Odcinek 14
- Mniam, mniam, dobra kapustka - powiedział Sagit-bej przegryzając się na powierzchnię.
- Wolałbym kwaszone ogóreczki, albo śledzika z cebulką - rozmarzył się Vald. - No i żeby było czym popić...
W tym momencie Baba Jaga otworzyła beczkę.
- NIE!!! Całą kapuchę mi zeżrą! Wynocha!!! Wont mi z beczki do klateczki!!! Skoroście zjedli zapasy, pożrę was zamiast kiełbasy!!!
Naszym bohaterom zrzedły miny i pokorniutko wyczołgali się z drewnianego schronu, zachlapując podłogę sionki kapuścianym sokiem. Stanęli jak dwie zmokłe kury (a raczej koguty) przed Babą, a ona nawet bez okularów nareszcie dostrzegła, że nie ma do czynienia z lekkostrawnymi dziećmi, ale z pokaźnymi, wysokoprocentowymi dryblasami, którzy niewątpliwie usiedli by jej na wątrobie, przyprawiając o niestrawność i kolkę żołądkową.
- O ja nieszczęśliwa!!! - ryknęła płaczem. - Nie mam omasty! Nie mam kapusty! Oj będę miała brzuszeczek pusty!!!
Panowie popatrzyli po sobie.
- Głupio wyszło. Tak babinę objeść... - bąknął Valdo. - Trzeba to jakoś naprawić...
Prędko wysuszyli odzież i ruszyli do lasu, gdzie upolowali kilka zajęcy, saren, dzika i Jasia z Małgosią na dodatek. Nazbierali też jagódek, grzybów i innych pyszności. Zanieśli to wszystko Babie Jadze, która niezmiernie się ucieszyła.
- Oj, synkowie moi złoci, dostaniecie coś od cioci. Gdy do domu długa droga, pomoże Jaga nieboga!
I pomogła.
- Kurna chata! - powiedział Valdoniusz wściekle. - Ale nam dała!
Spojrzał na Sagit-beja objuczonego wiechciami suszonych ziół i skrzywił się z niesmakiem.
- Zamknij się! - rzucił ostro Sagit, wąchając badyle. - Nie znasz się, głupku. To same zielska na potencję. Wiesz jaką forsę zbijemy?!
- Szkoda, że nie marychna... - westchnął Valdo, ale po chwili wyraźnie się ożywił. - Masz rację, Sagit, jak się pomyśli o tych wszystkich impotentach... I w tym miejscu Valdo z zachwytem pociągnął nosem.
- Mówisz o tych z Portalu? - spytał nieufnie Sagitbejpasza.
- O tych, czy nie o tych... - wykręcił się Valdunio. - Wszystko jedno, pecunia non olet.
- Wolałbym omlet - jęknął Sagitus i pomacał się po burczącym brzuchu, a potem wyciągnął rękę...
- Nie!!! Sagit! Nie wygłupiaj się! - wrzasnął Vald of Castle. - Nie żryj tego!
Ale niestety było już za późno. Sagitbej właśnie poczęstował się PASZĄ!
Jakże łatwo było im teraz wrócić do domu. Sagitbej obrócił się kilka razy wokół własnej osi i pewną częścią ciała poddaną mocy ziół, jak wskazówką kompasu wskazał kierunek - Kopciuszek.
- Sagit, a może byś jednak zaczął myśleć głową? - zapytał zbulwersowany Valdencjusz, gdy Sagita obróciło pionowo w dół.
- Ja myślę! - wykrztusił Sagitpasza. - Tylko przeważyło mnie, niestety...
- No to jak teraz znajdziemy właściwy kierunek? - zmartwił się Valdon.
- Zjedz trochę tego świństwa - zaproponował Sagit, uśmiechając się złośliwie i nie przypuszczając nawet na chwilę, że sprowokowany w ten sposób Vald sięgnie natychmiast po sporą kępkę zielska.
- Niech cię szlag! - sapnął Valdoniusz zrównując się z ziemią. - Teraz pozostaje nam już tylko czołganie się...
Nie zdawali sobie sprawy, że "wskazówki" skierowały się we właściwym "kopciuszkowym" kierunku, tyle że kobieta ich marzeń znajdowała się na drugiej półkuli. Nie wiedzieli też, że wybuch rzucił ich w pobliże miejsca w które dostali się przez ziemny tunel Krecik z Kaczuszką.
Tymczasem te kochane portalowe zwierzaczki siedziały właśnie na wysokim kopcu ziemi i z lekką dezorientacją rozglądały się wokół. Wkrótce Kaczuszka dostrzegła czołgającą się dwójkę bohaterów i kwaknęła.
- No tak, ledwie chwila minęła od wybuchu a ci już zdążyli się zaprawić!
Sagitbej i Valdo poderwali głowy i spojrzeli w górę, a tam spotkali pełen dezaprobaty wzrok Imbirowej Ptaszyny.
- No, to nie tak... - zaczął Valdo, ale Sagitbej wymierzył mu kuksańca i mruknął - Już lepiej udawajmy pijanych.
- Wiadomo - zgodził się Valdo. - Kaczki nie przegadasz.
- Nie przekwakasz - sprostował Sagit i spróbował się podnieść.
Na ten widok na dziób Imbirowej Kwaczyny wypełzł najbardziej ognisty z możliwych i autentycznie dziewiczy PĄS, po czym Kaczuszka skromnie spuściła wzrok ku ziemi. Niestety, dość niefortunnie, ponieważ Valdo właśnie był przewrócił się na wznak.
- O, kwak - pisnęła Kaczka i szybko popatrzyła w niebo.
Też niefortunnie, ponieważ właśnie w tym momencie nadleciał RYBA z ReQinkiem pod pachą, a właściwie pod skrzelem (znudziło im się pływanie i chcieli spojrzeć na Ziemię z lotu ryby), no i oczywiście wylądowali Kaczce prosto na głowie. Można by powiedzieć, że ściągnęła ich wzrokiem, choć to raczej bazyliszek takową moc posiadał. W każdym razie runęli jak kamień i to nie w wodę, tylko na łeb, na szyję Kaczce.
W rezultacie tego bliskiego spotkania z całkowicie zidentyfikowanym obiektem latającym, Kaczuszka Imbirowo-Bazyliszkowa chodziła przez parę dni nieco przypłaszczona. Straciła też kilku wielbicieli...
Jednocześnie Krecikowi zakręciło się w głowie, aż gwiazdy zobaczył...
- Gwiazdy - pomyślał. - Jak nic Święta idą. I wszyscy kochają Krecika...
- To najlepsze życzenia.. - wymamrotał jeszcze i padł u nóżek Kaczuszki.
Ostatnią jego, choć nie całkiem już świadomą myślą było - Ciekawe, czy dałoby się ją przerobić na latający dywan, taką płaską... Tylko skąd frędzelki wytrzasnę...
I tu czyjaś wyobraźnia podszepnęła mu odpowiedź - Z koronkowej narzuty po Babci. Odprujesz i doszyjesz do Kaczki...
I tym sposobem powstało kilka możliwości powrotu.
a) na latającym dywanie z Imbirowej Ptaszyny.
b) przez ziemny korytarz Krecika.
c) wpław, pieszo, autostopem itd.
d) żadna z powyższych (dopisać jaka).
Bohaterowie postanowili więc przeprowadzić głosowanie.
Smutna sprawa. Nie wiadomo, czy zdążą, ponieważ właśnie zdąża do nich, poszukujący swej Kosy Ponury Żniwiarz. Tylko czy znajdzie ją i kiedy - oto jest podstawowe pytanie egzystencjalne naszych, nieświadomych jeszcze tego faktu, bohaterów.
Ale niedługo już je sobie zadadzą i...
e) wyruszą na konkurencyjne poszukiwanie Kosy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
SzalonaJulka · dnia 05.03.2009 13:49 · Czytań: 1283 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: