Ulubione fragmenty w prozie
Portal Pisarski » Książki i Filmy » Czytelnia
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 25-01-2011 15:45
Pani Eltzner musiała znaleźć sposób na podjęcie trudnego tematu, jakim była kwestia duchów. Takie sprawy zupełnie nie interesowały męża. Wydawało jej się jednak, że mąż słuchał uważnie. Spuścił nogi z kanapy i kołysał nimi, przyglądając się swoim stopom. Potem, kiedy zamilkła, wstał i podszedł do okna, za którym latarnie odbijały się w mokrym bruku.
- Czyż to nie był mój ojciec? - zapytała dramatycznie pani Eltzner. - Te okulary, to wysokie czoło z zakolami...
Eltzner odstawił pustą od dawna filiżankę.
- Twój ojciec nigdy nie miał zakoli - powiedział spokojnie.
- Ależ tak, miał zakola, dokładnie to pamiętam!
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem i w końcu pan Eltzner powiedział:
- Wolałbym więcej nie słyszeć o takich sprawach. Nie podoba mi się to. Jest to najprostszy sposób, żeby zrobić z niej wariatkę.
Pani Eltzner odwróciła się gwałtownie do drzwi. Po raz kolejny w swoim życiu poczuła się rozczarowana i oszukana. Była uwięziona w jednym domu z człowiekiem, który kompletnie jej nie rozumiał, jakby byli z innego świata, jakby mówili innymi językami. Rzuciła spojrzenie na obitą dębową boazerią ścianę. Miała wrażenie, że się dusi. Powinna stąd natychmiast wyjść, z tego pokoju, z tego domu. Poczuła nienawiść, która zapierała jej dech w piersiach. Ruszyła do drzwi, łapiąc się za gardło. Z głębi ciała słyszała narastające dudnienie...

Olga Tokarczuk - "E.E."
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
mariamagdalena Użytkownik
  • Postów: 1075
  • Skąd: Vratislavia / Tel Aviv
Dodane dnia 02-02-2011 01:25
Herman Hesse - "Narcyz i Złotousty"

Rozdział pierwszy

Przed wspartym na podwójnych kolumnach łukiem drzwi wejściowych klasztoru Mariabronn, tuż przy drodze, stał kasztan, samotny syn Południa; przyniesiony przed laty przez jakiegoś pielgrzyma z Rzymu, szlachetny kasztan o grubym pniu. Czule zwisała jego okrągła korona nad drogą, pełną piersią oddychając na wietrze; wiosną, gdy wszystko dokoła było już zielone i nawet orzechy klasztorne przystroiły się w swe czerwonawe, młode listki, długo jeszcze dawała czekać na swoje liście, potem w okresie najkrótszych nocy wystrzelała z kępek listowia matowymi, białozielonymi promieniami swego osobliwego kwiecia, pachnącego z tak kuszącą i oszałamiająco cierpką mocą; a w październiku, gdy owoce i wino były już sprzątnięte, z żółknącej korony spadały na wietrze jesiennym kolczaste kasztany, nie każdego roku dojrzewające, o które bili się malcy klasztorni i które pochodzący z Południa przeor Grzegorz piekł w swojej izdebce na kominku. Obco i czule powiewało piękne drzewo swoją koroną nad wejściem do klasztoru, subtelny i z lekka marznący gość z dalekiej strefy, tajemnym pokrewieństwem złączony z wysmukłymi, ciosanymi z piaskowca, podwójnymi kolumienkami portalu i kamiennymi ozdobami łuków okiennych, gzymsów i filarów; lubili go południowcy i Latynowie, tubylcy gapili się na niego jak na cudzoziemca.

Kilka pokoleń uczniów klasztornych przeszło już pod tym cudzoziemskim drzewem; z tabliczkami pod pachą, gawędząc, śmiejąc się, bawiąc, swarząc, zależnie od pory roku boso lub w obuwiu, z kwiatem w ustach, z orzechem między zębami lub z kulą śnieżną w rękach. Przybywali coraz nowi, co kilka lat zjawiały się inne twarze, przeważnie podobne do siebie, o jasnych i kędzierzawych włosach. Niektórzy pozostawali tam na zawsze, zostawali nowicjuszami, zostawali mnichami, golono im głowy, nosili habity i sznury, czytali księgi, uczyli chłopców, starzeli się, umierali. Inni, gdy skończył się czas nauki, odjeżdżali z rodzicami do zamków rycerskich, do domów kupieckich i rzemieślniczych, rozbiegali się po świecie i uprawiali swoje zabawy i rzemiosła, przybywali niekiedy znowu do klasztoru w odwiedziny, już jako mężowie: przywozili ojcom klasztornym małych synków jako uczniów, z uśmiechem, w zadumie spoglądali przez chwilę na kasztan, znikali znowu. W celach i salach klasztoru, między krągłymi, ciężkimi łukami okien i prostymi, podwójnymi kolumnami z czerwonego kamienia spędzano życie, uczono, studiowano, administrowano i rządzono; najrozmaitsze sztuki i nauki były tu uprawiane i przekazywane z pokolenia na pokolenie, pobożne i świeckie, jasne i ciemne. Pisano i komentowano księgi, wymyślano systematy, zbierano pisma przodków, iluminowano manuskrypty, pielęgnowano wiarę ludu, uśmiechano się nad wiarą ludu. Uczoność i pobożność, prostota i przebiegłość, mądrość Ewangelii i mądrość Greków, biała i czarna magia - wszystko to kwitło tu po trosze, na wszystko było miejsce; było miejsce zarówno na życie pustelnicze i pokutę, jak na życie towarzyskie i używanie; od osoby każdorazowego opata i od panujących w owym czasie prądów zależało, czy przeważało i panowało jedno, czy drugie. Niekiedy klasztor był słynny i odwiedzany dla jego egzorcystów i ojców posiadających wiedzę o demonach, niekiedy dla swojej wyśmienitej muzyki, dla jakiegoś świętego ojca, który czynił cuda i uzdrawiał, niekiedy znów z powodu swoich zup ze szczupaka i pasztetów z jeleniej wątroby - wszystko o swoim czasie. A zawsze pośród gromady mnichów i uczniów, pobożnych i obojętnych, poszczących i otyłych, pośród wielu, którzy tu przybywali, żyli i umierali, był ten czy ów wyjątkowy i szczególny, ktoś, kogo wszyscy kochali lub kogo się wszyscy lękali, ktoś, kto wydawał się wybranym, o kim długo jeszcze mówiono, kiedy współcześni jego byli już zapomniani.

(...)
Poetka. Prozaiczka.
Poetka prozaiczna.
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Corpseone Użytkownik
  • Postów: 61
  • Skąd: Zawiercie
Dodane dnia 02-02-2011 04:56
I wtedy przyszedł kot. Stanął w progu, zamiauczał i hyc mi na kolana. Zapomniałem nawet o nim. Ale jeszcze o kocie pamiętać. Zresztą, prawdę mówiąc, nie lubiłem go. Próżniak był jak nagła krew i na myszy trzeba było go siłą wyganiać, bo mało kiedy z własnej woli poszedł. A wracał po tych myszach, to wyposzczony, złachany, jakby to jego tak myszy objadły, i patrzył, żeby mu choć skórkę z chleba rzucić. Na przypiecku by wiecznie siedział i spał. Nieraz aż cholera mnie brała, że tam myszy hulają po stodole, a ten tu śpi i może mu się jeszcze coś śni. Ale chyba koty snów nie mają, bo jakby koty, to i inne stworzenie, konie, krowy, psy, świnie, kury, gęsi, króliki, czemuś to kot miałby być wywyższony? I niechby tak to wszystko śniło co noc w gospodarce, to nie dość, że tyle stworzenia, jeszcze drugie tyle snów, zwaryjowałby. Wystarczy, że człowiek śni, a i tak czasem za dużo. Nieraz cały dzień przespał, całą noc, a jeszcze rano nie chciało mu się zbudzić, aż dopiero gdy pod kuchnią podpaliłem i dogrzało mu do skóry. Ale też nie od razu zeskakiwał. Przeciągał się, wyginał, ogon to w słup prężył, to pod siebie zwijał, aż nie wytrzymałem, za łeb go i na ziemię. Albo od razu do stodoły zanosiłem, zapierałem wrota, i tu twoje miejsce, cholero, niuchaj, czujesz myszy? To łap. Ale nie minęło nieraz pół godziny, już skrobał z powrotem do drzwi. No, i jak było nie wpuścić. Próżniak, bo próżniak, ale bez jakoś pusto w chałupie, jak bez psa w obejściu, bez krów, koni w polach, a bez ptaków pusto na niebie. Przyjdzie wieczór, to jak nawet coś mruczy żywego, też miło. Wsłucha się człowiek w to jego mruczenie, to mu się wydaje, że ktoś śpi na drugim łóżku albo że matka gdzieś w najcichszy kąt wtulona szepce te swoje pacierze. Myślałem, że przepadł przez te dwa lata, jak mnie nie było. I nawet bym go bardzo nie żałował. A tu odpasł się, potłuściał. Gdyby nie to, ze był kocur, a nie kocica, można by pomyśleć, że kotny i kocięta go tak rozepchały. I miauczał jakoś grubiej. I ogon mu się zrobił puszysty jak u lisa. I łeb mu się prawie w jedno zresztą zrósł. Aż mi trudno było uwierzyć, że to ten sam dawniejszy mój kąt. Ale kota swojego bym nie poznał? Bury, ślepia zielone, ogon do połowy biały. Nikt nie miał takiego we wsi. Pogładziłem go po grzbiecie, to jakby po nagrzanej słońcem murawie pogładził. Leżał sobie na moim padołku niczym z pieca co wyjęty chleb i słychać było, jak myszy w nim grają. Musiał się ich dobrze naćkać, bo czułem pod ręką, jak się w nim kotłują, rozpychają, gżą. A jego wielki brzuch tylko wzdymał się i opadał, wzdymał i opadał. I mruczał skądś z głębi. Mogło się wydawać, że tylko ten brzuch w nim żyje, a reszta leży sobie na moim padołku zdechła i szczęśliwa. A moja dłoń, którą go głaskałem, jakby niebem była nad tym jego zdechłym szczęściem. Prześmierdły aż był tymi myszami. Może dla mnie ich się tak naćkał, żeby się odkupić za te wszystkie lata próżniactwa. I głupio mi się trochę zrobiło, że w szpitalu, ile razy ktoś mi się pytał, czy mam kota, mówiłem, że miałem, ale go zakatrupiłem, bo próżniak był. [Wiesław Myśliwski - Kamień na kamieniu, str. 133 - 134, rozdział IV – Ziemia)
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
bio Użytkownik
  • Postów: 50
  • Skąd:
Dodane dnia 06-03-2011 21:22
Z głowy, cytat z cytatu:
Nie wrzucajcie nam niedopałków do pisuarów,
przecież my wam nie szczamy do popielniczek.

Niech Bóg Pana błogosławi Mr Rosewater. Kurt Vonnegut.
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
zawsze Użytkownik
  • Postów: 3112
  • Skąd: Ciechanów
Dodane dnia 15-03-2011 21:18
Jonathan Carroll, "Zmęczony anioł"

Dzwoniłem do niej dziesięć razy dziennie. Mówiłem, że jej nienawidzę. I tak dalej. Gasiłem światło, stawałem w oknie, brałem do jednej ręki lornetkę, a do drugiej słuchawkę - i telefonowałem. Widzę jej twarz, kiedy uświadamiała sobie, kto dzwoni! Często odkładała słuchawkę. Często i ja rozłączałem się na wypadek, gdyby próbowała nagrywać rozmowy. Ostrożności nigdy za wiele. Widziałem, jak płakała. Widziałem, jak rzucała słuchawkę i dygotała. Widziałem, jak osłaniała głowę rękami i padała na podłogę, przerażona do granic wytrzymałości.
Zdumiewająca rzecz: powiedziała mi o tych telefonach dopiero po miesiącu. Co za odwaga! Byłem wstrząśnięty. Zadzwoń na policję! Co on sobie myśli, ten zboczeniec! Podsunąłem jej kilka możliwości. Moje rady uspokoiły ją i podniosły na duchu. Z pewnością okażą się skuteczne.
Niestety, żadna nie poskutkowała, ponieważ to ja byłem ich autorem i miałem się na baczności. Zanim Toni włożyła gwizdek do ust i zagwizdała z całej siły do słuchawki, odskoczyłem od telefonu i wybuchnąłem śmiechem. A kiedy zabrakło jej tchu, dmuchnąłem w mój gwizdek tak mocno, że pękł jej bębenek. I tak dalej.
Dzwoniłem do niej w środku nocy i wygadywałem różne okropności. Potem, po paru minutach, ona telefonowała do mnie i przepraszała: tak mi przykro, ale on znowu dzwonił, więc proszę, porozmawiaj ze mną.
Porozmawiać? Przybiegałem do niej i tuliłem ją w ramionach, najlepszy przyjaciel pod słońcem, Piotruś Pan, jej ukochany. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie! Czasami, kiedy u niej byłem, dzwonił telefon, ale ona nigdy nie odbierała. Parokrotnie sam podniosłem słuchawkę. Dwa razy udawałem, że to był ON. Kląłem i wrzeszczałem: "Policja cię złapie, ty cholerny czubku!".
Nie zdążyłem wymyślić nic więcej, ponieważ pewnej nocy w kwietniu zadzwoniłem do niej i zobaczyłem, jak przechodzi obok telefonu i wyskakuje przez okno. Fiuuu! Co za niespodzianka.


To akurat jakieś średnie technicznie tłumaczenie, ale zapewniam, że całe opowiadanie jest warte uwagi.



Ferenc Molnar, "Chłopcy z placu broni" (o których dziś mi przypomniano i przekonano, bym sprawdziła, co zaznaczyłam w książce flamastrem)

Tymczasem malec był już zupełnie nieprzytomny. Wstąpiła w niego dziwna siła, stanął na łóżku w długiej, sięgającej kostek nocnej koszuli. Przyłożył dłoń do głowy, na której zawadiacko przekrzywiła się czerwono-zielona czapeczka. Salutował. Głos miał zachrypnięty, a wzrok utkwiony gdzieś w dal.
- Melduję posłusznie, panie generale, pokonałem wodza czerwonoskórych. Proszę o awans. Walczyłem dzielnie za ojczyznę i umieram za ojczyznę. Trąb, Kolnay! Trara! Trara!
(...)
Chłopcy obstąpili łóżko. (...)
- Patrz! - krzyknęła znów matka. - Jego ręka jest zimna!
Jestem wciąż niejasna, niesyta. - A. Osiecka
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 17-05-2011 22:02
Gdyby w miesiącu Mechir dojrzała oliwka albo fiołek zakwitnął w miesiącu Tot, jedno i drugie musiałoby zginąć, jako płody spóźnione lub przedwczesne. Ty zaś chcesz, ażeby w epoce Amenhotepów i Herhorów utrzymał się faraon należący do epoki Hyksosów. Każda rzecz ma swój czas, w którym dojrzewa, i taki -w którym marnieje. Ramzes XIII zdarzył się w epoce niewłaściwej, więc musiał ustąpić.


Bolesław Prus, Faraon


Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Dyta Użytkownik
  • Postów: 1
  • Skąd:
Dodane dnia 29-05-2011 15:37
„Trzeba mnie hołubić. Jestem niczym jajko: muszę spoczywać w puchowym gniazdku, otoczony najczulszą troską – dopiero wówczas pęknie goła nijaka skorupka i objawi się moje płochliwe, tajemne, żywe wnętrze. Wymagam taryfy ulgowej. Trwam w zadumie, jestem myślicielem, twórcą, przedstawiam sobą pewną wartość dla świata.”
J.M. Coetzee "Ciemny kraj"
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
julass Użytkownik
  • Postów: 1107
  • Skąd: Północne Doki
Dodane dnia 12-06-2011 16:43
"Prawdę mówiąc, to prawie wszystkie klientki i prawie wszyscy klienci w tej chwili wysyłali esemesy. Szereg główek pochylonych nad aparacikami. Ten szczególny wyraz twarzy.
Skupienie psa robiącego kupę."

M. Świetlicki "Dwanaście"
przecinki są homo
_________________________________
Ach, gdyby zamiast być piekłem, świat był ogromną niebiańską odbytnicą...
Lautreamont
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 14-06-2011 12:31
Należenie do mniejszości, nawet jednoosobowej, nie czyni nikogo szaleńcem. Istnieje prawda i istnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny.

"Rok 1984" (George Orwell)

Gdy tylu ludzi pochwala to samo, wtedy łatwo jest dojść do wniosku: jedzmy gówna, przecież miliony much nie mogą się mylić!

"Statek" (Waldemar Łysiak)

Gdyby dureń zrozumiał, że jest durniem, automatycznie przestałby być durniem. Z tego wniosek, że durnie rekrutują się jedynie spośród ludzi pewnych, że nie są durniami.

"Rzeczy najmniejsze" (Stefan Kisielewski)

Oni w ogóle nie myślą. Im się tylko wydaje, że myślą. Tymczasem nie potrafią myśleć.

"Listy z Ziemi" (Mark Twain)

I cierpiał przez tandetę, ale tandeta i szmelc to już nie była jego wina, takich części dostarcza dziś światu jakiś Najpotężniejszy Zaopatrzeniowiec.

"Dziennik 1954" (Leopold Tyrmand)

Nie przejął się w ogóle tym teatrem. I jak zwykle - poszedł swoją drogą.

"Szczurołap" (Łukasz Jasiński)

Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej wojny w Europie.

"Tajny memoriał Hitlera do Himmlera 4 marca 1944" (Adolf Hitler)

Obawiam się, że Jasin też by trafił do piachu, a tego byśmy raczej nie chcieli.

"Homoseksualizm" (Tomasz Obłuda)

Zarejestrować tutaj może się każdy, nie ważne czy jest masonem, katolikiem czy ateistą.

"Sezon ogórkowy" (Sagitarius Superadministrator)
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Samuel Niemirowski Użytkownik
  • Postów: 2563
  • Skąd: Kraków
Dodane dnia 05-07-2011 23:54
- Szlaf był taki tkliwy. Odwiedziliśmy go w Weimarze, gdy byliśmy tam z Maxem Brodem. Nie chciał nic słyszeć o literaturze i sztuce. Całe jego zainteresowanie skoncentrowane było na obaleniu istniejącej koncepcji systemu słonecznego.
- Nie tak dawno widziałem grubą książkę Schlafa, w której głosi, że ziemia jest centrum kosmosu.
- Tak, to był już jego ówczesny pomysł, o którego słuszności chciał nas przekonać specyficzną, własną interpretacją plam na słońcu. Podprowadził nas do okna swego drobnomieszczańskiego mieszkania i pokazał nam Słońce przy pomocy szkolnej lunety.
- Śmialiście się.
- Skądże! Fakt, że odważył się wystąpić z tak śmiesznym przedmiotem z dziedzictwa starej epoki wobec nauki i Kosmosu, był tak komiczny i wzruszający, że prawie mu uwierzyliśmy.
- Co wam w tym przeszkodziło?
- Właściwie kawa. Była zła. Należało wyjść.

Franz Kafka in: Gustav Janouch, "Rozmowy z Kafką".
:D
"Nie będę zmieniał świata ani Zachodu. Podążą one ku swoim celom tak jak spadająca gwiazda. Ja będę jednak pracował i zmieniał się".
E. Wiechert

www.prozafotografii.blox.pl
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 18-08-2011 08:00
Za poważny może miałem stosunek do powagi, zanadto przeceniłem dorosłość dorosłych.


[...] nie znam nic okrutniejszego niż człowiek, który drugiemu człowiekowi gębę robi




Witold Gombrowicz — Ferdydurke


:smilewinkgrin:
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Pandora Użytkownik
  • Postów: 72
  • Skąd: Wrocław
Dodane dnia 06-10-2011 21:24
Życie jest tak cholernie zagmatwane, rzeczy po prostu się dzieją, a wszystko,co przeżywamy, zdaje się nie mieć wielkiego sensu. Czasem odnosi się wrażenie, że świat jest domem wariatów. Opowiadanie historii zagęszcza życie, nadaje mu jakiś porządek. Opowiadania maja początek, środek, koniec. Opowiadanie, które się skończyło, coś znaczyło, na Boga, może coś niezbyt złożonego, może jego przesłanie było proste, nawet naiwne, ale miało jakieś znaczenie. I to daje nadzieję. Jest lekarstwem.

D. R. Koontz - Zwierciadło zbrodni
"Pisanie to czary, woda życia, jak każdy akt twórczy. Woda nic nie kosztuje. Pijcie zatem. Pijcie i nasyćcie pragnienie. "
Stephen King
blindwindow.blogspot.com
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 06-10-2011 22:12
Gwałtownie, bez żadnego wstępu, zapytał mnie, jak gdyby po długim zastanawianiu się w samotności:
- Jeżeli baranek zjada krzaki, to je także kwiaty?
- Baranek je wszystko, co napotka.
- Nawet kwiaty, które mają kolce?
- Tak, nawet kwiaty, które mają kolce.
- A więc do czego służą kolce?
Nie wiedziałem. Byłem w tym momencie zajęty luzowaniem zbyt ściągniętego sworznia mego motoru. Niepokoiłem się bardzo, ponieważ zacząłem rozumieć, że uszkodzenie jest poważne, a woda do picia kończy się. Myślałem o najgorszym.
- Do czego służą kolce?
Mały Książe nigdy nie rezygnował z postawionego raz pytania. Byłem zdenerwowany stanem mojej maszyny i odpowiedziałem byle co:
- Kolce nie służą do niczego. To tylko złośliwość kwiatów.
Mały Książę westchnął, a po chwili milczenia powiedział urażony:
- Nie wierzę ci. Kwiaty są słabe, są naiwne. One zabezpieczają się, jak mogą. Im się wydaje, że z kolcami są bardzo groźne.


Mały Książę, Antoine de Saint - Exupery

Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
julanda Użytkownik
  • Postów: 386
  • Skąd: Warszawa
Dodane dnia 07-10-2011 20:56
Żadna szanująca się pszczoła nie dałaby się zrobić w balona balonikowi z ubłoconym misiem pod spodem, który udaje małą ciemną chmurkę – choćby nawet w tym czasie ktoś przechadzał się tam i z powrotem z parasolem i mówił: „Aj – aj – aj, zanosi się na deszcz.
Alan Alexander Milne, Kubuś Puchatek

Najbardziej denerwująca i nudna książka czasów dzieciństwa, w pewnym momencie zaczyna się przypominać... :(
"Poezja jest snem śnionym w obecności rozumu." Tommaso Ceva

Dozgonnie wdzięczna Szaremu Kotu zza rzeki o imieniu Szakal...
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
mariamagdalena Użytkownik
  • Postów: 1075
  • Skąd: Vratislavia / Tel Aviv
Dodane dnia 21-11-2011 00:43
„dają tu jednak o sobie znać antecedencje o wewnętrznej proweniencji, tym
niemniej obronić można pogląd, iż są to regulacje bezpośrednio dotyczące
zagadnień przedmiotowo-podmiotowych przynależnych do materii
ustawowych”
- czyli sztuka wodolejstwa i trudnosłowia

prof. J. Boć, autor m.in. "Jak napisać pracę magisterską"
Poetka. Prozaiczka.
Poetka prozaiczna.
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Wiktor Orzel Administrator
  • Postów: 3517
  • Skąd: Kraków
Dodane dnia 11-10-2012 20:51
- Powiedz mi proszę...
- Co?
- Czy z tobą jest coś nie tak? I nie chcę słyszeć haseł, że jesteś pisarzem, że w związku z tym masz prawo nie ułożyć sobie życia, albo, że potrafisz się zachwycać płytami chodnikowymi, albo spękanym asfaltem...
- No potrafię. No wiadomo. No.
- Tylko, że dla mnie to idiotyczne, ale, ale nie przerywaj mi, bo chodzi mi kochanie o to, że ty jesteś gdzieś w innym świecie, nie mam nic przeciwko drewnianej podsufitce, ale ty pod sufitem masz nie tak coś.
- No kurwa, wiadomo, ale dzięki temu piszę.
- Nie zgadzam się. Nie wciśniesz mi tej bajki. Wystarczy, że pójdziesz na terapię, nie radzisz sobie, wiesz o tym, z wieloma sprawami. Psujesz relacje z ludźmi, ze mną psujesz bardzo. Nie zgadzam się na wersję, że jeśli uleczysz swoje emocje, to przestaniesz pisać. Dla mnie możesz nie pisać. Potrzebuje faceta, a nie zakochanego w sobie świra. Pierdole pisarzy. To chuje kurwa i idioci sami. Pijacy. Informatycy nie sprawiają tylu kurwa problemów.
- Nie podniecaj się tak. Wiem, że jestem trudny, wiem, że krzywdzę, ale nawet chodzi mi o to, że siebie krzywdzę najbardziej.
- Nie pieprz, błagam. Długo będziemy jeszcze oglądać tę podsufitkę?
- Ale spójrz.

Skrzywiła się ale spojrzała.

- No... ona była biała chyba kiedyś.
- Nie, zawsze była żółtawa.
- Przestań, bywałam tu codziennie. Dwadzieścia lat temu była zupełnie biała.
- Żółtawa.
- Biała, do cholery.
- Kto tu jest chory?
- Ty.
- No dobra, ja. O czym gadaliśmy?
- O dupie.

Klepnęła mnie w tyłek, złapała za rękę i poszliśmy w stronę jeziorka.

Juliusz Strachota, Osiedle na którym chciałabyś mieszkać - Przedwiośnie
wiktororzel.pl
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Adelina Użytkownik
  • Postów: 7
  • Skąd: Lasek Kalinowy
Dodane dnia 15-10-2012 13:13
Lubię humor, przytoczę więc obszerny fragment słuchowiska radiowej trójki, nie książki, ale myślę, że godny uwagi. Tekst jest naszpikowany błędami, ale wynika to ze specyfiki języka jakim posługują się bohaterowie przedstawionego słuchowiska.

Z pamiętnika młodej lekarki.
"Wywczasy"

Będąc młodą lekarką, zażywającą zasłużonego wywczasu nad akwenem Bałtyk, podszedł raz do mnię osobnik w majteczkach "bermud" i w ekskluzywnym obuwiu, poczem bez słowa uwalił się w mem grajdole.
-Dzień dobry, pani doktór!
-Dziędobry, jakże mię pan rozpoznał?
-Intuicją, posiada pani bowiem twarz nabrzmiałą wiedzą medyczną, a ponadto byłem raz u pani w przychodni w sprawie zatwardzenia.
-Ach, jakże mię miło. A teraz zażywa pan pewnie natury.
-Właśnie, nie nadto, jak naturę mam nerwy poszarpane demokracją. Pięknie pani doktór opalona.
-Ach, to tylko roztwór nadmanganianu, bo słońce niestety nie dopisuje.
-Przeciwnie jak do rachunku. Moja gospodyni domowa dopisała mi dziś dwieście patyków w ramach komfortu, bo ten gość, co z nim dzieliłem leżankę dostał zalmonelli i wyjechał. Flondra.
-Pańska gospodyni flondra.
-Skądże znowu, morze wyrzuciło właśnie na brzeg flondrę, ale zdechniętą. Pewnie od ekologi.
-No może ze starości. Ryba też podlega przyrodzie.
-Słusznie. Ale ta fala piękna, co. Grzywke ma białe, a na piasku zostawia czarne.
-Przepiękna, a jaka zmyślna. Raz idzie do przodu, raz się cofa. Zupełnie jak życie.
-Widzę, że pani doktór posiada w sobie głębokość.
-Cóż, człowiekowi nie wystarczy diagnostyka. Bałtyk, jak każden żywioł, ma swoje wyzwania. O, chyba znów coś wyrzucił na plażę. A może to jest worek, w którym ukryli swój skarb piraci (śpiew ptaków).
-Niestety to tylko topielec.
-Ach tak, bo ratownik jest na chorobowem.
-Może go pani doktór ocknie w usta, w usta.
-No wie pan, jestem na urlopie ( z wielkim oburzeniem)
-Też racja. No cóż. Dziękuję za pogawędkę i idę się napawać jodem. Do jutra.
Pacjent, przepraszam, wczasowicz odszedł z wolna, a ja całą swoją jaźnią zaczęłam znów kątemplować przyrodę i zaraz zmęczenie zawodowe, wielka polityka a nawet pluralizm, odpłynęły ode mnie jak metamorfoza.

Lato, jakże cię ubłagać?
Prośbą jaką? Łkaniem jakim?
Tak ci pilno pójść i zabrać
w walizce zieleń i ptaki?
Gałczyński
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 16-10-2012 11:55
"-- (...) Widziałem niesamowite przypadki, ale żaden nie może równać się z Miguelem.
Pacjent patrzył na każdą twarz, każdy rys na każdej twarzy. Literował, sylabizował twarze, ręce, siedzące ciała.
Miguel, wyjaśnił Blanes, pracował jako robotnik na budowie. Podczas demonstracji, siedem lat temu, kula trafiła go w głowę i spowodowała uraz w lewej półkuli mózgowej. Dwa miesiące leżał w śpiączce. Zbudził się z kompletną afazją, która podczas następujących miesięcy zaczęła się cofać. Zadowolony z tej opowieści Miguel przytakiwał słowom Blanesa; przyzwyczaił się, że historia choroby to jego jedyna możliwa biografia.
-- Z początku Miguel nie potrafił rozpoznać swojego języka; ale zdrowiejąc, osiągnął dużo więcej, niż umiał wcześniej -- zaczął tłumaczyć obce języki, których nigdy się nie uczył. Oczywiście owe tłumaczenia są zmyślone, ale on nie jest w stanie się powstrzymać. Nie umie powiedzieć "nie rozumiem". Miguel odnajduje sens we wszystkim, nie toleruje sytuacji, w której jakieś znaczenie pozostaje ukryte. Nie ma na świecie żadnego słowa, które dla Miguela brzmi obco.
Miguel, uniwersalny tłumacz, kiwnął lekko głową, potwierdzając słowa lekarza.
-- Dwa lata temu -- ciągnął Blanes -- wydano traktat o bezsensie: autor przytaczał średniowieczną legendę. Angielski podróżnik, spacerując po plaży, natknął się na brzegu na owiniętego wodorostami topielca, który jednak wciąż był żywy. Topielec zerwał sobie z głowy koronę z koralu, starł z oczu wodorosty i powiedział: "Jestem jeńcem Posejdona. Płynąłem statkiem >Arlevein< i mnie oraz moich towarzyszy wessał wir. Posejdon zgodził się przywrócić mi życie, pod warunkiem, że ustalę, co oznacza słowo arlevein". "I wiesz, co znaczy?", zapytał podróżnik. "Nie -- odpowiedział topielec -- wypłynęliśmy na rozkaz króla, żeby wyjaśnić tę zagadkę; dlatego mój statek tak się nazywa. Jeśli nie powiesz mi, co to znaczy -- oznajmił topielec podróżnikowi -- wciągnę cię na dno morza". Podróżnik nigdy nie słyszał takiego słowa, ale musiał wymyślić jakąś odpowiedź, żeby się ratować. I w tym momencie przerwałem lekturę i zapytałem Miguela o znaczenie tego słowa. Jego odpowiedź zgadzała się z tą w książce.
-- A jaka to była odpowiedź? -- zapytał Kuhn.
-- Podróżnik powiedział, że arlevein oznacza niekończące się poszukiwanie znaczenia jakiegoś słowa. Nie wiemy, czy taka była prawda, ale w legendzie ta odpowiedź uratowała bohatera. No, ale teraz niech przemówi Miguel."

(Pablo de Santis "Przekład" )
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
mike17 Użytkownik
  • Postów: 1054
  • Skąd: Warszawa
Dodane dnia 18-10-2012 14:54
Zadrżałem, przejęty dziwnym uczuciem. Po raz pierwszy od czasu naszej znajomości posłyszałem jej głos - właściwie jej szept. Po omacku zbliżyłem się do łóżka. Szept zamarł i nie powtórzył się już więcej. Nie widziałem jej twarzy, gdyż ciemność była absolutna; bielało tylko coś niewyraźnego. Zapewne była już w bieliźnie. Wyciągnąłem przed siebie rękę, chcąc ją objąć, i natrafiłem na obnażone biodra. Dreszcz przebiegł me ciało i krew zagrała gorącym warem. Po chwili piłem już słodycz jej łona. Była szalona. Zawrotna woń jej ciała odurzała zmysły, rozżarzała tęsknotę w płomień posiadania. Namiętny rytm jej boskich bioder podżegał pożar krwi i niecił szały... Lecz nadaremnie szukałem jej ust, na próżno chciałem ją zamknąć w ramiona. Drgającymi rękoma zacząłem wodzić wokoło po poduszce, ślizgać je wzdłuż jej ciała. Natrafiłem tylko na jakieś chusty, zasłony... Cała jakby zamknęła się w ognisku swej płci, usuwając przede mną wszystko inne poza nim... Wreszcie zniecierpliwiłem się. Uczucie jakby obrażonej dumy, poniżonej godności ludzkiej zawrzało we mnie namiętnym sprzeciwem. Zapragnąłem ust jej koniecznie, nieodwołalnie. Dlaczego mi ich broniła? Czyż nie miałem i do nich prawa?

Nagle przyszło mi na myśl, że obok na ścianie jest kontakt elektryczny. Ukląkłszy na łóżku, namacałem gałkę i przekręciłem. Bluznęło światło, rozświeciło pokój.

Spojrzałem i pchnięty trwogą bez granic, wyskoczyłem z łóżka...

Przede mną w zgiełku koronek i atłasów leżał rozrzucony bezwstydnie, obnażony po linię brzucha kadłub kobiecy - kadłub bez piersi, bez ramion, bez głowy...

Z okrzykiem grozy wypadłem z sypialni, skokiem szaleńca przebyłem schody i znalazłem się na ulicy. Wśród ciszy nocy pędziłem przez most...

Nad ranem znaleziono mię gdzieś w ogrodzie na ławce bez pamięci...


STEFAN GRABIŃSKI - "KOCHANKA SZAMOTY"
Easy Rider from Nowhere a.k.a Sztywny Pyton, rzecznik Klubu WeSZołego Szampona
Do góry
Autor
RE: Ulubione fragmenty w prozie
viktoria12 Użytkownik
  • Postów: 9
  • Skąd:
Dodane dnia 21-10-2012 15:56
- A kiedy ustaliłem, gdzie jest chata, wezwałeś Culbeau i jego ludzi. Wysłałeś ich tam, żeby nas zabili.
- Przykro mi, ale masz rację.
- Powiedz mi, czy luksusowe samochody i wygodne domy są warte zniszczenia całego miasta? Amelia powiedziała mi, że nie ma tu już prawie żadnych dzieci. Wiesz dlaczego? Ludzie są bezpłodni.
- Paktowanie z diabłem jest zawsze ryzykowne - odparł krótko Bell. Popatrzył przez chwilę na Rhyme'a, po czym podszedł do stołu. Założył lateksowe rękawice i sięgnął po pojemnik z toksafenem. Podszedł do Rhyme'a, odkręcił nakrętkę i wylał mu ciecz na usta i nos oraz na tors, następnie rzucił pojemnik na jego kolana, szybko cofnął się i zakrył twarz chusteczką.
Rhyme szarpnął głową. Wargi rozchyliły mu się bezwolnie i nieco płynu dostało do ust. Zaczął pluć i kasłać.
Bell ściągnął rękawiczki i wsunął je w kieszenie spodni. Poczekał przez moment, po czym podszedł do drzwi, odsunął zasuwkę i otworzył je.
- Ratunku! Pomocy! - krzyknął, wystawiając głowę na korytarz. Niech ktoś wezwie...
Urwał nagle, bo zobaczył pistolet Lucy Kerr wycelowany wprost w swoją pierś.
- Wystarczy, Jim. Skończ z tymi wrzaskami. Nie ruszaj się!
Szeryf cofnął się o krok. Nagle zobaczył Nathana, który zaszedł go od tyłu i wyciągnął mu pistolet z kabury. Do pokoju wszedł jeszcze ktoś - potężny mężczyzna w brązowym garniturze i białej koszuli.
Do środka wbiegł też Ben Kerr. Podskoczył do Rhyme'a i zaczął mu wycierać twarz papierowym ręcznikiem.
Szeryf spoglądał szeroko otwartymi oczami na Lucy Kerr i jej towarzyszy.
- Uważajcie! Mieliśmy tu wypadek. Rozlała się trucizna. Trzeba natychmiast...
- Ben, czy możesz mi wytrzeć policzki, nie chcę, żeby to świństwo dostało mi się do oczu - poprosił Rhyme nieco świszczącym od kaszlu głosem.
- Oczywiście.
Mężczyzna w brązowym garniturze wyciągnął kajdanki i zakuł w nie szeryfa.
- Szeryfie Bell, nazywam się Hugo Branch i jestem detektywem z Biura Dochodzeniowego Policji Stanowej Karoliny Północnej. Jest pan aresztowany - obwieścił, po czym spojrzał na Rhyme'a - Mówiłem, że wyleje ci to na koszulę. Trzeba było schować mikrofon gdzieś indziej.
- Ale to, co zostało nagrane chyba wystarczy?
- Oczywiście. Chodzi mi tylko o to, że sprzęt do podsłuchiwania jest kosztowny.
- Wystawcie mi rachunek - rzekł Rhyme sarkastycznie, kiedy Branch rozpiął mu koszulę i wyjął spod niej mikrofon oraz nadajnik.
- Wrobiliście mnie... - wyszeptał Bell. - Ale przecież toksafen...
- Och, to nie był toksafen - rzekł Rhyme. - to tylko bimber. A teraz, czy ktoś mógłby podłączyć mój wózek do akumulatora?

JEFERY DEAVER ,,PUSTE KRZESŁO"


Do góry
  • Skocz do forum:
Polecane
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]