Ostatnie komentarze henrykinho
Zgrabnie poprowadzony motyw śledztwa, sporo wtrąceń stapiających uwagę czytelnika z bohaterką i jej życiem - właśnie tą opisowość jestem skłonny postawić na piedestale pod tym względem, z pewnością pozwoliła ona przejąć się z losami podarowanego w spadku mieszkania.
Podoba mi się drążenie w zamierzchłej przeszłości, szczególnie tej około-wojennej - kto powie, że już sama, niemiecka otoczka NSDAP nie wywołuje nieprzyjemnych ruchów tektonicznych na plecach?
Wymuszasz swoim pisaniem myślenie i jak widać po komentarzach - dostarczasz też przy tym... rozrywki. To nieodłączne komponenty dobrego, zapadającego w pamięć pisania. Również moim zdaniem
pozdrawiam
Niestety, zbyt wiele tutaj błędów stylistycznych oraz niezręczności, aby można było uznać to opowiadanie za sukces. Pod względem redakcji przydało by się dużo „napraw”, ale myślę, że warto – bo zawsze warto.
Gdyby włożyć w „Amelię” trochę wysiłku to z pewnością dostrzegłbym jeszcze wyraźniej, że to ciepłe, przyjemne opowiadanie obleczone morałem; nieco zbyt łatwo wyłożonym, bo to może i przechodzi, ale w bajkach, jednak wierzę, że w przyszłości pójdzie Ci lepiej.
Bo coś z tego będzie, jeśli dalej będziesz się starać i rozwijać swój warsztat pisarski
Pozdrawiam
Zawsze Ci to powtarzam (prawie?), że sporym „za” Twoich opowiadań jest dla mnie to, że nie irytują mnie obcojęzyczne imiona, których używasz, a jaki to efekt na ogół poraża mnie, gdy przedzieram się teksty innych.
To nie jedyna zaleta oczywiście; samo opowiadanie trzyma się powyżej przeciętnej zdecydowanie, jest tu nutka sentymentu, miłości i tajemnicy – w mojej opinii to dało Ci wygraną; to, że uchwyciłeś niebanalny klimat, większość natomiast tylko na ogół starała się kopiować znane schematy.
Ogólnie – dla mnie oryginalność oraz sprzedawane uczucia wygrały w tym przypadku. Gratuluję raz jeszcze.
Pozdrawiam
Największą wadą tego opowiadania jest to, że sprawia wrażenie pisanego na szybko, bez redakcji czy dokładniejszego przejrzenia. Wiele tutaj powtórzeń, co mnie osobiście nieco odstręcza od lektury.
Dreszczu również nie poczułem, bo jakoś tak przy tym konkursie wypadło, że kilka osób poszło w "duchy" jako takie i lepiej im to wyszło - głównie dlatego, że trudno mi przestraszyć się czy też głowić nad facetem, który parzy herbatę i właściwie... tyle. Ani tego komisarza nie postraszył ani nic - wszystko od początku do końca było spokojne i stonowane, zaskoczeń brak, wszedł i wyszedł, można zamknąć akcję.
Podsumowując - mogło być lepiej. Ot historyjka o niespokojnej duszy.
pozdrawiam
Nie mam pojęcia, ile warte jest słowo alpinisty, jednak nawet ciecze pochodzenia sklepowego mogą nieraz spowodować podobne efekty - o dziwo bez ingerencji narkotyków; chłopaki mogą się jeszcze w życiu zdziwić
Prosta historyjka, niestety czasem trochę pokaleczona przez dziwny zapis dialogów, czego nie do końca rozumiem. Przykładowo:
Cytat:
- Też mnie to dziwi. Słyszę Krzyśka.
Majaki po środkach "wspomagających odczuwanie" to ograny chwyt, ale całościowo czytało się nieźle. Wersji wspinaczkowej nie znałem.
pozdrawiam
Dziękuję za przyglądnięcie się tej opowiastce. Postawiłem tu własnie na opisowość, dokładny opis emocji rodzących się w głowie czecha; pewnie trochę kosztem szybkości akcji. Fajnie, ze się podoba
Pozdrawiam
Cenię sobie kontrast, jaki tutaj powstał; z jednej strony osobiste przesłanie w bajkowej osnowie, coś w stylu "boy meets girl - żyli długo i szczęśliwie", a z drugiej strony plugawa dziwka, która niweczy całe dobro płynące z historii; babsko, co zasłania bohaterowi nawet mikroskopijne promyki nadziei.
I dla mnie "Opowiem..." to jest spore zaskoczenie. Nie zwykłeś tak pisać, nie tak emocjonalnie w każdym razie. Podobało mi się, chwyta.
Apatia. Depresja. Ładne to imiona dla stanów lekkich obyczajów.
Jedno jest pocieszające. Karma to też dziwka.
... a przynajmniej lubię w to wierzyć
pozdrawiam
Pomysł z pewnością ciekawy, jednak do jednej rzeczy się doczepię - morał został zaserwowany tak oczywiście, jak piłka posłana przez tenisistę bez formy; mam tutaj głównie na myśli ostatnie zdanie. Bohater wyjaśniający zawiłości wszechświata w swym wielkim monologu kojarzy mi się z filmami akcji klasy B, a maksymalnie takimi, w których gra ktoś pokroju Stevena Seagala (bez obrazy, lubię).
Za to podoba mi się powolne odkrywanie kart, trzymanie czytelnika w niepewności i uosobienie węża - przedstawienie jego zmartwień, pragnień, celów. Znaczy wcielenie się niejako w adwokata przyrody.
Ciekawe swoją drogą, co myślała sobie ta żaba
Miniatura byłaby znacznie krótsza...
pozdrawiam
Bajka dla dorosłych.
Szkoda, że tak oczywiste drogowskazy-antykwariaty nie pojawiają się w życiu każdego z nas - o ile byłoby prościej podążać właściwą ścieżką, omijać przeszkody, nie dać się robić na szaro słowem; wydaje mi się, że postać starca reprezentuje tutaj wiedzę zdobywaną właśnie przez całe życie, nikt nie osiąga jej bowiem przed przestąpieniem progu pewnego wieku - w końcu trzeba zapracować na swój własny, starożytny kubrak
Antykwariat to wspaniałe miejsce, tak samo, jak i księgarnie (może pomijając Empiki). Ile już wyśmienitych historii zahaczało o stare półki z książkami? Tak samo u Ciebie, samo słowo buduje już odpowiednie wprowadzenie, pobudza wyobraźnię, a upstrzone Twoimi opisami zyskuje na sile.
Ładnie i z morałem. Nie będę zarzucał "zbytniej krótkości" bo to przecież spójna, zamknięta opowiastka; powiem tylko, że szkoda mi potencjału Honoriusza - ciekawa postać, a została ukryta w cieniu.
pozdrawiam
Teraz mi trudno powiedzieć, czy bardziej lubię Twoje pisanie w wersji „smutnej”, czy może „humorystycznej”. Bo bardzo mi się spodobało i to raczej nie przez zupełną opozycję, w jakiej ta miniatura stoi do pozostałych konkursowych – nareszcie pojawiła się przestrzeń na uśmiech, a nie pytanie o sens życia i symbolikę wiosennego deszczu
Kwestią otwartą pozostaje psychika bohaterki i łaknienie sławy, jednak zrobienie czytelnika w konia pierwszorzędne.
pozdrawiam
Miłość i wojna. Bardzo, bardzo częste, a jednak… Ty wiesz, że swoim stylem potrafisz niejako „reanimować” ograne kawałki, takie, które pisane przez kogoś innego, wywołałyby we mnie uczucie zmęczenia - jak po dwunastogodzinnym dniu z łopatą w ręce co najmniej.
Nastrój pozornie smutny – beznadzieja sytuacji ukazana w kolorowych barwach. Wciąż tlący się płomień uczucia, który rozgrzewa wspomnienie przeszłości. Wymownie, ładnie – i mimo wszystko plus, jak wspomniałem we wstępie, za wtłoczenie w „znaną” historię iskry emocji.
Ostatnie zdanie tylko zupełnie niepotrzebne. Babcia fajnie zaakcentowała tytuł miniatury, więc myślę, że ucięcie w tym miejscu wyszłoby na korzyść.
pozdrawiam
Twoją literacką farbą jest życie i to się czuje. Nie ma tutaj próby podejścia czytelnika, jakieś fabularnej zasadzki, jest za to prosta prośba o cieszenie się z tego, co się posiada. Dużo na ten temat powstało utworów, wiele złotych myśli przelano, a jednak wciąż można złapać się na rozmyślaniu, kiedy przyjdzie się zmierzyć z namacalną historią pojedynczego człowieka – jak tutaj.
Miłość uratowała Waldka i to do mnie przemawia. Udało mu się załatać pustkę, którą musiał odczuwać po tak fizycznej stracie – mam zwyczajnie nadzieję, że gość nigdy się nie złamie, że stan taki będzie trwał nadal.
Nie odczuwam tego jako opowiadania tak do końca w sensie konkursowym – bardziej jako anegdotę sprzedaną przy stole; ze względu na styl, słowo wstępu i wyraźnie osobiste, emocjonalne podejście do tematu.
pozdrawiam
Czuję się, jakbym czytał jakiś opis ułamka życia Richarda Kuklińskiego. Oczywiście z tym, że "The Iceman" nikogo by żywcem prawdopodobnie nie puścił, to raz, a dwa, że nie siliłby się na żarty - chyba. Z Twoim bohaterskim antybohaterem łączy go jednak porządnie przemeblowany umysł, który podpowiada najmniej skomplikowane, a najbardziej agresywne wyjścia z sytuacji. Wożenie ze sobą obrzyna i wkładanie takiego kalibru za pas już śmierdzi mi chorobą psychiczną...
Szybko i brutalnie. Zdążyłeś przyzwyczaić czytelników, że w swoich opowiastkach sięgasz po mieszankę krwi oraz przemocy i również w wiosennym wydaniu nie odchodzisz od tego - dobrze, bo ja się odprężyłem, choć może złowieszczo to brzmi. Radzisz sobie w amerykańskim, literackim "kinie" sensacyjnym - nie przegadałeś, a sensowna dawka emocji została wtłoczona do krwiobiegu .
pozdrawiam
Czy niedopowiedzenie? Uhh, wydaje mi się, że wystrzał, rozrywający ból w czaszce i jakże znamienny wielokropek to świadectwo śmierci pewniejsze niż sama śmierć
Nie, żebym życzył postaci ewentualnego spotkania z wiosennym żniwiarzem, o nie!
Przyznam, że zabrakło mi tutaj nowości - tej przysłowiowej szczypty mieszanki przypraw, której nie dane mi było wcześniej zasmakować. Jest limit miejsca i dlatego oczekiwałem porządnego kropnięcia obuchem, natomiast gangsterskie porachunki wchodzą gładko, to fakt, jednak znam je wszystkie na wylot niestety. Stąd się zawiodłem, bo wciąż wierzę, że z zaprezentowanego przez Ciebie szkieletu opowiadania - amnezji głównego bohatera i przestępczej przeszłości - można coś "nieznanego" wycisnąć. Mam przynajmniej taką nadzieję; zdaję sobie jednak sprawę, że ilość znaków przeszkadzała.
pozdrawiam
Niezwykle trudno jest mi to wszystko rozgryźć, poskładać, posklejać, ponieważ na początku narracja jest oczywista, ale potem…
Matka obserwuje syna na szkolnym boisku, matka widzi Pawła, matka… ginie, staje się częścią gleby – opis jej usychania z tęsknoty staje się nagle opisem usychającego krzewu… który jest jakby jej peryskopem, niczym w okręcie podwodnym, na ukryty za głębiną śmierci świat. Tytuł pomaga rozumieć to w ten sposób - jako wiosenne przejście na stronę wujka Hadesa, bo przecież to na wiosnę przyroda budzi się do życia... niestety też czasem na wiosnę zaraz potem umiera; wysuszone krzaki trzeba w końcu wyrwać.
Czuję, że przydałby się tutaj jakiś botaniczny Sherlock Holmes, ale moja interpretacja mi pasuje ;]
pozdrawiam