Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Portal Pisarski » Książki i Filmy » Czytelnia
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Afternoon Użytkownik
  • Postów: 705
  • Skąd: Warszawa : Katowice
Dodane dnia 26-04-2008 13:46
Kazimiera Iłłakowiczówna

Antygono, patronko sióstr

Antygono, patronko nas, biednych,
powtarza mi się sen; wybiegam,
leży mój brat zabity na śniegu.

Oddala się - już krok słychać słabiej -
drugi brat, co tamtego zabił.
Las, mrok, zasadzka, karabin.

Suche rączki drogowskazu na słupie;
padam we śnie płacząca na trupie;
szepce ktoś: "Rzuć! Kto inny odkupi!"

A ja mam go na sercu i szlocham,
bo i tego, i tamtego kocham,
tamtego, co uszedł w popłochu.

Zginie z głodu i mrozu w zawieję...
Co mu dam jeść i w co go odzieję?
Antygono, patronko sióstr bez nadziei!

Wzięłaś brata ciało nieostygłe,
wydarłaś je psom, wilkom i strzygom.
Antygono, patronko ścigłych.

Przyjmij sen mój. Niech to będzie ostatni
brat, który padł z ręki bratniej,
i ostatni syn morderca u matki.

Przyjmij życie moje za okup,
Antygono, święta garstko prochów.
Antygono, siostra nasza z mroków.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 28-04-2008 22:29
Stare fotografie - ks. Jan Twardowski

Tylko fotografie nie liczą się z czasem
pokazują babcię jak chudą dziewczynkę
z wiosną na czerwonych gałęziach wikliny
jej piłkę przed pół wieku i wróble jak liście
jej warkoczyk tak wierny jak anioł prywatny
jej skakankę jak prawdę bez łez i pożegnań
biskupa w krótkich majtkach na wysokim płocie
fotografie najchętniej ocalają dziecko
wolą uśmiech niż ostre dogmatyczne niebo
również serce co się dyskretnie spóźniło
pokazują wakacje bezlitosne lato
z psem spotkanie pomiędzy pszenicą i owsem
zwłaszcza gdy życie ucieka jak balon
i ślimak chodzi z domem swym bezdomny
kamień z twarzą królewską który nie skamieniał
przed dworem co się spalił siostry cieknie w pasie
dowcipne choć zegarek im płakał na rękach
wspomnienie 6 klasy stygnące jak perła
z dyrektorem jak z ssakiem niewinnym pośrodku
umarł nie zmartwychwstał by odejść jak człowiek
staw pożółkły jak topaz i żabę z talentem
kiedy szczygieł z ogrodu przenosi się w pole
nawet trawę co zawsze wykręci się sianem
krajobraz co już przeszedł dawno w geografię
i oczy już za wielkie by stać je na rozpacz
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Afternoon Użytkownik
  • Postów: 705
  • Skąd: Warszawa : Katowice
Dodane dnia 07-05-2008 20:55
w ramach dzisiejszego święta przytoczę :)

Rajnold Suchodolski

Mazurek Trzeciego Maja

Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie,
Uczcimy ciebie piosenką,
Która w całej Polsce słynie.

Witaj maj, piękny maj,
U Polaków błogi raj.

Nierząd braci naszych cisnął,
Gnuśność w ręku króla spała,
A wtem trzeci maj zabłysnął -
I nasza Polska powstała.

Witaj maj, piękny maj,
Wiwat wielki Kołłątaj!

Ale chytrości gadzina
Młot swój na nas gotowała,
Z piekła rodem Katarzyna
Moskalami nas zalała.

Chociaż kwitł piękny maj,
Rozszarpano biedny kraj.

Wtenczas Polak z łzą na oku
Smutkiem powlókł blade lice
Trzeciego maja co roku
Wspominał lubą rocznicę.

I wzdychał: Boże daj,
By zabłysnął trzeci maj!

Na ustroniu jest ruina,
W której Polak pamięć chował,
Tam za czasów Konstantyna
Szpieg na nasze łzy czatował.

I gdy wszedł trzeci maj
Kajdanami brzęczał kraj.

W piersiach rozpacz uwięziona
W listopadzie wstrząsła serce,
Wstaje Polska z grobów łona,
Pierzchają dumni morderce.

Błysnął znów trzeci maj
I już wolny błogi kraj!

Próżno, próżno, Mikołaju
Z paszcz ognistych w piersi godzisz,
Próżno rząd wolnego kraju
Nową przysięgą uwodzisz.

To nasz śpiew: wiwat maj!
Niech przepadnie Mikołaj!

O zorzo trzeciego maja!
My z twoimi promieniami
Przez armaty Mikołaja
Idziem w Litwę z bagnetami.

Wrogu, precz! Witaj maj
Polski i litewski kraj!



Jan Twardowski

Pożegnanie wiejskiej parafii"

Pożegnać wikariatkę na niewielkim piętrze
zabrać Biblię w tłumoczek kazania gorętsze
a sad sobie zostanie z gęsiami i płotem
strasząc konie proboszcza kasztanów bełkotem
Niechaj memu następcy kwiatem w brewiarz spada
wart bo lepszy ode mnie i mądrzej spowiada
Jeszcze skryję się w kościół . Nie chciej tu mnie widzieć,
bo ksiądz płacząc sam siebie jak grzechu się wstydzi
Tylko spojrzeć. Ten święty z pospolitą głową
jakieś śmieszne serduszko z wstążeczką różową
spośród wotów świecące jak żuczek z ukrycia
w czas co na usługach i śmierci i życia
Pora odejść. Nie płoszyć myszy i pacierzy
patronów dobrej sławy złej sowy na wieży
Pora odejść żal tając jak iskry niezgasłe
że mnie ze wsi zabrali by pokrzywdzić miastem
Tak smutno psy porzucać. Tak zapomnieć trudno
wodę w stawie mierzoną złocistą sekundą
las z dzięciołem
kukułkę uczącą się w gęstwinie
jak śmiesznie jest powtarzać tylko własne imię
przybłędę co na rzece wywrócił się z łódką
i spoczywa pod krzyżem krzywym z niezabudką
Żal szkoły dzieci w ławkach woźnej z pękiem kluczy
chociaż lepiej że przyjdzie tu ktoś inny po mnie
stopnie gorsze postawi lecz czegoś nauczy
Żal kulawych i głuchych chorego w szpitalu
bardzo dawnej paniusi w przedpowstańczym szalu
przygotowań do wilii smutnej oczywiście
gdy opłatek od matki drży na poczcie w liście
Jeszcze tu kiedyś wrócę. Nocą po kryjomu
wiersz o świętej Teresce dokończyć w tym domu
Po cmentarzu pobłądzę. Ty dłońmi dobrymi
przebacz wszystko. Pochowaj między najgorszymi
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 11-05-2008 13:46
Ewa Brzoza Birk - Imię


Wiesz, ile jest imion Ewa w języku sindarin?
Mogę być Glassiel - światło to sedno sprawy: haut-relief,
muzyka i kilka kłębków nerwów, częstotliwość
tokujących na drutach wróbli, zawsze gotowych
do rejterady. Pominę wszędzie dochodzący
zapach morza, obłęd po tym, gdy już sie zaczęło
czekanie-- jesteśmy dzień w dzień,
w nocy pod kołdrą. Hej, jak u nas,
ile to już lat wchodzenia i wychodzenia z domu?
Jakbyśmy kiedyś mieli sie ulotnić
z półwyspu, bo nudno; siedzę i piszę,
ty robisz herbatę.
Trzaskasz drzwiami od samochodu. Widzę rząd pudeł,
nikomu niepotrzebnych, wybebeszonych
z tajemnicy spowiedzi: listy, szmatki,
bibeloty - cała logorea zdarzeń.
Razi w oczy, mogę cię obudzić,
siebie mam dosyć, poezji mam dosyć, chce zasnąć:
Glassiel, Glasseth, Glaswen. O, tutaj
mam na imię Ewa.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Afternoon Użytkownik
  • Postów: 705
  • Skąd: Warszawa : Katowice
Dodane dnia 21-05-2008 10:53
Adam Zagajewski - "Jechać do Lwowa"

Rodzicom

Jechać do Lwowa. Z którego dworca jechać
do Lwowa, jeżeli nie we śnie, o świcie,
gdy rosa na walizkach i właśnie rodzą się
ekspresy i torpedy. Nagle wyjechać do
Lwowa, w środku nocy, w dzień, we wrześniu
lub w marcu. Jeżeli Lwów istnieje, pod
pokrowcami granic i nie tylko w moim
nowym paszporcie, jeżeli proporce drzew
jesiony i topole wciąż oddychają głośno
jak Indianie a strumienie bełkocą w swoim
ciemnym esperanto a zaskrońce jak miękki
znak w języku rosyjskim znikają wśród
traw. Spakować się i wyjechać, zupełnie
bez pożegnań, w południe, zniknąć
tak jak mdlały panny. I łopiany, zielona
armia łopianów, a pod nimi, pod parasolami
weneckiej kawiarni, ślimaki rozmawiają
o wieczności. Lecz katedra wznosi się,
pamiętasz, tak pionowo, tak pionowo
jak niedziela i serwetki białe i wiadro
pełne malin stojące na podłodze i moje
pragnienie, którego jeszcze nie było,
tylko ogrody chwasty i bursztyn
czereśni i Fredro nieprzyzwoity.
Zawsze było za dużo Lwowa, nikt nie umiał
zrozumieć wszystkich dzielnic, usłyszeć
szeptu każdego kamienia, spalonego przez
słońce, cerkiew w nocy milczała zupełnie
inaczej niż katedra, Jezuici chrzcili
rośliny, liść po liściu, lecz one rosły,
rosły bez pamięci, a radość kryła się
wszędzie, w korytarzach i młynkach do
kawy, które obracały się same, w niebieskich
imbrykach i w krochmalu, który był pierwszym
formalistą, w kroplach deszczu i w kolcach
róż. Pod oknem żółkły zamarznięte forsycje.
Dzwony biły i drżało powietrze, kornety
zakonnic jak szkunery płynęły pod
teatrem, świata było tak wiele, że musiał
bisować nieskończoną ilość razy,
publiczność szalała i nie chciała
opuszczać sali. Moje ciotki jeszcze
nie wiedziały, że je kiedyś wskrzeszę
i żyły tak ufnie i tak pojedynczo,
służące biegły po świeżą śmietanę,
czyste i wyprasowane, w domach trochę
złości i wielka nadzieja. Brzozowski
przyjechał na wykłady jeden z moich
wujów pisał poemat pod tytułem Czemu,
ofiarowany wszechmogącemu i było za dużo
Lwowa, nie mieścił się w naczyniu,
rozsadzał szklanki, wylewał się ze
stawów, jezior, dymił ze wszystkich
kominów, zamieniał się w ogień i w burzę,
śmiał się błyskawicami, pokorniał,
wracał do domu, czytał Nowy Testament,
spał na tapczanie pod huculskim kilimem,
było za dużo Lwowa a teraz nie ma
go wcale, rósł niepowstrzymanie a nożyce
cięły, zimni ogrodnicy jak zawsze
w maju bez litości bez miłości
ach poczekajcie aż przyjdzie ciepły
czerwiec i miękkie paprocie, bezkresne
pole lata czyli rzeczywistości.
Lecz nożyce cięły, wzdłuż linii i poprzez
włókna, krawcy, ogrodnicy i cenzorzy
cięli ciało i wieńce, sekatory niezmordowanie
pracowały, jak w dziecinnej wycinance
gdzie trzeba wystrzyc łabędzia lub sarnę.
Nożyczki, scyzoryki i żyletki drapały
cięły i skracały pulchne sukienki
prałatów i placów i kamienic, drzewa
padały bezgłośnie jak w dżungli
i katedra drżała i żegnano się o poranku
bez chustek i bez łez, takie suche
wargi, nigdy cię nie zobaczę, tyle śmierci
czeka na ciebie, dlaczego każde miasto
musi stać się Jerozolimą i każdy
człowiek Żydem i teraz tylko w pośpiechu
pakować się, zawsze, codziennie
i jechać bez tchu, jechać do Lwowa, przecież
istnieje, spokojny i czysty jak
brzoskwinia. Lwów jest wszędzie.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Andar Użytkownik
  • Postów: 95
  • Skąd: Nottingham
Dodane dnia 21-05-2008 15:13
Powracam do maja 1937 roku.

Widzę ich,jak stoją w bramach swoich college"ów.

Widzę mojego ojca,właśnie wychodzi,

nad nim łuk piaskowca koloru ochry,

czerwone kafle błyszczą niby krwawe

talerze za jego głową,i widzę

moją matkę z kilkoma książkami pod pachą,

stoi przy kolumnie z drobnych cegiełek,za nią

kute żelazo jeszcze otwartej furty,ostrza

są czarnymi mieczami w powietrzu maja.

Kończą studia,mają się pobrać,

są dziecinni,głupi,tyle wiedzą,że są niewinni

i że nigdy nie będą krzywdzić nikogo.

Chcę podejśc do nich i powiedzieć:stop,

nie róbcie tego-to nie jest mężczyzna dla ciebie,

to nie jest kobieta dla ciebie,będziecie

robić rzeczy,o których wam się nie sniło,

wyrzadzicie swoim dzieciom wiele zła,

bedziecie tak cierpieć,jak wam nigdy nie przyszło do głowy,

będziecie chcieli umrzeć.Chcę podejśc do nich

w tym słońcu maja i rzucić im to:

w jej głodną,śliczną i pustą twarz

zwróconą ku mnie,w jej żałosne,piękne i nietknięte ciało,

w jego arogancką,przystojną i ślepą twarz

zwróconą ku mnie,w jego żałosne,piękne i nietknięye ciało,

ale nie robie tego.Chwytam ich

jak papierowe lalki mężczyzny i kobiety,

i tłukę nimi jedna o drugą,

jakbym z bioder ich,niby z krzemienia,

chciała wykrzesać iskrę,i mówię:

Róbcie,co macie zrobić,a ja wam o tym opowiem.


Sharon Olds.
"Ludzie chcą kłamstw,które pomagają im żyć"
Terry Pratchett.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Afternoon Użytkownik
  • Postów: 705
  • Skąd: Warszawa : Katowice
Dodane dnia 02-06-2008 21:47
Bruno Jasieński

Rzygające posągi


Na klawiszach usiadły pokrzywione bemole,
Przeraźliwie się nudzą i ziewają Uaaaa...
Rozebrana Gioconda stoi w majtkach na stole
I napiera się głośno cacao-choix.

Za oknami prześwieca żółtych alej jesienność,
Jak wędrowne pochody biczujących się sekt,
Tylko białe posągi, strojne w swoją kamienność,
Stoją zawsze "na miejscu", niewzruszenie correct.

Pani dzisiaj, doprawdy, jest klasycznie... niedbała...
Pani, która tak zimno gra sercami w cerceau,
Taka sztywna i dumna... tak cudownie umiała
Nawet puścić się z szykiem po 3 szkłach curacao.

I przedziwnie, jak Pani nie przestaje być w tonie,
Będąc zresztą obecnie najzupełniej moderne.-
Co środy i piątki w Pani białym salonie
Swoje wiersze czytają Iwaszkiewicz i Stern.

A ja - wróg zasadniczy urzędowych kuluar,
Gdzie się myśli, i kocha, i rozprawia, i je,
Mam otwarty wieczorem popielaty buduar...
Platonicznie podziwiać Pani deshabille...

Ale teraz, jednakże, niech się Pani oszali -
Nawet lokaj drewniany już ośmiela się śmieć...
Dziś będziemy po parku na wyścigi biegali
I na ławki padali, zadyszani na śmierć.

A, wpatrując się w gwiazdy całujące się z nami,
W pewnym dzikim momencie po dziesiątym Clicot,
Zobaczymy raptownie świat do góry nogami,
Jak na filmie odwrotnym firmy Pathe & Co.

I zatańczą nonsensy po ulicach, jak ongi,
Jednej nocy pijanej od szampana i warg.
Kiedy w krzakach widziałem RZYGAJĄCE POSĄGI
Przez dwunastu lokajów niesiony przez park.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Andar Użytkownik
  • Postów: 95
  • Skąd: Nottingham
Dodane dnia 05-06-2008 22:41
Stop all the clocks, cut off the telephone,
Prevent the dog from barking with a juicy bone,
Silence the pianos and with muffled drum
Bring out the coffin, let the mourners come.

Let airplanes circle moaning overhead
Scribbling on the sky the message He Is Dead,
Put crepe bows round the white necks of the public doves,
Let the traffic policemen wear black cotton gloves.

He was my North, my South, my East and West,
My working week and my Sunday rest,
My noon, my midnight, my talk, my song;
I thought that love would last for ever: I was wrong.

The stars are not wanted now: put out every one;
Pack up the moon and dismantle the sun;
Pour away the ocean and sweep up the wood,
For nothing now can ever come to any good.

I

Niech staną zegary, zamilkną telefony
Dajcie psu kość, niech nie szczeka, niech śpi najedzony.
Niech milczą fortepiany i w miękkiej werbli ciszy
Wynieście trumnę, niech przyjdą żałobnicy

Niech głośno łkając samolot pod chmury się wzbije
I kreśli na niebie napis „On nie żyje!"
Włóżcie żałobne wstążki na białe szyje gołębi ulicznych,
Policjanci na skrzyżowaniach niech noszą czarne rękawiczki.

W nim miałem moją północ, południe i zachód, i wschód
Niedzielny odpoczynek i codzienny trud.
Jasność dnia i mrok nocy, moje słowa i śpiew
Miłość, myślałem, będzie trwała wiecznie. Myliłem się,

Nie potrzeba już gwiazd - zgaście wszystkie - do końca,
Zdejmijcie z nieba księżyc i rozmontujcie słońce,
Wylejcie wodę z morza, odbierzcie drzewom cień.
Teraz już nigdy na nic nie przydadzą się.

II

Zatrzymajcie zegary, wyłączcie telefony
Rzućcie psu kość smakowitą, niech śpi najedzony
Zdejmijcie palce z klawiszy, niech przy werblu cichym
Złożą trumnę na marach i wejdą żałobnicy.

Niech samoloty krążą, zawodząc nad głowami
I piszą na niebie skargę, nie ma go już między nami,
Załóżcie wstęgi z krepy na świeżych gołębic szyje,
Niech w czarnych rękawiczkach policjant ruchem kieruje .

Był mą północą, południem, mym wschodem, zachodem moim,
Tygodniem pracy pełnym, niedzielnym relaksem po znoju,
Dniem jasnym i mrokiem nocy, rozmową, pieśnią w drodze.
Miłość miała być wieczna, pomyliłem się srodze

Nie chcę patrzeć na gwiazdy, pogaście je kolejno
Zasłońcie szczelnie księżyc i zdemontujcie słońce;
Wylejcie oceany, powalcie korony drzew,

To wszystko na nic już, nigdy nie przyda się.


W.H. Auden
"Ludzie chcą kłamstw,które pomagają im żyć"
Terry Pratchett.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 06-06-2008 12:10
Nie wiem czy wiecie, ale powyższy wiersz Audena "Funeral Blues" ("Stop all the clocks";) zyskał ogromną popularność dzięki wykorzystaniu go w filmie "Cztery wesela i pogrzeb" - Auden był homoseksualistą
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Afternoon Użytkownik
  • Postów: 705
  • Skąd: Warszawa : Katowice
Dodane dnia 06-06-2008 20:23
Stanisław Barańczak - Melomani miasta Metz

Melomani miasta Metz,
mecenasujący mezzosopranom-małolatkom
(może mniej - mężatkom, matkom
mrowia malców & matronom),
mruczą: - Marny masz metronom,
Mimi! Mdłymi merdnięciami
monotonnie Mimi mami
małowarta maszyneria...
Minus miasta Metz: mizeria
małoopłacalnych Muz!
Merkantylizacji mus
mchem mogiłę Muzom mości...
Mur mieszczańskiej mentalności:
mason, masarz, masażysta,
masochista, maszynista!...
Mierność mędrca, modelarza,
ministranta, metrampaża,
mierniczego, metodysty,
mitomana, medalisty,
mechanika, menadżera,
maga, męta, mima, mera!
Muzykalna ma młodzieży!
My, miejscowi milionerzy,
moc moralną mecenatu
maksymalizujmy! Matu-
rzystko-mezzosopranistko!
Miałżebym, minimalistko,
mierzyć moją miłość mini-
aturową miarką, Mimi?
Misją mą - monumentalna,
momentalna, monetarna
materializacja marzeń,
mózg mącących mgieł mirażem!
Motto: Marzysz - możesz mieć!
Miotaj, Mimi, monet miedź;
masakrując mą mamonę,
mów mi: - Muszę mieć mielone
mięso, mydelniczkę, mufkę,
miód, magazyn >>Moi<<, miętówkę!
Mienie - mieniem marnowanem?
Minie miesiąc - Mediolanem
Mniejszym mianujemy Metz,
miasto Muz, mazd, mezz. & mec.!
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Vanillivi Użytkownik
  • Postów: 1049
  • Skąd:
Dodane dnia 10-06-2008 14:13
Halina Poświatowska > ***

Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę,
to jest bardzo głupie nosić szminkę w kieszeni,
gdy ty patrzysz an mnie tak poważnie, jakbyś w moich
oczach widział gotycki kościół. A ja nie jestem
żadną świątynią, tylko lasem i łąką - drżeniem liści,
które garną się do twoich rąk. Tam z tyłu szumi
potok, to jest czas, który ucieka, a ty pozwalasz mu
przepływać przez palce i nie chcesz schwytać czasu.
I kiedy cię żegnam, moje umalowane wargi pozostają
nie tknięte, a ja i tak noszę szminkę w kieszeni, odkąd
wiem, że masz bardzo piękne usta.
http://www.cala-reszta-nocy.blogspot.com Mój blog o życiu, podróżach i pisaniu.
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Andar Użytkownik
  • Postów: 95
  • Skąd: Nottingham
Dodane dnia 13-06-2008 23:38
Powiedziałeś: "przyjdę do ciebie gdy będziesz spała skulona jak ciepły mruczący kot". I teraz czekam na ciebie przez wszystkie wieczory. Rozgniatam usta o pierze poduszek rozsnuwam włosy kolor zeschłych liści po gładkim chłodnym prześcieradle. Zanurzam ręce w ciemność owijam wokół palców milczące gałęzie . Ptaki śpią. Gwiazdy nie potrafią uskrzydlić ciężkich chmur. Noc rośnie we mnie - minuty - czerwone krople tętniącej krwi przebiegają ostrożnie. Na palcach powoli przez zamknięte okno wchodzi ostry zimny księżyc.

Halina Poświatowska
"Ludzie chcą kłamstw,które pomagają im żyć"
Terry Pratchett.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Afternoon Użytkownik
  • Postów: 705
  • Skąd: Warszawa : Katowice
Dodane dnia 24-06-2008 20:05
najlepszy wiersz jaki kiedykolwiek czytałem :D


Piotr Czerski

wiersz do twórcy 'bielizny ewy' i 'między nami'
oczywiście michałowi kaczyńskiemu


drogi michale wybacz proszę tę poufałość
nie wiem jak zacząć więc powiem po prostu
przeczytałem w "lampie i iskrze bożej" numer
szesnaście w nawiasie dwadzieścia jeden dwa
twoje wiersze

nie chciałbym żeby to co zaraz powiem
źle wpłynęło na nasz wzajemny
całkowity brak stosunków nic z tych rzeczy
nie pomyśl też przypadkiem że ja
nie rozumiem albo nie wiem o co chodzi

chociaż nie mieszkam na mokotowie ani
żoliborzu ani ochocie ani nawet na pradze
czy to ma jednak takie duże znaczenie?
nie sądzę, doprawdy, taki na przykład
gdańsk albo elbląg w nocy też jest smutny
brudny ciemny i nic tylko nocne autobusy
albo wydawanie pieniędzy w knajpach i
spelunkach z oczami wlepionymi w tyłki
panienek które tutaj są tak samo głupie
jak u was

wybacz mi michale ten długi wstęp musiałem
powiedzieć ci to wszystko żeby nastawić cię
pokojowo odprężyć i zrelaksować

widzisz michale to nie takie proste bo jak
ci wytłumaczyć że jakaś tam poetka z krakowa
imieniem agata to nie jest moja dziewczyna nigdy
z nią nie piłem nigdy nie paliłem marihuany
na rynku a nawet nigdy jej nie przerżnąłem
nawet ten jeden jedyny raz i w ogóle jej nie znam

chodzi mi tylko o to michale tylko i wyłącznie
o to że zupełnie nie rozumiem dlaczego masz za złe
brak momentów w jej wierszach przecież samo życie
co chwila podsuwa nam momentów do wyrzygania jak choćby
moment w którym zapalają się wszystkie latarnie w mieście
(czy jak tam drze mordę ów sławny szansonista) moment
w którym nagle jesteś zupełnie sam o dwudziestej
trzeciej minut trzydzieści osiem i nawet nie ma
się z kim napić albo moment kiedy (na to czekałeś)
ona wstydliwie bierze jego penisa do ręki a on ożywa
i zaczyna się prężyć i powstawać z upadłych

drogi michale pozostaję z szacunkiem
zwłaszcza że masz ładne imię i pewnie jesteś
całkiem fajnym kolesiem z żoliborza mokotowa
ochoty albo pragi tylko michale zrozum
nie interesuje mnie twoja bielizna ani co lubisz
wkładać na rozbierane randki ani przez ile stacji
metra musisz na taką randkę przejechać

drogi michale nie sądź że pragnę z ciebie zakpić
szanuję twój bunt (widzisz michale przypadkiem
dotknąłem ważnej kwestii bo widzisz michale ja nigdy
się nie buntowałem przeciwko systemowi przeciwko
zasranej zastanej rzeczywistości widzisz michale nawet
przeciwko głupiej poezji także się nie buntowałem
tylko raz jeden przeciwko mojej dziewczynie
ale to nieważne i całkiem nie ma znaczenia) i ja także
pragnę pisać o nocach w wielkim mieście
ale co mogę na to poradzić
że najbardziej lubię komuś w wierszu zdrowo przypierdolić

[05-10-2000]
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 25-06-2008 22:33
Sylvia Plath - "Tatuś"

Nie robisz, nie robisz
nic więcej, czarny but
W którym żyłam jak stopa
Przez trzydzieści lat, marnych i bezbarwnych,
Jedynie śmiałam oddychać albo zrobić apsik.

Tatusiu, musiałam cię zabić .
Umarłeś zanim miałam czas --
Ciężka jak marmur, torba pełna Boga,
Okropny posąg z jednym bladym palcem
Wielki jak obszar San Francisco

I głowa w dziwacznym Atlantyku
Gdzie nalewa fasolę zieloną na niebieską
Na wodach poza pięknym Nauset.
Modliłam się o odzyskanie Ciebie.
Ach, du.

Po niemiecku, w polskim mieście
Odrapane mieszkanie przez fale
Wojen, wojen, wojen.
Ale nazwa miasta jest wspólna.
Mój przyjaciel Polaczek

Tam głosów jest tuzin albo dwa.
Zatem nigdy nie mogłam powiedzieć gdzie Ty
Postawiłeś twoją stopę, zakorzeniłeś się,
Nigdy nie mogłam rozmawiać z Tobą.
Język utkwił w mojej szczęce.

To utkwiło w pułapce z drutu kolczastego.
Ich, ich, ich, ich,
Z trudem mogłam mówić.
Myślałam, że każdy Niemiec to Ty.
I nieprzyzwoity język

Silnik, silnik,
Spalający mnie jak Żyda.
Żyd do Dachau, Oświęcimia, Belsen.
Zaczęłam mówić jak Żyd.
Myślę, że łatwo mogę być Żydem.


Śniegi Tyrolu, jasne piwa Wiednia
Nie bardzo są czyste ani prawdziwe.
Z moją prababką Cyganką i moim niesamowitym szczęściem
I moją talia Tarota i moją talia Tarota
Mogę być trochę Żydem.

Zawsze się ciebie bałam,
Z twoim Luftwaffe, twoim gobledygo.
I twoimi schludnymi wąsami
I twoim aryjskim okiem, jasnobłękitnym.
Czołgista, czołgista, Och Ty

Nie Bóg, ale swastyka
Tak czarne żadne niebo nie przetrwałoby
Każda kobieta ubóstwia faszystę,
But na twarzy, brutal
Brutalne serce brutala takiego jak Ty.

Stajesz przy tablicy, Tatusiu,
Mam Cię na zdjęciu,
Dziurka w twojej brodzie zamiast twojej stopy
Ale nie mniej diabelska przez to, nie, wcale nie
Trochę mniejszy człowiek w czerni

Rozbił moje piękne czerwone serce na pół.
Miałam dziesięć lat kiedy Cię zakopali .
O dwudziestej usiłowałam umrzeć
I wrócić, z powrotem, z powrotem do Ciebie.
Myślałam, że nawet kości to zrobią.

Ale oni wyciągnęli mnie spod łóżka,
I razem zlepili klejem.
I wtedy wiedziałam, co zrobić.
Zrobiłam Twój model,
Człowiek w czerni ze spojrzeniem z Meinkampf

I zamiłowanie do uciskania i dręczenia.
I powiedziałam, że tak, tak.
Cóż Tatusiu, jestem w końcu.
Czarny telefon jest wyłączony z gniazdka,
Tylko głosy nie mogą się wkraść.

Jeśli zabiłam jednego człowieka, zabiłam dwóch --
Wampira, który powiedział, że był Tobą
I pił moją krew przez rok,
Siedem lat, jeśli chcesz wiedzieć.
Tatusiu, teraz możesz położyć się na plecach.

Jest kołek w twoim tłustym czarnym sercu
I wieśniacy nigdy Cię nie lubili.
Tańczą i depczą po Tobie.
Zawsze wiedzieli, że to Ty.
Tatusiu, Tatusiu, Ty draniu, skończyłam się.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Afternoon Użytkownik
  • Postów: 705
  • Skąd: Warszawa : Katowice
Dodane dnia 28-06-2008 22:15
Krzysztof Śliwka

Let's get lost


Nie da się ukryć, panowie, niedołężniejemy jak wyrzucone
Na brzeg foki albo radzieccy kosmonauci
Po zbyt długim przebywaniu na orbitalnej stacji Mir.

Rośnie nam ciśnienie i spada współczynnik empatii. Już
Dopada nas zadyszka i ścina lepki pot. (Tylko patrzeć
Jak zaczną ustępować nam miejsca w tramwaju

Albo zapakują w urnę "Dzieł zebranych", bo czymś przecież
Trzeba połechtać naszą próżność.) A miał być
Niekończący się festiwal radości: mieliśmy bujać się

W hamakach, leżeć palnikiem do góry i ćmić podrasowane
Cygarety, podczas gdy inni wypruwać będą sobie flaki
Na porannej zmianie czy też wytrzeszczać gały

Od ciągłego łypania w monitor. Wszystko to mrzonki.
Wszystko to o kant dupy rozbić. W sumie
Nic na siłę. Pełny luz. Oddech równa się z oddechem,

Oko węszy szczegóły. Od czegoś przecież trzeba zacząć,
Nie? Weźmy na ten przykład My Funny Valentine,
Nieśmiertelny temat Rodgersa i Harta nagrany przez

Cheta Bakera w 1952 roku z kwartetem Gerry Mulligana.
Dźwięki rozpełzają się po kątach. Srebrny pył
Sypie się ze srebrnej trąbki, choć Chet od kilkunastu lat

Gryzie ziemię po tym jak wyskoczył (lub ktoś go wypchnął)
Z okna amsterdamskiego Prins Henrik Hotel.
Wystukujemy palcami rytm, dopijamy resztki ciepłej wódki i

Przez moment liczą się tylko te wibracje, ta przeźroczystość,
Ten zgiełk. Potem przerzutka na saneczki, zaspy i
Problemy z załapaniem pionu: stałe elementy woltyżerki:

Dżajfa & gibana: subtelny melanż na granicy rozkładu
I fascynujących halucynacji. I niech tak już będzie. Życie
Jest jak rozciągnięty sweter, pruje się i nie przylega

Do ciała jakbyśmy tego chcieli. Chociaż może się mylę,
Bo co z tymi, którzy chcąc ukryć tłuszczowe obwarzanki
Wciągają brzuch i nadymają się jak pawiany?

Co z tymi, którzy farbują się na blond albo wyrywają pęsetą
Siwe włosy licząc na jędrne pośladki jędrnych małolat?
Jak przejść obojętnie obok czterdziestoletnich młodzieniaszków

Udających nadąsane primabaleriny? Pytanie goni pytanie.
I nic z tego nie wynika. Jesteśmy głusi na krytyczne
Uwagi. Nic nas nie rusza. Ruszamy przed siebie

Na pełnym gazie, a potem dyszymy jak przetrenowane chomiki.
Nie to co kiedyś. Kiedyś uprawialiśmy monumentalne ciągi,
Płynęliśmy wpław, koczowaliśmy pod czarnym sztandarem.

To se ne vrati! I dobrze. W końcu zasłużyliśmy sobie na
Przerzedzony włos, placki łysin, nadwagę, garść
Prochów, stygnący gips. Chociaż niektórym z nas

Wciąż się udaje zachować pozory: jakimś dziwnym trafem
Omija ich pazur czasu. Ale i na nich złuszczy się skóra.
Ich przyjaciele dadzą nogę do żon, na wyścigi konne,

Albo pogodzą się z faktem powolnej demencji. Prysną kółka
Wzajemnej adoracji. Zdezaktualizują się manifesty wolności.
I zacznie się starość.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 19-07-2008 14:05
Zmyślony lis - Ted Hughes


Wyobrażam sobie las o północy:
Coś innego jeszcze żyje
Obok samotności zegara
I białej kartki, gdzie me palce błądzą.

Przez okno nie widzę gwiazd:
Coś bliższego
Choć z samej głębi ciemności
Nawiedza tę samotność.

Chłodny, delikatny jak czarny śnieg
Nos lisa dotyka gałęzi, liścia;
Dwoje oczu wiedzie kroki, które
Wciąż i wciąż wyznaczają

Równe ślady na śniegu
Wśród drzew i ostrożnie kulawy cień
Ciała, co wychodzi odważnie
Na polany, ociąga się przy pniu

I w zagłębieniu, oko
Jak otwarta ciemniejąca zieleń,
Błyszczy i ze skupieniem
Dokonuje swego zadania;

Aż nagle ze swym ostrym odorem
Lis wbiega w ciemny otwór mej głowy.
Okno jest nadal bez gwiazd; zegar tyka,
Stronica jest zapisana.

tłum. Teresa Truszkowska
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Afternoon Użytkownik
  • Postów: 705
  • Skąd: Warszawa : Katowice
Dodane dnia 19-07-2008 18:15
Ivan Onate

„Upadek”

Panie Boże owada,
ameby,
która niepokoi jelito grube, Boże
utrudzenia, które wzniosło kopułę mediolańskiej katedry,
by ją widać było nawet przez mgłę, Boże
naiwnych, którzy uwieczniają siebie
na tle wieży Eiffla, Boże
kolejnych naiwnych, którzy fotografują się na tle
ulotności anioła, Boże

muzyki i milczenia,
ale także kata,
który ostrzy swoje narzędzie, Boże
żywych i umarłych

i tych, którzy odchodzą od zmysłów,
zapomniani
na straszliwych regałach
kostnicy, Boże,
którego wzywamy na szczycie orgazmu,
ale także w chwili,
gdy musimy rozpoznać to co ukochaliśmy
w otwartej trumnie,
lub w głębi przepaści, Boże

tego, co rodzi się i umiera,
a między jednym a drugim podlega zepsuciu, Boże
moich ojców i moich synów,
tych, którzy przyszli na świat i tych, co nie przyszli,
ale zawsze synów, Boże samotny,
kolego, który pokrywasz na oślep
bazgrołami niekończący się i niecenzuralny
brulion, Boże
bez Boga, aby Ci przebaczył, bez Kogoś nad tobą,
aby cię poprawił,

Boże bez reklamacji na siebie samego,
Boże porzucony, Boże
bez-bożny.
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
wwwolekpl Użytkownik
  • Postów: 28
  • Skąd: Rzeszów
Dodane dnia 19-07-2008 21:27
Cyprian Kamil Norwid

BEMA PAMIĘCI ŻAŁOBNY RAPSOD
..Iusiurandum patri datum usque ad hanc-diem ita servavi...
Annibal

I
Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? -
Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan;
Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
- Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki
Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami
Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki...
Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami...

II
Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,
Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...
Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,
Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.

III
Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,
W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne;
Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,
Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne...

IV
Wchodzą w wąwóz i toną... wychodzą w światło księżyca
I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca,
Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął...

V
Dalej - dalej - aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu
I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą,
Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu,
Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą...

VI
I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,
Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,
Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dalej - dalej - -
(1851)
Świat jest tylko polem bitwy która nie ma dna.
Do góry
Numer GG
Identyfikator Tlen
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 20-07-2008 11:12
Tak... Niesamowicie wykonał to swego czasu Czesław Niemen. Tekst - klasyczny, muzyka do Niego - nie mniej.


Skoro jesteśmy przy Norwidzie, przedstawię inny Jego wiersz, który mi się bardzo podoba (a w zasadzie to fascynuje); A i wykonanie Czesława Niemena jest piękne (i tajemnicze).


Cyprian Kamil Norwid

MARIONETKI


1

Jak się nie nudzić? gdy oto nad globem
Milion gwiazd cichych się świeci,
A każda innym jaśnieje sposobem,
A wszystko stoi - i leci...



2

I ziemia stoi - i wieków otchłanie,
I wszyscy żywi w tej chwili,
Z których i jednej kostki nie zostanie,
Choć będą ludzie, jak byli...



3

Jak się nie nudzić na scenie tak małej,
Tak niemistrzowsko zrobionej,
Gdzie wszystkie wszystkich Ideały grały,
A teatr życiem płacony -



4

Doprawdy nie wiem, jak tu chwilę dobić,
Nudy mnie biorą najszczersze;
Co by tu na to, proszę Pani, zrobić,
Czy pisać prozę, czy wiersze? -



5

Czy nic nie pisać... tylko w słońca blasku
Siąść czytać romans ciekawy:
Co pisał Potop na ziarneczkach piasku,
Pewno dla ludzkiej zabawy (!) -



6

Lub jeszcze lepiej - znam dzielniejszy sposób
Przeciw tej nudzie przeklętej:
Zapomnieć ludzi, a bywać u osób,
- Krawat mieć ślicznie zapięty!...


1861
Do góry
Autor
RE: Poetyckie smakowitości (po raz kolejny)
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 24-07-2008 18:00
Giennadij Ajgi

Śnieg

Obok śnieg -
więc dziwniejsze kwiaty na parapecie.

Uśmiechnij się do mnie chociażby za to,
że nie mówię słów,
których nie rozumiem.
Wszystko co potrafię:

krzesło, rzęsy, lampa, śnieg.

I ręce moje
są dalekie i zwykłe,

i ramy okien
jakby wycięte z białego papieru,

a tam, za nimi,
wokół latarń
strzępi się śnieg

od samego dzieciństwa.

I będzie, póki na ziemi
ktoś pamięta o tobie, ktoś rozmawia z tobą.

I to białe niegdyś
zobaczyłem na jawie,

i zamknąłem oczy, i nie mogę otworzyć,
i jest białe migotanie,

i zatrzymać go też nie mogę.

1960
Do góry
  • Skocz do forum:
Polecane
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]