polemika z Soczewicą
przed wiosną park traci nadmiar gałęzi
przestaje czytać listy z porzuconych butelek
wiatr przykłada wargi do szyjek z plastiku
i rozlegają się niedokończone wschody słońca
chłopcy walczą na niby z patykami w rękach
rozsypują śmiech który skrzętnie zbiera staruszek
razem z kawałkami drewna marzy by płomień
zaskwierczał wesoło jak dawniej gdy żyła żona
wieczorami duchy przodków sprawdzają
czy świat po zastępnikach wódki wiruje jak zawsze
szpary w niedomkniętej zimie chcą zatkać
kurwami ale to płoszy kawki i gawrony
depresje, smętki, koszmary spod warstewki lodu
mogą odpłynąć już tylko w przeszłość
niesione na wątłych ramionach
przebiśniegów