Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Portal Pisarski » Książki i Filmy » Czytelnia
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
darek i mania Użytkownik
  • Postów: 68
  • Skąd:
Dodane dnia 12-11-2013 17:33
smakowity kąsek - mniam :)
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 17-11-2013 19:36
Coś z innej beczki ;)

Darek Foks - Haiku Birkenau

Wybrałem Pepsi, trzeci odcinek "Auschwitzowych psot",
emitowanych w naprawdę późnych godzinach
nocnych. "Kuśkę Masaja" z białym w roli głównej,
część pierwszą niezwykle wartościowego,
edukacyjnego cyklu "Miasto, kasa i kiełbasa" i "Darmową
lekcję języka Niebios dla rumianych dziewuch".

Udało mi się też obejrzeć kawałek "Swawolnego Pedała".
nowego magazynu kulturalnego dla debili, któremu
daleko do "Pedała z zasadami" sprzed lat. Widziałem
ekscytujący materiał o modelkach pod tytułem "Umrą
raczej za darmo". Po obejrzeniu "Aspiryny z Rzymu"
głowa mnie rozbolała. Mój od dawna ulubiony i
rewelacyjny Foks Pakovny nadal gra w "Pocałunku kosmity
o dwudziestu smakach". Mimo tuszy i nałogów
udało mu się przelecieć kosmitkę o imieniu Gloria. Ale tak
naprawdę i do bólu porzygałem się jak Polak
dopiero po ostatnim odcinku "Batmana w Katyniu".

(1998)
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Leszek Sobeczko Użytkownik
  • Postów: 1303
  • Skąd: Rydułtowy
Dodane dnia 27-12-2013 00:04
Piotr Gabriel Skorupa

Kosmopolita

Czesławowi Gawlikowi*

Założyłem chińską bieliznę,
Hiszpańskie, turkusowe skarpetki
Marki: Don Salvadore,
Amerykańskie spodnie: LEVIS STRAUSS
I włoskie buty.
Na maltańską koszulę
Naciągnąłem szetlandzki sweter
TRADE MARK.
Siedząc na kanapie
Design and Quality
IKEA of Sweden
Rozrzedzam greckie zaziki
Tureckim jogurtem,
Popijając to wszystko na przemian
To niemieckim i czeskim piwem,
To rosyjską stoliczną,
To francuskim calvadosem
I szkocką whisky,
Mieszaną z wodą mineralną
Ze źródła Spa, w Belgii.
Odliczając swój czas
Na szwajcarskim zegarku Delbana ,
Zapalam kolejnego papierosa Marlboro
- jakąś ukraińską podróbkę, z przemytu.
Marazm.
Za oknem moknie moja japońska toyota .
Na perskim dywanie plamy po brazylijskiej kawie Rio
I australijskim winie
( w szkło flaszki wtopiony był złoty kangurek),
Bo wczoraj zrobiliśmy libację.....
Śpiewaliśmy: Czerwony pas i że ojciec coś do swej Basi,
Aż przylecieli:
Marokanka zza ściany i ten ryży Kazach, z dołu.
Nie potrafili tego zrozumieć...
I dlatego chandrę mam k...., polską,
Zawsze polską,
Nigdy jeszcze nie miałem
Zagranicznej.

* Czesław Gawlik - muzyk, jazzman, działacz kultury,
przyjaciel młodzieży i dobry duch z Rybnika
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Esy Floresy Redaktor
  • Postów: 5986
  • Skąd:
Dodane dnia 05-01-2014 14:51
roz dma, misza
Martyna Buliżańska

(czasem jeszcze pisuję do Twiggy)

gdybyś wczoraj widział, jak ojciec wieszał płaszcze, Misza,
czerwiec był, drylowałyśmy wiśnie i matka miała na ustach zadrapania.
dłonie w spódnicy spuchły jak oczy, tylko że powieki nie potrafią
zagarniać pleśni w sypialnianym, gdy kołysze.

/przybyło mi piegów na twarzy, ojciec mówił, że gdzieś musi gasić cygarety.
w chłodne niedziele egezemowty dym uchodzi wolniej/

Misza, zabierz mnie do Jeruszalaim
- chyba Jezus nie pyta, kto dziś jest na obiad, Wala?
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Bozena B Redaktor
  • Postów: 764
  • Skąd:
Dodane dnia 05-01-2014 21:39
czerwień
Piotr Kuśmirek

pierwszy prawdziwie zimny dzień roku.
godziny wypaczone jak zwilgotniałe drzwi.
w igliwiu grasuje przymrozek. niżej pył dusi ścieżkę

a ona zaciska jak pętla wokół nagich do rdzenia drzew
i pękających krzewów

dzielimy się sypkim liściem zmierzchu, między sobą,
między Wszystkimi Świętymi a Nowym Rokiem

a on przykrywa nas i nasze gesty
szczelniej niż każda z możliwych i niemożliwych krucjat i zamieci

to jeden z takich dni, w których tężeje woda i wybucha powietrze:
jestem tutaj na miliony sposobów – w języku, w genitaliach, w mózgu.
cienie kładę odwrotnie, od strony gardła

[Dodano 14-01-2014 22:30]
* * *
Emil Laine

Czerwona jest krew ofiar i winowajców.
Trzaskają rury w malowanych minią mostach.
Zdania — mówi mi przyjaciel — powinny nawzajem się przebijać,
a w miejscu skrzyżowań pełno będzie lilii morderców.

Słońce jest nad zachodnim brzegiem, gdyby nie most,
musiałbym zostać po tej stronie nocy,
z krwią, w której krąży spojrzenie,
a serce wędruje po skórze.
Uprasza się o niedokarmianie trolli.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Trollowanie
http://pl.wikipedia.org/wiki/Netykieta
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Troll_internetowy
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
introwerka Użytkownik
  • Postów: 292
  • Skąd:
Dodane dnia 19-01-2014 19:50
Zawsze wiedziałam, że pisanie (i czytanie) jest sexy ;)


Marek K. E. Baczewski - Ars Poetica XXIII: Distilled from pure grain


I

zwykłe 100 gram Baczewski Kosher
z sokiem grapefruitowym
od tego zaczyna się opowieść
o powrotach wyobraźni do rzek dzieciństwa

zamyślony po kostki w piasku
mógłbym tam spotkać taką samą
od tysiąca lat staruszkę
łowiącą w sieć zmarszczek promienie słońca
przesypującą w wargach piasek kłamstw

wytężasz wyobraźnię - rzeczywiście
z biedakami czas obchodzi się jak z jajkiem

przesypując piasek
jego kanciaste owale
spiłowane przez lodowce i wiatry


II

Pierwsi rozpakowali tu bagaże właściwie na pięć minut,
chcieli wydoić klacze i obrządzić kobiety, podniecone
długotrwałą podróżą na oślep. Gdyby nie fatalna ulewa,
nie rozbiliby szałasów. Jakiś rąbnięty poszukiwacz borowin
odkryłby lecznicze walory krainy, nie dostrzegając,
i słusznie, ukrytych pod powierzchnią rędzin i dialektu,
jej archeologicznych możliwości. A jednak przyszło objawienie
deszczu i rozcieńczyło tych potencjalnych zdobywców Rzymu,
wynalazców piękna, ojców i zabójców rzeźbiarzy i papieży,
po okolicznych wzgórzach. Ich następcy byli rolnikami,
zdanymi na sarkazm tutejszego klimatu. Hodowali kozy,
garbowali skóry, rysowali swoje imiona na piasku.

Byli przysadziści, nerwowi, nieufni. Trwonili
i byli trwonieni. Płodzili nieostrożnie, niewinnie.
W latach nieurodzaju brali w nawias swe nowiutkie
rzymskokatolickie moralne narzędzie. Ich mity
miały niewiele fabularnych ułatwień, jakie dają
stulecia notatek. Po czterdziestce zapadali w erę
seksualnych zlodowaceń, próbując zebrać w jedną
przenośną mitologię wszystkie dostępne im opowieści.

Mieszkali wewnątrz języka, korzystali z jego
hydrauliki, z tektonicznych struktur. Zamknięci
szczelnie pod skorupą składni, zamieniali się
z czasem w niemal identyczne ziarna piasku.

Łączyła ich muzyka, przepływ z naczynia do naczynia,
łomotanie takielunku wiązadeł głosowych,
gdy wiatr napinał żagle pozostania;
uderzenia wioseł w kruchą taflę czasu.

Dobrze się czuli, pielęgnując tę świeżo oswojoną,
żywą rybę w ustach. Nienotowani, nieodnotowani,
odwoływani de nihilo przez nieścisłe "circa" kiełkującej
buchalterii, pełni ciepłego, soczystego życia,
jak mogli przypuszczać, że uda im się oswoić
pismo, które, jak mówi Pismo, mówi.

Kiedy uczyli się mówić, wydawało im się,
że trzymają w ręku małe, żywe zwierzątko
z bijącym serduszkiem, przerażone ich
niepoprawną wielkością, lecz usypiające
po chwili kołysania w ciepłej łódce dłoni.
Nie przypuszczające, że kiedyś przyszpilą je
do papierowej płaszczyzny sztyletem pióra.
Słowo było jeszcze wtedy ciałem - bolało,
zostawiało blizny, wilk wychodził z lasu,
czas opróżniał swój rezerwuar tęczowymi kroplami.


III

Stopniowo ich język strącał swe dosadne początki
na dno klarującego się roztworu. Wznieśli wododział
potoczności i spławiali słowa, przekonani święcie,
że siła kurtuazji przezwycięża skuteczność zaklęcia.

Czasem na szczyty kalekiej pamięci wspinał się
jakiś brodaty poeta, skazany na niską proliferację
swego genotypu i dydaktyczny poświst wiatru.
Obserwował pilnie, jak staczają się i jak cuchną,
jak giną, nie wydając semantycznej reszty, słowa.
I język odtąd, zraniony, nie wrócił do domu
i trwał w swej wieży latarnika, posępny i dumny,
dzieląc czas na onanizm i konserwację urządzeń,
jak Bóg sprawiedliwy w rozdawaniu zakazów i przyczyn,
samotny władca krainy bagien, okryty śluzem zwycięstwa.

Próbuję zrozumieć, jakie przypływy frazeologicznego
libido sprawiały, że sięgali po tajne zadośćuczynienie
grypsery, dialektu - autorzy zaklęć i przekleństw,
wykorzenieni ze swych swastyk i solarnych pieczęci,
wyrzuceni na brzeg właściwie milczenia, niezgody
na to, co zakorzenione w desygnacie, solidnie
i banalnie. Próbuję zrozumieć radość płynącą
z posługiwania się językiem innym niż ten, jakim
mówią ci, którzy udzielają im kredytu, oddają grunty
w dzierżawę, umożliwiają kontakt z Bogiem. To jasne,
że każdy wyrzucony, za jakąkolwiek burtę, musi
natychmiast wynaleźć język, by wykrzyczeć, jak bardzo
nienawidzi morza, z jego mokrymi sprawami.

Nie język, lecz języki. Ten, który odpowiada
na pytania. Służący do porozumiewania się
i wytwarzania nieporozumień. Język outsiderów
i szpiegów, podlegający cierpieniu i zepsuciu,
polegający na cierpieniu i zepsuciu. Ten, który,
spytany, milczy, nie pytany - kłamie.


więcej w kolejnych częściach ;)
"miłość
jest jedyną fortecą
dość mocną, by jej zaufać".
(Marianne Moore)
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Esy Floresy Redaktor
  • Postów: 5986
  • Skąd:
Dodane dnia 20-01-2014 18:24
Ta druga kobieta
Paula Meehan

Tej nocy, kiedy wszedłeś w nią po raz pierwszy,
była samotnym miastem, a ty - mężczyzną z kluczem
do pokoju w domu na ulicy, gdzie mogłeś się schować
przed deszczem, siąść przy oknie i wypić wódkę z cytryną,

niczego nie opowiadać (bo i o czym?), nie pytać, nie odpowiadać,
nie dawać nadziei na jutro. To nie cisza, a oddech, gdy pada
deszcz w ogrodzie. To nie światło, a lampy uliczne.
Stała w cieniu. Byłeś obcy, więcej niczego

nie mogła się spodziewać nad to, co wyczytała z twojej ścieżki,
kiedy wyciągnąłeś rękę i powiedziałeś cicho "Chodź!".
Wpisana była w litanię twojego życia, a jej imię przybrało kształt
na pół zapomnianej piosenki, gorącej na twoim języku,

gorącej na białych prześcieradłach, w które się owinęliście.
Były twoimi żaglami, a ona potem w każdej dziewczynie,
dla której było ci przeznaczone, jak wierzyłeś, być wolnym, by
panować nad morzem, nad jej smutkiem, pulsem, kapryśną

rzeką, nad jej księżycem i sposobem w jaki na długie miesiące
skrywały się pod chmurą, byłeś więc pokorny. Zrozumiałam to,
kiedy deszcz padający w tym mieście obudził ją rano.
W pracy najbardziej jest mi przydatne światło gwiazd

i szmat czasu w zasięgu moich niecierpliwych rąk. Kazałam
jej śnić o słońcu, wieży, złotej rybce na szczycie, o ulicy
biegnącej do portu i o statku, który w porcie cumował,
i o cudzoziemcu, który podchodzi z kluczem do jej drzwi.
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
mike17 Użytkownik
  • Postów: 1054
  • Skąd: Warszawa
Dodane dnia 20-01-2014 20:45
KOCHANKA POWIESZONEGO

Rafał Wojaczek



Kochanka powieszonego

patrzy mu do oczu

przygląda się sobie

w jego śnie.



Kochanka powieszonego

w kucki przy jego głowie

rodzi małe

z czarną twarzą.



kochanka powieszonego

z czarną twarzą

z bólu

dziecko wpół rozrywa



Kochanka powieszonego

własną pierś ssie

Paznokciami

po sobie.



Kochanka powieszonego

umiera w jego śnie.



23 II 1966
Easy Rider from Nowhere a.k.a Sztywny Pyton, rzecznik Klubu WeSZołego Szampona
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
introwerka Użytkownik
  • Postów: 292
  • Skąd:
Dodane dnia 21-01-2014 18:17
Tymczasem Audre Lorde - Konkluzja

Martwi mężczyźni mijani na ulicach
stają się codziennym zjawiskiem
ale kochać jednego z nich
nie jest rozwiązaniem
Wierzę w miłość jak wierzę w nasze dzieci
lecz urodziłam się czarna, odarta ze złudzeń
a moje widzenie
różne od waszego
jest jasne,
chociaż niekiedy ograniczane.

Badałam cię wzrokiem o północy
obracałeś się w powszednim śnie
ja też chciałabym sobie pozwolić na bezbolesne majaki
które miotają tobą i więdną
w niepełnych rozwiązaniach
Twoje noce ciągną się jak zima i są bardzo młode
wypełnione czystością, wybaczaniem
i łagodnym Chrystusem objeżdżającym twe miasta
na bezpłodnej oślicy której ryki
nie obwieszczają czasu przyszłego.
Ja zaś noszę moje noce jak noszę moje życie
i umieranie
absolutne i niewybaczalne
bryłki ustępstw i decyzji
skamieniałe od dzikiego słońca
A kiedy śnię
posuwam się przez Czarny Ląd
gdzie przyszłość
świeci wiecznie i zielono
lecz gdzie teraźniejsze symbole
to skrwawione i nieustępliwe
izby
w których skołowane dzieci
z kikutami z drewna zamiast palców
bawią się w wojnę
i nie potrafią pozbierać szklanych kulek
albo uciec do domu
ilekroć zagraża zmora.

(1970)


Przełożyła Renata Gorczyńska

[Dodano 31-01-2014 18:31]

Marek K. E. Baczewski - Ars Poetica XXIII: Distilled from pure grain - c.d.


IV

Pierwsze zapisy, karbowane na leszczynowych kijach,
odbijały się na ich grzbietach. Odtąd z problemem
znaku związała się na zawsze kwestia bólu.

Na początku trudno było pojąć, w jaki sposób
rzecz staje się desygnatem. Wierzyli w żarliwą,
pozabrzmieniową łączność, w erotyczne wezwanie
hieroglifu, niewerbalny werbunek.

Łatwiej im było uwierzyć w rozbicie czegoś
tak mało istniejącego jak atom niż w rozbicie
rzeczy na czcionki. Byli święcie przekonani, że litery
wyrabiają wstrętne karły w podziemnych pieczarach,
hartując je w ogniu, by mogły udźwignąć ciężar
prawdy. Wierzyli w ciemną moc stalówki, rylca,
edytora tekstu. Ten, który pierwszy nauczył się
pisać, nosił przy sobie swój kałamarz wygnania, piętno
obcej, złowieszczej władzy znaków. Do niego dostarczano
listy i reskrypty, jak do sapera, ażeby rozbroił
ładunek treści - która w równym stopniu
stawała się winą tego, co pisał, i tego, co czytał.

Z początku wiele spraw załatwiano na świstkach:
kwity podatków, czynszów, listy od zazdrosnych mężów
z karkołomnie odległych wojen, libertyńskie ulotki,
kancjonały, indulgencje, ludycja, nowenny,
profetycznie zapieczętowane akty darowizn i dzierżaw,
utkane w belkach stropu magiczne charaktery.

Pozostawieni w mocy dokumentów i listów,
otwarci na intymną, septyczną penetrację,
zanurzali się w pewność, że wynalazek pisma
nie stanie się ich folklorem. I tak mijały
im lata oswajania - wśród listów żelaznych,
apostolskich i gończych, pornograficznych
komiksów, broszurowych proroctw.


V

Ledwie postawili pierwsze przymuszone
krzyże pod aktami serwitutów (przy czym
czuli się, delikatnie mówiąc, wyruchani),
a już chowali przed zawistnym okiem bogów
pierwszy skradziony ogień zapisanej litery,
płonący owoc napisania dobrego i złego.
Już byli przygotowani na marimbę sonetu,
jedwabne oszustwo romansu, jaskrawą wyrazistość
apokryficznych denuncjacji, już wchłaniał
ich mikroklimat skryptorium, już dusili się
w splotach ligatur, nadszarpnięci przez
zaludniające woluminy tajemnice, roztocza i pleśń.

Wreszcie gotowi byli na pierwszy, bezsenny podarunek
książki. Zwykle dostarczał ją wujek-ateista, czasem
dziecko, nagrodzone milczeniem książki za donośny śpiew
psalmów, dźwigało do domu ten nieuleczalny dar.
Nie był to bezszelestny wślizg węża w historię
ani ponaddźwiękowy tętent dżumy. Zjawiała się w świętym
blasku swej nieprzydatności, tajemnicza i groźna.
W pół słowa milknął nóż, z szatkowanej chmury
przestawał padać seledynowy deszcz. Wszyscy stanęli
ciasnym kręgiem nad rozłożonym szeroko królestwem,
nieświadomi kruchości żył, jakimi płynie jego
kompetencja. Nie mogli oprzeć się wrażeniu, że z tej dziurawej
bieli płynie jakieś chore światło. Pijany ojciec ślinił
palce zapożyczonym i niecelnym gestem. I było tak,
jakby to książka w nich czytała, śliniła ich marginesy,
przewracała strony. I gdy zamykała się ostatnia niepojęta
karta, nadal przypuszczali, że gdzieś tam, wśród dwunastu
rozdziałów, kryje się prawda, dostępna i tętniąca.
Bo inaczej po co był ten kretyński wysiłek książki?
Tak łatwo ulegający mocom niewprawnych,
brudnych palców? I płomieni?

Co było potem? Prosty zeskok w ramiona
Alfonsa Liguori, Imitatio Christi, pod skrzydła
zielników, almanachów - prosto w ospałość
biorącą się z nadużycia druku przy kiepskim świetle.
I tak pismo wdzierało się w ich życie, stanowiło
prawa i odwety, broniło pożądań i podążań.

Przez funeralne okładki brewiarzy, solenne kroniki,
księgi narodzin i śmierci, sepulkralne inskrypcje,
rubrycelle, katastry, to wszystko, co w mocy
znaku wiąże moc życia i moc śmierci,
poprzez katechizmy, pasjonały, memuary
francuskich oficerów, ulotki o tym, "jak
leczyć zołzy", wyszargane w łapskach czasu
broszury sprośnych wierszy - wszystko zmierzało
w stronę pierwszej biblioteki. Oglądanej przemyconym
okiem kleryka; stopniowo obezwładnianej, rozbrajanej;
ażebyś teraz, po dopełnieniu niezbędnych obrzędów defloracji
i zdrady, opuszczał to miejsce z przeświadczeniem, że poza
granicami biblioteki jest następna, mądrzejsza,
której książki dowodzą, że Bóg jest, a sen znika
po otwarciu oczu. A za nią jeszcze jedna
i jeszcze, i w końcu myślisz: nie kończą się
biblioteki. Wiedza jest nieskończona, jak wiara
w wiedzę. Czy nie o to nam w końcu chodziło:
o niezbitą pewność opłaconą zbitym karkiem?


c.d.n.....

[Dodano 23-03-2014 05:53]

MARTA PODGÓRNIK – W ZDROWYM CIELE ZDROWY DUCH

pohukują od samiuteńkiego zaranka! proszę pedagogów
by używali ile wlezie der Sein neutrum i za dobre euro
wzięli, iż każden dostał minimum sześć lat alma dręczarium;
potem i tak biorą nas na blat urzędy; chwilę kwilę by

nie pauperyzowali interpunkcji; z bańki winszuję obłędnie
piękną polszczyzną, i bytek łask; lahaim? nocami zakuwam
zapis nutowy; pragnę zarapować sto lat na ateickim weselu,
i wolę, by brat zdał do gimnazjum z git opisówką, a tu –

bez nut ni chuja! a (ni rusz?) z sanepidu mam publikację
książkową na zalanie kawy oraz sekwens posiewów, dossier
w derby płaszcza. przyrzekam pozdrowić sonet

gdybym zaszła / miała odbierać oscara albo złoty grób;
z nickami własnymi mam kontrefart, pardon, metalians – lecz
porządek musi być, gender moi, mein & liebe herr


[Dodano 02-04-2014 14:47]

Maleńki fragmencik cyklu słoweńskiej poetki, Barbary Korun, „Antygona, okruchy”:


*

Chciałam mówić czyściej,
nie było to jednak możliwe. Taka jestem:
skrzywiona. Nie ma we mnie
żadnej równości, same krzywizny.
Wciąż szeptałam do siebie:
to niemożliwe, że urodziłam się w tak złej chwili,
w tak złym miejscu, muszę przejrzeć na oczy,
popatrzeć z perspektywy, której jeszcze nie znam.
Własny szept towarzyszy mi niczym bańki mydlane.

(Antygona)
"miłość
jest jedyną fortecą
dość mocną, by jej zaufać".
(Marianne Moore)
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 05-04-2014 18:34
40° C (Poemat społeczno-polityczny)
Witold Sułkowski

Do południa nic się nie zdarzyło.
Upał sprzyjał rolnictwu.
Zderzenie lodziarza z tramwajem nastąpiło o godzinie 12ºº.
Sektor uspołeczniony wyszedł z mniejszym szwankiem,
choć już w pierwszej fazie wydarzenia
- od pisku hamulców do przyjazdu milicji –
ilość pasażerów pomnożona przez czas spóźnienia
dawała znaczną liczbę strat w złotówkach.
Jednocześnie studenci rozdawali ulotki
z adresami sklepów, w których można dostać.
Jeden zapatrzył się na lekarza, zajętego stwierdzeniem zgonu
i dostał mandat ponieważ okazał się wspólnikiem gapowicza,
którego obok spisywał kontroler MPK.
Tymczasem motorniczy uporczywie dmuchał
w dziurawy balonik, którym go poczęstował
starszy sierżant milicji obywatelskiej.
Sytuacja stawała się niezręczna,
zwłaszcza iż zewsząd słychać było głosy,
że w sklepach nic nie można dostać.
Rosła kolejka tramwajów, wysypał się tłum spóźnionych,
nieliczni kontrolerzy ustawiali spieszonych pasażerów
według tras i wagonów, lecz pewna ilość nieuczciwych osobników
przemykała się z grupy do grupy w celu oszukania skarbu państwa.
Powodowało to zamęt w głowach kontrolerów,
tu i ówdzie ktoś padał rażony udarem słonecznym.
Najkarniejsza była grupa przedszkolaków,
która tramwajem numer 9 wybrała się na zwiedzanie
Izby Pamięci Narodowej.
Niemniej sytuacja stawała się coraz bardziej napięta,
straty rosły, a lody płynęły chodnikiem.
Na szczęście pojawiła się ekipa specjalna
i natychmiast rozdała szturmówki i transparenty,
skutecznie przekształcając spóźnienie w manifestację.
Znienacka motorniczy z trzaskiem pękł z wysiłku
dając dobitny wyraz postawie zaangażowanej.
W tłumie manifestantów wybuchł ogromny entuzjazm,
do którego dołączył się bez wahania
starszy sierżant milicji obywatelskiej.
Przedszkolacy zaintonowali „Zawsze niech będzie słońce”,
reszta zgromadzonych podchwyciła śpiew
i Pochód ruszył.
Pasażerowie i kontrolerzy,
studenci i przedszkolacy,
lekarz pogotowia i starszy sierżant MO.
Po drodze dołączali:
klienci sklepów, w których można dostać,
personel sklepów, w których nic nie można dostać,
rolnicy, którym sprzyjał upał.
Manifestacja potężniejąc, z płomiennym śpiewem na ustach
maszerował prosto w słoneczne jutro.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
introwerka Użytkownik
  • Postów: 292
  • Skąd:
Dodane dnia 08-04-2014 22:32
Alenka Jovanovski – Wojna i pokój*

Teraz widzę się dokładnie: jestem w środku
surowej zimy, okna pękają od bałkańskiego mrozu,
a koszawa grzeje. Mój wuj to św. Symeon
z Emesy, jego duma ma dziurawe
skarpety i gumowe trampki. Ciągnie za sobą
zdechłego psa, mówi: Moskwicz to rosyjski czołg,
pokona wszystkie przeszkody, nawet gdy zgubi się klucz.
Krzyżuje dwa druciki, czeka na iskrę,
ja trzymam kierownicę.

Jakiś chrząszcz całuje moją skórę nad łokciem.
Nie wiem, czy dojdzie do krwi,
czy raczej przezimuje w poczekalni, jak Bołkoński.
Jedni to przechery, drudzy opowiadacze.
Igrają z Hadesem, chcą i nie chcą,
żebym szła na zmarnowanie. Ale ja znam
ich przekręty, nie zwrócę na nich wzroku.

Wuj teraz pokrzykuje: Aleksandrze Macedoński,
Aleksandrze Macedoński, daj mi swój miecz!
Z oczu błyska mu ogień Eliasza, zapalił
swojego konia, podbije Pellę,
odmrozi drogę do Morza Egejskiego.

Mój śnieg jest bezmierny. Stepy, pustynia,
szron są moją biżuterią. Gdy ją odłożę,
gdy oddam ją słońcu,
wyrosną trzydzieści trzy perły.


(przełożyła Agnieszka Będkowska-Kopczyk)


-----------------------

* Święty Symeon z Edessy (dzisiejsza Turcja) przybył do Emesy (dzisiejsze Hims w Syrii), gdzie wiodąc życie szaleńca, naruszał normy społeczne i obnażał ludzkie słabości. Po jego śmierci okazało się, że był jurodiwy – szaleńcem Chrystusa (przyp. autorki).
"miłość
jest jedyną fortecą
dość mocną, by jej zaufać".
(Marianne Moore)
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
mike17 Użytkownik
  • Postów: 1054
  • Skąd: Warszawa
Dodane dnia 10-04-2014 20:20
Gdybym cię spotkał

BOLESŁAW LEŚMIAN

Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym sadzie, w innym lesie, —
Możeby inaczej zaszumiał nam las,
Wydłużony mgłami na bezkresie...

Może innych kwiatów wśród zieleni brózd
Jęłyby się dłonie, dreszczem czynne, —
Możeby upadły z niedomyślnych ust
Jakieś inne słowa — jakieś inne...

Możeby i słońce zniewoliło nas
Do spłonięcia duchem w róż kaskadzie,
Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym lesie, w innym sadzie...
Easy Rider from Nowhere a.k.a Sztywny Pyton, rzecznik Klubu WeSZołego Szampona
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
medium666 Użytkownik
  • Postów: 1
  • Skąd:
Dodane dnia 19-04-2014 00:19
Do wielbicieli gówniarzy

Kto się za tego typu poezyję nie obraża
Niech się sam za gówniarza uważa.

Przeglądam duchem wszystkich wielbicieli moich twarze
I myślę sobie, o psiakrew!, czy wszyscy są gówniarze?
A zwłaszcza kilku najbardziej wiernych!
(tych gnatem zdzieliłbym po zadzie równo!)
Takich urzeknie, proszę pani, najohydniejsze nawet gówno!
Tacy powiedzą, że nawet szmira to jakieś wprost prawdziwe cacy,
Byle by tylko podpisane było S i I Witkacy!,
Ach, bo Witkiewicz tak dobry jest i doskonały,
Że nie wiadomo już, czy nawet on oddawał kały!
Może on nie srał i nie robił pipi,
Taki On ach!, genialny jest!

Ci wielbiciele pełni są bezkrytycznego, ach!, zachwytu,
Bez względu na to, ach!, czy dzieło wyszło z głowy mej, czy też z odbytu,
Czy w uniesieniu twórczym umysł mój klarowny był jak jakaś, proszę pani, wieczorna, ta tak zwana, ach!, poświata,
Czy też mój mózg trawiły wszystkie narkotyki świata,
Łącznie z odorem dorożkarskich bud i stęchłych bram,
Które tak dobrze są mi znane, lecz nie z Kielc,
bo muszę wyznać, ach! że nigdy nie bywałem tam.

A prawdziwy przyjaciel powiedziałby, Ignacy, pewien utwór ci uwłacza,
Ja dla twojego dobra takie gówno wrzucę tam gdzie jego miejsce, czyli wprost do sracza,
To choć od dawna jestem, proszę pani, ten tak zwany zimny trup,
Takiemu mógłbym nawet wskazać własny grób!

Ale nie! Znalazł się wielbiciel , baran zatwardziały,
Co pewien utwór mój, psiakrew! wyłuskał, fuj!, jak gniazdo pluskiew spod powały,
I ścierwo mi się, proszę pani, wywróciło w grobie,
Gdy ten wielbiciel gówniarz użył wiersza mego, o psiakrew!,
By wyblwać z pyska swoje fobie,
Fobie, którymi zionie jak ohyda i śmierdząca zmora,
Że człowiek widzieć może go jedynie jako cuchnącego własnym sosem, ach, potwora,
Więc zamiast śpiewać, ten wielbiciel witrolejem sika w pyski, gębą sra,
Gdy mu muzyczka skądsiś gra.

A przecież każdy by się poznał nawet na Borneo lub w Afryce czarnej,
że w tekście tym są głównie jakieś substytuty marne,
I tak ohydna wprost intencji małość, forma, ach, wulgarna,
Gdzie metafizyk głąb wypiera, ach, namiastka wprost koszmarna,
Że to nie przejdzie, w każdym razie to jest fe,
A do tego napisane nie krwią, ale gównem, bardzo źle!
Ja nawet nie chcę tego! ! Nie! Nie! Nie!

Dlatego błagam wielbicieli moich, och!, psiakrew! gówniarzy,
Niechaj zamilkną, ach!, ta szmira niech się ze mną nie kojarzy,
A spośród tych gówniarzy wszystkich, panie Raj,
Panu zabraniam wielbić siebie naj!,
Bo niedługo, ach, zapomną wszyscy żem autorem "Matki" oraz "W małym dworku"
I pamiętać będą tylko o tym grafomańskim, ach, potworku,
I mnie tak sobie będą wyobrażać - symbol, jako szczyt ohydy,
Jako jakiś Paramount najgorszej pseudo-literackiej brzydy.

I nie chcę, potąd wielbicieli mam, co z tyłka sączy im się mowa w śliskim kłamstwie,
W zaczajonej za nim złośliwości, chęci krzywdy
I zlekceważenia, ach!, i zwykłym chamstwie.
I tak nie znoszę w ogóle obłudnych gówniarzy,
Ale gdy mymi wielbicielami śmieli być -
Tym gorzej! Precz ode mnie, gatunku wraży!
I niech mi się Raj nigdy więcej nie ukaże,
(wolę z czartami w piekle po wsze czasy tkwić
I w najpiekielniejszych wprost stosunkach z nimi być!),
A wielbicieli mych gówniarzy wszystkich w kupie -
zwalę gnatem dla ekonomii po olbrzymiej wspólnej dupie.

Proszę mi wybaczyć, że nie składam
własnoręcznego podpisu, ale,
jak powszechnie wiadomo,
jestem, o, psiakrew!, w fazie daleko posuniętej
dematerializacji.
Do pisania używam medium.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
introwerka Użytkownik
  • Postów: 292
  • Skąd:
Dodane dnia 22-09-2014 20:56
Maria Cyranowicz – głowa na biegunach

będąc sobie przez czyjeś ćwierć wieku
jedynym żywym kaleką w tym domu
gdzie piękno miewa kolor powieszonego mięsa
a o rybach nie wspomnę
tak na co dzień chodząc z przetrąconą głową
po korytarzach miasta jak we mgle
majacząc żeby nie wyjść z niej – bo dokąd
im wyraźnieje wszystko przeraźnieje

będąc sobie przez czyjeś ćwierć wieku
jedynie kruchym zestawem naczyń krwionośnych
przenoszonym przez zestawy znaczeń
a po drodze
obsługującym cztery życiorysy
zwierzęcia dziecka kobiety i mężczyzny
do kresu możliwości odkrywając się

będąc sobie przez czyjeś ćwierć wieku
pracując ciężko ciałem twarzą i rękami
śniąc o mleczności zębów i nagości ud
a może
poszukując wroga na swój rozmiar straty
odnajdując niechcący tu i tam i z powrotem
liczne podobieństwa do nieprawdopodobieństw

będąc sobie przez czyjeś ćwierć wieku
bujaniem po przekątnych białego sześcianu
a jakby ktoś się pytał to
wymyślając alibi dla obecnych wizji
snujących się po mózgu podczas kiedy śpię
z jednej strony przeszłość z drugiej strony myślę
kogo z was mam udawać żeby nie pamiętać


[z tomu: „psychodelicje”]



[Dodano 16-01-2015 07:48]

Łukasz Jarosz - Przestrzenie

Jeżeli widzisz zbyt ostro,
wykłuj światu oczy.
Świat jak piórko leci, turla się jak kamyk.
Ci, którzy niedawno jedli szarańczę,
pozaklejali dziury, napełnili pustkę.
Drżą ich nuty wzdłuż napiętej pięciolinii.
Wymurowali muzea.
Będą w nich mieszkać.


(z tomu "Mimikra" )
"miłość
jest jedyną fortecą
dość mocną, by jej zaufać".
(Marianne Moore)
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Esy Floresy Redaktor
  • Postów: 5986
  • Skąd:
Dodane dnia 22-02-2015 20:10
Zamknięcie
Nuala Ni Dhomhnaill

...a wtedy
dnia pewnego
Bóg odszedł.

Wstał ze świtaniem,
wziął golarkę, szczoteczkę do zębów, neseser,
i drapnął.
Ludzie u Callaghana w Dingle
widzieli go w sobotnie popołudnie, jak szedł na wschód
z tobołkiem na plecach.

Też go słyszałam, jak szedł, ale
niby we śnie. Głos to był,
który śpiewał, i parę dźwięków wygranych na gwizdku
jak partia oboistów na scenie:
To bóg Herkules, którego Antoniusz tak umiłował,
teraz go opuszcza.


Zostałam pusta, i ta przestrzeń we mnie - -
nie wiem, co by ją mogło wypełnić
ani jakim sposobem. Gdybym za nim pobiegła
tym niebezpiecznym gościńcem,
rozczochrana, w butach bez sznurowadeł...
Ale Irlandii wzdłuż, wszerz nie przebędę.
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
introwerka Użytkownik
  • Postów: 292
  • Skąd:
Dodane dnia 09-04-2015 12:25
Ewa Sonnenberg - Traktat amoralny

Nie wierzę w mitologiczną degenerację
Adama w Ewę ukartowane wygnanie bezmyślne
przedłużanie gatunku okrutną eksploatację rąk
podstęp węża lubieżne nacięcie śliny projekcja grzechu
na lazurowym ekranie męskiego żebra: fine

– Do czego potrzebny ci pieprzyk na szyi?
– Do wabienia naiwnych artystów

Poeta porażony ziemskim przyciąganiem bluźni:
za jaką cenę ocalenie? na jak długo tożsamość?
w wynajętych pokojach jeden poemat i w drogę
ruchomą sceną wszechświata "nie mieć nic wspólnego"
z architekturą językiem kulturą narodem

– Co bardziej zbliża do świata
korzenie starych drzew czy końskie odchody?
– Gardzę brunatnym kolorem ziemi
gardzę trupim smakiem niedziel szczelnie zamkniętych
w aksamitnych słojach elegancji

Wiem nie ucieknie się przed własnymi wierszami
zawistni trębacze strzegą swoich krzywych wież
a współczesne wieże nie umieją dotykać nieba
ostrość widzenia utrwala dzieciństwo: węgiel i chmury
sylaby poruszane drzewami nic nie było na próżno
szacunek do przeszłego ziemskie przyciąganie jeszcze dokuczliwiej
nachylam się nad poezją jak nad dzieckiem sprawdzam puls głębi
opowiadać czy interpretować?

Dzieciństwo: wielki wóz goni za gwiazdami
otwiera wieczność zlizuje pot z czoła pierwszego mężczyzny
codzienne zwiastowanie materii zabitej w oknach kłótliwymi dziobami
samosądy podwórkowe trzepanie starych dywanów wietrzenie brudnej bielizny
szare wnętrza miast pozbawione rozmachu szybkości zaklęć
bezcelowe spacery chrypka szczupła sylwetka modnie chorowita
posezonowa obniżka cen szmaciana kukła wypchana
wojennymi filmami "za naszą i waszą"
rytmicznym zużywaniem słów
rozgrzeszanie bez udziału Boga
w ponurych kryjówkach złego
kończy się epoka grzechu
zaczyna bezgrzeszne prześladowanie

W samozwańczym królestwie alkoholu
szkoły obdarte z człowieczeństwa
za gigantycznym biurkiem odwracano kota ogonem
nauczyciele prowadzili wojnę strategią wiedzy i śliny
uczyli pesymizmu fałszywej wiedzy o kraju
brzydkich przyzwyczajeniach królów
obiecujących losach proletariackich herosów

Pustynia odcięta od świata
pilnowana drutem kolczastym
świątynia marnowania czasu:
w ogródkach metr na metr
hodują ogórki i pomidory
pietruszkę rzodkiewkę cebulę
ogołoceni z pola widzenia
metr na metr w sercu i umyśle przez całe na etat życie

Kochanek malował niezrozumiałe rozwodnione krajobrazy
nie zdążył przemalować barw godowych na wojenne
mocny umięśniony kark pokryty włosami tak wygląda apogeum
okoliczności stwarzające podróż powrotną
i ta miłość niekończące się pożegnanie
i ten czas wieczna jesień

Przecież ważne staje się ważne dopiero po jakimś czasie
kto dotykał z bijącym sercem drobiazgów sprzed lat
kto z nas umie otworzyć przezroczystą szkatułkę i znaleźć najwłaściwszy
szczegół: klęcznik wytarte ślady kolan
ile błagań wsiąkło w te wzory?

Istnieć tylko na zasadach tłumu
na końcu świata stoi krzyż
brakuje mi tych których nie ma
w dopełnianiu popołudnia i łagodnym przechodzeniu
popołudnia w zmierzch
Ty który dostrzegłeś skrzywdzonego
nie układaj definicji tajemnicy nie składaj rąk do modlitwy
nie szukaj asów w rękawach

Nie można dysponować sobą
wszelkie prawa zastrzeżone
łącznie z datą urodzenia
nad własnymi drzwiami
wstęp wzbroniony
ja jestem ty jesteś ona jest
my jesteśmy wy jesteście one są
powtarza czasownik być na wszelki wypadek
sprawdza czy rzeczywiście jeszcze jest
nigdy nie wiadomo co komu się przyśni

potem szybko deklinacja
kto co: życie itd.
niby żyje odczuwa temperaturę
owija szyję pożyczonym szalikiem
o życie!

Czy kiedykolwiek będę wracać do okna
w którym pali się światło?
klucz w zamku przekręca świat o 180 stopni

Są łzy na które nie wolno patrzeć
są mężczyźni których nie można dotknąć
odlatują do nieba granatem marynarki
są kobiety od których pali w oczach
żeńskie przesilenie dnia z nocą
są dzieci starsze od świata

Mój bunt rozprzestrzenia się
zwłaszcza na kartkach papieru
co znaczy bunt podzielony przez słabość
jednego człowieka

Nie będzie żadnych metafor
nikomu tego nie trzeba
ani czas ani miejsce
niepotrzebne zawracanie głowy
nie będzie metafor
z rąk do rąk skowyt mięsa obca krew
znosi na brzeg posiniaczonych klatek schodowych
rozpuszcza prawdę w ślinie
trzyma język za zębami spluwa gdzie popadnie
nie ogląda się za siebie udaje że niczego nie ma
wysypisko dialogu z ocalałym

Mężczyzna rzuca urok na pościel Penelopy
mija krawężniki oderwane od kontynuacji ulicy w ulicę
człowiek dudni w człowieku industrialne echo
w stalowych lokach śmierci popełni na bliskich
piękno w konwulsji neonów zatacza się tęskni
zabiera ze sobą wierszyki dzieci
kochających nad życie zadarty nos swojej pani
naiwnej kusicielki ileż metafor kołowało wokół tej twarzy
niewinnej i dziecięcej wystarczyłoby do teraz
tysiące kiczowatych listów z odległych miejsc ziemi
przywoływanie prywatnego ideału nietknięty posmak wielkiego uczucia
nauczycielka przez całą lekcję rysowała tęczę
powietrze rzeźbione drobnymi piersiami
hartowało pragnienia iskry końskich kopyt
zostawały w zeszytach nikt nie miał pojęcia
co znaczy polityka złote włosy bardziej oślepiały
nigdy tak długo tęcza nie świeciła
nazwano to cudem pisane o tym w gazetach

Pisano o zanieczyszczeniu społeczeństwa
ekskrementami mistycyzmu i idealistami
pisali wielcy tego czasu jak zbłądzić
by nie było odwrotu wywoływano wilka z lasu
w grupowych sensach mówienia o niczym
marnowania życiorysów pod dyktando
przeciętnych i nijakich byle szybko
sznurować buty

Artyści wyolbrzymiają przywódczą rolę sztuki
ślinią się na widok dusz:
cyrkowa ekwilibrystyka żonglerka
śliczne woltyżerki dodatek do natchnienia
literatura ubija interesy za kawiarnianymi stolikami
w tempie rozlewanej wódki
na rzecz wygrzewanych miejsc w historii literatury
są takie właściwe zwroty
i takie których nie wolno wymówić

Z daleka lepiej widać kontrast:
z obserwatorium tętna i uczucia
rozciąga się terytorium nie do zniesienia
genialni rozbitkowie dryfują na ziemskiej skorupie
z nietykalną transcendencją wypisaną na czole
od brzegu do brzegu uczciwi poeci
dopisują wersy do stworzenia świata

Poezja? Tchórzliwe kłamstwa planety
do kości zdarte kolana narodowy akt wiary:
nie wierzę w odkurzone dywany wypastowane podłogi
sentymentalne głaskanie psa na oczach sąsiadów
wierzę w smród perfum na niewłaściwych dekoltach
struny głosowe rozszarpywane przez "Boże coś Polskę"



[Dodano 02-05-2015 05:40]

Krystyna Miłobędzka (z tomu "Po krzyku" )


* * *

jedno Ty ubrane w tyle tego? ja w Ty? Ty w my? Ty jedno
w tylu ty?

ty, nie wiem nawet które, tyle tyle tego ty

ty wijące bluszcze, płynące głosem mlekiem krwią rzekami

ty stojące przede mną domem, tłukące głową o ścianę

ty, które liści igli nagli goni tuli

wpadające w słowo, dziecinnie proste

ty spod cegły wyłażące karaluchem, biegnące chmurami
i po telefonicznych drutach

ty, które pisze bardzo piękny wiersz ale go nie prowadzi
do puenty



[Dodano 25-05-2015 09:01]

M.P. - na dobry humor rano ;)

Marta Podgórnik – WITRYNA CZASOPISM
[Jazz Police Mix]


Skazano mnie na dożywotnie nudy Za
zakłócanie pracy taśm i szyn Języka,
teraz ściągam długi: Manhattan zajmę
dzisiaj, a jutro – Berlin.

Prowadzą mnie astralne koniunktury
Prowadzi mnie mozaika ciętych żył
Prowadzi mnie tantryczny krój koszuli
Mnącej faktury z nadrukiem Twój Styl

[Jeśli znów miałbym serce śniłbym Ciebie
Jedwabne ciało, wydział tao, mądry film
Lecz dzwony dzwonią nieustannie we łbie
Nie suszcie włosów w wannie, pijąc dżin!]

Trzy wydawnicze klęski zniosłem, a Ty
dziś o mnie drżysz? Zatrzymać mnie w
pościeli? Skarbie, brak Ci sił. Czekałem
z karnawałem, by zemstę tkać jak rym;

[w Zwierciadle Pani ładnie.
– Idź na bankiet z Nim]

Wkurwiło mnie to modne zamieszanie:
siłownie, ćpanie, polityka cen. Masz
na sumieniu serce moje, Skarbie.
Na starcie rozpierdolę CKM.

Dziękuję za Konkursy z Nagrodami,
kolędy w wykonaniu (kto ich wie)
Ćwiczyłem tyle lat do krwi nocami;
Mam już dynamit. Mam na oku cel.

Pamiętasz, kiedyś żyłem dla poezji? Nosiłem Ci
tornister, głupi cwel. Dziś jest Dzień Ojca,
Twój Bank ściąga kreski. Twój Styl się skończył

Teraz umrze Elle.
"miłość
jest jedyną fortecą
dość mocną, by jej zaufać".
(Marianne Moore)
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Bozena B Redaktor
  • Postów: 764
  • Skąd:
Dodane dnia 22-06-2015 21:25
Marcin Świetlicki
* * *

Cały pokój jest obwieszony Marcinami.
Przynajmniej raz w tygodniu wieszam jednego Marcina.
Mgła wisielcowa jest prawie tak gęsta,
jak chmura papierosowego dymu.

Ten - bo nie chciał. Tamten - bo nie umiał.
Tamten - bo go zmęczyło. Tamten - bo nie wierzył.
Obracają się w rytmie kłótni za ścianami
i nic nie znaczą. Najważniejszy - nowy

Marcin wisi pod lampą, wciąż podnoszę głowę
i robię straszne miny w jego stronę, wierząc,
że skoro drży - to wstyd mu tego, że tak
czeka i że nie umie czekać, że czeka jak dziecko

na Gwiazdkę, czeka na kobietę,
która przyjdzie, na pewno przyjdzie, wszystko się odbędzie
tak jak zawsze, jak zawsze, z jakimiś małymi
niespodziankami, te się również zawsze

zdarzają. Wisi Marcin, drży, obraca się.
Wieczór. Gwałtownie wschodzi żarówkowe słońce.
Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.
Żyję dłużej niż wszyscy młodo zmarli poeci.
Uprasza się o niedokarmianie trolli.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Trollowanie
http://pl.wikipedia.org/wiki/Netykieta
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Troll_internetowy
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Daniel Madej Użytkownik
  • Postów: 734
  • Skąd:
Dodane dnia 26-06-2015 15:07
Izet Sarajlić - ***

Dziewczyny, które pchały się wczoraj na moje
wieczory literackie
są teraz kobietami. Rodzą dzieci, ogryzają paznokcie
i coraz mniej czasu mają dla księżyca.

Mężowie,
osiłki,
obchodźcie się delikatnie
z dziewczynami które pchały się wczoraj na moje
wieczory literackie.

Kruche są, łamliwe
a wątpię żeby czegoś się ode mnie dowiedziały
o brutalnej stronie życia.

----

1968, tłum. Danuta Cirlić-Straszyńska
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Esy Floresy Redaktor
  • Postów: 5986
  • Skąd:
Dodane dnia 09-07-2015 14:49
NA ŚMIERĆ DOMINIKA SZYMAŃSKIEGO Z BIEŻUNIA
Autor Nieznany

GROMADO gimnazjalnych katów,
tchórzy odważnych tylko w kupie,
szczujnio bezmózga, ćmo psubratów,
której krew w butach czarno chlupie,
ty mieczu ślepy w mnogiej ręce,
dziarski oddziale Gimbazjugend,
(karma niech płaci wam w udręce!) –
pokłońcie się przed dziecka trupem.

BISKUPIE w różach i koronkach,
który nie wzgardzisz żadnym wiecem
gdzie możesz o genderach chrząkać
(chociaż się przyjaźniłeś z Paetzem),
ty, który się „pochylasz z troską”,
z kibolem w jeden spięty supeł,
jątrząc pod Matką Częstochowską –
pokłońże się przed dziecka trupem.

INKWIZYTORZE, kij ci w oko,
od „w żyłach gejów płynie szambo”,
specu od pracy rur i tłoków,
pseudonauki, mambodżambo,
który pakujesz miłość w błoto
i wszędzie widzisz tylko dupę,
obsesjonacie, kryptocioto –
pokłońże się przed dziecka trupem.

DZIEWICO z PiS patentowana,
ty Grajo, co udajesz Grację,
z wachlarzem, grubo pudrowana,
która opiewasz prokreację,
chcąc odpór dać „improduktywom”,
choć całe życie siejesz rutę,
skisła megiero, babo-dziwo –
pokłońże się przed dziecka trupem.

TY, obwiązany muszką bucu,
piąta kolumno putinowska,
ajatollachu nastokuców,
hetmanie armii całej w krostach,
sarmato z podrabianym herbem,
co warzysz antyhomo-zupę,
raz młotem cię, a raz cię sierpem –
aż skłonisz się przed dziecka trupem.

BRUNATNY, nomen omen, świrze,
od „kościół, szkoła i strzelnica”,
co Boga chciałbyś, bohatyrze,
intronizować, a zohydzasz,
który byś, gdyby dać ci władzę,
powołał zaraz Einsatzgruppen,
padalcu, płazie, glizdo, gadzie –
pokłońże się przed dziecka trupem.

TY, katecheto z mózgiem zżartym
„Gościem”, kościelnych ław ozdobo,
który, autorytetem wsparty,
uczysz, że”homo jest chorobą”,
a w domu trzepiesz kapucyna,
ciesząc się tajnym pedo-tubem,
nie kłam, że to nie twoja wina –
i pokłoń się przed dziecka trupem.

WY, publicyści pism prawilnych,
drżący przed „urażeniem wiernych”,
biorący zawsze stronę siły,
kliko wpływowych, chociaż miernych,
co każdą podłość będziesz głosić,
byle zblatować się z biskupem,
i trzepać kasę z klikalności –
pokłońcie się przed dziecka trupem.

INTERNETOWY zgniły mędrku,
co „nie jest homofobem, ale”,
który przechodzisz jakże prędko
od „moim zdaniem” do „pedale!”,
besserwisserze-skatologu,
co wargą z rynsztokowym brudem
bełkotać czelność masz o Bogu –
pokłońże się przed dziecka trupem.

I WY, po wierzchu pobieleni,
co „macie gejów wśród przyjaciół”,
ale przy świątku ni niedzieli
nie pomożecie swemu bratu,
którzy poglądy macie wzniosłe,
ale co mszę trzęsiecie kuprem,
tak was przeraża spór z proboszczem –
pokłońcie się przed dziecka trupem.

RESZTO: Frondowe redaktory
(zwłaszcza ty, spasły nadpapieżu!),
podłości katalizatory,
pleniące się jak korzeń perzu,
eksperci, purpuraci, szuje,
świętojebliwe pańcie chude
(a tutaj niech się rym zmarnuje) –
pokłońcie się przed dziecka trupem.

TRUP jeszcze świeży, ledwo ostygł
i wiem, że wiele ich ostygnie
nim się was, gzy, szakale, osły,
chwyci za kark i nisko przygnie.
Z wyboru – nie z krwi! – plemię sucze,
jeszcze się zdusi waszą butę
aż, skomląc, że się was „wyklucza” –
przed dziecka się skłonicie trupem.
Możemy być tylko tym kim jesteśmy, nikim więcej i nikim mniej.
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Vanillivi Użytkownik
  • Postów: 1049
  • Skąd:
Dodane dnia 12-07-2015 00:24
Jerzy Jarniewicz - Prosty wiersz o miłości

(Z tomu Makijaż)

Zrzuciliśmy ubrania
i zaczęliśmy się kochać tak rewolucyjnie
że zadrżał gmach banku narodowego,
sięgnął dna indeks giełdowy,
a maklerzy zawyli z ognia, którt trawił im
trzewia i portfele.

Wtargnęliśmy w siebie do szczętu, aż runęły mury
przepełnionych zakładów poprawczych,
i wyszli mściciele z kijami do bejsbola, i poszli
pod ministerstwo spokoju wewnętrznego.
Rozpierzchły się szturmowe bataliony policji,
gubiąc po drodze tarcze, kaski i notesy
zostały po nich tylko czarne polonezy.

Dosiadłaś mnie tak wyzywająco, że inwestorzy
zaczęli w panice pakować walizki,
i wracali do domów tanimi liniami,
wywożąc naprędce oleje Sasnala,
cały dorobek swojej nadwiślańskiej misji
(dziesięciokrotne przebicie w cenie
w ciągu pięciu lat)

Połykałem cię jak anarchista, aż w gruzach legły
gotyckie galerie Tesco i Carrefouru,
roztopiły się w ścianach pancerne bankomaty
PKO BP, Pekao SA,
Lukas Banku, Citi Banku, Amerbanku,
Millenium, Śląskiego, WBK, Alioru,
Inteligo, Deutsche Banku, BPH
Multi Banku, Fortis Banku, ING i Pocztowego,
a ognisty podmuch przewiał na wylot
kręte korytarze towarzystw ubezpieczeniowych.

Kocham cię - nasze nagie ciała krążą po Europie
jak nieopierzony, niewinny komunizm.








[Dodano 12-07-2015 01:54]
To raczej nie moje klimaty, ale wrzucam jako ciekawostkę o Łodzi (skąd jestem).

Szymon Domagała-Jakuć - Ulica Zarzewska

Nie podoba ci się w Łodzi? To wypierdalaj.
Ten, kto to napisał, nigdy nie mieszkał na Zarzewskiej.
Poza tym wypierdoliłbym moją Łódź, ale tyle tu dziur, że nie mogę się zdecydować.
Łódź tego, kto to napisał, nie jest moja. Jesteśmy dziećmi różnych matek.
Obciągamy różnym Łodziom, ale ja jestem bardziej oddany, bo robię to na kolanach.

Robię to, bo Zdanowska nie potrafi. Boję się, że sprzeda na przeszczep
najlepsze narządy miasta. Tyle latarni, a mieszkańcom zwisa światło.
Łódź tego, kto to napisał...
Kiedy ty poczułeś mleko miasta, moje już ściągnięto z kaprawej piersi
i począłem ciąć je cyrklem w kwartały ulic.

Widziałeś słońce na Zarzewskiej? Grabowej, Dębowej, mojej Poznańskiej?
Wskrzesza ciepły odór uryny. Taki splin nie jest zły, po prostu mdli.
Przeżyłeś kiedyś upał na Zarzewskiej, wiedząc, że nie masz dokąd uciec?
Uświadamiasz sobie, że nie dasz rady dojść, przemknąć, musisz zostać i podziwiać
łódzki gotyk. Aura jak szkarłatyna. Nie kocham cię. Nie daję rady. Nie biorę.

Wszystkie drogi ucieczki zastawione.
Ulica tak brzydka, że grawitacja abdykuje, zaczyn miasta krąży w oczach,
kwaszone co dzień rośnie dla kolejnej infekcji,
brakuje mi powietrza, zbiera się na wymioty. Słońce nie świeci,
chwyta rejony nawykłe do ciemności, do strachu, groszowych
psychomanipulacji.
Gdy ciemność Zarzewskiej walczy z polemiką słońca, pragnę wyprzeć raczej to drugie
bo światłość tworzy tu dysharmonię ze ścianami, od których odpada nadzieja.

Nadzieja ma 28 lat, pięcioro dzieci i podbite oko.
Nosi na skup puszki po piwie w torbie Peek&Cloppenburg. Jej szlak śmierdzi.

Dochodzi tu do przesilenia, prawie przemocy.
Zarzewska staje się pozbawiona widoków na zasiłek.
Ludzie sprawiają wrażenie, jakby miała się wylać z nich klaustrofobia.
Tyle takich Zarzewskich tulę obolałymi pięściami, otwieram dłonie, by przegrać,
z upałem, z tym widokiem, który sapie. Tyle pasji na ulicach. Co pasja, to posesja,

stacja - upaść i zapomnieć. Podnosi mnie wiele par oczu,
żałują, że jestem zbyt duży, żeby mnie rozdeptać.
Bez pieniędzy, bez możliwości wypierdalania na przedmieścia,
na Retkinię, na Widzew, na Teofilów, lamentujemy na ulicach nędzy jak pirat bez szans
na sztuczne oko, na estetyczne zaspokojenie, wbici w dzbany,

z których uwolni nas śmierć. Krzyk nasz zduszony.
Na ulicach nie gęstniejemy w jedności, jak religia odcięta od swojego strachu,
duch na poboczu, który chce się dostać wyżej.
Śmierć mnie uwolni od smrodu asfaltu, zmieszanego z deszczem i upałem,
wylany został jak w noc Zesłania na kocie łby.
Wylany został, żeby przypudrować syfa, chociaż nakarmiono raka,
dano ulicy bezpieczny kształt, który władza pacyfikuje asfaltem.
Ruch aut szybszy i głośniejszy, uszy szukają sztafażu. A zaprawdę powiadam wam,
starca obciągnięto lajkrą, nobliwego oblano gównem. Ta ulica to margines
błędu, który w gorączce miasta zabiera powietrze, wznosi mury pomiędzy chodnikami.

Astma pogłębia się, ulica została zawieszona, aby złapać oddech, musi zaprzeć się samej siebie.
Wiele Zarzewskich niesłusznie potępiono, odepchnięto kark chromego.
Dusimy się w Łodzi "B". Jeź do centrum, rozdzieraj szaty, wznoś ręce,
by spotykały się z niebem na wysokości rynsztoka.
Kilka metrów dalej, na Placu Niepodległości, miasto oświetliło nowy kościół,

wszak światłość światłości potrzebuje. Obok na postumencie Faustyna
ciągnie druta miastu.
http://www.cala-reszta-nocy.blogspot.com Mój blog o życiu, podróżach i pisaniu.
Do góry
Numer GG
  • Skocz do forum:
Polecane
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]