180 - valdens
Proza » Obyczajowe » 180
A A A

Odkochałem się w jednej chwili. Błyskawicznie. Jak dziś pamiętam ten szary, wiosenny dzień.

Wszystko zaczęło się pół roku wcześniej, późną jesienią.

Tak jak każdego dnia, snuliśmy się z kumplem z ulicy na ulicę, od sklepu do sklepu, od baru do baru.
Knajpy zapchane do granic możliwości, rozpierał dym papierosów i gromki śmiech panienek ze szkół średnich. Szkoła jest nudna, wiadomo.

- Zostajemy tu? - zapytał Rex z miną, jakby przegryzł cytrynę.
Spuściłem wzrok z wyświetlacza telefonu, w którego pamięci odnalazłem zagadkowe esemesy z soboty i rozejrzałem się dookoła.
- Ok. Siadamy przy barze... Fajna barmanka - stwierdziłem i schowałem do kieszeni komórkę.
Rozsiedliśmy się na wysokich, mało wygodnych hockerach i wlepiliśmy wzrok w kolorowe butelki drogich alkoholi. Nowa barmanka wyglądała co najmniej tak atrakcyjnie, jak Johnnie Walker Black Label .
Bez pośpiechu nalewała piwo jakiemuś klientowi i z uśmiechem Mona Lisy przyglądała się Rexowi.
Miała na sobie białą, obcisłą bluzeczkę, a pod nią, kształtne piersi z sutkami tak ją wypychającymi, jakby chciały spod niej wystrzelić. Ten widok wywołałby grzeszne myśli, chyba nawet u zakonnika. Wreszcie podeszła.
- Co dla was? - zapytała.
- Dwa Żywce na początek - poprosił mój towarzysz.
- A może na początek zapłaciłbyś kreskę? - zapytała grzecznie, lecz stanowczo.
- Jaką kreskę!? - rzucił zdziwiony Rex.
- Pięćdziesiąt sześć złotych - wyjaśniła otwierając zeszyt dług? - Ze soboty - dodała.
- Ty chyba jesteś jebnięta! - krzyknął Rex tak głośno, że słyszeli z pewnością wszyscy przy barze. - Chodź, idziemy stąd - zwrócił się do mnie. Stał już na nogach i poprawiał kurtkę.
Do drzwi na szczęście nie było daleko, więc nie musieliśmy długo słuchać stękań barmanki.

- Byłeś tu w sobotę? - zapytałem już na ulicy.
- Coś ty! Byłem w Manieczkach - wyjaśnił dość przekonywająco. - No chyba, że nad ranem - dodał po chwili.


   Ruszyliśmy w stronę deptaku. O tej porze bywało tam ciekawie. Młodzież akurat pryskała ze szkół i jak rwąca rzeka przelewała się w dół, w stronę rynku i PKS-u.
Czasem w tej szarej masie ludzi wprawne oko "rybaka", potrafiło dojrzeć całkiem zdrowe "rybki". Welony, bojowniki, skalary, gupiki i wiele innych gatunków o przeróżnych kolorach, kształtach, zapachach i smakach. Nie ważne, że łowiliśmy daleko od tropików, w krainie bez lazurowych plaż i koralowych raf. To właśnie tu znajdowaliśmy przepiękne okazy. Najpiękniejsze pod słońcem.
Już sam ich widok sprawiał nam wiele radości, ale oczywiście samym patrzeniem się człowiek nie naje. Dlatego uważnie wypatrywaliśmy tak zwanych "złotych rybek". Te, jak wiadomo, chętnie spełniają życzenia.

Wtedy ujrzałem JĄ. Dzieliło nas grubo ponad pięćdziesiąt kroków, ale już wtedy wiedziałem, że mam do czynienia z niecodziennym zjawiskiem.
Szła z dwiema koleżankami po bokach. Obracała głowę to do jednej, to do drugiej i zarzucała, jasnymi jak słońce w południe, długimi włosami.
W towarzystwie swoich co najmniej mało urodziwych koleżanek, wyglądała jak istota z innej planety. Jaśniała niczym brylant na szarym tle i to nie z powodu włosów, czy ubrania, ale przez jakiś dziwny, wewnętrzny blask.

Była coraz bliżej. Musiała poczuć mój wzrok na sobie, bo urwał jej się temat z koleżankami i spojrzała prosto na mnie. W oczy. Uśmiechnąłem się odruchowo, bo nigdy nie byłem najlepszy w zabawie "kto dłużej wytrzyma bez śmiania się".
Ona też uśmiechnęła się lekko.
- Znasz ją? - zapytał Rex, kiedy minęły nas dziewczyny.
- Nie - odpowiedziałem, odwracając głowę za siebie, żeby złapać inną perspektywę. Zmierzyłem łydki, uda i tyłeczek. Ten, zawsze był dla mnie najważniejszy. Dużo ważniejszy niż charakter, kiedy w grę wchodził jedynie przelotny romans.
- Niezła dupa - stwierdził kumpel.
Miał absolutną rację.


Z Kasią spotykałem się już od roku. Śliczna brunetka. Jej zalety mógłbym wymieniać godzinami. Jedyna wada - niewielkie piersi. Innych minusów nie stwierdzam. I co z tego? Co pomógłby jej nawet najwspanialszy biust? To nie piersi Kasi były naszym problemem. Ten siedział we mnie. Syndrom wiecznie głodnego samca - o tym mówię.
Jak chodziłem z brunetką, rozglądałem się za blondynkami. Kiedy chodziłem z blondynką, napalałem się na czarnulki. Gdy byłem z cycatą, szukałem takiej z małymi, a jak już ją miałem, znów śliniłem się na tamte. Przeklęta skaza charakteru! Może to dlatego, że w młodości miałem za mało miłości? Może za mało byłem bity? Nie ważne. Nikogo za to nie winię i w ogóle nie warto o tym rozmyślać, bo po co? I tak nic już tego nie zmieni. Jestem jak kogut, który nie wejdzie drugi raz na tę samą kurę, póki nie obskoczy całego kurnika. Dokładnie tak.

Kasia, jak można się łatwo domyślić, od samego początku nie miała ze mną łatwo. Stale podejrzewała, że ją zdradzam na prawo i lewo, ale było znośnie, bo nie wiedziała tego na sto procent. Dziewczyny mogą podejrzewać i żyje im się z tym całkiem dobrze, ale pewności mieć nie lubią.


Nadeszła zima. Mroźna zima. W dni powszednie rozgrzewałem się Kasią i marihuaną, a w weekendy chemią i innymi panienkami.
Blondynkę widywałem najczęściej na początku tygodnia, czyli wtedy, kiedy moja forma intelektualna, była bliska dna.
Nie miałem odwagi podejść do niej w taki dzień. Zresztą chyba żaden nie był dobry. Jestem stworzeniem nocnym. Księżyc dodaje mi mocy. Wtedy jestem zdolny do rzeczy niemożliwych dla śmiertelnika - nadludzkich wyczynów, podbojów... O wschodzie słońca czar pryska.Byłbym w stanie zaprzedać duszę diabłu, gdyby potrafił on rozciągnąć ciemności na całą dobę.
Blondyna uśmiechała się do mnie przy każdym naszym spotkaniu, coraz piękniej. Chyba tylko ślepy nie zauważyłby, że coś między nami iskrzy. Bo iskrzyło z całą pewnością, ale ja nie mogłem, nie potrafiłem do niej podejść!
Nie jestem nieśmiały, nigdy nie miałem większych oporów w kontaktach z dziewczynami, ale przy niej dopadał mnie jakiś dziwny paraliż! Doprowadzało mnie to do szału, tym bardziej, że koledzy szybko zauważyli, te żałosne, dziecinne podchody.
Opowiadali czego to, by nie zrobili z nią na moim miejscu. Gdzie, w jakiej pozycji i jakby jej się to podobało. Byłem wściekły! Jakby na to nie patrzeć - podważali moją męskość i odwagę. Ale nie to było w tym wszystkim najgorsze, ale to, że mówili o niej w taki sposób. Mówili o niej, jak o kimś zwyczajnym!
Czy nie dostrzegali, że jest inna!? Czy nie rozumieli, że tak nie wolno!? Według mnie za każdym razem, kiedy używali tych sprośności, profanowali istotę świętą. Do cholery! Oni bezcześcili ikonę!
Byłem gotowy walczyć z nimi na słowa, a nawet na pięści, lecz hamowałem swój gniew - z trudem, ale hamowałem.
Może oni zachowują się normalnie, a to mi odbija? - myślałem czasem.

Często myślałem o niej przed snem. Przypominałem sobie jej oczy, uśmiech, wyobrażałem sobie jej zapach... Wielokrotnie rozbierałem w myślach, ale nigdy, przenigdy do naga. Przecież to byłoby tak, jakbym rozbierał Matkę Boską!
Naprawdę nie wiem, czy nie dałbym plamy, gdyby kiedykolwiek dane mi, było zostać z nią w pokoju, sam na sam.

Z dnia na dzień interesowałem się nią coraz to bardziej. Powoli stawała się moją obsesją obsesją.
Sprawdziłem gdzie się uczy, dowiedziałem się, jak ma na imię, gdzie mieszka... Niemal każdego dnia, czaiłem się przy PKS-ach z przygotowanym wcześniej monologiem, kilkoma wersjami dialogu (w zależności od tego jak zareaguje) i mocnym postanowieniem: "Dziś idę śmiało!".
Skoro tylko pojawiała się na horyzoncie, serce zaczynało mi walić jak wściekłe, a wyćwiczona wcześniej kwestia, znikała w jednej chwili tak skutecznie, że zostawał tylko początek o treści: "Cześć" - i wielkie NIC.
Oczywiście "cześć" to o wiele za mało, żeby zrobić na pięknej kobiecie wrażenie. Doskonale wiedziałem, że pierwsze wrażenie jest szalenie ważne, ale w tym przypadku chyba, aż nadto się tym przejąłem.
Swoją pierwszą dziewczynę uderzyłem z głowy w nos na szkolnym korytarzu tak, że niemal się przewróciła, a mimo to narodziła się między nami miłość, która trwała, aż dwa lata. Pierwsze wrażenie zwaliło ją co prawda z nóg, jednak z całą pewnością nie było najlepsze.

Gdyby tak choć raz moja piękność się potknęła i przewróciła, to podbiegłbym i pomógł jej wstać. To byłby niezły początek. - myślałem. Jak na złość ona stąpała pewnie na swoich obłędnie zgrabnych nogach. Codziennie obserwowałem, jak znikają one na schodkach autobusu, który chwilę później odjeżdżał w siną dal.
Wtedy paraliż ustępował jak ręką odjął i mogłem wrócić do domu - zrezygnowany i pokonany.
W momentach ciężkiej desperacji myślałem nawet, żeby podbiec do niej i przyłożyć jej z główki i to nie niechcący, jak tamtej dziesięć lat temu, ale z prawdziwą premedytacją. Naprawdę zaczynało mi odbijać.
Pewien "mędrzec", widząc moje męczarnie podzielił się ze mną złotą myślą: "Pamiętaj, że nawet najpiękniejsza kobieta puszcza bąki i robi kupę."
Nawet to nie pomogło. Miłość to choroba - ciężka psychiczna dolegliwość. Są na szczęście na nią lekarstwa. Działają szybko, piorunująco. Wkrótce miałem się o tym przekonać.


Postanowiłem wziąć ją innym sposobem - na auto. Krążyłem gablotą po mieście - przy dworcu autobusowym, przed jej szkołą... Wyraźnie jej się to spodobało. Miałem nadzieję, że uda mi się kiedyś zatrzymać koło niej, opuścić szybę i wycedzić kozackie: "Hej. Podwieźć Cię?".
Jak na złość obiekt moich marzeń, zawsze chodził w towarzystwie, dwóch brzydkich jak noc przyzwoitek. Dlatego przestałem kursować.
Doszedłem też do wniosku, że "auto-szpan" na dłuższą metę nie ma sensu. Przecież, nawet gdybym codziennie jeździł nową furą, to ona i tak już szerzej nie mogła się uśmiechać. Choćby dlatego, że anatomia ust na to nie pozwala. Wiedziałem, że wszystko w niej krzyczy: "TAK, CHODŹ DO MNIE!".
Na co więc czekałem? Na co liczyłem? Chyba na to, że to ona pierwsza podejdzie! Zrozumiałe, że nie podeszła. Taka dziewczyna jak ona może przecież mieć każdego na skinienie palca. Ba, nawet tym palcem nie potrzebuje kiwać. Za sam uśmiech, nie jeden zrobiłby dla niej wszystko. Ja wskoczyłbym nawet w ogień.
Zdawałem sobie sprawę, że wszystko mi się w głowie pochrzaniło. Wcześniej żadna kobieta nie zmusiła mnie do większych wyrzeczeń, czy poświęceń. Teraz byłem gotowy klęczeć, tarzać się, pełzać...
Sprawa nie miała precedensu w całej historii mojego beztroskiego życia. Jakby na to nie patrzeć, w tej bajce to "rybak" wpadł w sieć "złotej rybki" i co gorsza, chętnie spełniłby nie trzy, a wszystkie jej życzenia, gdyby tylko zgodziła się, nigdy nie wypuszczać go ze swych sideł.

Musiałem w końcu coś zrobić. Jakikolwiek krok. Takie zawieszenie pomiędzy "tak", a "nie" ciągnęło się już o wiele za długo. Wiedziałem, że najrozsądniej, byłoby dać sobie z nią spokój. Miałem przecież dziewczynę. Kasia była wspaniała i dopóki nie pojawiła się blondynka, żyło mi się z "Kicią" bezstresowo, wesoło i luksusowo.
Przy całej masie swych zalet była też nadzwyczaj tolerancyjna. Jak żadna. Przymykała oczy na wiele spraw - nawet na moje weekendowe harce. Zdawała sobie przecież sprawę, ile chętnych panienek kręci się w dyskotekach. Doskonale wiedziała też, że nie należę do tych facetów, którzy odmawiają takim dziewczynom - zwłaszcza jeśli w dodatku są ładne. Ja nie odmawiałem nigdy. Przecież to niegrzecznie odmawiać potrzebującej kobiecie.
Która dziewczyna, poza Kasią, potrafiłaby się z tym pogodzić?
Gdyby nie "Blondie", żyłbym z moją dziewczyną długo, szczęśliwie i kto wie, czy nie do końca życia, bo wydawała się wymarzonym wręcz "materiałem" na żonę!
Potrafiła nieźle gotować, sprzątała (nawet w moim pokoju), kochała dzieci, kochała się kochać... Przed Kasią miałem wiele dziewczyn, ale tamte tak naprawdę, dobrze to umiały tylko malować paznokcie, oczy i usta. Kasia malowała tylko paznokcie, ale i tak przebijała wszystkie urodą. Nie ma ideałów? No może i nie ma. Cycki miała stanowczo za małe. Ale czy to mogłoby stanąć nam na drodze do szczęścia? Oczywiście, że nie!
Prawdziwym problemem, było tylko i wyłącznie moje chore uczucie do innej - prawdopodobnie także nie potrafiącej nic poza wyglądaniem.
Musiałem sprawę szybko i jak najkorzystniej zamknąć. Wymyśliłem trzy rozwiązania:

1. spróbować poruszać się po mieście tak, aby jej nie widywać i żywić nadzieję, że powoli mi przejdzie.
2. przełamać się, poznać ją, przelecieć, stwierdzić, że nic nadzwyczajnego i uwolniony od balastu żyć dalej z Kasią.
3. skonstruować trójkąt - Nie byłem pewien, czy Kasi spodobałoby się poszerzenie horyzontów, ale prawdopodobnie zgodziłaby się pod groźbą szantażu. Nie wykluczone, że wreszcie spodobałoby się to i jej, i "nowej".

Nie zdążyłem wcielić żadnego z trzech planów w życie, bo oto pojawiła się czwarta opcja, jakby samoistnie. Kończyła się zima. Ani zimno, ani ciepło. Na chodnikach ni to śnieg, ni to woda, słońce nijakie - ani białe, jak w zimie, ani żółte, jak latem. Skoro, "ani na sanki, ani popływać", zaczęliśmy jarać. Paliliśmy osiem dni w tygodniu, do rzeczywistości wracając dwa razy przez cały miesiąc. Pierwszy raz, jak policja zabrała nam samochód na parking strzeżony - za alkohol w wydychanym dymie, a drugi raz, jak pożyczonym autem wjechaliśmy w drzewo. Zresztą nawet wówczas stwierdziliśmy, że to drzewo w nas uderzyło pierwsze.
W takich okolicznościach prawie zapomniałem o niej.


Wszystko wróciło wraz z nadejściem wiosny. Na bulwarze prowadzącym do PKS-ów, jak kwiaty po deszczu wyrosły kolorowe parasole ze wszystkich polskich browarów i rozbrzmiała muzyka.
W tę i z powrotem spacerowały młode dziewczyny w przewiewnych sukienkach, uradowane, że wreszcie mogą pochwalić się rozkwitającą w nich kobiecością. Trudno było oprzeć się urokowi tej ulicy. Ja nie potrafiłem.
Przesiadywaliśmy tam każdej wiosny i mierzyliśmy śmigające panienki, czasem oceniając na punkty. Dziewczyny szybko odkrywały, że są obserwowane przez przystojnych jurorów. Zaczynały malować się, inwestować w ciuchy, fryzjerów, kosmetyczki... Ulica Rynkowa od południa do trzeciej godziny, zmieniała się w Aleję Gwiazd, niczym w Cannes. Z tą różnicą, że we Francji gwiazdy ogląda się przez jeden dzień, a na Pomorzu przez całą wiosnę.


Tego dnia siedziałem pod parasolem sam. Był poniedziałek. Piękna pogoda. Bezchmurne niebo przecinała tylko biała smuga odrzutowca Warszawa - Gdańsk.
Niewiele w sumie jeszcze działo, ale powoli zaczynał się desant ze szkół.
- Siemka czarnuchu! - usłyszałem.
Podniosłem wzrok znad miesięcznika "Laif". Po drugiej stronie niskiego płotka stał Jacek "Gruby" i Arek "Pies". Arek to stary imprezowy kumpel. Skąd ten pseudonim? Czy od nazwiska, czy od stylu życia? Nie wiem, nigdy nie wnikałem. A co do Jacka, to pochodzenie jego ksywki, nie jest tajemnicą chyba nawet dla idioty.
- Siema, wskakujcie - wskazałem krzesła.
Pokonali plot (Gruby ze sporym trudem). Przywitali się ze mną tym swoim, śmiesznym, murzyńskim sposobem (kolejności ruchów ręką chyba nigdy nie zapamiętam) i rozsiedli się wygodnie w plastikowych krzesłach.
Zaczęła się nawijka:
- Chyba pół roku ciebie nie widziałem - trochę przesadził, ale faktycznie minęło sporo czasu. - Musimy wyruszyć na jakieś dupeczki, jak kiedyś - dodał wyciągając paczkę L&M-ów.
- No raczej - odparłem.
- A gdzie teraz imprezujesz? Byłeś gdzieś w sobotę? - spytał odpalając papierosa.
- W Terminalu. Jak co tydzień.
- Pierdolić Terminal! Kiedyś też tam jeździłem z Rexem. Terminal, Ekwador, Odyseja... do porzygania! Znudziło mi się.
- Taa? I co teraz?
- Teraz? Wioski bracie. Na tych "techniawach" jest ok, ale jak się grubo naćpasz. A ile można? - i tu mnie zaskoczył, bo co jak co, ale nie spodziewałem się, że z jego ust usłyszę kampanię antynarkotykową.
- Wioski!? - roześmiałem się. - I co? Tańczysz w kółeczku przy disco-polo?
- Ej, nie jest tak źle. Za disco-polo to bym osobiście DJ-a zastrzelił. Słuchaj, muzyka jest pojebana... fakt, ale za to jakie towary tam się kręcą! I wszystkie najebane - winem i piwem. Zero dragów. Jedyni naćpani, to ja z Grubym. Mam ci tłumaczyć co robi alkohol z dupami?
- Hmm.
- No to ci wytłumaczę. W Terminalu wszystkie są tak nafaszerowane, że nawet jakbyś im fujarę przystawił do nosa, to i tak jej nie dostrzegą przez te ciemne okulary. - Wytłumaczył dość obrazowo. Przebarwił, ale musiałem przyznać mu rację.
- A na wiosce bracie... - kontynuował. - namierzasz najlepszą laskę, mówisz jej, że jesteś z miasta i już jest twoja! - zaciągnął się głęboko dymem - Tak jak teraz, nie Gruby? - dodał wypuszczając dym w kształcie okręgu w kierunku Jacka.
Jacek pokiwał wielką głową, nie spuszczając wzroku z wyświetlacza telefonu, i lekko się uśmiechnął.
- Jak jedziesz do Terminala, to se nigdy nie poruchasz, no prawie. A na wiosce - zawsze. W tą sobotę, rozumiesz... - I zaczął nawijać, jak nakręcony.
Przyszło mi na myśl, że musieli wciągnąć "mąkę" nosem na śniadanie.
Mówił, że zabrali z dyskoteki jedną pannę na domek. Opowiadał, ze wszystkimi szczegółami, jak posuwał ją całą noc i tak dalej - cały Pies.

Mało interesowało mnie w sumie to erotyczne opowiadanie Arka, bo czy to pierwsze takie słyszałem z jego ust? Co mnie obchodzi jakaś wiejska nimfomanka!?

Tymczasem ulica zaczęła ożywać, a na sześciu przystankach powoli gromadziła się młodzież.

Arek mówił dalej, ja patrzałem jednym okiem na niego, a drugim na przystanki.
Muszę przyznać, że z tego co opowiadał można, by napisać całkiem dobry scenariusz do pornosa. Dziewczyna naprawdę zaszalała i dała z siebie dosłownie wszystko, ale czy to mało już takich filmów? Oscara by raczej nie zdobył.
Najciekawsza była końcówka, gdzie okazało się, że nawet Gruby bzyknął ją nad ranem. Naprawdę trudno mi było w to uwierzyć.

Wtedy na horyzoncie pojawiła się ONA. Poczułem kołatanie serca i duszności.
Majestatycznie posuwała się na dół bulwaru z dwiema zmorami po bokach. Musiały być szczęśliwe, że mają taką koleżankę.
Każda brzydula ma, nie dające się przecenić, korzyści z takiej znajomości. Poznaje dzięki niej facetów, o których inaczej mogłaby tylko pomarzyć.

Dostrzegła mnie z odległości jakichś dwudziestu metrów. Wyglądała, jakby zobaczyła UFO. No, ale nic dziwnego, przecież nie widzieliśmy się świetlny rok. Uśmiechnąłem się szarmancko i czekałem wzajemność z jej strony. Tymczasem zareagowała dziwnie.
Na chwilę przystanęła, spojrzała za plecy i znów w stronę PKS-ów. Przeszła na przeciwną stronę ulicy, a stamtąd ruszyła szybkim krokiem w kierunku przystanków. Zostawiła daleko z tyłu swoje zdezorientowane, rozglądające się dookoła koleżanki.
Najwidoczniej niczego nie rozumiały. Tak samo jak ja.

Właśnie mijała nasze parasole. Patrzała prosto przed siebie. Nawet na ułamek sekundy nie spojrzała w bok.
Wreszcie dotarła na trzeci przystanek i usiadła na ławce. Chwilę później, dosiadły się do niej koleżanki.

Zrobiło się duszno. Nagle poczułem się paskudnie - jak ryba wyrzucona na piasek.
Mogłem zrozumieć, że ma do mnie uraz, ostatecznie to olałem ją wtedy. Ale żeby, aż tak!? Czułem, że teraz jest już "po zawodach" - definitywnie.

Arek nie przestawał ględzić, Gruby pisał esemesa swoimi tłustymi paluchami, a ja myślałem tylko o swojej głupocie. Już było po wszystkim - pozamiatane.
Nagle pociemniało. Wszyscy spojrzeliśmy na niebo. Nie wiedzieć skąd, ani kiedy, przyszły te chmury! Lazurowe przed chwilą niebo, było ciemne jak grafit.

- Oho! Zaraz pierdolnie - stwierdził Jacek.
"Oby porządnie" - myślałem. Było mi już wszystko jedno. Mógł spaść czerwony deszcz, stutonowy grad, żaby, mógłby zabić mnie piorun... Obojętnie.
Dla mnie świat się skończył minutę wcześniej.

Wstaliśmy od stołu. Gruby przeciągnął się, demonstrując przy okazji ogrom swego brzucha i krzyknął:
- Ty! Ona tam jest! Na pekaesach.
- Kto? - zapytał Pies, odwracając głowę w stronę przystanków.
- No ona! Ania, czy jak ona tam miała...

Zrobiło mi się słabo, ale musiałem zapytać:
- Na którym przystanku?
- Na trójce - odparł. - Blondynka w białej koszuli - usłyszałem...
GRZMOT I BŁYSK.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
valdens · dnia 06.06.2007 08:28 · Czytań: 1494 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 19
Komentarze
Satis-Verborum dnia 06.06.2007 22:02
Bogini, która była zwykłym człowiekiem... Czasem żyjemy jedynie wyobrażeniami o ludziach, zburzenie takiego obrazu jest dość drastyczne. No, ale cóż jak to napisał sam mauricjo SAMO ŻYCIE. Tekst bardzo dobry, ale zbyt szybko domyśliłam się końca;)
valdens dnia 07.06.2007 14:12
mauricjo "grozy"? Nie wydaje mi się, żebyś rzeczywiście akurat to słowo miał na myśli pisząc tego koma. Przecie to nie horror. W każdym bądź razie nie miał to być horror. Nie wiem, może mi coś nie wyszło :|
gabstone dnia 07.06.2007 20:51
Bardzo, bardzo realistyczna opowieść. Wersja poprawiona, co nie każdy zauważy. Lepiej napisana, niż poprzednia, bez błędów i lepiej się ją czyta. Dużo zyskała dzięki lepszej charakterystyce postaci Kasi. Ale dalej uważam, że mauricjo nie ma racji, nie widzę w tym opowiadaniu ani jednego elementu grozy...
valdens dnia 20.06.2007 05:29
To poprawiona wersja. Czy ostateczna tego nie wiem, ale myślę, że teraz da się już to czytać. Zapraszam każdego kto jeszcze nie przeczytał, a adminowi wielkie dzięki, że pozwolił mi wprowadzić zmiany. :p
luminka dnia 03.07.2007 14:04
Haha no faktyczni e valdens bardzo życiowe opowiadanie ;) Bardzo lubię czytać książki i opowiadanka pisane w pierwszej osobie przez faceta. Zawsze dobrze wiedzieć jak funkcjonuje mózg wroga ;) I że jednak tyłek jest ważny ;)
valdens dnia 05.07.2007 21:47
Więc powiem Ci coś jeszcze w pierwszej osobie - pupa potrafiła porządnie mi zamieszać w głowie :lol:
Mówcie sobie co chcecie - że to zbocznie, płycizna, zezwierzęcenie... a ja spotkałem u moich kolegów poważniejsze skrzywienia.
Niektórym podoba się u dziewczyny jej samochód, jej siostra, albo mama!
Dziewczyny tyłki do góry, hej! :lol:
waikhru dnia 17.08.2007 11:25
Od momentu pojawienia się kolegów pod koniec,zakończenie stało się dla mnie jasne:DMoże dlatego,że też mam zwyczaj kończyć w takim klimacie.To pierwsze Twoje opowiadanie,które czytam i chyba wybrałam na tyle dobrze,żeby czytać dalej.Teraz przebadam stan innych;)


Pozdrawiam serdecznie.
bury_wilk dnia 12.12.2007 07:56 Ocena: Świetne!
Z tych, które czytałem, to Twoje najlepsze. Świetnie przedstawiłeś bohaterów, fajnie, że są różni od siebie, super pokazany jest system myślenia.

No i zgadzam się z Tobą (choć nie ograniczyłbym się do tego jednego stwierdzenia - minimalistą nigdy nie byłem) "Dziewczyny tyłki do góry, hej!"
:D
valdens dnia 12.12.2007 11:19
A toś mnie, bury wilku, zadziwił. Zaczynałem już na tym opo "kłaść laskę" myśląc, że tylko mi się podoba. Z resztą desperacko ten tekst później dopieszczałem (na innym portalu jest w lepszej wersji), a i to nie wiele pomogło. Pytają tam tylko, a raczej okazują nadzieję, że główny bohater to nie ja, że nie mam z nim nic wspólnego, bo to facet z ich "koszmarów". Na co odpowiadam niegrzecznie, że mam, czy nie mam - moja sprawa i że mają się skupić na tekście, nie na autorze :/
wrr
Dzięki :)

Ahaa właśnie widzę, że na innym portalu też skomentowałeś (nawet zapomniałem, że tam też to dałem). Jeśli czytałeś tamtejszą wersję, to "obcowałeś" z najnowszą, więc wszystko si.
bury_wilk dnia 12.12.2007 11:57 Ocena: Świetne!
Eeee, przekładanie cech bohaterów na autora, to nie jest najmądrzejsze...
ginger dnia 02.05.2008 20:58 Ocena: Bardzo dobre
Czerwony kapturek ma podzielność uwagi i poradzi sobie ze wszystkim;)
Cóż... Chyba wybrałam opowiadanie dość brutalnie przedstawiające męski punkt widzenia... Wiem, że tacy panowie też chodzą po świecie, niejednego miałam okazję oglądać z bliska, ale wierzę, że to tylko odosobnione przypadki.
Poza tym ostatnio zauważyłam pewną rzecz. I w związku z Twoim opowiadaniem mi się przypomniała. Jeśli jakaś kobieta jest gwałcona, oddaje się na prawo i lewo, lub też po prostu jest nękana przez wszystkie możliwe kataklizmy, w 80% przypadków ma na imię Ania. A może ja tylko takie rzeczy czytam...
Generalnie mi się podobało, i oczywiście będę szukać w Twojej twórczości czegoś może "delikatniejszego"...
valdens dnia 02.05.2008 21:46
Skoro "delikatniejszego" to może "W taką ciszę..." Zapraszam! :)
milla dnia 02.07.2008 16:46 Ocena: Dobre
TYm razem uniknąłeś odzielenia story na dwie czesci. POdzieliłeś ją, jak dla mnie, na trzy:) Pierwsza część, do pojawinia się kumpli, miodzio. Wciągneła mnie po prostu. poczułam się zabita kogutem ,który... i tak dalej. Założyłam ostatnio kajecik na zote myśli i coś mi się widzi, z etrafisz tam i to nie jeden raz.
Druga część mnie zdenerwowała, była wkurzającym opóźniaczem akcji, choć ze wzgledu na opowiadanie musiała być. No więc doczytałam z nerwami trochę i... Nie zaskoczyłeś mnie zakończeniem. Warsztat jak zwykle OK, styl ,ęzyk, cokolwiek tam na tak, ale nie jestem usatysfakcjonowana jakoś do końca. I dobrze, bo byś ię wbił w dumę po Cosmic GAte:D
POzdro
valdens dnia 03.07.2008 11:32
No i bardzo dobrze. Już zaczynałem podejrzewać Cię o zauroczenie, a teraz mam jasność :) Bo miłość, jak wiadomo, jest ślepa.
bosski_diabel dnia 03.07.2008 11:51 Ocena: Bardzo dobre
nie zgadzam się,miłość nie jest ślepa tylko ludzie zamykają jej oczy :)
valdens dnia 03.07.2008 12:03
Miłość ma wielkie oczy? No tego już mi nie wciśniesz, bracie ;)
DamianMorfeusz dnia 03.07.2008 12:48 Ocena: Bardzo dobre
Styl - średni, jest kilka smaczków, cóż, norma u Ciebie ;), ale mnie nie zachwyca. Nie jest zły, po prostu szukam u Ciebie czegoś więcej, lepiej, fajniej :) Nie chodzi mi o udziwnienia i eksperymenty językowe, tylko... no cóż, ciężko to tak po prostu wytłumaczyć, bo czytam prozę i oceniam na podstawie odczuć podczas lektury. Styl urzeka lub nie. Twój zaciekawia i pozwala spędzić miło czas, masz te swoje złote myśli, ale czuję niedosyt.
Treść - moje klimaty, przynajmniej prawdę opowiadasz :) Cieszę się, że dzicz dyskotek poznałem tylko powierzchownie, bo mnie nigdy do niech nie ciągnęło, podobnie jak do narkotyków. Jedyne co dobre, to nachlać się i spędzić tam trochę czasu, bo jest muzyka :) Lub udać się tam z partnerką i potańczyć - to już bez alkoholu, przynajmniej nie w ilości wskazanej dla alkoholika weekendowego ;)
Prawda w oczy - tak trzymać.
P.s. - Pewnie, że najmilej patrzy się na tyłek ;)
Ginger - Przecież nie każda Ania jest gwałconą lub łatwą pindą ;)

I pytanie na koniec - co oznacza tytuł 180? Kto wie? Bo ja nie zczaiłem i dowiedziałem od autora
valdens dnia 03.07.2008 13:45
"po prostu szukam u Ciebie czegoś więcej, lepiej, fajniej"

Cóż, ja szukam u siebie tego samego :) Te wszystkie opowiadania to szkółka jazdy. Zarówno stare i nowe. Uczę się języka, przecinków, budowania napięcia, opisywania postaci i innych chwytów. To tak jak biegi, hamulec, sprzęgło, gaz... Mam wrażenie, że dopiero, kiedy opanuję to wszysytko, to będę mógł sobie porajdować tak naprawdę. Będzie better, faster, harder... ;)
(Opisałem to w "Sprzęgle" mniej lub bardzie udanie.)

p.s.
też jestem ciekawy, co to jest to "180..." :p
DamianMorfeusz dnia 03.07.2008 13:49 Ocena: Bardzo dobre
Każde opowiadanie to kolejna nauka jazdy, prawda? ;) Ech, z pisaniem jest tak, że człowiek nigdy nie przestaje się uczyć i odkrywać czegoś nowego w sobie. I całe szczęście :D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty