parafrazując: ruchy gałek oczu prowadziły mnie bezwiednie po kolejnych wersach, wprowadzając w psychodeliczny stan
a już na poważnie, bo taka to jest historia:
strasznie smutna opowieść, o tym jak okoliczności zewnętrzne pokonują człowieka, zwł. że we mnie nieustannie jest wiara, że ostatecznie sami kształtujemy swój los, my dokonujemy wyborów, ale też mam świadomość, że łatwo jest mi tak mówić, gdy moje okoliczności zewnętrzne sprzyjają tym wyborom
no i ta wiara w cud - że jest ktoś, kto nas uratuje, a życie płynie na taplaniu się w błocie z wizją krystalicznej wody górskich strumieni
wiesz co, bardzo mi się smutno zrobiło
poza tym, że historia daje kopa i zmusza do refleksji, to takie teksty są dobrą szkółką pisania
pozdrawiam
ps. 1. nauczona doświadczeniem, za Twoje teksty biorę się, gdy mam ciszę, spokój i czas - wciągasz w swój świat bez ostrzeżenia i nie puszczasz do końca
szacun
ps. 2.
mike17 napisał:
Czyż można by go nazwać jeno nieszczęśliwym topielcem-samobójcą?
- nie wiem, jaki był Twój zamysł i intencja, ale ja odczytałam ten fragment z iluminacją - że tak na prawdę to on zmarł na tym szpitalny łóżku
Cytat:
że mogę w końcu się z tobą spotkać, teraz nic nam już nie przeszkodzi, nadeszła właściwa godzina
i to właśnie jego dusza, czy cokolwiek zanurzyło się w tej wodzie - dla mnie woda zawsze przynosi ukojenie - tę niezwykłą ciszę, spokój i delikatność i chyba tak to sobie skojarzyłam ze spokojnym umieraniem, czytając ten fragment
niemniej, jak mówię, cokolwiek autor miał na myśli, na czytelniku wywarło to takie wrażenie