Michale, po lekturze Twojego tekstu pierwsze co pragnę stwierdzić, to to iż życie cholernie nierówno dzieli! Na świecie jest z pewnością cała rzesza kobiet, które od swojego partnera/męża etc. bez konkretnej okazji nie dostaną nawet głupiego kwiatka. Na drugim biegunie znajduję się zaś Mike
Ten to o miłości pisać potrafi. Oj potrafi.
Dla mnie Twoje opowiadanie z całą pewnością jest bardzo emocjonalną podróżą. Bohater przedstawia nam historię tego, w jaki sposób połączony został ze swoją drugą połówką. Dosłownie, drugą połówką. Widać, że stanowią bowiem duet idealny. Jedno bez drugiego żyć nie może. Jego bez drugiego nie jest szczęśliwe. A nawet zostaje okaleczone, co widać chociażby w próbach zapicia bólu sennego nawet rozstania.
To, że poszukiwania miłości zostały tu oprawione w ramy snu, wydaje mi się pomysłem trafionym, ale i całkiem prawdopodobnym. Ilu z nas marzyło przecież o wielkim uczuciu, tak intensywnie, że w którymś momencie stało się to prawdą? Najważniejsze w życiu to mieć wizję siebie szczęśliwego. Mając przed sobą taki właśnie obraz, nie ma mocy by tak się właśnie nie stało. Znana w psychologii ''samospełniająca się przepowiednia'' to nie wymysł nawiedzonych profesorków, a potwierdzony naukowo fakt. Myśląc pozytywnie, ściągamy dobre rzeczy. Widząc zaś wszystko w czarnych barwach, na próżno oczekiwać spełnienia w poszczególnych obszarach naszego życia.
Cieszę się, że w opowiadaniu przewidziałeś szczęśliwe zakończenie. Mogłeś potrzymać czytelnika w napięciu, niedopowiedzeniu lub skazać bohatera na życie w pojedynkę. Wybierając pierwszą opcję, umocniłeś go zaś w przekonaniu, że warto o marzenia walczyć. Nie tylko na jawie, ale i w śnie.
Pozdrawiam Cię ciepło,
Czarna