Cześć, Bazgrołko
(wybacz zdrobnienie, tak mi wygodniej, jeśli Cię uraża, następnym razem się poprawię)
Fajny tytuł, bo nie zapowiada treści, choć rozgrywasz ją rekwizytami około wodnymi. To, jest dobry pomysł na wprawianie pióra i dobry wstęp do obrazowania. Popełniłaś jednak kilka grzeszków, które sprawiły, że tekst utonął
W pierwszej cząstce popełniasz grzech dosłowności. To, że napiszesz wprost o bezsilności, nieufności i zagrożeniu, nie oznacza jeszcze, że ja poczuję to samo, co PL. Przy kolejnej próbie spróbuj zbudować sytuację liryczną w taki sposób, abym poczuła, nie przeczytała. Jeśli wiesz, co chcę powiedzieć...
W kolejnej cząstce nie wychodzisz z dosłowności i dodajesz wyliczankę: próbuję, biorę, odliczam, zdzielam - to sprawa, że tekst staje się zwyczajnie nudny. Spróbuj pobawić się językiem, częściami mowy. Nie wszystek czasownik
I w trzeciej cząstce pojawia się koło ratunkowe, jak zbawienie, dla mnie - czytelnika, a dokładniej w ostatnim dwuwersie robi się naprawdę ciekawie.
Pozdrowienia
Edit: zamieniłam łesie na łasie. Wybacz, Bazgrołko