Miladoro,
dzięki za szalenie wnikliwą, krytyczną analizę. W zasadzie to rozbiór gramatyczny i - w jakimś stopniu - warsztatowy. Gdzie wskazałaś kilka spraw, nad którymi rzeczywiście nie sposób się nie zastanowić i nie zrewidować autorskiego stanowiska.
Teraz o tym wierszu dopowiem nieco więcej. Otóż powstał piętnaście lat temu. Kilka miesięcy później został poddany dość długiej „obróbce” podczas warsztatów literackich (nie tylko poetyckich), w których uczestniczyłem.
O dziwo – nikt wówczas nie doszukał się pozornego rymu (
splątania – zgrzytania). Może więc trzeba było aż kosmicznej wnikliwości (czy aby nie „czepliwej”?), by doszukać się rymu tam, gdzie w założeniu go nie ma. Bo jakże mówić o rymie, kiedy rytm inny, a pozorny rym, przecież częstochowski, dyskwalifikowałby całość?
Używanie wielkich liter (
EGO) niewłaściwe? Niekoniecznie. Jak najbardziej dopuszczalny jest taki zabieg. W pewien sposób kładący nacisk na to, co autor chce wyeksponować. Rzecz jedynie w tym, czy poezję ocenia i czyta się duszą, jak powinno się ją odbierać, czy „mędrca szkiełkiem i okiem”…
Powtórzenie słowa z tytułu (
zabłąkani/zbłąkani) – Twój strzał kulą w płot.
Twoja sugestia, by zmienić kolejność słów (podobni chmurom zbłąkanym zamienić na podobni zbłąkanym chmurom) – uważam za kolejną próbę sponiewierania płotu.
Wszak wystarczy dobrze, płynnie się wczytać. By dostrzec – oczywiście nie rozbierając technicznie wersu po wersie – iż proponowany przez ciebie zabieg ogromnie by zakłócił rytm. Wówczas inny krytyk z pewnością miałby używanie!
Padamy – spadamy: bądź uprzejma zauważyć, że choć fonetycznie słowa brzmią podobnie, to jednak mają inne (choć w jakimś stopniu pokrewne) znaczenia. Choćby dlatego, że spada się zwykle ze sporej wysokości (od niebiosów po padół, ale można i z drabiny), zaś pada – co najwyżej z postawy stojącej. Można i z klęczek.
Dla małego rozweselenia stary dowcip: jaka jest różnica między lotem z dwóch metrów z tym z dwudziestu metrów? Akustyczna. Lot z dwóch metrów to: dup! I okrzyk: k…wa!
Lot z dwudziestu metrów brzmi inaczej: o k…waaaaaa! Dup!
Nadmiar zaimków? Być może. Z pewnością rzecz warta przemyślenia. Lecz bardziej dyskusji, w której zainteresowane strony będą miały okazję dowodzić swoich racji. Jestem pewien, że dałoby się osiągnąć consensus.
Dopowiem Ci jeszcze, że kilka lat później opublikowałem to wierszydło na jednej z witryn internetowych. Gdzie o wędkarstwie głównie, ale jest też miejsce dla działu literackiego.
Zebrałem mnóstwo pochlebnych, budujących ocen i komentarzy.
Czepiała się, a i to niemrawo, raczej bez większego przekonania, tym bardziej bez żadnych konkretów, jedna osoba. Pewnie dlatego, że kilka miesięcy wcześniej bezlitośnie sczochrałem ją za „znajomościowo” wydany zbiorek wybitnie grafomańskich opowiadań (ee tam, ledwie 300 egz.).
Miladoro, swego czasu swoje wypociny, do oceny oczywiście, podrzucałem rozmiłowanej w słowie pisanym polonistce. Odpuściłem widząc, że gotowa nawet u Bratnego, Żukrowskiego czy Szymborskiej robić rozbiór gramatyczny. W sposób nie krytyczno – literacki, ale wręcz cenzorski.
Mnóstwa powodów do serdecznego, ciepłego uśmiechu w tym Nowym Roku życzę.
Andrzej