! Widziałam, jak strzelasz do mamy, jak przechodzisz koło Kathy, choć jeszcze żyła. Pamiętasz? Pamiętasz?!
Boston, Orlean, Alaska... Setki twarzy, setki nazwisk, setki trupów. Straty uboczne...
- Nie pamiętam - powiedział w końcu, spoglądając na dziewczynkę.
Dłonie zaczęły jej drżeć, łzy obficie spływały po policzkach. Lustmord wyciągnął rękę i odebrał dziecku broń. Obejrzał ją i sprawdził bębenek. Było w nim sześć kul. Odciągnął kurek i przystawił zimną lufę colta do czoła dziewczynki.
- Przybyłaś tutaj, szukając zemsty. - Zaczął; głos miał głęboki i metaliczny. - Przeżyłaś swoją rodzinę, żebrałaś na ulicach, aby mieć za co jeść; podróżowałaś, schowana w wagonach towarowych, lub ukryta przed kontrolerami przez stare kobiety; znosiłaś obelgi i wyzwiska ulicznych złodziei i chuliganów, może nawet sama kradłaś i sprzedawałaś się, sypiając pod gołym niebem, lub między żebrakami. Wszystko po to, aby mnie odnaleźć i się zemścić. Miałaś tyle siły, aby tu dotrzeć... Czemu nie byłaś w stanie pociągnąć za spust?
Zaległa długa chwila milczenia. Dziewczynka wpatrywała się w twarz oprawcy, ale ani w jego żelaznej masce, ani w szkle okularu nie dostrzegła żadnych uczuć. Żadnych emocji. Tylko zimną obojętność maszyny.
Nagle Lustmord wstał. Rzucił rewolwer na gorący piasek i ruszył w kierunku stacji kolejowej, odprowadzany przez nienawistne spojrzenie dziecka.
- Jak masz na imię? - zapytał, przystając na chwilę.
- Victoria.
- Posłuchaj... Dopóki nie osiągnę swego celu, nikomu nie uda się mnie zabić. Ale jeśli chcesz tego dokonać, musisz się nauczyć, jak to robić. Musisz się nauczyć bycia mordercą. Inaczej będziesz tylko przestraszonym bachorem, niczym więcej... Chodź. Pociąg przyjeżdża za dziesięć minut.
Victoria patrzyła, jak zabójca odchodzi, a wraz z nim jej marzenie o zemście. Wytarła rękawem łzy, chwyciła rewolwer leżący na ziemi i pobiegła za nim, zostawiając za sobą miasteczko i jego przerażonych mieszkańców.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Vivaldi · dnia 10.01.2009 18:25 · Czytań: 1003 · Średnia ocena: 3,29 · Komentarzy: 9
Komentarze
emilec12 dnia 10.01.2009 20:12 Ocena: Dobre
W zasadzie mi się podobało- przyszły mi na myśl stare westerny z Johnem Waynem:) Ale te trochę kiczowate próby zbudowania nastroju typu "długa droga usiana masą trupów" i ta ach doprawdy wzruszająca informacja o Elzie i jej niedoszłym małżeństwie... Bez tych tanich chwytów byłoby naprawdę bardzo dobrze:)
Miladora dnia 11.01.2009 18:56 Ocena: Dobre
Zaczyna się jak western niezbyt wysokich lotów, ale w miarę czytania, wciąga. Sprawdź interpunkcję, bo robisz błędy, popracuj jeszcze nad stylem - zwłaszcza weź na warsztat te najdłuższe zdania i skróć je.
Wyrzuć niepotrzebne słowa, czy określenia - w przypadku takiego opowiadania prostota jest o wiele bardziej przemawiająca.
Zgadzam się z Emilec, że może być bardzo dobrze po przeszlifowaniu.
:yes:
Adjes dnia 15.01.2009 08:27 Ocena: Bardzo dobre
początkowo trochę opornie mi wchodził, potem już dość płynnie, całkiem fajny klimat i te "straty uboczne".. ;]

ale jedno mnie zastanawia:
"- Przybyłaś tutaj, szukając zemsty. - Zaczął; głos miał głęboki i metaliczny. - Przeżyłaś swoją rodzinę, żebrałaś na ulicach, aby mieć za co jeść; podróżowałaś, schowana w wagonach towarowych, lub ukryta przed kontrolerami przez stare kobiety; znosiłaś obelgi i wyzwiska ulicznych złodziei i chuliganów, może nawet sama kradłaś i sprzedawałaś się, sypiając pod gołym niebem, lub między żebrakami. Wszystko po to, aby mnie odnaleźć i się zemścić. Miałaś tyle siły, aby tu dotrzeć... Czemu nie byłaś w stanie pociągnąć za spust?"

skąd gość mógł wiedzieć co ona robiła przez cały czas?
Tyler Durden dnia 18.01.2009 12:30 Ocena: Dobre
Zaczęło się nieźle, chociaż klimat westernu udało Ci się najwyżej liznąć w tym opowiadaniu. Za dużo napisałeś liczbami, a to nie wciąga ani trochę. Czytelnik nie chce statystyk. Takie na przykład "Dwie strzelby i cztery rewolwery". Dobra jest, ale coś o postaciach, co to za strzelby i rewolwery.
Fabuła prosta i szablonowa, ale dobra. Oczekiwałem południa, a tu na końcu taka kicha. Mrugnięcie okiem i po strzelaninie. Do tego zupełnie nierealistyczna postać dziewczynki. Pojawia się znikąd i miała być zaskoczeniem. "Starzejące się małżeństwo, dziadek, dwójka małych dzieci i dziewczyna, która ledwie się zakochała" - ona sama tak opisuje. Nie wyobrażam sobie takiego mechanicznego opisu u dziecka.
A no i mówiąc o "mechanicznych opisach". Niektóre w ogóle nie pasowały do westernu. Porównania do mechanizmów, masek, itp.
No i główna postać, zupełnie bezbarwna. Nie wiemy o niej wiele, a i tak jest kiepska wg mnie. Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z westernu, bo ja to uwielbiam. Pozdrawiam!
Vivaldi dnia 18.01.2009 12:53
Cytat:
Dobra jest, ale coś o postaciach, co to za strzelby i rewolwery

Doszedłem do wniosku, że nie bardzo jest sens pogłebiac jakos te postacie, skoro i tak są tylko pachołkami do odstrzelenia.
Cytat:
Fabuła prosta i szablonowa

Jak to w westernie ;p
Cytat:
Oczekiwałem południa, a tu na końcu taka kicha. Mrugnięcie okiem i po strzelaninie

Bo i też nie chciałem sie skupiac na strzelaninie. Raz, że nie byłem pewien, czy bede w stanie opisac to w sposób przekonywujący, a dwa, żeby ta strzelanina nie stała się najwazniejsza. Poza tym chciałem to zrobic troche jak Ford w "Dyliżansie" :p
Cytat:
A no i mówiąc o "mechanicznych opisach". Niektóre w ogóle nie pasowały do westernu. Porównania do mechanizmów, masek, itp. No i główna postać, zupełnie bezbarwna. Nie wiemy o niej wiele (...)

Nie jest to "czysty" czy realistyczny western (o ile oczywiscie western może byc realistyczny), ale western z elementami fantastyki, steam punku. A o głównym bohaterze nie chciałem zbyt wiele pisać (poza imieniem i tymi mechanicznymi szczegółami) bo prawdopodobnie jeszcze coś o nim napisze ;]
Za wszystkie uwagi dziekuję ;]
Tyler Durden dnia 18.01.2009 13:01 Ocena: Dobre
Czasem i te pachołki dobrze jest opisać dla lepszego efektu. Osobiście bardziej bym się wciągnął.
Jeśli chodzi o prostą i szablonową fabułę, to nie jest wada. Tylko trzeba jak najwięcej z tego wyciągnąć, np. dzięki ciekawym postaciom.
Jeśli chodzi o strzelaninę, trochę akcji by nie zaszkodziło jak dla mnie;)
Te opisy na mnie nie zadziałały, bo i tekst krótki i w klimat nie zdołałem odpowiednio wejść. Pisz dalej, pewnie mi się uda. I "napraw" główne postacie, bo nie zrobiły wrażenia na początku. Ale zachęcające na przyszłość, może dlatego, że też lubię western. Zajrzyj do mnie, napisałem już dwie części:smilewinkgrin:
Usunięty dnia 24.01.2009 18:37 Ocena: Bardzo dobre
Raczej nie przepadam za westernami, ale już po pierwszym akapicie mnie wciągnęło. Podobały mi się i "tanie chwyty" i "bezbarwność" głównego bohatera. Według mnie wszystko trzyma się kupy i wypada tak "naturalnie", z wyjątkiem tekstu dziewczynki, który brzmi jakoś dziwnie. Z chęcią czytałabym dalej.
TomaszObluda dnia 06.03.2009 09:28 Ocena: Dobre
Orlean - jest we Francji. W USA Nowy Orlean. A zgaduję, że podróżował po USA, bo wcisnąłeś to miasto, między amerykańskie metropolie. Poza tym Alaska,też tak dziwnie bo wymieniasz miasta, a później stan.np Anchorage, by pasowało, każdy by skojarzył,ale to nie błąd. Tylko sugestia./

Cytat:
kuszące, pełne pokus, pełne możliwości
-powtórzenia,zwłaszcza kuszące i pełne pokus. To znaczy to samo.

Cytat:
Henry Wilcox - takie było jego imię.
i nazwisko.

Nie chce mi się bawić w wymienianie powtórzeń. Czytało mi się całkiem ok, jakaś tam historia jest. bohater ciekawy. tylko tak zj... victoria i ta końcówka, że ma ją uczyć zabijać mhm. dla mnie trochę to naiwne. ale looknę na drugą część. - dobre
Jack the Nipper dnia 07.03.2009 19:23 Ocena: Dobre
Cytat:
Ale nie dbał o to. Upał mu nie przeszkadzał. Tylko oczekiwanie, aż słońce znajdzie się w najwyższym punkcie nieboskłonu, lekko go irytowało. Ale


Sugeruję, aby nie zaczynać kolejnych zdań będących tak blisko siebie od "Ale".

Cytat:
kuszące, pełne pokus


Dla mnie masło maślane

Cytat:
którym mówiono, że bez mrugnięcia okiem oddał swoją żonę i młodą córkę do burdelu, gdy zaproponowano mu dobrą cenę. Bankier, który dorobił się na handlu porwanymi Indiankami, które


którym - ktory - które - powtórkowo

Cytat:
Uderzając pięścią w stół duchowny


Uderzając pięścią w stół, duchowny - konieczny przecinek

Cytat:
była jedną z najgorszych, jakie mógł wybrać, ale to był już problem wielebnego. Straty uboczne były


była - był - były - powtórkowo

Cytat:
bydła, pytają o drogę; pewnie chcą do golibrody. Wybucha sprzeczka, stara McNaggy okłada parasolką jakiegoś chłystka. Wszyscy tłoczą się niczym bydło


bydła - bydło - razi to powtórzenie

Cytat:
które nosił. Koło studni zginęła dwójka maluchów, które


2 x które

Cytat:
jego maski, wszystkie mechanizmy w jego


2 x jego

Cytat:
pamiętam. - powiedział


zbędna kropeczka

Cytat:
imię? - Zapytał, przystając


zapytał - mała litera.

Cytat:
Posłuchaj.. Dopóki


kropka za dużo lub za mało

Za prosto to wszystko wyszlo. To znaczy - ja sie domyslam, ze ta prostora ma uzasadnienie, pif-paf i już, ale problem polega na tym, że sie domyslam, a nie przeczytalem tego u Ciebie.

Więc db.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty