Niekończąca się opowieść...
Portal Pisarski » Wspólne Pisanie » Proza
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 24-12-2011 13:29
To było wczoraj, a dziś było tak samo. Ale jutro zobaczycie.
Następnie z wody wyszło gotowane jajko, które wcale nie było Ewą.
- Kurde, Żółwiu! Zróbmy coś obrzydliwie pięknego.
- Na przykład narysujmy różowego kotka.
- Jesteś sfiksowanym bogiem.
- A ty nabzdyczonym krasnalem, Stachu - Żółw szturchnął żołędzia rozeźlony, by wyrósł z niego wielki naprężony entuzjastycznym rozentuzjazmowaniem dąb i kiedy chciał go kopnąć znienacka zameczał. Już po chwili oboje gdakali całkiem perliście i szczebiotali na temat sinokoperkoworóżowych piór pewnej nietypowej latającej ryby, która miała zbawić świat
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił, jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
ekonomista Użytkownik
  • Postów: 252
  • Skąd:
Dodane dnia 24-12-2011 13:56
To było wczoraj, a dziś było tak samo. Ale jutro zobaczycie.
Następnie z wody wyszło gotowane jajko, które wcale nie było Ewą.
- Kurde, Żółwiu! Zróbmy coś obrzydliwie pięknego.
- Na przykład narysujmy różowego kotka.
- Jesteś sfiksowanym bogiem.
- A ty nabzdyczonym krasnalem, Stachu - Żółw szturchnął żołędzia rozeźlony, by wyrósł z niego wielki naprężony entuzjastycznym rozentuzjazmowaniem dąb i kiedy chciał go kopnąć znienacka zameczał. Już po chwili oboje gdakali całkiem perliście i szczebiotali na temat sinokoperkoworóżowych piór pewnej nietypowej latającej ryby, która miała zbawić świat
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił, jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk.
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 24-12-2011 14:27
To było wczoraj, a dziś było tak samo. Ale jutro zobaczycie.
Następnie z wody wyszło gotowane jajko, które wcale nie było Ewą.
- Kurde, Żółwiu! Zróbmy coś obrzydliwie pięknego.
- Na przykład narysujmy różowego kotka.
- Jesteś sfiksowanym bogiem.
- A ty nabzdyczonym krasnalem, Stachu - Żółw szturchnął żołędzia rozeźlony, by wyrósł z niego wielki naprężony entuzjastycznym rozentuzjazmowaniem dąb i kiedy chciał go kopnąć znienacka zameczał. Już po chwili oboje gdakali całkiem perliście i szczebiotali na temat sinokoperkoworóżowych piór pewnej nietypowej latającej ryby, która miała zbawić świat
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił, jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
ekonomista Użytkownik
  • Postów: 252
  • Skąd:
Dodane dnia 24-12-2011 14:30
To było wczoraj, a dziś było tak samo. Ale jutro zobaczycie.
Następnie z wody wyszło gotowane jajko, które wcale nie było Ewą.
- Kurde, Żółwiu! Zróbmy coś obrzydliwie pięknego.
- Na przykład narysujmy różowego kotka.
- Jesteś sfiksowanym bogiem.
- A ty nabzdyczonym krasnalem, Stachu - Żółw szturchnął żołędzia rozeźlony, by wyrósł z niego wielki naprężony entuzjastycznym rozentuzjazmowaniem dąb i kiedy chciał go kopnąć znienacka zameczał. Już po chwili oboje gdakali całkiem perliście i szczebiotali na temat sinokoperkoworóżowych piór pewnej nietypowej latającej ryby, która miała zbawić świat
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił, jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
wykrot Użytkownik
  • Postów: 333
  • Skąd: znad Tanwi
Dodane dnia 24-12-2011 14:45
pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną...


obrazki.elektroda.net/28_1324721063.gif
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 25-12-2011 15:51
...choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i...
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Wasinka Użytkownik
  • Postów: 4334
  • Skąd:
Dodane dnia 01-01-2012 21:23
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił, jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 05-03-2012 21:37
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił, jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Nalka31 Użytkownik
  • Postów: 879
  • Skąd: Syreni Gród
Dodane dnia 06-03-2012 13:59
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił, jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypychała mu kieszenie
Wiatr kroczy moim śladem. Nie, nie kroczy. To ja jestem Wiatr.

Nie mam na imię NATALIA ;)

http://zwiatrem-podwiatr.blogspot.com/

www.e-gify.pl/gify/lokomocja/statki/statki7.gif
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 06-03-2012 23:31
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił, jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypychała mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo.
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Wasinka Użytkownik
  • Postów: 4334
  • Skąd:
Dodane dnia 07-03-2012 09:28
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo) wystrzeliwujące spod sinych
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Nalka31 Użytkownik
  • Postów: 879
  • Skąd: Syreni Gród
Dodane dnia 07-03-2012 11:49
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo) wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców
Wiatr kroczy moim śladem. Nie, nie kroczy. To ja jestem Wiatr.

Nie mam na imię NATALIA ;)

http://zwiatrem-podwiatr.blogspot.com/

www.e-gify.pl/gify/lokomocja/statki/statki7.gif
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 08-03-2012 00:15
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo. Wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców atomowe kartofle zagłady
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Nalka31 Użytkownik
  • Postów: 879
  • Skąd: Syreni Gród
Dodane dnia 08-03-2012 00:31
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo. Wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców atomowe kartofle zagłady zmieniały się po chwili
Wiatr kroczy moim śladem. Nie, nie kroczy. To ja jestem Wiatr.

Nie mam na imię NATALIA ;)

http://zwiatrem-podwiatr.blogspot.com/

www.e-gify.pl/gify/lokomocja/statki/statki7.gif
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
olimpia Użytkownik
  • Postów: 3
  • Skąd:
Dodane dnia 08-03-2012 09:39
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo. Wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców atomowe kartofle zagłady zmieniały się po chwili w brylantowe kulki
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Nalka31 Użytkownik
  • Postów: 879
  • Skąd: Syreni Gród
Dodane dnia 08-03-2012 09:44
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo. Wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców atomowe kartofle zagłady zmieniały się po chwili w brylantowe kulki.
Egon to przewidział i
Wiatr kroczy moim śladem. Nie, nie kroczy. To ja jestem Wiatr.

Nie mam na imię NATALIA ;)

http://zwiatrem-podwiatr.blogspot.com/

www.e-gify.pl/gify/lokomocja/statki/statki7.gif
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
anek Użytkownik
  • Postów: 45
  • Skąd: Łódź/Warszawa
Dodane dnia 08-03-2012 10:30
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo. Wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców atomowe kartofle zagłady zmieniały się po chwili w brylantowe kulki.
Egon to przewidział i dlatego już dawno
[...] bo gdy kochamy, zawsze pragniemy być lepsi, niż jesteśmy...
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Nalka31 Użytkownik
  • Postów: 879
  • Skąd: Syreni Gród
Dodane dnia 08-03-2012 10:42
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo. Wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców atomowe kartofle zagłady zmieniały się po chwili w brylantowe kulki.
Egon to przewidział i dlatego już dawno przygotował sobie trzy
Wiatr kroczy moim śladem. Nie, nie kroczy. To ja jestem Wiatr.

Nie mam na imię NATALIA ;)

http://zwiatrem-podwiatr.blogspot.com/

www.e-gify.pl/gify/lokomocja/statki/statki7.gif
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
anek Użytkownik
  • Postów: 45
  • Skąd: Łódź/Warszawa
Dodane dnia 08-03-2012 13:04
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo. Wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców atomowe kartofle zagłady zmieniały się po chwili w brylantowe kulki.
Egon to przewidział i dlatego już dawno przygotował sobie trzy
małe , okrągłe szkatułki
[...] bo gdy kochamy, zawsze pragniemy być lepsi, niż jesteśmy...
Do góry
Autor
RE: Niekończąca się opowieść...
Nalka31 Użytkownik
  • Postów: 879
  • Skąd: Syreni Gród
Dodane dnia 08-03-2012 19:14
Dziewczęce rozważania przerwał grzmot nadchodzącej czarnej błyskawicy.
Rychu zamarł z ręką w morzu, gdyż chwycił ogon ryby latającej i w efekcie zarządzanie w bibliotece zyskało całkiem nowe możliwości. Oburzona ryba opluła Rycha ikrą i wrzuciła do cuchnącego silosu po kiszonce. Po chwili jednak Rychu odrodził się jako mała, niebieska landrynka wyssana przez żółwia w zeszły czwartek. Żółw wdeptał wszystkie zwierzęta morskie w muliste dno.
I to było najgorsze, co mógł uczynić, gdyż wówczas dupamacki sarmackiej ośmiornicy zawładnęły ciałem Stacha. Wpadł w trans i począł wieszczyć, wijąc się pełzająco w takt czardasza. Każdy palec wierzgał na inną melodię. Nos wydalał z siebie głos Żółwia, a w spodniach miał Lutra.
Rychu odwrócił się tyłem, ukazując porażający gromem piorun, wbity w sam środek spuchniętej łopatki. Luter wydostał się z ciasnej szpary w spodniach, by zamachnąć się szpadlem leżącym nieopodal zeschłego stogu gałęzi.
Jego tezy obrażały interes zarówno Adama, jak i innych biznesmenów, ale najbardziej urażony poczuł się papież myszy, Mysigor. Był niewątpliwie zadziornym organizatorem. Żółw mówił, że ekscytujące jest drażnienie Mysigora, gdyż staje się wówczas wyjątkowo buńczuczny oraz uroczy jednocześnie.
Z niesłabnącym przekonaniem peroruje o wyższości maluczkich nad Żółwiem i jego stworzeniem.
- Herezja i propaganda!
Rzucony zarzut wywołał reakcję w postaci eskalacji enigmatycznego egocentryzmu eksplodującego.
- Paszoł won durak
Na to kuriozum odezwał się Mysigor
-Job twoju mać
Pojawił się Hitler, a właściwie jego duch.
- Sieg Mysigor! - zagotowawszy się strzelił obcasami. - Ich habe gekommen!
Następnie rozpłynął się. Wrócił tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Żółw był zadowolony. Zachwycił się faktem, że potężny sojusznik wyleciał ponad poziomy. Kuriozum oscylowało wokół irytującego braku możliwości. Ale wracając - Żółw stwierdził, że ktoś - najprawdopodobniej musztardówka - pomalował jego ukochaną skorupę. Spowodowało to nagłą chęć krwawej zemsty. Wyciągnął ziemniaka, którym trafił Mysigora w potylicę, a potem rąbnął go skorupą. Zebrało się konklawe, zaczęło się głosowanie.
- Jestem za Żółwiem! - powiedział Egon Olsen.
- Ja za Rychem! - ogłosił spokojnie Żółw. Wtedy się zaczęło!
- Tylko nie Rychu! Nie zgadzam się! Rychu musi odejść!!! - krzyczał Belzebub, który zamanifestował drapieżnie swój sprzeciw po wyjściu za skorupy Żółwia.
- Spadaj Rychu - powiedział Egon Olsen. Następnie spojrzał na Żółwia.
- Żółw! Żółw! Żółw! - powtórzyło echo. Niemniej po chwili podreptało, ciągnąc za sobą podrygującą skorupę, ku zdumieniu wszystkich obecnych w kierunku Stacha.
- Kto zamawiał pizzę?! - pienił się Olsen. - Dlaczego jest bez karczochów, oliwek i cebuli?!
Wzburzony tym faktem zdjął perukę, a ta radośnie pofrunęła na poszukiwania czarodziejskiego karczocha do pizzy.
- Ty oszołomie... z karczocha to tylko serce jest do spożycia.
- Serce i mózg - mlasnął, drapiąc się po rozszalałym podniebieniu, które domagało się interwencji.
Znów powrócił jeszcze oddychający dostawca pizzy, a z nim wielki, szary wilk. Miał kły (dostawca trzymał je w pudle, z którego w dodatku wyjął śliczną, zieloną choinkę, ale po chwili namysłu uznał jednak, że nie jest ona śliczna. Nie ma się w niej czym zachwycać i zalatuje bezceremonialnie cebulą, która na dodatek wypycha mu kieszenie, śmiejąc się obłąkańczo. Wystrzeliwujące spod sinych od mrozu palców atomowe kartofle zagłady zmieniały się po chwili w brylantowe kulki.
Egon to przewidział i dlatego już dawno przygotował sobie trzy
małe, okrągłe szkatułki z ukrytym wewnątrz
Wiatr kroczy moim śladem. Nie, nie kroczy. To ja jestem Wiatr.

Nie mam na imię NATALIA ;)

http://zwiatrem-podwiatr.blogspot.com/

www.e-gify.pl/gify/lokomocja/statki/statki7.gif
Do góry
  • Skocz do forum:
Polecane
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]