Religia czy ateizm?
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 21-01-2017 00:54
Dla mnie pytanie z tematu nie jest w ogóle jasne, bo nie wiem co/kto to jest Bóg. Religia, to zawsze jakiś system, sposób czczenia, a co za tym idzie, powszechnie przyjęta forma wyrażania wiary w umowne bóstwo. Ale wiara, to uczucie, przeświadczenie albo intuicyjna pewność i jako taka obywa się bez rytuałów. Udział w uroczystościach kościelnych łączy ludzi, ale zewnętrznie, pozornie i na okoliczność uroczystości, natomiast głębokie uczucie wiary jest niczym innym, jak świadomością jedności z każdym, bez względu na cokolwiek. Ten element wspólny jest wielu religiom. Byłaby więc religijność świadomością nie-odrębności.

Ateistę rozumiem jako racjonalistę spekulującego, idącego przez życie drogą własnej korzyści, podśpiewującego "żyje się tylko raz". Ten się czuje odrębny, a z życia chce jak najwięcej wynieść. Pasożyt. Naukowców, bez względu na to jak się określają, uważam za typy religijne i faktycznie, każdy (z wielkich) przyciśnięty do ściany przez wnikliwego rozmówcę, wyraża w jakiś swój sposób postawę, którą da się bez przekręcania nazwać głęboką wiarą. Jakby nie patrzeć, naukowcy w ogromnej większośći żyją hipotezami, które następnie starają się przekuć w teorie, a jak wiadomo 99,9% z nich (hipotez) ląduje w koszu. Ci ludzie żyją iluzją, wiarą w coś jeszcze mniej pewnego niż figura Boga.

Dlatego podtrzymuję tezę, że katolik i ateista, to zwykle ten sam typ człowieka. Jeden i drugi izoluje się we własnej grupie. Jeden i drugi potrafi się tylko tłumaczyć z przynależenia do wybranej gromady, a myślowo są nieprzenikalni. Nie interesują się "innym", zostawiają go na boku, jako obcego głupiego, którego należy tylko wyśmiać za błędną przynależność. W "wierzącym" nie ma religijnej wiary w jedność (że on jest innym mną), a w niewierzącym nie ma woli wyciągnięcia wierzącego z iluzji. Dwa typy ludzi stworzonych dla siebie i jeden bez drugiego nie umiałby żyć, ponieważ nie miałby z kogo czerpać mocy stwarzania "my" (bo nie mają własnego "ja").

[Dodano 21-01-2017 01:26]
Ale w sumie nie napisałem tego, co chciałem. Zastanawiające jest, że bycie permanentnie uczciwym zupełnie nie opłaca się w życiu, ale gwarantuje głębokie zadowolenie, podczas gdy spekulowanie i codzienne wygrywanie małych sytuacji gdzieś się w głowie odkłada i powoduje mentalną zgagę. To samo z odwagą, sprawiedliwością, bezinteresownością itp... Gdyby świat był zlepkiem pierwiastków poruszanych bezduszną mocą natury, nie byłoby takich doświadczeń. Nie ma co tłumaczyć tego wychowaniem i kulturą, bo już pokolenia całe zerwały ze starożytnymi cnotami, a mimo to wspaniałomyślność rezonuje w każdym. Nawet jeśli sam nie bywa, to doceni. Tutaj widzę pewien rodzaj determinizmu, bo nie będąc spekulantem miewam nieodparty przymus zrobienia rzeczy, której konsekwencje będą dla mnie niekorzystne, a jednak to robię jako coś koniecznego. Dziwna sprawa, ale bez tego życie byłoby trywialne i nic nie warte.
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
introwerka Użytkownik
  • Postów: 292
  • Skąd:
Dodane dnia 21-01-2017 01:35
Ekszyn, wiary rozumianej jako:
Ekszyn Dupacycki napisał:
Ale wiara, to uczucie, przeświadczenie albo intuicyjna pewność

ani ja, ani większość innych znanych mi (przynajmniej osobiście) ateistów nie podaje w wątpliwość ani nie zwalcza. Pytanie, czy jest to wiara religijna. Myślę, że nie, skoro choćby te "fantastyczne" hipotezy, którymi żyją naukowcy, tym się różnią od wiary w Boga, że są (przynajmniej potencjalnie) sprawdzalne w tym życiu, a nie w (zakładanym) przyszłym.

Ekszyn Dupacycki napisał:
Ateistę rozumiem jako racjonalistę spekulującego, idącego przez życie drogą własnej korzyści, podśpiewującego "żyje się tylko raz".

Raczej zdefiniowałeś lekkomyślnego egocentryka niż ateistę ;) Ci są bowiem, jak wspomniałam, bardzo różni, i nie wszyscy są zagorzałymi racjonalistami w ogóle, często raczej jedynie sceptykami, gdy chodzi o życie pozagrobowe i inne dogmaty. Choć może ci najbardziej "scjentystyczni" i racjonalni są najbardziej widoczni.

Co do tego zaś:

Ekszyn Dupacycki napisał:
Dlatego podtrzymuję tezę, że katolik i ateista, to zwykle ten sam typ człowieka. Jeden i drugi izoluje się we własnej grupie. Jeden i drugi potrafi się tylko tłumaczyć z przynależenia do wybranej gromady, a myślowo są nieprzenikalni. Nie interesują się "innym", zostawiają go na boku, jako obcego głupiego, którego należy tylko wyśmiać za błędną przynależność. W "wierzącym" nie ma religijnej wiary w jedność (że on jest innym mną), a w niewierzącym nie ma woli wyciągnięcia wierzącego z iluzji. Dwa typy ludzi stworzonych dla siebie i jeden bez drugiego nie umiałby żyć, ponieważ nie miałby z kogo czerpać mocy stwarzania "my" (bo nie mają własnego "ja";).

w dużej mierze zgadzam się z Tobą, myślę jednak (optymistycznie i z wiarą), że nie opisałeś tu istoty ateisty, a jedynie pewne ekstremum, ku któremu się nieraz wychyla pod wpływem właśnie zamykania się we własnym środowisku, co z kolei bywa efektem odczuwanej niemocy w starciu z irracjonalistycznym i "wypornym" względem wszystkiego, czego nie usłyszą w kościele, tłumem "wiernych" ;)
"miłość
jest jedyną fortecą
dość mocną, by jej zaufać".
(Marianne Moore)
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Szczepan Gender Użytkownik
  • Postów: 244
  • Skąd: Jestem stamtąd.
Dodane dnia 21-01-2017 04:09
Ekszyn Dupacycki napisał:
Dla mnie pytanie z tematu nie jest w ogóle jasne, bo nie wiem co/kto to jest Bóg.

Pytanie obliczone na polaryzację. To ordynarna socjotechnika. Natomiast sam cel jest głębszy. Problem polega na tym, że niewiele osób jest skłonnych do merytorycznych dyskusji w przypadku podobnych tematów, co też miało zostać wykazane. Nawet mogę o tym wprost napisać, a dyskusja nie rozgorzeje.

Ekszyn Dupacycki napisał:
a w niewierzącym nie ma woli wyciągnięcia wierzącego z iluzji.

Właśnie. Ateiści nie namawiają na porzucenie wiary. Owszem podrzucają podłe treści, sprzeczne z doktrynami wiary, ale jednak nie namawiają do ateizmu. Ja nawet mogę powiedzieć, że ateizm to jest smutek, a wiara to jest radość. Dlatego, że obydwa te stany świadomości przeszedłem. Dziś nawet sądzę, że potrafiłbym te stany płynnie zmieniać. Tak jak pierwiastki przechodzą ze stanu stałego do ciekłego, a potem do gazowego. Po prostu rozumiem na czym to polega.

Ekszyn Dupacycki napisał:
podczas gdy spekulowanie i codzienne wygrywanie małych sytuacji gdzieś się w głowie odkłada i powoduje mentalną zgagę.


Niczego nie wygrywam Ekszyn. Tylko tracę. Jeślibym nie był taki głupi, to bym teraz nieźle PiSił. Bo wiesz mam kwalifikacje i korzystną przeszłość. Ale mnie muli, dlatego permanentnie pogrywam.
Ekszyn

Dupacycki napisał:
Dziwna sprawa, ale bez tego życie byłoby trywialne i nic nie warte.

Tak, właśnie tak. Mimo, że to jedynie teoretyczne rozważania.


Slavek napisała:
Te cytaty to tylko czyjeś poglądy, które z czasem mogły/mogą ulec zmianie. Ot np. nieżyjący już panowie Kiszczak i Jaruzelski, przed śmiercią prosili o księdza..jeden się nie doczekał, a drugi oby był szczery w swoim żalu za grzechy, ale ja tylko tak a propos "stawania pod ścianą"

Może Hitler też poprosił? Dokładnie nie wiadomo, ale z papieżem się spotykał, a z biskupami to już nie mówiąc. To prawda, że na koniec większość prosi księdza. Taki już jest niepisany zwyczaj, wpajany od wieków. Tradycja taka. Obrządek. W SS raczej nie było wierzących, tzn. oficerowie wierzyli w coś innego ewentualnie, i nie przeszkadzało im to stawiać swoich sztandarów z emblematami SS obok ołtarzy, podczas mszy polowych. Tak samo jak biskupom niemieckim nie przeszkadzało hajlować. To był interesujący związek, jeśli mówimy o relacjach (mam tu na myśli dywagacje Ekszyna).


introwerka napisała:
Mam nadzieję, że wyssane z palca i społeczeństwo nie dopuści np. do planowanej przez obecny rząd delegalizacji Centrum Monitorowania Postaw Rasistowskich i Ksenofobicznych ;)


Rasizm i ksenofobia leżą dokładnie na osi podziałów społecznych ideologii wypracowanej przez PiS. Podam na forum taki temat :"Projektowanie osi podziałów społecznych" i ew. "Zarządzanie podziałami". O ile administracja nie zlikwiduje, albo wywiadownia. Bo o tym nie wolno rozmawiać. Rasizm jest jednym z pięciu głównych źródeł na osi podziałów i ma on wiele oblicz. Jest niezwykle przydatny przy budowaniu twardego zaplecza politycznego. Proszę się nie dziwić. Ja piszę o tym, co oczywiste, a to jest oczywista oczywistość - cytując pięknie mlaszczącego klasyka.
Józef Piłsudski - sprawca cudu na Wisłą:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu".
Mark Twain - powieściopisarz dziecięcy:
"Religia została wynaleziona kiedy pierwszy oszust napotkał pierwszego głupka".
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Slavek Użytkownik
  • Postów: 252
  • Skąd:
Dodane dnia 22-01-2017 20:39
Szczepan Gender napisał:
Może Hitler też poprosił? Dokładnie nie wiadomo, ale z papieżem się spotykał, a z biskupami to już nie mówiąc. To prawda, że na koniec większość prosi księdza. Taki już jest niepisany zwyczaj, wpajany od wieków. Tradycja taka. Obrządek. W SS raczej nie było wierzących, tzn. oficerowie wierzyli w coś innego ewentualnie, i nie przeszkadzało im to stawiać swoich sztandarów z emblematami SS obok ołtarzy, podczas mszy polowych. Tak samo jak biskupom niemieckim nie przeszkadzało hajlować. To był interesujący związek, jeśli mówimy o relacjach (mam tu na myśli dywagacje Ekszyna)


O jacie, ale "rewelacje" nie no Hitler i Pius XII razem :) Haha i biskupi i księża :) i Watykan :)
"Tak samo jak biskupom niemieckim nie przeszkadzało hajlować" pamiętaj, choć może nie wiesz, że Niemcy to głównie kraj protestancki, ale ok. co do "hajlowania" może będziesz miał okazję się przekonać jak to jest, gdy będziesz miał nóż na gardle i ktoś powie- Allach, albo śmierć..Po dojściu Hitlera do władzy wielu księży (również protestanckich) wylądowało w obozach koncentracyjnych, było zastraszanych i mordowanych. Ale to norma w lewicowym szaleństwie, czy to będzie faszyzm/nazizm, komunizm..bo przecież jeszcze w trakcie "obrad" (czyt. ściemy) okrągłego stołu ginęli księża- ksiądz Stanisław Suchowolec (przyjaciel zamordowanego bł. księdza Jerzego Popiełuszki) i ksiądz prałat Stefan Niedzielak. Mordy założycielskie III RP, a potem ginęli też inni..
"...podziwiam komunistów/ za ich upór bezmyślne oddanie/ czemuś tak bezwzględnie błędnemu"

Leonard Cohen
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Szczepan Gender Użytkownik
  • Postów: 244
  • Skąd: Jestem stamtąd.
Dodane dnia 22-01-2017 21:58
Slavek napisał:
O jacie, ale "rewelacje" nie no Hitler i Pius XII razem :) Haha i biskupi i księża :) i Watykan :)
"Tak samo jak biskupom niemieckim nie przeszkadzało hajlować" pamiętaj, choć może nie wiesz, że Niemcy to głównie kraj protestancki, ale ok. co do "hajlowania" może będziesz miał okazję się przekonać jak to jest, gdy będziesz miał nóż na gardle i ktoś powie- Allach, albo śmierć..Po dojściu Hitlera do władzy wielu księży (również protestanckich) wylądowało w obozach koncentracyjnych, było zastraszanych i mordowanych. Ale to norma w lewicowym szaleństwie, czy to będzie faszyzm/nazizm, komunizm..bo przecież jeszcze w trakcie "obrad" (czyt. ściemy) okrągłego stołu ginęli księża- ksiądz Stanisław Suchowolec (przyjaciel zamordowanego bł. księdza Jerzego Popiełuszki) i ksiądz prałat Stefan Niedzielak. Mordy założycielskie III RP, a potem ginęli też inni..



Pamiętam, że wielu chrześcijańskich dostojników nie podało papieżowi Benedyktowi ręki na oficjalnym spotkaniu, ostentacyjnie odsuwając się, kiedy wyciągał dłoń. A protestanci, to chyba też chrześcijanie, jak i prawosławni? Czy nie? Na czym te ich sekty stoją?
To prawda, że księża masowo lądowali w obozach koncentracyjnych, ale czy to może nie było skutkiem wcześniejszych flirtów? Tak. Księża też ginęli. Ksiądz Kolbe poszedł na śmierć za jakiegoś faceta, którego nie znał. Popiełuszko świadomie się wystawiał, itd... No ma Pan bohaterów. Ale bohaterowie są po każdej ze stron. Z tym, że ja wszystkich ich uznaję, nawet tych poplamionych, Kolbego -antysemitę, wie Pan?
Józef Piłsudski - sprawca cudu na Wisłą:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu".
Mark Twain - powieściopisarz dziecięcy:
"Religia została wynaleziona kiedy pierwszy oszust napotkał pierwszego głupka".
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Slavek Użytkownik
  • Postów: 252
  • Skąd:
Dodane dnia 23-01-2017 20:17
Szczepan Gender napisał:
Pamiętam, że wielu chrześcijańskich dostojników nie podało papieżowi Benedyktowi ręki na oficjalnym spotkaniu, ostentacyjnie odsuwając się, kiedy wyciągał dłoń. A protestanci, to chyba też chrześcijanie, jak i prawosławni? Czy nie? Na czym te ich sekty stoją?
To prawda, że księża masowo lądowali w obozach koncentracyjnych, ale czy to może nie było skutkiem wcześniejszych flirtów? Tak. Księża też ginęli. Ksiądz Kolbe poszedł na śmierć za jakiegoś faceta, którego nie znał. Popiełuszko świadomie się wystawiał, itd... No ma Pan bohaterów. Ale bohaterowie są po każdej ze stron. Z tym, że ja wszystkich ich uznaję, nawet tych poplamionych, Kolbego -antysemitę, wie Pan?


Być może to byli "postępowi" dostojnicy. Marcin Luter był heretykiem. Jego herezja wydała złe owoce. Prof. Leszek Kołakowski dowodził, że marksizm, a więc komunizm, faszyzm, nazizm, darwinizm itd. i..antysemityzm wywodzą się z myśli, reformacji Marcina Lutra.
Św. Maksymilian Kolbe oddał życie za człowieka, człowieka który miał żonę i dzieci, które go potrzebowały i żeby dodać innym odwagi w tych strasznych czasach. Bł. Jerzy Popiełuszko miał odwagę głosić prawdę i to go zgubiło..był bestialsko skatowany..nie usprawiedliwiaj tej hołoty "świadomym wystawianiem się ofiary"
"...podziwiam komunistów/ za ich upór bezmyślne oddanie/ czemuś tak bezwzględnie błędnemu"

Leonard Cohen
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 24-01-2017 15:44
Introwerko, Szczepanie, ustereotypiłem (sory) ateistę, bo temat dyskusji ustereotypował (sory) problem. Ale jednak będę się tego trzymał, ponieważ zależy mi na zamazaniu religijności w rozumieniu pospolitym, które spłyca temat i rodzi lichych antagonistów.

Po co kisić się w tych trywialnych pierdoleniach o tym, że Boga nie widać, a ludzie są głupi, bo proszą Go o coś? Jaka w tym wyższość i mądrość, że się na głupiego powie "głupi"? To banał, jak banałem jest powiedzieć na jabłko "jabłko".

Co do pojęcia "religijność", to nie jest ono własnością różnych wyznań. One oczywiście posługują się nim w obrębie własnego światka wiary, używają go lokalnie, ale obszar semantyczny "religijności" może być ogromny. Bardzo szerokim znaczeniem tego określenia posługiwał się Einstein. W rozmowie z uduchowionym Rabindranathem Tagore zaripostował prowokacyjnie, że jest bardziej religijny od niego (jak wiadomo Hindusi twierdzą, że rzeczywistość, to iluzja, Maya, natomiast Einstein, mimo braku dowodów [dokładnie], uparcie wierzył w świat obiektywny, niezależny od postrzegającego go podmiotu i często mówił o chęci przeniknięcia myśli Boga [twórcy praw natury]).

Prosiłbym więc o podobne i bezuprzedzeniowe rozumienie "religijności". Wiązanie jej z cyrkiem katolicyzmu made in village nie daje szansy powstaniu poważniejszej dyskusji. Rytuał, kult, ceremoniał, sacrum i profanum etc... to archaizmy. Niestety żyją dzięki niemądrym ludziom, a ich łatwo jest gnoić.

Proponuję podzielić religijnych ludzi na tradycyjnych i uduchowionych. Pierwsi szanują religię i respektują jej prawa z uwagi na tradycję, która stanowi dla nich wartość samą w sobie, a drudzy żywią głębokie przekonanie (doświadczając je) o istnieniu Czegoś (czego nie nazywają) poza widzialną rzeczywistością, a na czym jest ona... (?)
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
labedz Użytkownik
  • Postów: 448
  • Skąd: Kraków
Dodane dnia 24-01-2017 21:36
Trochę, Szczepanie, tendencyjnie postawiłeś pytanie w tytule, bo zaraz po tytule poleciały tylko cytaty rozmaitych myślicieli, których stosunek do religijności (przynajmniej w kontekście przytoczonych wypowiedzi) jest delikatnie mówiąc niechętny. Po takiej dawce kamyczków z jednego ogródka, kto śmiałby przyznać, że smakuje mu marchewka z tego drugiego poletka?

Ale zanim o religii, to proponowałbym wyjść od wiary, bo wiara jest dość podstawowym mechanizmem funkcjonowania człowieka. I jest ona właściwa także i... ateistom. Ale o tym później.
Wiara jest jakąś uosobioną formą duchowości, skanalizowaną w skonkretyzowane wyobrażenie, często jest intuicyjna i kompletnie nieracjonalna, co nie znaczy, że mniej wartościowa, niż wiedza (jak słusznie zauważył Ekszyn - większość teorii naukowych i tez, które funkcjonują w naszym świecie dziś jako podstawy wiedzy, na początku kiedyś była mocną wiarą osamotnionego naukowca, który po prostu gorliwie wierzył w swoją hipotezę). Wiarę więc można postrzegać jako jeden z dwóch naturalnych, pierwotnych sposobów (obok rozumowego postrzegania umysłem, zdobywania wiedzy) percypowania rzeczywistości. Nie mając możliwości samemu zweryfikować każdego faktu o świecie, część po prostu przyjmujemy "na wiarę" i żyjemy dalej, to naturalne i wcale nie wynika z lenistwa, tylko jest po prostu "nie wyważaniem dawno już otwartych drzwi". Coś tam mogę wiedzieć o dwutonowym głazie i znając mniej więcej strukturę kamienia, oraz jako tako orientując się w mechanizmach funkcjonowania grawitacji, mogę przypuszczać (wierzyć?), że jeżeli spadnie na mnie taki kamor z wysokości dajmy na to pięćdziesięciu metrów, to padnę trupem (chociaż przecież nie mam żadnego naukowego dowodu, że tak się stanie, gdyż akurat na mnie ani nikogo z moich bliskich nigdy wcześniej taki kamień akurat nie spadł). Podobnie jeśli akurat nigdy nie widziałem na własne oczy kangura, mogę przecież wierzyć w jego istnienie. Wierzyć, to byłoby tutaj zatem: mieć intuicyjny stosunek do rzeczywistości w tym fragmencie, w jakim akurat nie możemy jej poznać empirycznie.

Natomiast problem z religią polega na tym, że jest zawsze swego rodzaju opresją (wynikającą z zawłaszczenia) w stosunku do tejże wybranej w pewnym szczególnym aspekcie wiary. Stawia zawsze przed człowiekiem kastowego beneficjenta tego układu, jakiegoś guru, szamana, kapłana, rabbiego, faryzeusza, księdza, popa, imama, mistrza, który ma monopol na kanalizowanie wiary i kontakt z transcendencją. Ma też ostateczne interpretacje tej wiary. Ma zakazy i nakazy, kodeksy i przeważnie jakąś świętą księgę, w której to wszystko zapisano. Nawet jeśli ręką człowieka, to jakoby nie przez człowieka. Religia daje też gotowe formy właściwego kultu i kreuje jedynie słuszne wyobrażenie sacrum.
Religia to coś dużo większego (w sensie objętościowym) niż wiara - to ideologia oblepiająca wiarę, podsuwająca wierze gotowe rozwiązania, interpretacje, obrazy i nakazy, normy, wytyczne i system kar. I w swej istocie robi wierze coś najgorszego, co może jej zrobić - przycina ją do szerokości szuflady, opisuje ją kategoriami naukowymi, wyraża jako pewnik i prawdę, mierzy, waży i kataloguje wiarę na dziesiątą stronę, nie posługując się przy tym żadnym dowodem. Coś co byłoby niemożliwe odwrotnie (żaden naukowiec nie oprze swojej poważnej pracy badawczej na niezweryfikowanym empirycznie aspekcie, po prostu jak się coś naukowo ogłasza, to na wszystko po kolei musi być naukowy dowód) jakimś cudem akceptowane jest w religii (teologia). To zabija piękno wiary - tego mistycznego przeczucia, ale nie pewności, duchowego przeświadczenia, ale nie wiedzy, intuicji, ale bez dowodu. Mimo, że człowiek od wieków pląsał do muzyki tak, jak słyszał i czuł rytm, to zawsze znajdzie się jakiś guru od tańca, który powie, że niewłaściwie stawiasz kroki albo nie trzymasz ramy.
Zatem wiara jest też pewnego rodzaju ideą duchowego postrzegania rzeczywistości, a religia jest znakiem widzialnym i rzeczywistym wprowadzaniem tej wiary w życie, pod nadzorem kilku uprzywilejowanych cwaniaków (analogicznie - prawo jest pewną ideą porządku społecznego, a sądownictwo jest rzeczywistym narzędziem przestrzegania tego prawa, ale jako że jest rzeczywiste, to jest ułomne i podatne na wpływy cwaniaków - korupcja, sędziowskie błędy, pomyłki, itp).

Więc religia - nie.

To co? Ateizm? A ten ateizm to w zasadzie byłoby co? Grzebiąc trochę w starej, poczciwej grece: A-teizm (czyli jakoby bez-bożność) czy raczej ATE-izm (trwanie w zaślepieniu, pysze)? Różnie się wywodzi źródło tego słowa. Co to dla Ciebie oznacza właściwie i co oznaczało dla przytoczonych przez Ciebie myślicieli? Nie wierzyć w istnienie Boga, czy wierzyć w nieistnienie Boga?
Jakoś nie zastanawiam się nad tym i nie roztrząsam dlaczego nie istnieje dajmy na to Driunpanniszynkszwał. Ale jakbym chciał się wypowiadać publicznie, dlaczego głupcami są ci, którzy w Driunpanniszynkszwała wierzą, albo jak nieracjonalna taka wiara jest, to w jakimś sensie ontologicznym nadaję Driunpanniszynkszwałowi byt, stwarzam go, wydając na jego temat sądy. Nikt nigdy o nim wcześniej nie słyszał, ale jeśli napiszę, że go nie ma, to dokonuję na nim aktu kreacji w jakiś sposób - choćby tylko jako podmiot w mojej wypowiedzi na temat jego nieistnienia.
Jak może nie być Boga, skoro o nim właśnie mówi ateista.

Co do przytoczonych autorytetów - jestem pewien, że za każdą przyniesioną przez Ciebie głowę, wprawny intelektualista katolicki byłby w stanie rzucić na stół ze trzy głowy mędrców gorliwie wierzących. Zwłaszcza z zakresu filozofii - mnóstwo wybitnych filozofów było księżmi.
Ja rzucę tylko jednego, który mieszka w moim małym, rodzinnym miasteczku, jest księdzem katolickim i skutecznie wypunktował tak Stephena Hawkinga, jak i właściwie przeczołgał poglądy Richarda Dawkinsa - nazywa się Michał Heller, a jego wypowiedzi nieraz dały mi do myślenia.

W życiu najczęściej bywa tak, że najlepszy jest złoty środek, a na unikaniu skrajności wychodzi się zazwyczaj najlepiej.
Dlatego - ani religia, bo to nadużycie i zbrukanie dobra, ani ateizm, bo to pomyłka.
Wolał umrzeć, niż dać się zabić.
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Szczepan Gender Użytkownik
  • Postów: 244
  • Skąd: Jestem stamtąd.
Dodane dnia 24-01-2017 23:15
labedz napisał:
Trochę, Szczepanie, tendencyjnie postawiłeś pytanie w tytule, bo zaraz po tytule poleciały tylko cytaty rozmaitych myślicieli, których stosunek do religijności (przynajmniej w kontekście przytoczonych wypowiedzi) jest delikatnie mówiąc niechętny. Po takiej dawce kamyczków z jednego ogródka, kto śmiałby przyznać, że smakuje mu marchewka z tego drugiego poletka?



Cóż... Jeślibym podał marchewki z drugiego poletka – powiedzmy cytaty z papieży, świętych, teologów i innych religijnych uzurpatorów, to bym temat zabił w zarodku. Mogłoby zemdlić. Zatem dałem temat otwarty. Mógłbym zacząć udowadniać odwrotne tezy, wytłumaczyć, że każdy człowiek ma chwile słabości i rozterki. Jeden cytat z życia człowieka o niczym nie świadczy. Każdy doskonale to rozumie. To tylko krótkie wypowiedzi, często wyjęte z kontekstu. Mogą nic nie znaczyć. Święci mieli chwile, a nawet całe lata, kiedy wątpili, i co? Tak naprawdę jest niewielu zagorzałych ateistów, mających obsesję walki z kościołem, religią, Bogiem, czy wiernymi. Oni walczą całym życiem, ale to garstka. W dodatku na wielu z nich wyrosły zbrodnicze ideologie(faszyzm,komunizm)! Czym więc są te wszystkie cytaty, które wkleiłem, jeśli nie zlepkiem powyrywanych z kontekstu, nie wiadomo w jakich okolicznościach wypowiedzianych zniewag, przeciwko religii i Bogu? To śmieszne. Dlatego ja muszę być tendencyjny. Czy mam dyskutować sam ze sobą?

Da się prościej pisać, choć ja, Łabędź - podziwiam Twój kunszt językowy, może niekoniecznie w komentowanym wpisie, ale generalnie go posiadasz. Wydaje się , że ani wiara, ani religia, ani Bóg nie są dobrymi tematami, ze względu na różne głębokości. Można popływać sobie kajakiem po wodzie, a można i zanurkować na same dno. Przekonać się na czym to stoi. Ani ja, ani Ty, nie chcemy takiej dyskusji. Obaj wiemy że wszystko jest względne. Cała rzeczywistość jest względna. Ona zależy od punktu siedzenia, szerokości geograficznej, oraz indywidualnych predyspozycji.

Poza tym, Ty przecież nie wiążesz, tego co kto pisze z jego osobą. To tylko wizerunki - na użytek. Kreujesz własny. Każdy czymś się kieruje. Ja staram się poprzez moje tematy wykazać, że wszelkie różnice światopoglądowe pomiędzy ludźmi są największym bogactwem ludzkości. Zaś największą tragedią ludzkości jest zawsze jedna wspólna ideologia, czy religia. Rozumiem społeczeństwa jako zbiór jednostek, a nie mas. Kij wsadzam po to, by nie było zgody na jednolitość. Wszyscy muszą zrozumieć, że każdy ma wolną wolę. Jestem pełen pogardy, dla tych którzy pętają. Tylko o to mi chodzi. Różnice są po to, by nimi zarządzać. Kiedy ludzie to zrozumieją, przestaną mieć bałwanów.
Józef Piłsudski - sprawca cudu na Wisłą:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu".
Mark Twain - powieściopisarz dziecięcy:
"Religia została wynaleziona kiedy pierwszy oszust napotkał pierwszego głupka".
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
introwerka Użytkownik
  • Postów: 292
  • Skąd:
Dodane dnia 24-01-2017 23:29
Być może macie rację, że głoszony bez umiaru ateizm jest rodzajem skrajności. Jednak co najmniej dwa argumenty przemawiają za nim:

1) argument etyczny - żyję w konkretnym społeczeństwie, w którym ateiści są mniejszością. Wiem z młodości (odkrywanie własnej homoseksualności), jak strasznie czuje się ktoś będący w jakiejś mniejszości, któremu wszyscy dookoła mówią, że się myli i "naprawdę" jest inaczej, dlatego uważam, że nawet "wojujący" ateiści robią wiele dobrego dla utrzymania zdrowego poczucia własnej wartości przez innych niewierzących i zagwarantowania jakiej takiej równowagi poglądów w sferze publicznej. Mieszkając na Zachodzie Europy w miejscu, gdzie wierzący są mniejszością, zostałabym być może z tego samego powodu praktykującą chrześcijanką.

2) Nie do końca zgadzam się z argumentem Łabędzia, że już samo mówienie o nieistnieniu Boga stwarza go. To bardziej kwestia językowa, a przecież istnienie Boga, o czym świadczą mistycy, odczuwa się poza językiem ("Niewyrażalne" ); analogicznie ateiści są osobami, którzy, nigdy lub tymczasowo, nie odczuwają pozajęzykowej obecności Boga.

Zgadzam się natomiast z tym:

Ekszyn Dupacycki napisał:
Proponuję podzielić religijnych ludzi na tradycyjnych i uduchowionych. Pierwsi szanują religię i respektują jej prawa z uwagi na tradycję, która stanowi dla nich wartość samą w sobie, a drudzy żywią głębokie przekonanie (doświadczając je) o istnieniu Czegoś (czego nie nazywają) poza widzialną rzeczywistością, a na czym jest ona... (?)

- myślę, że to istnienie prawdziwej duchowości jest czymś, co - przy zachowaniu indywidualnych różnic - rozsądni ateiści mogą dzielić z prawdziwymi wierzącymi :)
"miłość
jest jedyną fortecą
dość mocną, by jej zaufać".
(Marianne Moore)
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 25-01-2017 13:35
Zauważ introwerko, że nie tylko ateiści mogą dzielić (lub akceptować) ten rodzaj duchowości, ale również wierzący tradycyjnie. I tutaj widzę wspólną płaszczyznę, na której wszystkie religie i laickie etyki mogłyby się odnajdywać w dialogu. Zresztą to nie jest moje futurystyczne mniemanie, tylko rzeczywistość ludzi na poziomie. Od dawna najmądrzejsi przedstawiciele różnych poglądów akceptują siebie nawzajem właśnie przez właściwe rozumienie roli tradycji w kształtowaniu światopoglądu i różnice mentalności... Nie znam szczegółów, ale sama idea masonerii jest mi bliska i nawet konieczna w sensie organizacji ponad podziałami.

Szczepanie, postulowana przez Ciebie różnorodność i potrzeba zarządzania nią, trąci myszką. Szczególnie zarządzanie. Masz na myśli getta w rozumieniu stref obowiązywania określonych zasad? Czy ostrożne dystrybuowanie zboczeń? Są obszary ludzkie, w których wskazana jest dowolność, a są też takie, w których dowolność otwiera drogę patologii, degeneracji. Osobiście nie chciałbym być tym, który zabrania czegoś albo pozwala na coś. To ogromna odpowiedzialność wymagająca wyobraźni, bo wiedza o człowieku i jego "naturze" jest znikoma, o ile w ogóle istnieje w sensie ścisłym.

Reasumując, żadne zmiany systemowe niczego tutaj nie zmienią. Jedyną drogę widzę w podwyższaniu poziomu przeciętności. Pospolitość powinna wejść na wyższe piętro rozwoju intelektualnego, tam, gdzie nie rządzą niepodzielnie nawyki, pierwsze skojarzenia, skróty myślowe itp. tylko wszystko jest przynajmniej raz poddane refleksji, zamiast być bezmyśnie przyjmowane jako aksjomat/dogmat. Czyli reforma szkoły podstawowej: uczenie myślenia, wybierania, decydowania, porównywania itp...

Ale gryząc temat jeszcze z innej strony, nie da się nie zauważyć takiego typu ludzi, którzy swój światopogląd zabetonowali, zrobili z niego pomnik, który strzegą jak świętość najwyższą. Istnienie tych dumnych kretynów poszerza co prawda obraz homo sapiens, ale poszerza go o margines, w którym zaczynałby się jakiś hetero sapiens. Postacie niedyskursywne. Dlatego ta szkoła podstawowa mogłaby niedopuszczać do kretynienia, uaktywniając jakieś obszary mózgu odpowiadające za jego elastyczność.

Labedz, też uważam, że samo stwierdzenie "Driunpanniszynkszwał nie istnieje" powołuje go do istnienia. Ma ono symboliczny charakter. Latający Potwór Spagetti istnieje jako figura anty-bóstwa, a którą ateiści posługują się jak narzędziem, figurą retoryczną (morfizacja?). Bronię tego ujęcia, bo w taki właśnie sposób sam posługuję się słowem "Bóg".
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Szczepan Gender Użytkownik
  • Postów: 244
  • Skąd: Jestem stamtąd.
Dodane dnia 25-01-2017 15:18
Ekszyn Dupacycki napisał:
Szczepanie, postulowana przez Ciebie różnorodność i potrzeba zarządzania nią, trąci myszką. Szczególnie zarządzanie. Masz na myśli getta w rozumieniu stref obowiązywania określonych zasad? Czy ostrożne dystrybuowanie zboczeń? Są obszary ludzkie, w których wskazana jest dowolność, a są też takie, w których dowolność otwiera drogę patologii, degeneracji. Osobiście nie chciałbym być tym, który zabrania czegoś albo pozwala na coś. To ogromna odpowiedzialność wymagająca wyobraźni, bo wiedza o człowieku i jego "naturze" jest znikoma, o ile w ogóle istnieje w sensie ścisłym.


Zdaje się, że nie wyraziłem się jasno w kwestii "zarządzania różnicami", a powinno być: podziałami, które z różnic wynikają. Zatem próbka tego, co miałem na myśli:

Projektowanie osi podziałów społecznych


Główne źródła podziałów, leżące na osi podziałów:

1. Bóg i religie.
2. Morfologia (kolor skóry, wygląd).
3. Seksualność i stosunek do seksu.
4. Nierówności materialne.
5. Idole i anty idole.

ad.1.
Nie ma jednego i spójnego wyobrażenia Boga, a zatem można budować podział już na samej bazie jego wyobrażenia (np. Bóg osobowy vs Bóg bezosobowy – różne formy absolutu). Sama dyskusja na temat wyobrażenia Boga podzieli jego żarliwych wyznawców na co najmniej dwa zwalczające się obozy.
Tematy poboczne:
- Piekło. Jego istnienie wynika z istnienia nieba, ponieważ jeśli istnieje dobro i zło, to istnieć musi nagroda i kara. Istnienie piekła jest koronnym argumentem na rzecz istnienia Boga i religii, ponieważ nawet jeśli mamy tutaj wątpliwości, na wszelki wypadek lepiej jest wierzyć w Boga. Z psychologicznego punktu widzenia zasada jest podobna jak ta, która popycha do zakupu polisy ubezpieczeniowej. To w zasadzie ostateczny argument przeciwko ateistom i należy go używać wówczas, kiedy wszystkie inne argumenty zawiodą.

- Opętania. Istnieją tysiące informacji, materiałów i nagrań video dotyczących opętań, czyli wstąpienia w ciało demonów. Tysiące egzorcystów nieustannie odprawia rytuały wypędzania demonów na całym świecie. Przy czym badacze określają ich liczbę (demonów) na trzy biliony! Tak – biliony!
Zmartwychwstanie proroka. To koronny dowód na istnienie Boga, ponieważ każdy normalny człowiek zdaje sobie sprawę, że tylko Bóg może zmartwychwstać (poza stanem śmierci klinicznej, ale on bez zamrażania nie będzie trwał trzy dni).

- Ogromna liczba wyznawców, świętych, proroków, cudów, objawień, pism, i naukowe potwierdzenia niektórych zagadnień historycznych ujętych w kanonie wiary.

- Miłosierdzie, dobroczynność i opiekuńczy stosunek dla „upośledzonych”: więźniowie, hospicja, noclegownie, przytułki, sierocińce, fundacje. To także kluczowy kontrargument przeciwko ateistom, który zmuszeni są przyjąć. Tutaj ateista musi się ugiąć, inaczej wyjdzie na bydlaka.

- Długa lista wybitnych ateistów: naukowcy, pisarze, mężowie stanu, filozofowie i mędrcy.

- Brak naukowych dowodów na istnienie życia po śmierci, poza nielicznymi i krótkotrwałymi zjawiskami opisywanymi przez osoby, które przeżyły śmierć kliniczną.

- Brak naukowych dowodów na istnienie ducha.

- Zbrodnie popełniane przez fanatyków religijnych (to argument przeciwko religii, ale nie przeciwko Bogu).

- Zaborczość i nietolerancja dla niewiernych. Wyższa konieczność nawracania: ewangelizacji, islamizacji. Stojący ponad ludzkimi prawami system wartości, z którego wypływa rygoryzm często stojący w sprzeczności z wolnością jednostki do samostanowienia o sobie.

- Sprzeczność dogmatów. Każda religia zawiera dogmaty wzajemnie się wykluczające. Na przykład dogmat, że Bóg obdarzył człowieka wolną wolą kłóci się z dogmatem, że nie ma zbawienia poza Kościołem.

- Religia jako hamulec rozwoju cywilizacji. Ten kij ma niestety dwa końce. Religia blokuje np. eksperymenty na ludziach, co w przypadku laickich wykładni etycznych ulega pragmatyzmowi. Z tego punktu widzenia można wywieźć, że religia jest skutecznym mechanizmem obronnym przeciwko technologicznym nadużyciom.

Każdy z powyższych tematów wywiedzionych ze źródła podziału należy uzbroić w tezy i poprzeć dowodami. Wszystkie są rozwojowe i prowadzą do eskalacji sporu.
(cdn.)

Do czego zmierzam:
Otóż różnice służą do uchwycenia źródeł podziałów i zbudowania osi podziałów społecznych, aby skutecznie zarządzać podziałami dla osiągnięcia własnych korzyści. Jeśli ktoś nie dostrzega tej oczywistej oczywistości, z której obecnie korzysta nie tylko polska władza, ten jest ślepcem. "Dziel i rządź" - to odwieczne hasło uzurpatorów. Jakże ono jest aktualne w dzisiejszej Polsce! I na świecie!
"W królestwie ślepców jednooki jest królem" H.G.Wells.
Józef Piłsudski - sprawca cudu na Wisłą:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu".
Mark Twain - powieściopisarz dziecięcy:
"Religia została wynaleziona kiedy pierwszy oszust napotkał pierwszego głupka".
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 25-01-2017 16:12
Taki podział, Szczepanie, też jest niemożliwy do realizacji. W USA byłoby łatwiej, bo mają strukturę stanów w pewnym sensie autonomicznych prawnie oraz utrzymuje się tam zwyczaj zmiany miejsca zamieszkania i pracy. Pod tym względem są elastyczni, wybierają sobie klimat i charakter części kraju. My nie mamy takiego luksusu. Musimy się ocierać o siebie. Poza tym różnice nie są ostre. Nie ma w społeczeństwie przeskoku jakościowego, tylko płynne przejście ilościowe.
Do tego dochodzi powszechna fiksacja na punkcie polskości (słowiański, niedojrzały mesjanizm), czyli pewien dynamiczny pierwiastek w mentalności, który chce unifikacji dążeń. To taki jak gdyby autystyczny charakter społeczeństwa o zabarwieniu modelu patologicznej rodziny. Tak rozumiem naszą szeroko pojętą ksenofobię.
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Szczepan Gender Użytkownik
  • Postów: 244
  • Skąd: Jestem stamtąd.
Dodane dnia 25-01-2017 17:06
Narzędziem, które przytoczyłem posługują się inżynierowi społeczni, spin doktorzy. Spin zaś jest głównym narzędziem w debacie publicznej.
Już dawno pisałem, że podziały nie przebiegają wzdłuż granic administracyjnych państw. One się zaczynają już na poziomie podstawowej komórki społecznej, czyli rodziny. Zatem jestem zwolennikiem zniesienia granic państwowych i tworzenia enklaw terytorialnych społeczności skupionych wokół określonego światopoglądu i obyczajowości. Dla przykładu: Amisze, LGBT, Cuckold Family, utopie ideologiczne, itd... Nad porządkiem takiego świata czuwałaby Organizacja Rozsianych Enklaw. ORE zarządzałaby siłami rozjemczymi w przypadku konfliktów zbrojnych pomiędzy społecznościami prezentującymi zgoła odmienne światopoglądy i obyczajowości. To jeden z modeli porządku światowego. Natomiast najlepszym i najprostszym modelem byłoby wprowadzenie podziału klasowego według indywidualnego potencjału SiP (iloraz logicznego rozkładu). Podwaliny pod ten model społeczny kładą dziś organizacje takie jak www.mensa.org.pl

Wydaje się jednak, że społeczeństwa w swej masie pragną być zarządzane poprzez techniki wywierania wpływu i manipulacji. Ale chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że zarządzać poprzez w/w narzędzia będzie nimi nie idealista, lecz profesjonalista. I śmieszno i straszno - kak tigra jebat! (kiedy masy wystawiają swoje zady profesjonalistom).

Proszę popatrzeć na jakiś program z udziałem pana A. Bielana. Zarówno mowa ciała, jak i retoryka tego pana są w najwyższym stopniu profesjonalne. Nie jest materiałem na lidera, natomiast liderów ugruntowuje. Jestem pełen podziwu.

Jestem przekonany, że możliwy jest powrót do systemu ptolemejskiego, do rzeczywistości, w której Ziemia jest płaską. To tylko kwestia pracy nad społeczeństwem w jego obecnym kształcie.
Józef Piłsudski - sprawca cudu na Wisłą:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu".
Mark Twain - powieściopisarz dziecięcy:
"Religia została wynaleziona kiedy pierwszy oszust napotkał pierwszego głupka".
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Slavek Użytkownik
  • Postów: 252
  • Skąd:
Dodane dnia 25-01-2017 21:02
Szczepan Gender napisał:
Wydaje się jednak, że społeczeństwa w swej masie pragną być zarządzane poprzez techniki wywierania wpływu i manipulacji. Ale chyba nie zdają sobie sprawy z tego, że zarządzać poprzez w/w narzędzia będzie nimi nie idealista, lecz profesjonalista. I śmieszno i straszno - kak tigra jebat! (kiedy masy wystawiają swoje zady profesjonalistom).


Teraz zaczynam rozumieć, gdy przypomnę sobie wyczyny KODu, PO i Nowoczesnej, dziękuję panu Panie Szczepanie za wyjaśnienie!!! :)
"...podziwiam komunistów/ za ich upór bezmyślne oddanie/ czemuś tak bezwzględnie błędnemu"

Leonard Cohen
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Szczepan Gender Użytkownik
  • Postów: 244
  • Skąd: Jestem stamtąd.
Dodane dnia 25-01-2017 21:43
Slavek napisał:
Teraz zaczynam rozumieć, gdy przypomnę sobie wyczyny KODu, PO i Nowoczesnej, dziękuję panu Panie Szczepanie za wyjaśnienie!!!


Hehehe. Czyli dotychczas Pan nie rozumiał? Przecież każdy wyborca PiS wie, że Soros finansuje to co Pan wymienił. A jego przecież stać na spin doktorów, specjalistów od wizerunku, wywierania wpływu i szeroko rozumianej propagandy. A nie boi się Pan co będzie, jak Soros podkupi Bielana, a specjalistą od tych spraw zostanie też nie najgorszy Kurski? Przecież ciemny lud od rudego nic nie kupi. Zresztą widać po spadkach oglądalności. Mógłby się pan prezes chociaż przefarbować, od razu by wzrosło zaufanie do telewizji narodowej. Brwi też. Koniecznie bo już mu się wykrzaczają.


Dziś dodam coś jeszcze, na dowód, że Szczepan Gender nie miele ozorem całkiem bez sensu. Otóż otworzyłem niemiecki Onet, a tam wali po gałach: http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/.../dv72j79
Czyli jakby mam informacje(wiem co w trawie piszczy) od Sorosa - z pierwszej ręki, co nie?

Widzę na fotach, że brwi przycięte, zdaje się włosy umyte DX - 2! Słupki wzrosną! No ślicznie. Zdaje się wczoraj w nocy pan prezes wpadł na forum, przeczytał i już. Poczułem się jak stylista, hehehe.
Gratuluję tych spin doktorów.
Józef Piłsudski - sprawca cudu na Wisłą:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu".
Mark Twain - powieściopisarz dziecięcy:
"Religia została wynaleziona kiedy pierwszy oszust napotkał pierwszego głupka".
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
labedz Użytkownik
  • Postów: 448
  • Skąd: Kraków
Dodane dnia 26-01-2017 13:46
Szczepan Gender napisał:
Otóż różnice służą do uchwycenia źródeł podziałów i zbudowania osi podziałów społecznych, aby skutecznie zarządzać podziałami dla osiągnięcia własnych korzyści. Jeśli ktoś nie dostrzega tej oczywistej oczywistości, z której obecnie korzysta nie tylko polska władza, ten jest ślepcem. "Dziel i rządź" - to odwieczne hasło uzurpatorów. Jakże ono jest aktualne w dzisiejszej Polsce!


Dokładnie tak jest.
Swoją drogą, muszę się tu zwierzyć - wybaczcie mi prywatną dygresję - że kiedyś uważałem, iż zasada sprawowania władzy pod tytułem "dziel i rządź" polega na takim administrowaniu, które równo i uczciwie pomiędzy wszystkich dzieli dobra i skutecznie dzięki temu zarządza społecznością. Możecie sobie wyobrazić jakież było moje rozczarowanie, gdy odkryłem co naprawdę się za tym kryje...
Wracając do tematu.
Obóz obecnie sprawujący władzę w naszym śmiesznym kraju, jak zauważyłeś, świetnie odrobił lekcję z rządzenia przez podział i PiSowscy spin doktorzy rozpisali narrację, która pozwoliła zmieniać kraj w obóz fanatyków. Ale właściwie jak tego dokonali?
Czy wystarczyło sypnąć darmowym złotem pod nogi patologii, zakładając programy wspierające bezrobotne dziecioróbstwo na skalę masową? Zauważając oczywiście wcześniej, że rozmiar tej patologii (jak to zazwyczaj w społeczeństwach bywa) jest armią na tyle wielką liczbowo, że spokojnie można ją przeciwstawić tym zaradnym, przedsiębiorczym, pracowitym, uczciwym i wykorzystywanym przez system podatkowy, a konfrontacja przy urnie zapewni sukces? A może wystarczyło stworzyć nowy, jedynie słuszny wzór walczącego patrioty: oddanego sprawie narodu, gnębionego i znienawidzonego przez wszystkich (od policji, przez nauczycieli, mieszkańców miast, miasteczek, wsi i zadupiów, właścicieli lokali, spacerowiczów w parkach, nosicieli niewłaściwych szalików, aż po sprzedawcę hot dogów na stadionie), obwieszonego symbolami "PW 1944", "Żołnierze Wyklęci", ogolonego na łyso, przeważnie w kominiarce i w szaliku, obowiązkowo w dresach? Czy nadanie kibolom statusu ostatniego niezłomnego patrioty oddanego barwom narodowym wystarczyło by przejąć władzę? Nie, ale pomogło pogłębić podział.
A potem to już poszło gładko, jak to zazwyczaj czyniły dyktatury - reżimowe media ogarniają propagandę, a "naczelnika państwa" obwieszamy kultem jednostki tak mocno, żeby nikt nie miał wątpliwości kto jest ojcem narodu.
Przykład? Proszę bardzo. Wczoraj oglądałem groteskową ceremonię przyznania nagrody "Człowiek Wolności 2016 tygodnika wSieci". Zacząłem bawić się w "znajdź trzy różnice" w stosunku do: a ) akademii na cześć Stalina, b ) defilady umiłowania Kim Dzong Una, c ) przemówienia Fidela Castro. Niezbyt szło mi znajdowanie różnic.
Najzabawniejsza była jednak prezentowana tam narracja. Pogłębiająca podziały konsekwentną retoryką. Najpierw przemawiali klakierzy chwalący Jarosława K. (tak, oczywiście, że wieczny prezes, którego dla niepoznaki tytułowali premierem, otrzymał nagrodę. Tradycyjnie, nie było innych nominowanych), aż mdliło. A potem zaczął przemawiać sam obdarowany. Po krótkich podziękowaniach zaczął definiować swoją strategię. Trzeba bronić wolności za wszelką cenę, przed tymi, którzy za wszelką cenę tę wolność chcą nam (im) zabrać. Nie definiując oczywiście kim są ci co chcą zabrać i w jaki sposób tę wolność chcą zabierać, ale to, jak rozumiem, jest oczywiste. Dodał potem, że tylko silne państwo narodowe jest sposobem na obronę tej wolności. Oczywiście nie definiując jednocześnie, jak rozumie naród. Pominę z litości mocno psychologiczne akcentowanie zwykłej, prostackiej siły jako niezbędnego atrybutu państwa, bo jasne, że przygłupy i kibole takie żaby łykają jak pelikany - argument siły to przecież podstawowy jaki rozumieją, więc odwoływanie się do państwa przede wszystkim silnego to chwyt, który sprawia, że ci słabi chcą do niego należeć. Tak samo zresztą "jednoczył" Niemców Hitler. Ale wracając do wielkiego (nie naigrywam się) Jarosława: nie definiował oczywiście siły tego państwa - czy ma na myśli silną armię, czy prężną gospodarkę, czy niezrównany handel zagraniczny, czy rozwinięty przemysł, czy niebotyczne zasoby złóż naturalnych. Po prostu postulował niedoprecyzowaną siłę. Pominę pójście na łatwiznę tym tanim chwytem. Ale zatrzymam się bezlitośnie na państwie narodowym. Bo tego też przecież nie definiuje, aczkolwiek zaznaczył jego konieczność bardzo mocno. Nie ma definicji państwa narodowego nigdzie. Co socjolog, ot opinia. Nie ma obowiązującej definicji państwa narodowego, bo współcześnie nie ma już właściwie państw, które mieściłyby się w jakiejkolwiek regułce. Tak argument jedności etnicznej mało gdzie może mieć zastosowanie (bo w którym kraju mieszkają tylko rdzenni etnicznie mieszkańcy), jak i spójności geograficznej (gdzie mieszkają wszyscy członkowie narodu tylko i wyłącznie w granicach i nie ma ani pół emigranta?), nie da się mówić o narodach samowystarczalnych gospodarczo i odizolowanych od wpływów reszty, bez wpływów kulturowych, cywilizacyjnych czy religijnych z pozostałych zakątków świata. Nie ma nigdzie państw czysto narodowych w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa by nie chcieć definiować, ale Jarosław rzuca z ambony takiego kwiatka tłumowi nie doprecyzowując, bo wie, ze im mniej zdefiniuje, tym bardziej zdefiniuje to tłum na dole - pogłębiając podziały. To tu na dole będzie się rozstrzygać, kto jest prawdziwym Polakiem, a kto nie jest. I powodów do odmówienia może być tyle, ile odmawiających, na tym polega zabawa. Gdyby Jarosław powiedział, że państwu ludzi o wzroście do 160 cm zarażają wszyscy pozostali, to jeszcze można byłoby to obiektywnie zmierzyć - kto jest w państwie a kto nie. Widać byłoby gołym okiem. Ale jak rzuci o państwie narodowym? Jak sprawdzić, czy sąsiad jest też członkiem narodu? Jak go lubię, to jest, a jak nie lubię? Zawsze znajdzie się powód, żeby nie był.
Wolność której trzeba bronić, wróg, który chce nam zabrać, siła, naród. Słowa-worki, tak pojemne, że aż strach, o polach interpretacyjnych szerokich jak stepy. A siła leży w niedoprecyzowaniu pojęć.
Przecież to tylko retoryka. Takie tam gadanie. Czy to mogło dać sukces karłowatemu oszołomowi, pozwalając mu ugniatać kraj jak plastelinę? Nie. Potrzebował jeszcze wiary.
Nie tylko wiary w sensie "Bóg i kościół", który oczywiście PiS ma za sobą jak żadna inna siła polityczna ostatnich lat. Pisiory kupiły tłumy także tym, że udało im się wmówić ludowi, że są ludźmi, którym o coś chodzi, że są idealistami, że w coś wierzą. Że wierzą w wolność, w siłę, w państwo, w naród, w Boga, w przywódcę, w zamach, w zwycięstwo, w Rydzyka i geotermy, w 500+, w "in vitro robi dzieciom znamię na czole". Są ludźmi wiary.

I tu - moim zajebiście skromnym zdaniem - leży klucz do sukcesu naszych czasów. Siła wiary. W cokolwiek.
Tylko ślepcy chyba nie dostrzegają powszechności tego zjawiska w całym świecie. Rządy PiSu. Ale i wynik wyborów prezydenckich w Stanach. Brexit. Tendencje decentralizacyjne w całej Europie. Pochód Państwa ISIS.
Właśnie, dżihad. Jakim cudem tylu Europejczyków włącza się w struktury tych świrów? Jakiś czas temu mówiło się o powszechnym kryzysie wiary w Europie. Skończyło się na tym, że inteligencja stała się ideowo bezpłodna, nauczyliśmy się żyć z poczuciem, że wszystko jest relatywnie względne i nie ma w co wierzyć, nawet w siebie wierzyć jest już trochę głupio. Ostatnio przeczytałem wypowiedź jakiegoś pisarza (wybaczcie, ale nie pamiętam kogo i gdzie to czytałem), że Europa jest już skończona - nie oprze się inwazji Islamu, bo oni wierzą fanatycznie, a ona właśnie w nic nie wierzy.
Młody idealista z zachodnioeuropejskiej stolicy, który zapuszcza nagle brodę i odstawia alkohol. Wcześniej zdążył się znudzić wygodnym życiem w kapitalizmie na kredyt. Wkurwia go spisek grupy Bilderberg, Masonów, Iluminatów, Banku centralnego, Rockefellerów, oraz "własnego" rządu państwowego. Ma dość pracowania przez zbyt dużą ilość godzin na dobę w pracy, która niczego nie wytwarza, po to, żeby spłacać kredyt, który zaciągnął po to, żeby kupić rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebuje, a które kupił, żeby zaimponować ludziom, których nawet nie lubi. Ma dość seksu, który jest tak wszędzie powszechny, że już przestał go kręcić. Wkurwia go, że nie ma w co wierzyć i za co umierać. Że jest hodowany przez system po to, żeby być wykorzystanym, stać się konsumentem po kres swych dni i nic nie przeżyć przez całe życie.
Takim ludziom wojujący Islam jawi się jak antidotum na najcięższą chorobę. Mimo, że trzeba będzie odcinać głowy.
Masz pomysły, jak w racjonalnie depresyjnym (bo przecież smutnym) ateizmie znaleźć siłę, żeby sięz tym skonfrontować?
Wolał umrzeć, niż dać się zabić.
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Szczepan Gender Użytkownik
  • Postów: 244
  • Skąd: Jestem stamtąd.
Dodane dnia 26-01-2017 16:30
labedz napisał:
Obóz obecnie sprawujący władzę w naszym śmiesznym kraju, jak zauważyłeś, świetnie odrobił lekcję z rządzenia przez podział i PiSowscy spin doktorzy rozpisali narrację, która pozwoliła zmieniać kraj w obóz fanatyków. Ale właściwie jak tego dokonali?


Ktoś tam odrobił lekcję nie tylko z zarządzania przy pomocy osi podziałów, ale także z historii NSDAP, oraz przeczytał dzieła Lenina (ze szczególnym uwzględnieniem fragmentów o bagnecie i walce klasowej).
Pracę nad podziałami rozpoczął pan Kaczyński już ćwierć wieku temu (palenie kukły Wałęsy). I ta praca u podstaw, praca organiczna trwa do dziś. Trzeba tutaj oddać honory panu Adamowi Lipińskiemu, który zbudował struktury terenowe i stworzył tzw. Zakon PC (porozumienie centrum). Potem się okazało, że centrum to jednak nie jest właściwy kierunek dla zdobycia władzy dla pana Kaczyńskiego. Centrum wygrał Tusk. Dlatego pan Jarosław postawił na budowę centrum z ekstremizmów. W tym celu przez lata czerpał ze wszystkich źródeł podziałów, leżących na osi podziałów społecznych. Aby efektywnie budować ekstremizmy konieczne było mnożenie wrogów pod jednym wspólnym mianownikiem: "ONI". Masoni, Żydzi, iluminaci, homoseksualiści, gender, feministki, zdrajcy, folksdojcze (troszkę mnie śmieszy siedemdziesiąt lat po wojnie, ale folksdojcz zawsze żywy), lewaki, liberałowie, resortowe dzieci, ateiści itd... Po wygranych wyborach naczelnik stara się ujednolicać wrogów nadając im nośne mianowniki jak "gorszy sort", "animalni", "genetyczni targowiczanie".

PiS jest zlepkiem wielu frakcji zwanych umownie prawicą, choć ich rozdawnictwo , to mi się jakoś nie bardzo z prawicą kojarzy. Raczej z lewactwem wiąże rozdawnictwo, a przecież lewactwo, jest jednym z kluczowych wrogów pisowskiego elektoratu (a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści).
W zasadzie wyborców PiS charakteryzuje i cementuje jeden slogan propagandowy: "ŚMIERĆ WROGOM OJCZYZNY". To chyba oczywiste, nie tylko dla przeciwników PiS, ale także dla jego wyborców , że dziś mamy następującą sytuację: PiS vs reszta świata. To pozwala na konsolidację, identycznie jak konsolidowało się NSDAP.
Jest tylko pewna różnica: otóż kiedy Hitler natrafił na stal - czyli załamanie finansów publicznych, zdecydował się na wojnę z całym światem. Nie sądzę, żeby mlaszczący karzeł z Żoliborza miał w sobie wystarczający magnetyzm, aby zahipnotyzować nie tylko własny naród, ale i okoliczne, oraz by stworzył oś międzymorza, która wywoła lll wojnę światową. Według mnie jest za cienki. Doprowadzi do bankructwa, a na koniec jego wyborcy będą go wlec. Otoczą żoliborski bunkier, emerytowani gromowcy widząc rozentuzjazmowany tłum, będą wyskakiwać przez okna. Karzeł zostanie sam jak palec. Nawet Mariusz go opuści, a koty wlezą pod tapczan.


labedz napisał:
Takim ludziom wojujący Islam jawi się jak antidotum na najcięższą chorobę. Mimo, że trzeba będzie odcinać głowy.
Masz pomysły, jak w racjonalnie depresyjnym (bo przecież smutnym) ateizmie znaleźć siłę, żeby sięz tym skonfrontować?


Mamy w sumie bardzo zbliżone poglądy. Doskonale rozumiesz co się dzieje i wiesz jak to się skończy. Jesteś prawym człowiekiem, wnioskując po Twoich wpisach tu i ówdzie, ale przede wszystkim jesteś silny słowem. Tacy jak Ty są ostatnią szansą, żeby to powstrzymać. Zanim jeszcze nie powstały w Polsce obozy rehabilitacyjne.
Tu już nie ma niczego, została już tylko równia pochyła. Można tylko próbować ograniczać rozmiary przyszłego gruzowiska. Pisiewicze nie cofną się o krok. Nie mogą. Już nie mogą niczego. To już maszyna i nie ma już ratunku. Zostało jedynie szczekanie.
Najpierw przyjdą po mnie, ale jeśli nie przejdziesz na ich stronę, to Łabędź przyjdą w końcu i po Ciebie, a Ty nie zasługujesz, żeby Cię takie bagno nawet dotykało. Wyjedź, albo walcz z Goliatem.

W ateizmie nie ma siły. On jest wolnym wyborem, albo brakiem łaski wiary. Siłą jest wiedza i rozum. Siłą jest Twoje pióro.
Józef Piłsudski - sprawca cudu na Wisłą:
"Religia jest dla ludzi bez rozumu".
Mark Twain - powieściopisarz dziecięcy:
"Religia została wynaleziona kiedy pierwszy oszust napotkał pierwszego głupka".
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
Slavek Użytkownik
  • Postów: 252
  • Skąd:
Dodane dnia 26-01-2017 21:05
labedz napisał:
Otóż różnice służą do uchwycenia źródeł podziałów i zbudowania osi podziałów społecznych, aby skutecznie zarządzać podziałami dla osiągnięcia własnych korzyści. Jeśli ktoś nie dostrzega tej oczywistej oczywistości, z której obecnie korzysta nie tylko polska władza, ten jest ślepcem. "Dziel i rządź" - to odwieczne hasło uzurpatorów. Jakże ono jest aktualne w dzisiejszej Polsce!


Dokładnie tak jest.
Swoją drogą, muszę się tu zwierzyć - wybaczcie mi prywatną dygresję - że kiedyś uważałem, iż zasada sprawowania władzy pod tytułem "dziel i rządź" polega na takim administrowaniu, które równo i uczciwie pomiędzy wszystkich dzieli dobra i skutecznie dzięki temu zarządza społecznością. Możecie sobie wyobrazić jakież było moje rozczarowanie, gdy odkryłem co naprawdę się za tym kryje...
Wracając do tematu.
Obóz obecnie sprawujący władzę w naszym śmiesznym kraju, jak zauważyłeś, świetnie odrobił lekcję z rządzenia przez podział i PiSowscy spin doktorzy rozpisali narrację, która pozwoliła zmieniać kraj w obóz fanatyków. Ale właściwie jak tego dokonali?
Czy wystarczyło sypnąć darmowym złotem pod nogi patologii, zakładając programy wspierające bezrobotne dziecioróbstwo na skalę masową? Zauważając oczywiście wcześniej, że rozmiar tej patologii (jak to zazwyczaj w społeczeństwach bywa) jest armią na tyle wielką liczbowo, że spokojnie można ją przeciwstawić tym zaradnym, przedsiębiorczym, pracowitym, uczciwym i wykorzystywanym przez system podatkowy, a konfrontacja przy urnie zapewni sukces? A może wystarczyło stworzyć nowy, jedynie słuszny wzór walczącego patrioty: oddanego sprawie narodu, gnębionego i znienawidzonego przez wszystkich (od policji, przez nauczycieli, mieszkańców miast, miasteczek, wsi i zadupiów, właścicieli lokali, spacerowiczów w parkach, nosicieli niewłaściwych szalików, aż po sprzedawcę hot dogów na stadionie), obwieszonego symbolami "PW 1944", "Żołnierze Wyklęci", ogolonego na łyso, przeważnie w kominiarce i w szaliku, obowiązkowo w dresach? Czy nadanie kibolom statusu ostatniego niezłomnego patrioty oddanego barwom narodowym wystarczyło by przejąć władzę? Nie, ale pomogło pogłębić podział.
A potem to już poszło gładko, jak to zazwyczaj czyniły dyktatury - reżimowe media ogarniają propagandę, a "naczelnika państwa" obwieszamy kultem jednostki tak mocno, żeby nikt nie miał wątpliwości kto jest ojcem narodu.
Przykład? Proszę bardzo. Wczoraj oglądałem groteskową ceremonię przyznania nagrody "Człowiek Wolności 2016 tygodnika wSieci". Zacząłem bawić się w "znajdź trzy różnice" w stosunku do: a ) akademii na cześć Stalina, b ) defilady umiłowania Kim Dzong Una, c ) przemówienia Fidela Castro. Niezbyt szło mi znajdowanie różnic.
Najzabawniejsza była jednak prezentowana tam narracja. Pogłębiająca podziały konsekwentną retoryką. Najpierw przemawiali klakierzy chwalący Jarosława K. (tak, oczywiście, że wieczny prezes, którego dla niepoznaki tytułowali premierem, otrzymał nagrodę. Tradycyjnie, nie było innych nominowanych), aż mdliło. A potem zaczął przemawiać sam obdarowany. Po krótkich podziękowaniach zaczął definiować swoją strategię. Trzeba bronić wolności za wszelką cenę, przed tymi, którzy za wszelką cenę tę wolność chcą nam (im) zabrać. Nie definiując oczywiście kim są ci co chcą zabrać i w jaki sposób tę wolność chcą zabierać, ale to, jak rozumiem, jest oczywiste. Dodał potem, że tylko silne państwo narodowe jest sposobem na obronę tej wolności. Oczywiście nie definiując jednocześnie, jak rozumie naród. Pominę z litości mocno psychologiczne akcentowanie zwykłej, prostackiej siły jako niezbędnego atrybutu państwa, bo jasne, że przygłupy i kibole takie żaby łykają jak pelikany - argument siły to przecież podstawowy jaki rozumieją, więc odwoływanie się do państwa przede wszystkim silnego to chwyt, który sprawia, że ci słabi chcą do niego należeć. Tak samo zresztą "jednoczył" Niemców Hitler. Ale wracając do wielkiego (nie naigrywam się) Jarosława: nie definiował oczywiście siły tego państwa - czy ma na myśli silną armię, czy prężną gospodarkę, czy niezrównany handel zagraniczny, czy rozwinięty przemysł, czy niebotyczne zasoby złóż naturalnych. Po prostu postulował niedoprecyzowaną siłę. Pominę pójście na łatwiznę tym tanim chwytem. Ale zatrzymam się bezlitośnie na państwie narodowym. Bo tego też przecież nie definiuje, aczkolwiek zaznaczył jego konieczność bardzo mocno. Nie ma definicji państwa narodowego nigdzie. Co socjolog, ot opinia. Nie ma obowiązującej definicji państwa narodowego, bo współcześnie nie ma już właściwie państw, które mieściłyby się w jakiejkolwiek regułce. Tak argument jedności etnicznej mało gdzie może mieć zastosowanie (bo w którym kraju mieszkają tylko rdzenni etnicznie mieszkańcy), jak i spójności geograficznej (gdzie mieszkają wszyscy członkowie narodu tylko i wyłącznie w granicach i nie ma ani pół emigranta?), nie da się mówić o narodach samowystarczalnych gospodarczo i odizolowanych od wpływów reszty, bez wpływów kulturowych, cywilizacyjnych czy religijnych z pozostałych zakątków świata. Nie ma nigdzie państw czysto narodowych w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa by nie chcieć definiować, ale Jarosław rzuca z ambony takiego kwiatka tłumowi nie doprecyzowując, bo wie, ze im mniej zdefiniuje, tym bardziej zdefiniuje to tłum na dole - pogłębiając podziały. To tu na dole będzie się rozstrzygać, kto jest prawdziwym Polakiem, a kto nie jest. I powodów do odmówienia może być tyle, ile odmawiających, na tym polega zabawa. Gdyby Jarosław powiedział, że państwu ludzi o wzroście do 160 cm zarażają wszyscy pozostali, to jeszcze można byłoby to obiektywnie zmierzyć - kto jest w państwie a kto nie. Widać byłoby gołym okiem. Ale jak rzuci o państwie narodowym? Jak sprawdzić, czy sąsiad jest też członkiem narodu? Jak go lubię, to jest, a jak nie lubię? Zawsze znajdzie się powód, żeby nie był.
Wolność której trzeba bronić, wróg, który chce nam zabrać, siła, naród. Słowa-worki, tak pojemne, że aż strach, o polach interpretacyjnych szerokich jak stepy. A siła leży w niedoprecyzowaniu pojęć.
Przecież to tylko retoryka. Takie tam gadanie. Czy to mogło dać sukces karłowatemu oszołomowi, pozwalając mu ugniatać kraj jak plastelinę? Nie. Potrzebował jeszcze wiary.
Nie tylko wiary w sensie "Bóg i kościół", który oczywiście PiS ma za sobą jak żadna inna siła polityczna ostatnich lat. Pisiory kupiły tłumy także tym, że udało im się wmówić ludowi, że są ludźmi, którym o coś chodzi, że są idealistami, że w coś wierzą. Że wierzą w wolność, w siłę, w państwo, w naród, w Boga, w przywódcę, w zamach, w zwycięstwo, w Rydzyka i geotermy, w 500+, w "in vitro robi dzieciom znamię na czole". Są ludźmi wiary.

I tu - moim zajebiście skromnym zdaniem - leży klucz do sukcesu naszych czasów. Siła wiary. W cokolwiek.
Tylko ślepcy chyba nie dostrzegają powszechności tego zjawiska w całym świecie. Rządy PiSu. Ale i wynik wyborów prezydenckich w Stanach. Brexit. Tendencje decentralizacyjne w całej Europie. Pochód Państwa ISIS.
Właśnie, dżihad. Jakim cudem tylu Europejczyków włącza się w struktury tych świrów? Jakiś czas temu mówiło się o powszechnym kryzysie wiary w Europie. Skończyło się na tym, że inteligencja stała się ideowo bezpłodna, nauczyliśmy się żyć z poczuciem, że wszystko jest relatywnie względne i nie ma w co wierzyć, nawet w siebie wierzyć jest już trochę głupio. Ostatnio przeczytałem wypowiedź jakiegoś pisarza (wybaczcie, ale nie pamiętam kogo i gdzie to czytałem), że Europa jest już skończona - nie oprze się inwazji Islamu, bo oni wierzą fanatycznie, a ona właśnie w nic nie wierzy.
Młody idealista z zachodnioeuropejskiej stolicy, który zapuszcza nagle brodę i odstawia alkohol. Wcześniej zdążył się znudzić wygodnym życiem w kapitalizmie na kredyt. Wkurwia go spisek grupy Bilderberg, Masonów, Iluminatów, Banku centralnego, Rockefellerów, oraz "własnego" rządu państwowego. Ma dość pracowania przez zbyt dużą ilość godzin na dobę w pracy, która niczego nie wytwarza, po to, żeby spłacać kredyt, który zaciągnął po to, żeby kupić rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebuje, a które kupił, żeby zaimponować ludziom, których nawet nie lubi. Ma dość seksu, który jest tak wszędzie powszechny, że już przestał go kręcić. Wkurwia go, że nie ma w co wierzyć i za co umierać. Że jest hodowany przez system po to, żeby być wykorzystanym, stać się konsumentem po kres swych dni i nic nie przeżyć przez całe życie.
Takim ludziom wojujący Islam jawi się jak antidotum na najcięższą chorobę. Mimo, że trzeba będzie odcinać głowy.
Masz pomysły, jak w racjonalnie depresyjnym (bo przecież smutnym) ateizmie znaleźć siłę, żeby sięz tym skonfrontować?


Szczepan Gender napisał:
Ktoś tam odrobił lekcję nie tylko z zarządzania przy pomocy osi podziałów, ale także z historii NSDAP, oraz przeczytał dzieła Lenina (ze szczególnym uwzględnieniem fragmentów o bagnecie i walce klasowej).
Pracę nad podziałami rozpoczął pan Kaczyński już ćwierć wieku temu (palenie kukły Wałęsy). I ta praca u podstaw, praca organiczna trwa do dziś. Trzeba tutaj oddać honory panu Adamowi Lipińskiemu, który zbudował struktury terenowe i stworzył tzw. Zakon PC (porozumienie centrum). Potem się okazało, że centrum to jednak nie jest właściwy kierunek dla zdobycia władzy dla pana Kaczyńskiego. Centrum wygrał Tusk. Dlatego pan Jarosław postawił na budowę centrum z ekstremizmów. W tym celu przez lata czerpał ze wszystkich źródeł podziałów, leżących na osi podziałów społecznych. Aby efektywnie budować ekstremizmy konieczne było mnożenie wrogów pod jednym wspólnym mianownikiem: "ONI". Masoni, Żydzi, iluminaci, homoseksualiści, gender, feministki, zdrajcy, folksdojcze (troszkę mnie śmieszy siedemdziesiąt lat po wojnie, ale folksdojcz zawsze żywy), lewaki, liberałowie, resortowe dzieci, ateiści itd... Po wygranych wyborach naczelnik stara się ujednolicać wrogów nadając im nośne mianowniki jak "gorszy sort", "animalni", "genetyczni targowiczanie".

PiS jest zlepkiem wielu frakcji zwanych umownie prawicą, choć ich rozdawnictwo , to mi się jakoś nie bardzo z prawicą kojarzy. Raczej z lewactwem wiąże rozdawnictwo, a przecież lewactwo, jest jednym z kluczowych wrogów pisowskiego elektoratu (a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści).
W zasadzie wyborców PiS charakteryzuje i cementuje jeden slogan propagandowy: "ŚMIERĆ WROGOM OJCZYZNY". To chyba oczywiste, nie tylko dla przeciwników PiS, ale także dla jego wyborców , że dziś mamy następującą sytuację: PiS vs reszta świata. To pozwala na konsolidację, identycznie jak konsolidowało się NSDAP.
Jest tylko pewna różnica: otóż kiedy Hitler natrafił na stal - czyli załamanie finansów publicznych, zdecydował się na wojnę z całym światem. Nie sądzę, żeby mlaszczący karzeł z Żoliborza miał w sobie wystarczający magnetyzm, aby zahipnotyzować nie tylko własny naród, ale i okoliczne, oraz by stworzył oś międzymorza, która wywoła lll wojnę światową. Według mnie jest za cienki. Doprowadzi do bankructwa, a na koniec jego wyborcy będą go wlec. Otoczą żoliborski bunkier, emerytowani gromowcy widząc rozentuzjazmowany tłum, będą wyskakiwać przez okna. Karzeł zostanie sam jak palec. Nawet Mariusz go opuści, a koty wlezą pod tapczan.


labedz napisał:
Takim ludziom wojujący Islam jawi się jak antidotum na najcięższą chorobę. Mimo, że trzeba będzie odcinać głowy.
Masz pomysły, jak w racjonalnie depresyjnym (bo przecież smutnym) ateizmie znaleźć siłę, żeby sięz tym skonfrontować?


Mamy w sumie bardzo zbliżone poglądy. Doskonale rozumiesz co się dzieje i wiesz jak to się skończy. Jesteś prawym człowiekiem, wnioskując po Twoich wpisach tu i ówdzie, ale przede wszystkim jesteś silny słowem. Tacy jak Ty są ostatnią szansą, żeby to powstrzymać. Zanim jeszcze nie powstały w Polsce obozy rehabilitacyjne.
Tu już nie ma niczego, została już tylko równia pochyła. Można tylko próbować ograniczać rozmiary przyszłego gruzowiska. Pisiewicze nie cofną się o krok. Nie mogą. Już nie mogą niczego. To już maszyna i nie ma już ratunku. Zostało jedynie szczekanie.
Najpierw przyjdą po mnie, ale jeśli nie przejdziesz na ich stronę, to Łabędź przyjdą w końcu i po Ciebie, a Ty nie zasługujesz, żeby Cię takie bagno nawet dotykało. Wyjedź, albo walcz z Goliatem.

W ateizmie nie ma siły. On jest wolnym wyborem, albo brakiem łaski wiary. Siłą jest wiedza i rozum. Siłą jest Twoje pióro.


labedz i Szczepan Gender, wy te wasze wypociny to chyba razem przy stoliku redagujecie. Oj gryzie was ten PiS i boli, że demokracja ludowa upadła. Jątrzycie (zwłaszcza Gender), dzielicie i kręcicie aż strach! :)
Kiedy jakaś "spontaniczna" demonstracja? Pytam bo generalnie na problemy zaleca się ruch na świeżym powietrzu :)
"...podziwiam komunistów/ za ich upór bezmyślne oddanie/ czemuś tak bezwzględnie błędnemu"

Leonard Cohen
Do góry
Autor
RE: Religia czy ateizm?
labedz Użytkownik
  • Postów: 448
  • Skąd: Kraków
Dodane dnia 26-01-2017 21:20
Szczepan Gender napisał:
Ktoś tam odrobił lekcję nie tylko z zarządzania przy pomocy osi podziałów, ale także z historii NSDAP, oraz przeczytał dzieła Lenina (ze szczególnym uwzględnieniem fragmentów o bagnecie i walce klasowej).
Pracę nad podziałami rozpoczął pan Kaczyński już ćwierć wieku temu (palenie kukły Wałęsy). I ta praca u podstaw, praca organiczna trwa do dziś. Trzeba tutaj oddać honory panu Adamowi Lipińskiemu, który zbudował struktury terenowe i stworzył tzw. Zakon PC (porozumienie centrum). Potem się okazało, że centrum to jednak nie jest właściwy kierunek dla zdobycia władzy dla pana Kaczyńskiego. Centrum wygrał Tusk. Dlatego pan Jarosław postawił na budowę centrum z ekstremizmów. W tym celu przez lata czerpał ze wszystkich źródeł podziałów, leżących na osi podziałów społecznych. Aby efektywnie budować ekstremizmy konieczne było mnożenie wrogów pod jednym wspólnym mianownikiem: "ONI". Masoni, Żydzi, iluminaci, homoseksualiści, gender, feministki, zdrajcy, folksdojcze (troszkę mnie śmieszy siedemdziesiąt lat po wojnie, ale folksdojcz zawsze żywy), lewaki, liberałowie, resortowe dzieci, ateiści itd... Po wygranych wyborach naczelnik stara się ujednolicać wrogów nadając im nośne mianowniki jak "gorszy sort", "animalni", "genetyczni targowiczanie".


Tak, faktycznie. Trzeba przyznać, że oni swój podkop wykopywali już od dawna. Nie jest tak, że wyleźli jak z pod ziemi zaraz przed wyborami i z miejsca oczarowali moherowe umysły w klubowych szalikach. Gromadzenie rozczarowanych, szukających winy w "tajemniczych Onych" przebiegało systematycznie i konsekwentnie, ale jednak dość długo. Niejedne wybory trzeba było przegrać, żeby zgromadzić wreszcie tyle niezadowolonych dusz. A folksdojcz? Żywy czy nieżywy, nadaje się tak samo do wytykania palcem. Poza tym to termin, mimo że z tradycją, który bardzo malowniczo określać może kogoś, kto bardziej dba o interesy pani Merkel, niż o nasze, biało czerwone, z bocianim piórem w dupie, pachnące wierzbami płaczącymi i szumiące złotym łanem zboża...

Szczepan Gender napisał:
Doprowadzi do bankructwa, a na koniec jego wyborcy będą go wlec. Otoczą żoliborski bunkier, emerytowani gromowcy widząc rozentuzjazmowany tłum, będą wyskakiwać przez okna. Karzeł zostanie sam jak palec. Nawet Mariusz go opuści, a koty wlezą pod tapczan.


Wiesz, zawsze jeszcze jest opcja, że zorientuje się w porę, nim dopadnie go rozwścieczona ręka tłumu i ucieknie z kraju. Do Ameryki południowej, albo gdzieś. San Escobar jest ponoć piękne o tej porze roku.

Szczepan Gender napisał:
Mamy w sumie bardzo zbliżone poglądy. Doskonale rozumiesz co się dzieje i wiesz jak to się skończy. Jesteś prawym człowiekiem, wnioskując po Twoich wpisach tu i ówdzie, ale przede wszystkim jesteś silny słowem. Tacy jak Ty są ostatnią szansą, żeby to powstrzymać. Zanim jeszcze nie powstały w Polsce obozy rehabilitacyjne.
Tu już nie ma niczego, została już tylko równia pochyła. Można tylko próbować ograniczać rozmiary przyszłego gruzowiska. Pisiewicze nie cofną się o krok. Nie mogą. Już nie mogą niczego. To już maszyna i nie ma już ratunku. Zostało jedynie szczekanie.
Najpierw przyjdą po mnie, ale jeśli nie przejdziesz na ich stronę, to Łabędź przyjdą w końcu i po Ciebie, a Ty nie zasługujesz, żeby Cię takie bagno nawet dotykało. Wyjedź, albo walcz z Goliatem.


Też dostrzegam od dłuższego już czasu, że dość po drodze nam w diagnozie, co akurat wcale mnie nie cieszy, szczerze powiedziawszy, bo prędzej wolałbym w tej sytuacji, żebyśmy się obaj śmiesznie mylili, mając tak pesymistyczne wnioski, niż abyśmy obaj tak sympatycznie mieli rację.
To bagno dotyka nas wszystkich, drogi Szczepanie, czy się nam to podoba czy nie. Co więcej - jak to mówią - to bez znaczenia, że nie interesujesz się bagnem, gdyż bagno interesuje się Tobą. Nie można więc pozostać obojętnym, bo takiej pozycji nie ma na najnowszej mapie. Są "my", jesteśmy "oni", a cała reszta już nie istnieje.
Prawdą jest, że pisowczycy nie cofną się już ani o krok. Tak, to już machina. Mało tego, machina działa już pełną parą. Będzie coraz gorzej także dlatego, że - to zawsze tak działa - jak na szczycie siedzi fundamentalistyczny kretyn z szalonymi pomysłami, to ci na niższych stołkach, chcący się wykazać przed najwyższym, będą prześcigać się w fundamentalistycznych kretynizmach szalonych pomysłów, w oddolnych inicjatywach i rozporządzeniach, wydumanych w zgodzie z duchem myśli naczelnika, żeby zaimponować i zabłyszczeć. Wykonać 130 % normy obłędu. Tak jak z opublikowaniem fotek protestujących pod sejmem - któryś ćwok chciał się wykazać fortelem przeciwko tej warcholskiej opozycji, to się wykazał - a jak się okazało, że w sposób nielegalny i pewnie zaraz posypią się pozwy, nikt z góry tego nie pochwalił, to nagle nie wiadomo kto zadecydował o publikacji.
Prezes nie będzie oczekiwał, że jak w "Misiu" będą przychodzić pod jego nieobecność i śpiewać do szafy, która nagrywa "łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu, niech żyje nam!". Oni sami to wymyślą. A ci na dole nie będą musieli być tacy oszczędni w definicjach, tak wyważeni w słowach, tak politycznie ostrożni w kąsaniu jadem. Oni będą szarpać mięso i szybko to odczujemy. Nieźle już zresztą to odczuliśmy.

Niestety nie sądzę jednak, że można słowem to jeszcze jakoś powstrzymać.
Słowo krytyki, nawet najostrzejsze, trafiłoby tylko do tych, którzy myślą podobnie. A oni go nie potrzebują, bo sami widzą co się dzieje. Do tych, którzy popierają Kaczorland, nie trafi na pewno, bo będzie to słowo z marszu antypolskie, obelżywe, zakłamane, za niemieckie pieniądze, tvnowskie, "a w ogóle to Łabędź to aby nie żydowskie nazwisko?"
Można próbować szydzić, ośmieszać satyrą. Ale skutek będzie podobny - rozbawi się myślących podobnie, a żelazny, zabetonowany elektorat nawet tego nie odpali. Górski z "Uchem prezesa" wspiął się na wyżyny satyry, a także i gry aktorskiej, odwala tam kawał dobrej roboty, a suweren jak to suweren - liczy benefity z pińcet plus i o "Uchu prezesa" sądzi tylko tyle, że to bujda, bo ponoć dorosłe koty nie piją mleka.
Swoją drogą, kto z nas, gdyby zobaczył "Ucho prezesa" dajmy na to kilka lat temu, uwierzyłby, że sceny jak minister wojny przychodzi na dywanik do prezesa z dorosłym przygłupawym Misiem, który zrobił błyskotliwą karierę bez wykształcenia tak, jak o tym rozbrajająco opowiada, że czekający na audiencję prezydent-notariusz nie może się doprosić, że prezes TVP jest taką śmieszną kukiełką, którą można pokazać, jak zarządzać przez własnoręcznie wywołany kryzys, że to wszystko to nie jest tylko pijany sen satyryka, ale po prostu zekranizowane fakty...

Ale jak nie walka, to... Uciekać z kraju? Mam trzydzieści sześć lat i nigdy, ale to nigdy nie myślałem o emigracji. A teraz moja żona jest w ciąży i za parę miesięcy na świat przyjdzie moje dziecko. I czasem zastanawiam się, czy mam prawo skazywać go na przyjście na świat właśnie tutaj.
Wolał umrzeć, niż dać się zabić.
Do góry
  • Skocz do forum:
Polecane
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.