Czy pamiętasz te czasy?
Portal Pisarski » Z innej beczki » Luźne rozmowy
  • Strona:
  • «
  • 1
  • 2
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
Asti Użytkownik
  • Postów: 809
  • Skąd: Łódź
Dodane dnia 21-04-2009 22:08
Chcecie coś naprawdę psychodelicznego?
Rosyjska animacja z dawnych czasów (sprzed moich narodzin). Niemniej jednak, obejrzenie jej było szokującym przeżyciem. Może ktoś z was ją zna/wspomina? ;)

"Jożyk w tumanie"
Ludzie potrafią niekiedy posuwać się do takich oszustw.
Śpiewają nie swoje pieśni, nie wiedząc nawet, o czym one mówią.

Create your own reality
Do góry
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 21-04-2009 22:08
Ja sobie przypominam "Muminki"... ale jakoś mi się nie podobała ta kreskówka, nie wiem, czemu... :rol:
Do góry
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
Henryk Borowiec Użytkownik
  • Postów: 375
  • Skąd:
Dodane dnia 21-04-2009 22:12
"Jerzyk we mgle" - no tak, klasyka, choć u nas mniej znana od czechosłowackich skrzatów :)
...słowa ulatują, pisma płoną...
Do góry
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
SzalonaJulka Użytkownik
  • Postów: 2351
  • Skąd: Bronowice
Dodane dnia 21-04-2009 22:32
Cytat:
Asti napisał/a:
Cytat:
"Bajdijamach for brejstar iś habe de kraft"


W Polskiej wersji brzmiało to: "Na potęgę posępnego czerepu! MOCY PRZYBYWAJ!" :lol:

Do tej pory uważam to zawołanie za najbardziej epickie w historii ludzkości.


Dzięki składam. Dobrze wreszcie się dowiedzieć... :yes:

Orzesz, to mój kuzyn jakieś moce przyzywał, a ja musiałam walczyć bez wsparcia :mad:


Cytat:

13outy napisała:

Ja sobie przypominam "Muminki"... ale jakoś mi się nie podobała ta kreskówka, nie wiem, czemu...


To pewnie przez Bukę...

Tez nie lubiłam "Muminków" dopóki nie przeczytałam autografii Tove Jansson "Córka rzeźbiarza". Wtedy wiele mi się wyjaśniło i nabrałam sympatii do tych stworzonek.
nikt nie reklamował
szczęścia jak podpasek
jesteś tego warta
(ja)
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
bosski_diabel Użytkownik
  • Postów: 370
  • Skąd: od morza do Tatr
Dodane dnia 21-04-2009 23:08
no a czy ktoś pamięta "Jacka i Agatkę" ...hihiiii pewnie nikt :(
...jeśli chodzi o miłość jestem dachowcem
Do góry
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
Henryk Borowiec Użytkownik
  • Postów: 375
  • Skąd:
Dodane dnia 21-04-2009 23:12
Coś tam nieśmiało majaczy, samą bajkę niezbyt pamiętam, ale znałem dwa rodzeństwa (dziewczynka i chłopczyk), które zawdzięczały jej swe imiona - Jacek i Agata. :D
...słowa ulatują, pisma płoną...
Do góry
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
Poke Kieszonka Użytkownik
  • Postów: 2063
  • Skąd: Naniby
Dodane dnia 22-04-2009 02:44
Tak chłopaki pamiętam ,,Żwirek i Muchomorek"", no i ,,Jacek i Agatka'' tez nie jest mi obce;):)
zbieram do kieszonki małe radości z każdego dnia
Do góry
Numer GG
Identyfikator Tlen
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
tentyp Użytkownik
  • Postów: 244
  • Skąd: Kociewska
Dodane dnia 22-04-2009 09:09
Cytat:
Oke_Mani napisał/a:
Nie wiem czy mogę, ale jeśli o tą tematykę chodzi, to polecam stronę nostalgia.pl :)



Tentyp, nie podejrzewałabym Cię o oglądanie anime :)


Dla mnie to były po prostu Japońskie kreskówki i były fajne:)

a tu jest himen i potęga pośepnego czerepu:D --> http://www.youtube.com/watch?v=Iy9mlLJzn8o
Zdzieram palce do krwi, kiedy wbijam je w marmur,
Knykcie lżą swój byt, kiedy żrą pył kwarcu,
Chrobot stawów na nowo definiuje dźwięk[...]
To jest napad na babel - niosę wiarę w tusz i papier'
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
jakub Użytkownik
  • Postów: 3490
  • Skąd: Poznań
Dodane dnia 22-04-2009 18:02
z tych bajek wszystkich Johnny Bravo był później ale też był niezły, mimo wszystko dla mnie nic nie przebije krasnala Hałabały , Domowe Przedszkole Miśi Margolcia jeśli chodzi o wczesne dzieciństwo :D później jak powstał TVN to tam oglądałem He Mana i She Rę :p no i jeszcze dawno temu Bouli :D

http://www.youtube.com/watch?v=2_UewvS-FQE
"Ludzie na całym świecie uwielbiają okazje. Każdy chciałby dostać coś za nic, nawet jeśli przyszłoby mu zapłacić za to wszystkim" - Stephen King
Do góry
Numer GG
Autor
RE: Czy pamiętasz te czasy?
Usunięty Gość
  • Postów:
  • Skąd:
Dodane dnia 25-09-2009 19:00
• zaproś na swoją stronę
• zgłoś naruszenie regulaminu
• ranking stron
• katalog stron
• zaloguj się na swoje konto







Acnosan - płyn do pielęgnacji cery trądzikowatej. Zawierał ok. 70% alkoholu etylowego i ułamek grama jakiejś substancji leczniczej. Po domieszce soku wiśniowego wychodził z tego całkiem niezły napój.

Adresy* - przekazywana poufnym osobom baza danych zagranicznych firm, od których można było uzyskać prospekty. Najłatwiej było o hotele, ale największym marzeniem były nalepki z firm samochodowych, lub przynajmniej duże, okrągłe, żółte z Bumaru.

Afric Simone* - ulubieniec festiwalu w Sopocie. Murzyn z Mozambiku. Wylansował przeboje "Ramaya" (mp3) oraz "Hafanana". Nosił krzesła w zębach. Ubierał się w futrzane buty, wysokie aż po kolana oraz w kamizelkę z cekinami wkładaną na nagi tors. Wydał w Polsce jedną płytę. Marek Gaszyński pisał wtedy o nim: "Afric Simone to wulkan temperamentu, piosenkarz pełen werwy, animuszu, wesoły, pogodny, niesłychanie dynamiczny. Sam komponuje swoje utwory, pisze do nich teksty w rodzimym języku, czasem gra na gitarze, perkusji, a na estradzie tańczy, skacze, popisując się wręcz cyrkowymi numerami".

Akademia - okolicznościowe, uroczyste zebranie określonej społeczności (nie zawsze na zasadach dobrowolności). Odbywało się według ustalonego rytuału, celem uczczenia Czegoś lub Kogoś (z reguły zmarłego), ew. rocznicy Ważnego Wydarzenia. Nie mylić z nabożeństwem.

Akron* - super smaczne, żółte tabletki od bólu gardła. Żarło się to jak cukierki, bo były w każdym kiosku. Odpowiednik chlorchinaldinu.

Al Bano i Romina Power - Felicita, Sempre Sempre. Piękna i bestia (najpiękniejszy nie był). Powiew zachodu w Sopocie.

Alcomat- XXI wiek w walce z dwiema największymi narodowymi radościami: powożeniem i spożyciem. Patrz też mandat.

Altusy - 140 W, 110 W, czy choćby 75 W. Do Wrześni się po nie pociągiem jeździło. Kumpel, który cudem trafił parkę w sklepie ze 3 km od domu, niósł je ze trzy godziny niosąc na zmianę raz pudło z jedną sztuką, raz z drugą i tak po trochu.

Ałła Pugaczowa* - piosenkarka ze Związku Radzieckiego. W przeciwieństwie do oglądającej ją publiczności lubiła występować na festiwalu w Sopocie. Ubierała się i zachowywała podobnie ekstrawagancko jak Demis Roussos. Śpiewała po rosyjsku, czasami po polsku, ale bardzo rzadko. (www, fan-club www)

Amator 2 stereo - radio (amplituner?) w drewnianej obudowie z kolumnami o mocy 2 x 10 W i wielkim pokrętłem. Młodszy brat Zodiaka.

AMI 66* - dla wielu pierwszy aparat fotograficzny. Protoplasta wynalazku o nazwie "idiotcamera" prawie całkowicie wykonany z plastiku. Niesamowita możliwość regulacji parametrów naświetlania: chmurka lub słoneczko.

An 24 - Antonow - radziecki samolot pasażerski używany przez PLL LOT na liniach krajowych. W czasie startu wpadał w takie wibracje, że sprawiał wrażenie, iż samolot ten lata jak ptak machając skrzydłami.

Anteny telewizyjne - historyczny obecnie element krajobrazu wielkich miast. Szczególnie efektowne na dachach bloków, gdzie występowały chyba w ilościach przekraczających ilość mieszkań w budynku. W późniejszym czasie zastąpione przez nieużywane już anteny zbiorcze.

Apele* - obowiązkowe spotkania ludu szkolnego w sali gimnastycznej lub auli. Wnoszenie sztandaru, śpiewanie hymnu, słuchanie przemówień dyrektora. Z reguły w poniedziałki rano, aby cały tydzień minął w duchu słusznej sprawy.

Armatki - maleńkie plastikowe armatki nabywane w kioskach. Po naciągnięciu drucika, mechanizm pozwalał na wystrzelenie zapałki. Zwłaszcza zapalonej.

Autobusy Berliet* - licencja zakupiona za czasów Gierka od Francuzów, podobno transakcja ta uratowała francuską firmę od bankructwa. Konstrukcja delikatna, zagraniczna, chętnie współpracowała z pasażerami.

Autobusy Jelcz* - niesamowicie klimatyczne autobusy Jelcz w kształcie ogórków z upragnionym miejscem obok kierowcy, okrągłym zegarem po jego prawej stronie i charakterystyczną "wysepką", znane również pod nazwą "cygaro" lub "beczka śmiechu". W tej chwili już trudno takie cacko spotkać. Oprócz zwykłych pojedynczych modeli, występowały również egzemplarze z doczepioną przyczepą (taki mini ogórek bez silnika) eksploatowane przez PKS, w późniejszych czasach po ulicach miast, szalały również wersje przegubowe. Największa zabawa polegała wtedy na staniu na przegubie.

Automaty biletowe - wielkie szare szafy na dworcach PKP, które w trakcie wypluwania tekturowego biletu z dziurką wydawały magiczne buczenie, jakby miały w środku odkurzacz. Występowały stadnie, w ilościach od kilku do kilkudziesięciu, z wypisanymi nazwami miejscowości, do których można było w nich kupić bilety.

Autosilux - niezbędnik każdego samochodziarza. Płyn do mycia szyb ze spryskiwaczem, który pryskał krzywo, słabo albo wcale.

Autovidol - ostatnia deska ratunku najbardziej zdesperowanych. Stosowana w momencie gdy już "denaturat wyszedł".

Badylarz* - facet, który miał szklarnie. Hodował goździki, frezje, róże i inne kwiatki albo pomidory, ogórki. Posiadanie dwóch szklarni z goździkami pozwalało po roku, góra dwóch latach na wybudowanie sobie willi typu "klocek", kupno mercedesa oraz na wczasy co parę miesięcy w Bułgarii albo nad Balatonem.

Baltona* - największy konkurent Pewexu, którego symbolem był marynarz w rozszerzanych u dołu spodniach, niosący zagraniczne towary. Początkowo sklepy te były przeznaczone do skupu dewiz przywożonych przez marynarzy, później zostały udostępnione dla reszty społeczeństwa posiadającej tajemnicze "bony".

Bambino* - gramofon (adapter?) - urządzenie służące do odtwarzania pocztówek dźwiękowych. W komplecie z dwiema kolumnami o szalonej mocy 5W i wbudowanym "wzmacniaczem".

Banda* - trzeba było być w którejś z nich, bo inaczej było się cieniasem albo kujonem.

Bańki na plecy - przerażające lekarstwo na silniejsze przeziębienia składające się ze szklanych baniek, druta z wacikiem nasączonym w denaturacie, ognia, sąsiadki operującej w.w. niczym połykacz ognia i siniaków na plecach utrzymujących się ok tygodnia.

Barbapapa* - można powiedzieć, że jest to najbardziej odjazdowa bajka rysunkowa jaką nadawała telewizja polska podczas swojej długoletniej działalności. Historia rodziny stworzeń podobnych do galarety lub plasteliny, które mogły przemieniać się we wszystko.

Bary mleczne* - kiedyś liczna sieć punktów gastronomicznych, oferująca naleśniki z serem, kefir, kluski leniwe, jajecznicę i inne pyszności. Potrawy w oczekiwaniu na klienta wygrzewały się pod specjalnymi żarówami.

Basia - dezodorant, dla wielu pierwszy. Zielony w szklanej butelce.

Baton - ponadwymiarowy cukierek typu "krówka".

Bączek* - mały przedmiot o napędzie rakietowym. Robiło się go z zakrętki od wódki. Należało najpierw wydłubać z niej tekturową wkładkę uszczelniającą, następnie nasypać do środka mieszankę saletry z cukrem, zatkać wcześniej wydłubaną wkładką, zagnieść brzeg zakrętki by wkładka nie mogła wypaść. Potem z drugiej strony robiło się dziurkę za pomocą szpikulca, wypełniało ją draską z zapałki (popularnie zwaną siarką) i bączek był gotowy do odpalenia. Istniały dwie techniki robienia dziurek: na środku (kiepska) i z boku (zawodowa). Również dwie były techniki startu: z ręki (dla odważnych) i z ziemi. Po odpaleniu, bączek wirując startował w górę i leciał do wyczerpania się paliwa, a niekiedy strzelał w powietrzu.

Benzyna - w trzech rodzajach: niebieska 78 oktanów, żółta 94 oktany i mieszanka. Ta ostatnia na miksolu - z fajnych dystrybutorów, gdzie gałą z boku można było ustawić żądane proporcje. Benzyna miała swe zasługi w jednoczeniu społeczeństwa (kilkukilometrowe kolejki samochodów przed stacjami), równouprawnieniu społeczeństwa (kartki), dzieleniu społeczeństwa (wydzielone stacje dla "pojazdów gospodarki uspołecznionej" - czyli w zasadzie taksówkarzy) oraz w nauce gospodarności (kanistry z benzyną w garażach, piwnicach i na balkonach). W późniejszych etapach wprowadzano bardziej nowoczesne gatunki: zielona 86 oktanów i czerwona - 96.

Benzynka do zapalniczek - po 80 groszy w kioskach, sprzedawana była w gumowych "kokonach" o średnicy 1,5 i długości ok. 3 cm. W formie aktywnej, tj. po przekłuciu - tryskając zawartością - stanowiła nieodłączny atrybut pirotechnicznych zabaw dziecięcych.

Berecik z antenką* - wraz z podkoszulką gimnastyczną stanowił nieodłączny atrybut stroju przodującej siły narodu.

Betoniara - wojskowa wersja grzałki do herbaty. Dwie żyletki oddzielone dwiema zapałkami i powiązane nitką, z przywiązanymi na okrętkę przewodami. Kabel w gniazdko i jak korki nie strzeliły, to w kilkanaście sekund można było nagotować pół litra wody, a w minute całe wiadro.

Biały jeleń - szare mydło. Do prania wełny i innych delikatności zamiast skubać białego jelenia można było kupić gotowe "płatki mydlane".

Bibułka papierosowa- we wprawnych rękach razem z odrobiną machorki w kilka sekund stawała się pełnowartościowym papierosem. A nawet lepszym, bo można było zrobić skręta np. z Amfory... (fot. 2)

Bielinka - preparat chemiczny służący do wybielania pościeli i innych białych tkanin. Prawdopodobnie zbliżony składem dodzisiejszych środków do dezynfekcji toalet. Osoby twórcze wykorzystywały go do produkcji w warunkach domowych dekatyzowanych dżinsów - uprane, wilgotne dżinsy polewało się stężoną bielinką w fantazyjne esy - floresy lub zanurzało częściowo w jej wodnym roztworze.

Bierki* - fajowa gra z cieniutkimi patyczkami wymagająca sprytu i sprawnej ręki. Dwa trójzęby po 25 punktów, 3 harpuny po 15, 3 wiosła po 10, 3 bosaki po 5 i 24 oszczepy, każdy po 1 punkcie. Na pudełku opisywana jako "gra marynarska". Najbardziej intrygujące było w jaki sposób grają w nią marynarze na statkach bujanych przez fale...

Bilety 10-przejazdowe - stosowane w autobusach miejskich - przez co bardziej zawziętych kasowane po 12, 13, a nawet 14 razy - "bo się mieściło". Wymagały kasowników typu "jednoręki bandyta".

Blok czekoladowy - Bambo. Z kilograma. Tak słodki, że nie dało się go zjeść zbyt dużo.

Blaszany samochód na pedały* - pokaźnych rozmiarów zabawka dla dzieci importowana z ZSRR, nawet światła się świeciły.

Błękitek - ryba. Wedle ludowej szeptanki (a może zgniłej, zachodniej propagandy), pełna była robaków. Komuna podobno twierdziła, że dzięki temu jest pożywniejsza.

Boczniak - grzyb. Jadalny. Hodowlany. Próbowano z niego zrobić grzyba narodowego do robienia schabowych i innych równie egzotycznych potraw.

Bolek - kalkulator. Wielkości małej cegły za jedyne 1750 zł, żywił się deficytowymi bateriami 9V. Wyświetlacz schowany głęboko w środku, co ściągnęli później japończycy robiąc szybkościomierz w Yarisie.

Bolek i Lolek* - Najpopularniejsza polska dobranocka wszechczasów. W kilku seriach, z różnymi czołówkami; m.in.: "podwórkowa", "wakacyjna", "bajkowa", "podróżnicza", "Dziki Zachód"; no i rewolucyjna wersja pełnometrażowa - "Wielka podróż Bolka i Lolka", w której głównych bohaterów obdarzono głosami. Patrz też: "dobranocki".

Bonanza* - Szalenie popularny serial kowbojski o dzielnym ojcu i jego trzech synach. Sami mężczyźni, a w domu zawsze posprzątane i obiad na czas. Dziś feministki chyba by się wściekły. Nie pamiętam, jak się skończył, o ile w ogóle się skończył. Tytułowa muzyczka (pim pim pim, pim pim pim pim, Bonanzaaa!) jeszcze czasem potrafi się przyśnić..

Boney M* - reanimowany ostatnio zespół, którego tło stanowiły czarnoskóre kobiety, zaś głównym szołmenem był niesamowity osobnik, błyskotliwie zabawiający publiczność różnorodnymi popisami.

Bony towarowe PKO - polskie dolary, tylko trochę mniejsze i bardziej kolorowe. Do wykorzystania w Pewexie, Baltonie i u cinkciarzy. (fot. 2)

Bosmanka* - część sztuki rękodzieła podwórkowego. Kulka spleciona ze sznurka. Służyła do wymachiwania. W wersji bojowej posiadała w środku stalową kulkę lub kamień.

Bractwo Żelaznej Szekli* - telewizyjny klub żeglarski, prowadzony m.in. przez kapitana Krzysztofa Baranowskiego, który wielu ówczesnych małolatów wyprowadził na morze i zaraził żeglarstwem.

Brak świateł - światła bez świateł. Szczególnie popularne na barakowozach.

Brat w wojsku* - każdy go miał, żeby nie zarwać w nos, albo przynajmniej wujka.

Brązowe pieski w taxi* - małe pluszowe pieski kiwające na nierównościach łebkami. W lepszych wersjach mrugały im oczy (prawe lub lewe) w zależności od włączonego przez kierowcę kierunkowskazu.

Brda - kalkulator z Bydgoszczy. Konkurencja Bolka.

Brzozowa - woda toaletowa. Męski kosmetyk dostępny w kioskach, na bazie alkoholu, ulubiony napój wyskokowy co elegantszych meneli... (mniej wybredni zadowalali się denaturatem lub płynem do mycia szyb "Autovidol";). Utrwalona przez Tyma w "Misu".

Bubloteka* - lista najgorszych polskich przebojów. Czołowe miejsca okupowały hity zespołu Bolter (np. "Daj mi tę noc";), Krzysztofa Krawczyka, Papa Dance, Eleni i innych. Prezenterami Bubloteki od początku aż do końca byli Grzegorz Miecugow (były prezenter Wiadomości o 19.30, obecnie TVN) oraz Andrzej Paweł Wojciechowski (obecnie filar jednego z polskich koncernów muzycznych). Szkoda, że już nie istnieje, bo chłopaki mieliby pełne ręce roboty.

Budka telefoniczna - zielona, przeszklona i bez słuchawki (co wcale nie oznacza że była to wersja głośnomówiąca). Metalowy telefon chętnie łykał monety 1 zł (wcześniej 50 gr). Czasem pod napięciem - co skutecznie uniemożliwiało wyciągnięcie monety spod klapki.

Budka z piwem* - obowiązkowo w kolorze zielonym, pod którą w godzinach pracy gromadziła się męska część przodującej klasy naszego narodu oraz tzw. element. Piwo sprzedawano tylko w szklanych i ciężkich półlitrowych kuflach, ciepłe i bez pianki. Budki takie można jeszcze czasem zobaczyć na działkach.

Bulba - słowo - klucz. Kończyło niesamowite dialogi Fronczewskiego i Ross'a w Powtórce z rozrywki.

Bulgar - gęste soki owocowe rodem z zagranicy.

Bułgaria* - Kraina wakacyjnego szczęścia. Miejsce wypoczynku prominentów oraz ludzi pracy. Ci ostatni albo nie dojadali przez cały rok, by uciułać na wymarzone wczasy w Bułgarii albo jechali tam w nagrodę wytypowani przez związki zawodowe i komórkę partyjną.

Burak* - supeł na końcu ręcznika, służący do robienia kocówy na koloniach.

Butelki -

granatki 0,33 l - po piwie,
oranżadki 0,33 l - z korkiem ceramicznym na drucie,
oranżadki 0,33 l - kapslowane,
po wódce 0,5 l - i po occie takowoż,
po sokach Bulgar 0,5 l - jedyne bezzwrotne (co za marnotrawstwo!),
po oleju 0,5 l - niby zwrotne, ale odczyścić to ścierwo z laku, którym był zabezpieczony korek...
po winach 0,75 l,
po Ptysiu 1,0 l i jakieś odrobinę mniejsze,
po małej śmietanie i kefirze 0,25 l
po dużej śmietanie i serwovicie 0,5 l
po mleku 1,0 l

Trzy ostatnie modele z szerokim "ryjem" były kapslowane przy pomocy cienkiej blachy aluminiowej. Do ponownego zamknięcia otwartej butelki służyły specjalne plastikowe zamknięcia nabywane w Gospodarstwie Domowym. Resztki blachy po kapslach (srebrna lub jednostronnie złota taśma aluminiowa z dziurami) doskonale sprawdzały się przy przystrajaniu sal z okazji różnego rodzaju akademii, wesel oraz Sylwestra.

Butik (lub warzywniak)* - docelowy model kariery i obiekt westchnień większości inżynierów i wszelkiej maści magistrów opuszczających mury uczelni. O szczęśliwym posiadaczu w.w. miejsca pracy mówiono "ustawiony na całe życie".





• zaproś na swoją stronę
• zgłoś naruszenie regulaminu
• ranking stron
• katalog stron
• zaloguj się na swoje konto










• zaproś na swoją stronę
• zgłoś naruszenie regulaminu
• ranking stron
• katalog stron
• zaloguj się na swoje konto







Cacao - służyło do wyżerania palcem.

Carmen* - przez długi czas (aż do pojawienia się Marlboro) najlepsze polskie papierosy. Filtr, kulturalna nazwa, pudełko - miękkie, ale owinięte w celofan...

Cech Rzemiosł Różnych - jedyna organizacja zrzeszająca (obowiązkowo :-) wszelką prywatną inicjatywę wytwórczo - usługową.

Ceny - umowne (?), urzędowe (!) i regulowane (?!)

Cepelia - miejsce, w którym z dziką i niepohamowaną wręcz radością wydawały wszystkie swe pieniądze wszelkie ciotki z Ameryki i inne polonusy.

Chałupy* - pierwsza plaża dla naturystów w uzdrowisku na Półwyspie Helskim. Opiewana przez Zbigniewa Wodeckiego w piosence "Chałupy Welcome To". Ilustracją tej piosenki był teledysk z prawdziwymi naturystami, którym wszystko było widać bez zbędnego retuszu.

Chińskie długopisy* - ze specjalnymi wkładami. Oryginalne - miały zakrzywioną metalową końcówkę piszącą, dzięki czemu do końca pisały cienką, wyraźną linią, co było powodem dumy ich posiadaczy.

Chińskie gumki* - obowiązkowe wyposażenie każdego ówczesnego ucznia podstawówki. Gumki te występowały w różnych kolorach i zapachach. Aż żal było nimi wycierać. Chyba każdy próbował jak smakują.

Chińskie piórniki* - wykonane z jakiegoś tworzywa sztucznego, ozdobione kolorowymi rysunkami. Podstawowym parametrem branym pod uwagę przy zakupie takiego piórnika była liczba schowków, najlepiej gdy były one zakamuflowane, tak by mogły przechowywać ściśle tajne informacje. W lepszej wersji z lusterkiem.

Cielesne zabawy - zabawny rodzaj okazywania poufałości. Najpopularniejsze to:

prztyczek,
parol,
bum,
pokrzywka,
uśmiech kobyły,
kto wypina - tego wina, czyli klasyczny salonowiec, bądź dupniak.

Ciemnia - amatorski minilab w wersji czarno-białej: powiększalnik Krokus, czerwona żarówka, trzy kuwety, suszarka i koreks. Wspaniała zabawa na późne wieczory i ogromna satysfakcja. Dla wielu jako niezły bajer na dziewuchy.

Ciepłe lody* - ... tak, był taki paradoks. Do waflowego rożka pakowano masę o jasnym kolorze zalaną od góry warstewką czekoladopodobnej czekolady (zresztą cholera wie, co to naprawdę było). Całość gustownie opakowana w celofanową folię. Była to swoista atrapa dla dzieci, które akurat bolały gardełka, więc nie mogły dostać oryginalnego loda, a darły się w sklepie niemiłosiernie.

Cinkciarz - Jednoosobowy, mobilny kantor o niebudzącej zaufania fizjonomii, w jeansowej bluzie, urzędujący przed sklepami dewizowymi oraz zakładami jubilerskimi. Nazwa prawdopodobnie pochodzi od wypowiadanego konspiracyjnym szeptem do wszystkich przechodzących osób, obcego wyrażenia: "change money".

Cukier - 10,50 zł za kilogram i po 2 kilo co miesiąc na twarz. Albo po kilogramie.

Currara - pierwsze polskie perfumy reklamowane w telewizji. Wdzięczne dziewczę odziane w skóry strzelało z łuku do bliżej nieokreślonego celu, mazurskie chaszcze udawały Amazonię. Dziś Currarę można kupić w kioskach Ruchu, także w wersji light. Godne uwagi także jako przykład opakowania i designu, który przetrwał w niezmienionej formie od lat 80 po dzień dzisiejszy.

Cymbałki chromatyczne* - ciężki i nieporęczny instrument służący do edukacji muzycznej.

Cymbergaj* - mini-gra w piłkę nożną. W cymbergaja grało się np. na ławkach szkolnych monetami popychanymi grzebieniem.

Cytrynada - napój o smaku cytrynowym oferowany przez ulicznych "dealerów" i w warzywniakach. Podawany w wyjątkowo poręcznych torebkach foliowych wraz z przyrządem, czyli słomką. Puste torebki można było napełnić przez tę samą słomkę wodą, dzięki czemu taka torebka magicznie zamieniała się w całkiem skuteczną broń średniego kalibru miotaną ręcznie.

Czapki kominiarki* - nie te z daszkiem noszone przez niektórych do dziś, ale takie z okrągłym otworem na twarz, nieprzysłaniającym czoło i kołnierzem na szyję - trafny pomysł eliminacji szalików z deficytowych materiałów, np. wełny.

Czarna Wołga* - postrach najmłodszego pokolenia. Potworne wizje przekazywane z ust do ust, podsycane wypowiedziami rodziców ("jak będziesz niegrzeczny, zabierze cię Czarna Wołga";). Jej echem był diabeł w czarnej limuzynie, który wg miejscowych pogłosek miał we wrześniu 1999 krążyć po Ostrowie Wlkp i zabijać przechodniów pytając ich o godzinę. Aż dziw bierze, że pod koniec XX w. ludzi wierzą w takie głupoty...

Czechosłowacka stajnia muzyczna - Helena Vondračková, Karel Gott i Iři Korn. Bez przynajmniej jednego z nich, żaden sopocki festival nie był festivalem.

Czechosłowacka szkoła seriali telewizyjnych - ciągle tych samych siedmiu aktorów na krzyż, ale jakże lubianych... Tylko niektóre produkcje to:

Arabella,
Goście,
Leto z Katką,
Majka z kosmosu,
Nikogo nie ma w domu,
Pod jednym dachem,
Kobieta za ladą (Żena za pultem),
Szpital na peryferiach (Nemocnica na kraji mesta) - "Gdyby głupota miała skrzydła..."

Patrz też polskie seriale.

Czekolady E. Wedel - z rysunkami lokomotyw, samolotów, samochodów lub statków z przodu i z ośmiokątnymi kuponami z tyłu. Nikt nigdy nie wiedział co można wygrać za te kupony, ale zbierało się je - jak wszystko.

Czeskie ołówki automatyczne* - tzw. "ołówki z napędem", pancerne ołówki z grafitowym wkładem i metalową rurką, które w rzeczywistości stanowiły podstawowe wyposażenie militarne polskiego ucznia. Po wymontowaniu zbędnego środka, uzyskiwało się spluwkę.

Czterej Pancerni i Pies* - nieśmiertelni bohaterowie wojennej epopei, w której trup kładł się gęsto. Załogę czołgu Rudy 102 tworzyli Olgierd Jarosz, Janek Kos, Gustaw Jeleń, Grigorij Sakaaszwili, Tomasz Czereśniak, oraz Szarik. Wychodzili cało z najgorszej opresji, dzięki temu wyzwolili pół Polski spod szponów okupanta. W filmie Niemcy zawsze byli bandą przygłupów i tchórzy, za to Ruscy zabawni, dowcipni, sympatyczni i mówili po polsku. Serial emitowany w TV średnio co 2-3 lata. Po powstaniu pierwszej serii (16 dwudziestokilkuminutowych odcinków - pieśń początkowa bez flecików - chłopaki wyzwalają Oksywie, Janek odnajduje ojca, Olgierd nie żyje) dokręcono kolejne, a odcinki posklejano po dwa, po pięćdziesiąt parę minut. W radzieckiej telewizji film emitowany pod tytułem: "Czietyrie tankista i pios". Patrz też seriale.

Cztery słonie - zielone słonie, każdy kokardkę ma na ogonie. Ten pyzaty (?), ten garbaty (?) - kochają się jak wariaty.

Czyn społeczny* - inicjatywa ludu pracującego miast i wsi polegająca na wykonywaniu masowo prac (najczęściej budowlano - porządkowo - melioracyjnych). Akcja była zakrojona na ogromną skalę, zwykle tuż przed wielkimi świętami (22VII, 9V, oraz branżowymi: Dzień Górnika, Hutnika, Budowlańca, ...).

Czy się stoi...* - "Czy się stoi, czy się leży, [tu w zależności od okresu historycznego wstawiano odpowiednią kwotę] się należy". Popularny wierszyk uzasadniający ostatecznie prawo do pobierania wynagrodzenia w państwowych zakładach pracy.

Czysta żywa wełna - Woolmark. Znak, na którym można było pelegać. Tak przynajmniej głosiły reklamy.

Ćwieki* - element ozdobny skórzanych lub jeansowych kurtek Młodzież buntownicza montowała z tego również pieszczochy oraz pasy.

Dalekopis - stacjonarny przyrząd do wysyłania SMS'ów na inne dalekopisy. Nawet fajny, bo z tarczą i ludzką - pełnowymiarową klawiaturą.

Dary z Ameryki - niezapomniany smak i zapach. Bywali nawet tacy, którym to smakowało - pomarańczowy ser żółty, z racji smaku i konsystencji zwany plasteliną, olej w 5 litrowych, blaszanych puszkach, masło solone, mleko w proszku i chyba jakaś marmolada. Dostępne na obozach harcerskich lub poprzez parafie.

Dary do Ameryki - bodajże 300 śpiworów w prezencie od rządu polskiego dla bezdomnych mieszkańców Nowego Yorku wysłanych z inicjatywy rzecznika prasowego rządu - J.U.

Deficyt - produkcja pełną parą, popyt ogromny, a towarów brak - wszystko przez "tych spekulantów".

Defilada - kto nie mieszkał w Warszawie, mógł obejrzeć tylko w TV. Wtedy warto było zaczekać na relację z Moskwy. Imponujące. Taka nowoczesna broń i tylu żołnierzy. Tylko widok trybun budził pewien niesmak...

Dekatyzy* - spodnie z tzw. wycieraku, które poddane skomplikowanym procesom chemicznym uzyskiwały biało-granatowe wzorki. Im większy kontrast między bielą a granatem, tym bardziej bajeranckie.

Delfin Um* - główny bohater sympatycznego serialu rysunkowego z ciekawą ścieżką dźwiękową Michela Legranda.

Demis Roussos* - Grek, który regularnie występował na festiwalu z Sopocie. Ważył dużo, nosił wielką brodę i wąsy, ubierał się w wielkie powłóczyste szaty i życzył sobie zawsze okrągłe łóżko do spania. Zapoczątkował w Polsce modę na muzykę śródziemnomorską.

Denaturat - popularny napój alkoholowy konsumowany przez tzw. margines. Opory przed spożyciem w/w znikały po przesączeniu go przez chleb.

Dentystka- postrach szkół i przedszkoli, miała własny gabinet. Gdy przychodziła do sali z listą nazwisk - co poniektóre dzieciaki potrafiły ze strachu osiwieć. Lizusów przekupywała pudełeczkami po igłach dentystycznych.

Diabełki odpustowe - małe, czarne, gumowe, diabelskie główki, które po ściśnięciu wystawiały długi, czerwony, perwersyjny jęzor.

Długopisy w połowie przezroczyste* - z umieszczonym we wnętrzu płynem wraz ze statkiem, pajacykiem, etc. Po odwróceniu uwięziony w środku przedmiot, przemieszczał się. Ekskluzywna wersja posiadała tzw. "gołą babę", której spływało ubranko.

Długopisy wielobarwne* - długopisy z możliwością wyboru wkładu. Im więcej kolorów tym lepiej. Zadziwiająco szybko się psuły.

Dobranocki -

Barbapapa,
Bolek i Lolek,
Chłopiec z plakatu,
Fred - postrach kotów,
Gąska Balbinka i Ptyś,
Gucio i Cezar,
Jacek i Agatka,
Kangurek Hip-Hop,
Kasztaniaki,
Kiwaczek (oraz krokodyl Gienia, szczur Ogryzek na smyczy...),
Koziołek Matołek,
Krecik (Ah jo...),
Makowa panienka (i motyl Emanuel),
Mały pingwin Pik-Pok,
Mikrobi (węgierski robot),
Miś Colargol (Coralgol?),
Miś Kuleczka,
Miś Uszatek,
Miś z okienka (i najsłynniejszy tekst Czechowicza zza czarnej planszy: "A teraz kochane dzieci, możecie pocałować mnie w dupę.";)
Muminki,
Nu pogadi! czyli Wilk i Zając,
Opowieści z mchu i paproci, czyli Żwirek i Muchomorek,
Pająk chwat wszystkich brat,
Pampalini,
Piaskowy dziadek (Dziadku, drogi dziadku, nie chcemy jeszcze spać. Na dobranoc bajka musi być...),
Pies i kot,
Piesek w kratkę,
Plastusiowy pamiętnik,
Pomysłowy Dobromir (współautor scenariusza: Adam Słodowy),
Porwanie Baltazara Gąbki (Bartolini herbu zielona piertuszka mamma mia i Szpieg z Krainy Deszczowców),
Proszę słonia (Pinio i Dominik),
Przygody kota Filemona (oraz wiecznie zaspanego luzaka - Bonifacego),
Przygód kilka Wróbla Ćwirka,
Pszczółka Maja,
Pyza na polskich dróżkach,
Reksio,
Rumcajs (oraz Hanka i Cypisek),
Sąsiedzi,
Zaczarowany ołówek...

Dobranoc dla dorosłych- program dla dzieci, pod warunkiem, że rodzice nie widzieli. "... Dobranoc Państwu".

Dodoni - napój pomarańczowy w blaszanych litrowych puszkach. Przy nalewaniu każdy się tym oblewał, no chyba, że się zrobiło dwie dziurki.

Dropsy* - okrągłe cukierki zawinięte w papier, które za żadną cenę nie chciały się od niego odkleić.

Druh* - aparat fotograficzny na błonę zwijaną 6 x 9. W latach 50 i 60 podstawowy aparat fotograficzny.

Drupi* - włoski pieśniarz odkryty przez Polaków, którego popularność nie wykraczała poza nasze granice. Włoch był zdziwiony, ale śpiewał sympatycznie.

Dupniak - zupełnie fajowa gra podczas WF'u, po której spodenki gimnastyczne szły do prania. Prawie zupełnie normalna gra w piłkę nożną na sali gimnastycznej, tyle, że w pozycji siedziąco - posuwistej. Do parkietu należało bez przerwy dotykać przynajmniej trzema kończynami, lub częścią ciała, z której wywodziła się nazwa gry. Nawet w momencie szybkiego przemieszczania się. Piłkę odbijało się oczywiście tylko nogami (nawet bramkarz). Oficjalna nazwa gry w niektórych miastach - "piłka chińska".

Dupniak 2 - in. "salonowiec". Bardzo wesoła gra polegająca na solidnym kopnięciu niczego nie spodziewającego się przeciwnika w tzw. "dolne plecy".

Duszki - koniec ołówka należy owinąć folią aluminiową, zagnieść końcówkę, zsunąć, do środka włożyć stalową kulkę o średnicy ok 4-5 mm (najczęściej z łożyska rowerowego). Drugą końcówkę zagnieść, włożyć do pudełka od zapałek i wytrząchać. Poprawny duszek powinien mieć kształt kapsułki z antybiotykiem i fantastycznie poruszać się po pochyłościach. Polecam. Parę dni temu znów sobie zrobiłem :-)

Dyżurni* - ochotnicy wyznaczani przez wychowawczynie, którzy nie mieli przez cały tydzień przerw [teoretycznie], gdyż w ich czasie mieli wyrzucać śmiecie z klas i wycierać tablice. W czasie lekcji mieli super, bo mogli wychodzić moczyć gąbki. Jeśli było bliżej, to nawet do dziewczęcej toalety.

Dzienniczek ucznia - rodzaj pamiętnika. Nauczycielom służył do wpisywania się weń, kolegom do pokazywania, a rodzicom do podpisywania.

Dziennik Ludowy* - kolorowy dodatek ukazujący się raz w tygodniu był głównym źródłem plakatów z idolami muzyki. Przy większym przypływie gotówki można było nabyć wersje oryginalne z Bravo lub Popcorn od prężnych przedsiębiorców ze stoiskami na przodujących bazarach.

Dzień bezmięsny - urzędowo! - czyli piątek. Dzień bez mięsa w punktach zbiorowego żywienia.

Dzień Kobiet* - oficjalne święto wszystkich kobiet obchodzone 8 marca każdego roku. Każda kobieta w zakładzie pracy dostawała wtedy z Działu Socjalnego goździk szt. 1 za pokwitowaniem (a nierzadko za okazaniem dowodu osobistego) oraz jakiś deficytowy towar, np. paczkę rajtuz albo kawę, również za pokwitowaniem. Oprócz tego, były okolicznościowe przemówienia dyrekcji zakładu. (fota 2)

Dzień Pedała - wystarczyło w piątek wypatrzyć kogoś w pomarańczowych skarpetkach - miał już wtedy przechlapane... (w zależności od regionu, mógł być to kolor czerwony).

Dzień Zwycięstwa* - obchodzony był 9 maja jako święto państwowe. Nadejście tego dnia zwiastowały przewalające się przez ekran TVP państwowe uroczystości, wspomnienia kombatantów i filmy wojenne produkcji polskiej albo radzieckiej.

Dzwony - spodnie z rozszerzanymi od kolan nogawkami - powracajace jak bumerang co parę lat. (Mam na myśli modę, nie rzucanie spodniami).

Dżem z dyni o smaku pomarańczowym* - totalny odjazd.

Ekran z bratkiem* - czwartkowy program dla młodych widzów. Jedyna okazja, aby obejrzeć przygody Zorro, Robin Hooda, czy Sir Lancelota. Program prowadził Maciej Zimiński, gry podwórkowe - Marek Grot, gry planszowe, etc. - niezapomniany Lech Pijanowski. Patrz też "telewizja dziewcząt i chłopców"

Elpo - polskie jeansy. Mając pecha można było trafić na wycieruchy z materiału, który się nie wycierał. Absolutna porażka. Były jeszcze Odry, ale klasę wyżej stały Justy...

Ene due rike fake - torba borba ósme smake. Eus deus kosmateus i morele baks.

Erosy - talkowane, bez zbiorniczka, "testowane elektronicznie". O tym - jak to baby w kioskach dziurawią je igłami - chodziły legendy. W czasach deficytu wbrew zaleceniom producenta używane wielokrotnie.

Etezeta - 250 lub przynajmniej 150. Absolutny nr 1 w konkurencji z Jawami 350, CZ'kami, nie wspominając o krajowych wyrobach niższych pojemności typu WFM, SHL, czy WSK. Konkurować z nimi mogły, choć na nieco innym polu, jedynie Junaki oraz M'ki.

Etykietka zastępcza* - papieropodobny fragment opakowania np. cementu, który nie będąc zadrukowany na rewersie pełnił rolę opakowania np. wyrobu czekolado-podobnego. Jej niewątpliwą zaletą było edukowanie społeczeństwa, bo kto kupując jakąś słodkość może w dzisiejszych czasach dowiedzieć się przy okazji jaki jest numer normy obowiązującej przy produkcji cementu?

Fajowo* - odpowiednik dzisiejszego "cool". Wyrażał krótkotrwały, pozytywny stan emocjonalny związany z jakimś przedmiotem lub wydarzeniem.

Fantastyka - co miesiąc nowe opowiadania SF, powieści do wycięcia ze środka, super galeria i komiks (patrz: Funky Koval).

Fartuszki szkolne*- granatowe, stilonowe ubranka noszone przez dzieci w imię równości. Kołnierzyk był elementem odczepianym co ułatwiało procesy czyszczenia.

Fartuszki przedszkolne - z kieszonką na brzuchu i skrzyżowanymi paskami na plecach. Razem z nimi - nieodłączny element przedszkolnego stroju, stanowiły znienawidzone zwłaszcza przez część męską - rajstopy (dwa paski z tyłu, jeden z przodu!).

Festyn Trybuny Ludu* - frajda dla całej rodziny, z możliwością zakupienia deficytowych towarów, posłuchania muzyki, czy uczestniczenia w licznych konkursach.

Film dla drugiej zmiany* - poranna emisja wieczornego filmu dla osób pracujących w godzinach popołudniowych.

Flirt towarzyski* - karty, dzięki którym przekazywać można było informacje trudne do przekazania.

Fluoryzacja - szczotkowanie zębów w czasie lekcji jakimś paskudztwem. Jamy nie można było płukać, za to jej zawartość należało wypluć do kubeczka. I jak wszędzie - znajdowały się wyjątki, którym to nawet smakowało.

Fraglesi* - niezapomniany serial o małych ludkach bojących się Gorgów. Gorgi były duże ale powolne, natomiast Fraglesi byli mali i szybcy. Jeszcze mniejsi od Fraglesow byli robotnicy budujący specjalne budowle, zwani Duzersami. Ich budowle obok rzodkiewek stanowiły podstawę wyżywienia Fraglesów. Był jeszcze pies Sproket.

Franek Kimono* - alter ego Piotra Fronczewskiego, który pod wpływem ogólnonarodowego amoku na tle karate zaśpiewał czadową piosenkę "Ja jestem King, Bruce Lee, karate mistrz". Ostatnio znowu zaczął śpiewać, ale diametralnie gorzej, czym przekreślił swoją legendę.

Frania - pralka. Z bajerancką wyżymaczką chowaną do środka. Nadal w sprzedaży pod nazwą Światowid. Obecnie używana do domowej produkcji napojów alkoholowych w ilościach hurtowych.

Frytki - potrawa. Sprzedawana w ulicznych budach i przyczepach kampingowych. Strasznie tluste i słone, z możliwością dodania ketchapu a wyjątkowo wykałaczki.

Funky Koval - bohater komiksu Parowskiego, Rodka i Polcha, publikowanego w Fantastyce. Piękna Brenda, zły Rhotax, drolle z DB-4, afera Stellar Fox, kosmodromy, korwety, superbroń... (fota 2)

Gabinety lekarskie - swoisty fenomen, bo mało kiedy bywali w nich lekarze. Zazwyczaj urzędowała tam pani higienistka i dwie szklane bańki na stojaku przy umywalce, a pod umywalką wiadro.

Gawęda - harcerski zespół wokalny do obejrzenia w każdym teleranku. Dla elity stanowił bazę wyjazdów po całym świecie, dla pozostałych obiekt westchnień. (najlepsza była taka blondynka z długimi prostymi włosami):

Czarne wrony czarno kraczą, w czarnych barwach widzą świat.
I na próżno im tłumaczą mądrzy ludzie już od lat:
Zamiast krakać weźcie pędzel, pomalujcie co się da.
Czarnych barw nie chcemy więcej, każdy w kolor gra.

Czarny przegrywa, kolor wygrywa. W kolory grajmy dziś.
Jabłka z jabłonek, skrzydła biedronek, każdy zielony liść.
I jeszcze te zboża, znad Wisły i Odry. I słońce, co mówi nam -Dzień dobry! Dzień dobry! Dzień dobry!
Słońce nad głową, różę różową, malwy wysoki kwiat,
Srebro wieczoru, tysiąc kolorów, jasny wesoły świat.

Czarne barwy mamy z głowy, nie będziemy w czarne grać.
Może im pozostawimy czarnych jagód pełną garść.
Siedem kropek ma biedronka i na nosie piegi trzy.
A poza tym wykluczony czarny kolor z gry.

Czarny przegrywa, kolor wygrywa. W kolory grajmy dziś...

Getry - wraz z body założonym na legginsy i opaską na włosy - żelazny element stroju sportowego obowiązującego podczas pierwszej fali popularności areobiku. W warunkach krajowych - najczęściej robione na drutach, w nieśmiertelne paski.

Gierek - Edward. "Pomożecie?" - "Pomożemy!!!"

Gierki elektroniczne* - takie z małym wyświetlaczem i 3 lub 4 przyciskami bardzo wzorowane na japońskich "Game&Watch" firmy Nintendo. Najtańsza i najbardziej popularna to ruski Wilk i Zając - polegała na łapaniu spadających jajek do koszyczka.

Godzilla* - potwór. Na filmy z zielonym stworem tłumnie waliło się do kina. Ach te efekty specjalne, ta technika.

Godzina 13:00* - to na jej cześć Irek Dudek śpiewał "Za 10 minut 13". Godzina o której otwierano sklepy monopolowe i dopiero wtedy można było legalnie kupić alkohol. Zawsze o 13 przed tymi sklepami były tłumy. Klasyczny dowcip dotyczący sytuacji:

- Panie majster. Która godzina?
- A wiesz, ja też bym się napił...

Godzina wychowawcza - pokorne tłumaczenie się z nieobecności, wręczanie zwolnień od rodziców lub pisanych samodzielnie albo przez kolegów, w ósmej klasie "orientacja zawodowa" i ogólne zbijanie bąków.

Goździki* - kwiaty na każdą okazję: imieniny w pracy, koniec roku szkolnego, na 1 maja - dla przywódcy narodu, wieniec pogrzebowy.

Granatki - butelki ze złocistym napojem o charakterystycznym wyglądzie.

Gronovit - supersmaczne, kwaskowe granulki w kolorze różowym.

Groszki - "drażetki". Oczywiście w paczuszkach, ale także w żółtych, okrągłych pudełkach (Murzynki) oraz w przezroczystych, plastikowych opakowaniach w kształcie pociągu, które otwierało się ściągając lokomotywę.

Gry -

w butelkę* - ekscytująca zabawa imprezowa związana z obrotem butelką wewnątrz kręgu, osoba na którą wskazała butelka była np. całowana przez obracającą /-ego.

w dołek* - na podwórku wykopywało się 5 złotową monetą (z rybakiem) dołek. Następnie wyrównywało się z grubsza wokół niego teren i z odległości ok. trzech metrów rzucało doń monetami 1 złotowymi.

w konia - zawodnicy jednej z drużyn stawali w rzędzie pochylając się i chwytając osobę stojącą przed - za biodra - tworząc konia. Druga załoga skakała z rozpędu na konia od tyłu. Chodziło o to, aby koń wytrzymał jak najdłużej i nie dał się przewrócić, a wskakujący na konia - żeby nie pospadali i nie dali się zrzucić (tylko kto wygrywał?). Cud, że ludzie przy tym nie łamali kręgosłupów.

kupa - z okrzykiem "Kupa na ... (tu padało imię ofiary) horda z całego podwórka z dzikim wrzaskiem rzucała się na delikwenta podcinając go. Przy ilości już kilkunastu osób na górze, klient, po zejściu z niego "kupy", trwającej zazwyczaj ok minuty, czasem przez pół godziny dochodził do siebie.

w noża (pikuty)* - jedna z wielu zabaw wykorzystujących ostre narzędzia. Polegała na jak najbardziej popisowym wbiciu noża w glebę. Każdy sposób rzucenia miał swoją nazwę, np. zegarek, łokieć, ramię, czółko, nos, bródka, w zależności od ustawienia noża przed wykonaniem rzutu.

w państwa* - gra strategiczno - zręcznościowa, wymagająca ostrego narzędzia i kawałka dobrej gleby. W myśl hasła "każdemu po równo", przeciwnicy rozpoczynali z takim samym terytorium, które to poprzez odcinanie kolejnych kawałków państwa przeciwnika starali się powiększać. Na podwórku nóż miał wiele ciekawych zastosowań.

w syfa* - zabawa popularna na przerwach. Zasady gry podobne do berka, lecz przekazanie obowiązków polegało na dotknięciu / rzuceniu w uczestnika przedmiotem zaczerpniętym z kosza na śmieci (stąd nazwa). Była również wersja upiłkonożniona - syfa można było tylko kopać.

"wywołuję wojnę przeciwko... czarne piwko... jasne piwko..."

Gry inne - dwa ognie, w chowanego, kreca (berek), murki, palanta...

Gry karciane -

3, 5, 8
chuj (pan),
dureń,
kuku,
makao,
oko,
remik,
tysiąc,
wojna.

Gry planszowe i towarzyskie -

chińczyk,
dary lasu,
kółko i krzyżyk,
master mind,
państwa miasta,
pchełki,
skoczki,
statki,

Gry telewizyjne - a w zasadzie gra, bo była tylko jedna, choć w dwóch wersjach. Nazywało się to tenis, a gra polegała na przesuwaniu białych pasków w górę lub w dół po bokach ekranu przy pomocy suwaków lub pokrętełek tak, aby odbijały piłkę. Druga wersja polegała na grze mono z maszyną. W późniejszym czasie pojawił się bardziej zaawansowany rodzaj gier - za pomocą specjalnego pistoletu trzeba było trafić w przemieszczający się po ekranie punkt.

Grzebień z rączką* - element zdobiący tylną część ciała, którego zadaniem było wystawanie z kieszeni spodni. Preferowane kolory: żółty, pomarańczowy, brązowy.

Gucio i Cezar - wychudzony pies i żarłoczny hipopotam - występowali w komiksach oraz w serii dobranocek z superancką piosenką.

Guma arabska - klej. W szklanych buteleczkach z gumowym korkiem. Nie sklejał niczego poza własnym korkiem.

Guma balonowa - balonówa - w pomarańczowo-czarnych papierkach sprzedawana jak irysy, ale na sztuki. Szczęka bolała od niej dość szybko, ale można nią było dmuchać taaaakie balony.

Guma Donald* - podstawowa guma do żucia z niespodzianką w postaci krótkiego, treściwego komiksu. Po latach nieobecności na rynku, znów powróciła.

Guma do skakania - często używana na przerwach przez dziewczynki, chociaż chłopcy też skakali. Z powodu braku gumy w sklepach robiło się ją wiążąc mniejsze kawałki, które wyciągało się z majtek, najczęściej mamy. Im mama była szersza, tym guma lepsza, bo mniej wiązana.
Spośród wielu rodzajów gry - najpopularniejsze były "dziesiątki" - zaczynało się od kostek, kolanka, uda, PD (pod dupą), pas, żeberka, pod pochami, łopatki, szyjka i głowka, chociaż cześci powyżej pasa były rzadko używane.
Najpierw naskakiwało się na gumę najczęściej dwiema stapami.
Dwójki - jedną stopa na gumie, druga pod i trzeba było tak przeskoczyć na druga gumę.
Trójki - najtrudniejsze - jedna noga na jednej gumie, druga na drugiej i w powietrzu trzeba było je zamienić. Na pasie prawie niemożliwe.
Po przejściu poszczególnych etapów bez skuchy, stawało się bokiem i odległość miedzy gumami była mniejsza. Po boczku - gumę nakładano tylko na jedna nogę.

Inną grą były "piątki": 5 skoków obok gumy, potem między nogami była jedna guma i znowu 5 skoków, następnie w środku miedzy gumą też 5 razy, a w końcu między nogami 5 i z drugiej strony gumy też 5. Tak samo w kosteczkach, łydkach itd.

Nigdy nie uważałem, ze jest to proste do zrozumienia...

Guma do żucia jakakolwiek - ale biała - to kiepska guma. Bajer - to była guma kolorowa. Przy odrobinie poświęcenia dowolny kolor gumy do żucia osiągało się dodając do gumy kawałek grafitu od kredki. Wszystkich można było zadziwić niespotykanym kolorem.

Gumowska Irena - Michalina Wisłocka polskiej kuchni, autorka wielu książek kucharskich i poradników prowadzenia domu. Występowała także w telewizji, co w czasach reglamentacji żywności zakrawało na ironię.

Gumy Poppi* - jedne z wielu gum, których nie kupowało się do żucia, tylko po to aby zdobyć to co jest w środku. W tym przypadku były to naklejki, naklejane na specjalną mapkę, której nie posiadały tylko cieniasy i kujony. Mapka służyła do pokazywania.

Gumy Turbo* - te z kolei zawierały samochody do pokazywania i wymiany. Niestety ktoś ogłosił, że są rakotwórcze i czar prysł.

Hacle* - pocisk do haclówy tradycyjnie wykonywany z tzw. kabelków wyginanych w kształt litery U.

Haclówa* - proca, ew. rógatka - zwykle wyginana z grubego drutu. Energii kinetycznej haclom dostarczała guma modelarska. Zastosowanie zbliżone do spluwki. Znana również pod nazwą "bolcówa". W wersji "mini" jako gumka naciągnięta na dwa palce, a naboje można było zrobić nawet ze zwiniętych i odpowiednio złożonych skrawków papieru.

Hasła słuszne ideologicznie - bez nich nie szło pracować, a nimi praca układała się jakoś lepiej (fot. 2).

Hasło* - bez niego nie można było wejść do skryty.

Herbata - podawana obowiązkowo w szklance na spodeczku. Jeśli miało być wytwornie, to podawało się jeszcze cukier w kostkach.

Assam,
Cejlon,
Gruzińska - paskudztwo w zielonym tekturowym pudełku,
Indyjska - dobra, ale droga herbata w czerwono-czarnym tekturowym pudełku z panienką w pozycji lotosu,
Jubileuszowa,
Madras,
Ulung - tanie badziewie w papierowych torebkach z czajnikiem,
Yunan...

Hiszpania 1982* - wspaniałe sukcesy naszej jedenastki, które potem odgrywało się na podwórkach.

Hi - Fi - i pomyśleć, że szczytem marzeń były wytwory rodzimego przemysłu. Idealny zestaw - cud składał się z:

magnetofonu kasetowego Finezja,
magnetofonu szpulowego Aria lub Koncert (to już prawie profesjonal),
gramofonu Daniel (na sensory),
amplitunera Radmor,
oraz kolumn głośnikowych Altus 140.
do tego ew. korektor graficzny Radmor.

Wersje skromniejsze opierały się na dużych wieżach Diory (z magnetofonem, którego szuflada na kasetę wysuwała się w celu zmiany kasety), mini - wieżach z Lubartowa (równie świetne, jeśli nie lepsze), a w czasie późniejszym na jakimś barachle zwanym midi - wieża.

Hermaszewski Mirosław - między 27 czerwca a 5 lipca 1978 roku, każdy chciał być na jego miejscu. Pan obok to dowódca - Piotr Klimuk, a maszyna - Sojuz 30.

Hoffland - marka ciuchów i sklep mieszczący się w dawnych Domach Centrum w Warszawie, nazwany od nazwiska Barbary Hoff, projektantki mody prowadzącej własny kącik w tygodniku 'Przekrój" i oczywiście projektującej rzeczy sprzedawane w Hofflandzie. W latach 80 trzeba było mieć bluzę, t-shirt lub płócienną torbę z firmowym napisem.

Ilustracje Samoprzylepne* - szał biegania od kiosku do kiosku w poszukiwaniu arkuszy z naklejkami, które wklejało się w specjalnych zeszytach zawierających opis brakujących ilustracji. Zabawa była pomyślana w ten sposób, że na jednym arkuszu umieszczone były cztery "główne" naklejki i po jednej z dwu innych tematów, co zachęcało do sięgania po kolejne zeszyty. Cena zeszytu - 15 zł (później 45 zł), arkusza nalepek - 8 zł. Tematy poszczególnych wydań, to:

gwiazdy światowej muzyki rozrywkowej,
poczet królów polskich,
kontynenty - Afryka,
ptaki Polski,
samoloty, na których walczyli Polacy,
stare samochody,
od Aten do Moskwy,
zwierzęta polskich ZOO,
polska broń pancerna,
jachty żaglowe,
polskie samochody osobowe,
historia ubioru,
ptaki egzotyczne,
druga wojna światowa,
podbój głębin,
mistrzostwa świata w piłce nożnej - Hiszpania 1982,
sztuki walk wschodu.


Import - szczególnie z ZSRR miał niepowtarzalny charakter. Np. importowaliśmy rudy żelaza, eksportowaliśmy wysoko przetworzoną stal i jeszcze musieliśmy do tego dopłacać. Podobnie historia wyglądała z Warszawą / Pabiedą i tysiącami innych rzeczy. Dla konsumentów były zaś przeznaczone: Sowietskoje Szampańskoje (Igristnoje), matroszki oraz księgarnie radzieckie.

Interwizja - Intervision - Intierwidienie. Pomnik Chopina na obrazku, charakterystyczna muzyczka w tle - to niezawodny sygnał, że za chwilę nastąpi transmisja sygnału telewizyjnego za pośrednictwem sputników.

Irysy* - cukierki karmelowe. Bywały twarde do bólu, bywały mięciutkie, przyklejające się do zębów.

Italo disco* - nieskomplikowana włoska muzyka disco popularna głównie w Polsce.

Ixi - udoskonalony proszek do prania. Udoskonalenie polegało na tym, że wyżerał ręce jak kwas. Dłuższe pranie bez gumowych rękawic groziło nieodwracalnymi zmianami skóry. (fot. 2)

Jacek i Agatka - jak sama nazwa wskazuje - mydło.

Jagody - oraz poziomki i maliny - sprzedawane przez emerytów, z kanek, w papierowych rożkach.

Jagiellonia- drużyna fenomen z Białegostoku, która z trzeciej ligi przebiła się do pierwszej, rozgramiając prawie wszystko. Równie szybko spadła do ligi czwartej. Legenda jej została pokrótce uwieczniona w filmie "Piłkarski poker".

Jajko na wodę* - służyło do oblewania, przeważnie w Lany Poniedziałek.

Jana z dżungli - animowany serial TV dla kilkuletnich feministek, czyli Tarzan w spódnicy (przepasce?). Brzydka nie była, a przy tym odważna, dzielna, broniła słabych zwierzątek... oj można się było w niej zakochać...

Japonki - klapki.

Jarmark* - czyli sport, muzyka oraz gry to my. Program Zientarskiego, Szewczyka i Pijanowskiego.

Jarmiłki - in. "czeszki". Szpanerskie białe tenisówki dla dziewczyn.

Jarocin* - coroczny festiwal ściągający niegdyś, ku zgrozie rodziców, tłumy młodych ludzi z całej Polski.

Jesień z bluesem - pierwszy w Polsce festiwal bluesowy (od 1978 r.) założony przez Ryśka Skibę Skibińskiego. (www)

Jonka, Jonek i Kleks* - komiks publikowany w Świecie Młodych.

Jubilat - rower. Składak na dużych kołach. Charakteryzował się tym, że się nie składał.

Junak - polski Harley. (www)

Juniorki* - obowiązkowe glany szkolne przynoszone w worku. Patrz też: "obuwie szkolne".



• zaproś na swoją stronę
• zgłoś naruszenie regulaminu
• ranking stron
• katalog stron
• zaloguj się na swoje konto










• zaproś na swoją stronę
• zgłoś naruszenie regulaminu
• ranking stron
• katalog stron
• zaloguj się na swoje konto







Kabarety - im bardziej politycznie i z podtekstami, tym lepiej. Najważniejsze:

Długi (www),
Tadeusz Drozda (www),
Dudek,
Kabaret Starszych Panów (www),
Nie tylko dla orłów - radiowy (www),
Kabaret Autorów Elita - i jego radiowa wersja (?) - Studio 202 - Wrocław (Jerzy Dębski, Jan Kaczmarek, Leszek Niedzielski, Włodzimierz Plaskota, Jerzy Skoczylas, Stanisław Szelc, Andrzej Waligórski (www) i Dzidzia oczywiście), (www aktualnego programu)
Pod Egidą - Warszawa (Jan Pietrzak),
Tey - Poznań (Zenon Laskowik, Bohdan Smoleń, Krzysztof Jaślar, Rudi Schuberth, Janusz Rewiński, Aleksander Gołębiowski, Zbigniew Górny...) (www),


Kajko i Kokosz* - bardzo sympatyczni bohaterowie komiksu Christy, łudząco podobni do Asterixa i Obelixa, chociaż nie wiadomo, kto od kogo zerżnął pomysł. Mieszkali w grodzie kasztelana Mirmiła, który to gród koniecznie chcieli zdobyć Zbójcerze z Hegemonem na czele i jego zastępcą Kapralem. Zbójcerze zawsze dostawali łupnia i komiks mógł mieć następne wydanie. Do dostania jedynie u zaprzyjaźnionej kioskarki w godzinach porannych. Wcześniej publikowany w Relaxie.

Kajmak - litr mleka, kilogram cukru i ze dwie godziny na jak najmniejszym ogniu ciągle mieszając. Żadna czekolada się do tego nie umywała. Super było jako masa do wafli, a jeszcze lepiej jako spoina do szyszek z prażonego ryżu. Wersja współczesna: puszka słodzonego mleka do garnka z wodą i trochę pogotować. Nie trzeba mieszać!

Kalkomania* - magiczne obrazki utrwalane za pomocą wody. Operacja naklejania wymagała dużej zręczności.

Kampania - termin wojskowy z lubościa używany przez miłujacą pokój propagandę socjalistyczną jako synomim wzmożonego okresu aktywności w danej
dziedzinie życia. Z ważniejszych kampanii należy wymienić przede wszystkim:

kampania sprawozdawczo - wyborcza PZPR,
kampania żniwna,
kampania cukrownicza,
kampania przewozowa,
kampania buraczana / ziemniaczana,
kampania ciepłownicza,
kampania oszczerstw wymierzona przeciwko Zwiazkowi Radzieckiemu,
Z pewnością były też inne.

Każdej kampanii towarzyszyły z reguły "wzmożona mobilizacja" (najaktywniejszego aktywu partyjnego, służb technicznych itp.) oraz (ewentualnie) ''ofensywa
na odcinku''.

Kanał lewy, kanał prawy* - test techniczny przed audycjami muzycznymi (Wieczór Płytowy, Romantycy Muzyki Rockowej) w stereofonicznym Programie Drugim Polskiego Radia.

Kapiszony* - in. pistonki lub placpatrony. Amunicja do zabawkowej broni podwórkowej. W pierwszej fazie jako oddzielne, papierowe pociski z ładunkiem, następnie w postaci długiego paska z kropkami, potem osadzone w plastiku.

Kapitan Sowa* - bohater pierwszego polskiego serialu kryminalnego (grany przez Wiesława Gołasa). Socjalistyczny milicjant "z ludzką twarzą", ale także ze nienaganną świadomością klasową. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek choć podejrzewał o dokonanie zbrodni jakiegoś przodującego człowieka pracy.

Kapitan Kloss* - serial fabularny "Stawka większa niż życie". Bohaterem filmu był Hans Kloss (S. Mikulski) - sympatyczny i przystojny agent w mundurze niemieckiej Abwehry. Kloss występował pod kryptonimem J-23. Drugim bohaterem filmu był także kolega Bruner (E. Karewicz). Film zasłynął niezapomnianymi powiedzeniami typu "Bruner, ty świnio!" albo "A coś ty taki ponury Hans?". Na kanwie filmu powstał zespół punk-rockowy "Dzieci Kapitana Klossa".

Kapitan Żbik* - bohater komiksów. Przystojny, inteligentny. Nie przeklinał, nie pił, nie palił. Pocieszyciel skrzywdzonych. Bezwzględny dla bandytów, łagodny dla dzieci, staruszków i zwierząt.

Kapsle* - podstawowe narzędzie potrzebne do podwórkowego Wyścigu Pokoju lub rozgrywek ligowych. Niesłychanie ważne było oznakowanie kapsla. Najprostszym sposobem było wycięcie flagi (Polska górą) z kolorowej wkładki do encyklopedii, choć kończyło się to często bolesnym konfliktem ze starszym pokoleniem. Inne spotykane rozwiązania to plastelina, stearyna. Wyższą szkołą jazdy było zalewanie flagi delikatną warstwą bezbarwnego kleju, co zapobiegało brudzeniu się elementu papierowego lub tzw. poduszka, wykorzystująca słabe przywieranie części gumowej do kapsla, którą wystarczyło odwrócić.

Karabin - musiał być czarny, blaszany, na baterie i z czerwonym światełkiem w lufie. Obowiązkowo radziecki. Terkotał aż miło. Wersje późniejsze z szarego plastiku stały dużo wyżej. Głośniej strzelały i świeciło im się z pół lufy. Kto nie miał, musiał biegać z patykiem i krzyczeć: "Da da da da da da da..." Patrz też: "pistolet Precyzja"

Karbid* - substancja, zamknięta w puszce z odrobiną wody wchodziła w reakcję. W jej wyniku powstawał acetylen. W celu wywołania efektu specjalnego należało wykonać następujące kroki: 1. wziąć puszkę po farbie, 2. zrobić maleńką dziurkę w wieczku puszki za pomocą młotka i gwoździa, 3. wlać do puszki trochę wody, 4. wrzucić bryłkę karbidu i niezwłocznie zamknąć puszkę i zatkać palcem dziurkę, 5. po jakimś czasie odetkać i zapalić gaz wydobywający się z dziurki. Oczywiście konieczne było zabezpieczenie się przed eksplozją. Na to były różne sposoby zależnie od posiadanych środków.

Karmel - cukierki robione domowym sposobem: cukier (plus kwasek cytrynowy dla smaku) smażony na patelni.

Kartki* - chyba nikt do końca nie wiedział o co w tym wszystkim chodziło. Przydziały mięsa i wędlin według płci, wieku i zawodu, itd. Poza tym funkcjonowały kartki na: cukier, (i takie też), masło, mleko, paliwo, buty całoroczne, papierosy, wódkę, słodycze...

Kartki w kratkę* - doskonale służyły do rzucania o ścianę po uprzednim przeżuciu

Karty porno - pomoc uczniowska w temacie uświadamiania seksualnego. Nadzwyczaj chętnie przechwytywana przez przedstawicieli grona nauczycielskiego.

Kary szkolne* -

Stanie w kącie - pokuta za różne wybryki, np. śmianie się, rozmawianie podczas lekcji, rzucanie papierowych kulek, w skrajnych przypadkach za puszczanie bąków.
Wyjście z sali lekcyjnej - kara wyjątkowo nudna, chyba że coś ciekawego działo się na korytarzu.
Przeniesienie do klasy równoległej - kara dość poniżająca; wymierzana przy nagannym zachowaniu.
Pisanie 100 razy w zeszycie "Nie będę pisał po ławkach" albo "Nie będę rozmawiał na lekcjach" - pisanie dotyczyło samego przewinienia. Kara bardzo czasochłonna.
Odbieranie metalowych rurek z automatycznych ołówków - kara dotkliwa, bo w efekcie zostawało się z całą masą ołówków bez rurki. A bywało gorzej jeśli odebrano rurkę od ołówka pożyczonego od starszego rodzeństwa.
Przyniesienie kwiatka w doniczce - stosunkowo najłagodniejsza kara. Wymierzana jak się stłukło kwiatek w klasie. Jeśli był to ulubiony kwiatek pani nauczycielki to miało się bardzo długo przechlapane.
Rekwirowanie procy, strzykawki, smoczka, jajka na wodę - w przypadku strzykawek co niektórzy nauczyciele płci męskiej wstrzykiwali zawartość za kołnierz delikwenta. Kara odbijała się tragicznie się na duszy poszkodowanego, bo chwilę po rozbrojeniu dopadali bezbronnego uzbrojeni po zęby przeciwnicy.
Targanie za uszy - paskudztwo. Dodatkowo połączone z wystawieniem na widok publiczny podczas przerwy. Zyskiwało się tym tylko opinię frajera, który dał się złapać.
Wezwanie rodziców do szkoły - stosowana jedynie w dość skrajnych przypadkach
Upomnienie na apelu - nieskuteczne, jeśli osobnik był wyjątkowo demoralizowany.
Obniżenie oceny ze sprawowania -j.w.
Walenie zeszytami, książką albo dziennikiem po głowie - kara standardowa celem upomnienia. Nauczyciel dawał znak, aby delikwent skupił się na lekcji.
Wpis uwagi do dziennika - miała trwały charakter i nie dawała się wymazać. Wymierzana z niegroźnych powodów.
Bicie po łapach albo po dupie - bardzo bolesna. Każdy nauczyciel miał ulubiony przedmiot, np. metalową linijkę, skakankę-rzemyk, wycior - to takie coś do czyszczenia karabinka. Do wyboru, do koloru.

Kasety Stilon* - popularnie zwane stilonkami, podstawowy nośnik dźwięku dostępny w owych czasach. Compact cassette C-60 czerwone, C-90 niebieskie. Jako konkurencyjne, wyjątkowo pojawiały się kastety Ferrum Forte (dziewięćdziesiątki fioletowe), cześciej Supertony.

Kawa* - bardzo deficytowy towar w trudnych czasach. Kawa sprzedawana była jedynie w 10g. paczkach w formie ziaren. Dlatego niezbędnym elementem do kawy było posiadanie młynka do kawy - ręcznego albo elektrycznego. Czasami w kawie trafiały się kamienie.

Kibel - miejsce życia towarzyskiego w czasie przerw. Można było pograć na forsę, zjeść kanapkę, zajarać, lub pooblewać się wodą. Od czasu do czasu wpadał nauczyciel, wygarniał towarzystwo i wtedy trzeba było chodzić po korytarzu w "kółeczko" razem ze wszystkimi.

Kiermasz* - synonim prawdziwej okazji, której nie można przegapić. Na kiermaszu można było kupić często to, co było sprzedawane systemem "od zaplecza" lub "spod lady". Kiermasz często służył jako "wabik" przyciągający rzesze rodaków na przeróżne nudnawe imprezy typu: pochód 1-majowy

Kilder (lub kamień)* - zabawa polegała na tym, że należało wypowiedzieć magiczne słowo "kilder", a delikwent, wskazany przy wypowiadaniu hasła, z którym było się na tzw. umowie o granie, musiał znieruchomieć niezależnie od okoliczności i czekać, aż zostanie "zwolniony". Mogło się być zwolnionym np. do przerwy albo do jutra. Cała zabawa polegała na zamrożeniu kogoś innego i pamiętaniu przez kogo można zostać "zamrożonym" z czym przy większej liczbie grających mógł być problem. Zamrożenie mogło nastąpić wszędzie - podczas odpowiedzi z matmy lub przy jeździe na rowerze. Poruszenie się to była plama na honorze. Nazwa pochodzi od serialu w TV z lat 60-tych "Dr. Kildare"; jego czołówka wyglądała właśnie tak: zatrzymywany kilkukrotnie kadr, wszystkie postacie zastygały na kilka chwil do pojawienia się napisów. W roli głównej Richard Chamberlain

Kiwaczek* - Miś Kiwaczek był bohaterem sympatycznej radzieckiej dobranocki. Jego towarzyszem był krokodyl Gienia. Postrachem bohaterów była wredna babcia z żywym szczurem w torebce.

Klej Konrada - dostała go Pipi w prezencie od domokrążcy Konrada. Po posmarowaniu butów, mogła chodzić po ścianach i suficie. Po wymieszaniu z deszczówką doskonale nadawał się do napędu starego samochodu, którym Pipi mogła latać. Przy okazji kleił wszystko.

Klej Plastuś* - biały, oleisty klej sprzedawany w tubkach jak pasta do zębów. Używany głównie na lekcjach plastyki był przysmakiem co bardziej odważnych w klasach podstawowych.

Klub Wiewiórka* - przynależność do tego klubu otrzymywało się automatycznie po uzyskaniu naklejki od szkolnej dentystki. Naklejka była okrągła i przedstawiała (nie wiadomo dlaczego) wiewiórkę ze szczoteczką do zębów wielkości samej wiewiórki. Wiewiórka szczerzyła zęby i miała zachęcać do regularnego mycia zębów. Na innych plakatach ostrzegała, że najgorsza dla zębów jest czekolada, której i tak nie było w sklepach. Pochodną klubu wiewiórki były akcje fluoryzowania zębów przeprowadzane na żywca w klasie raz w miesiącu. Przychodziła do klasy smutna pani, wlewała jakiś płyn na szczoteczki i dzieciaki miał tym czyścić ząbki, następnie wypluć tą mieszaninę ze śliną do kubeczka (obrzydlistwo!) i nie jeść nic przez 2 godziny.

Kobra* - Nadawany w czwartek wieczorem spektakl o charakterze kryminalnym. Sumienne przestrzeganie konwencji teatralnej sprawiało, że leżące zbyt długo na planie trupy oddychały półgębkiem, a co energiczniejsi zbrodniarze potrafili wstrząsnąć całą dekoracją.

Kogiel - mogiel - ew. kogel - mogel. Kolejny domowy smakołyk przyrządzany z surowego żółtka utartego z cukrem. W dzisiejszych czasach nie do pomyślenia, chyba że jako broń bakteriologiczna.

Kolejki - miejsce spotkań towarzyskich, szczególnie lubiane przez emerytów i rencistów. Co bardziej zaradni potrafili stać w kilku-, a najzaradniejsi w kilkunastu kolejkach jednocześnie, wszędzie zajmując miejsce i stojąc po parę minut w każdej z nich. W sytuacjach skrajnych, gdy ekspedientka wydawała towar po 1 sztuce na głowę, należało po dokonaniu zakupu szybko udać się do domu, przebrać w ubranie w innym kolorze i stanąć w kolejce ponownie. Działało.

Kolejki na postoju taksówkowym* - dziś sytuacja zmieniła się diametralnie, lecz wtedy taksiarz był panem, do tego stopnia, że jechał tam gdzie mu pasowało, a nie gdzie chciał klient

Kolejki Piko* - produkt byłej NRD. Małe modele wagoników, lokomotyw, stacji, torów, zwrotnic. Sprzedawane zawsze na pniu w Składnicach Harcerskich, ale tylko na sztuki. Całe komplety zdarzały się bardzo rzadko, więc skompletowanie całości graniczyło z cudem.

Kolejki po gazetę* - cotygodniowe kolejki do kiosku po gazetę z programem telewizyjnym.

Kolonie - alternatywna wobec harcerstwa forma zorganizowanego wypoczynku dla dzieci i młodzieży. Apele, śpiewani
Do góry
  • Strona:
  • «
  • 1
  • 2
  • Skocz do forum:
Polecane
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.