Ostatnie komentarze Kazjuno
Gabrielu, dziękuję za wizytę, miłe słowa i super cenzurkę. Będzie kontynuacja.
Pozdrawiam.
Tetu Szanuję poetów, chociaż wbrew Twoim zachętom, na tyle ugrzązłem w prozie, że obawiam się osobistych pląsów na cienkim lodzie poezji.
Chociaż będę zaglądał, wszak u poetów wiele przydatnych w prozie metafor i przenośni. Można czerpać garściami, odgapiać i wzbogacać swoje wypociny.
W portalowym dziale prozy niemało zdolnych Koleżanek i Kolegów. Można poczytać ciekawe teksty, więc zachęcam Cię poetko (niepotrzebnie tak skromna), zaglądaj do nas częściej.
Pozdrawiam serdecznie.
Teraz, Tetu, po przeczytaniu wiersza odczułem, że na pewno chodzi o wojnę na Ukrainie. (Bo czasowa zbieżność). Chwilę potem przeczytałem komentarze. Poczułem niemałą satysfakcję!
Bardzo obrazowe metafory.
Weźmy choćby to:
Cytat:
pomarańczowa kula, ścina głowy pełne słoneczników.
O pomarańczowej kuli na przedpolach lotniska w Smoleńsku mówił świadek. Rosjanin, z którym przeprowadzała wywiad prawicowa dziennikarka Anita Gargas.
Właśnie świadek taką kulę ujrzał w powietrzu, zanim do niego dotarl huk eksplozji. (Wszak światło biegnie nieporównywalnie szybciej od dźwięku).
Wniosek: Wbrew opinii obecnego rządu, w mającym odejść na drugi krąg samolocie musiał nastąpić wybuch...
Przepraszam Cię za dygresję o zabarwieniu politycznym. Ale ta wynikła z ostatniego wiersza.
Generalnie mocne przesłanie, w którym bynajmniej nie politykujesz.
Pozdrawiam
Tetu To już zaszczyt wyjątkowy. Ty, poetka z krwi i kości, pojawiłaś się pod moim tekstem. Na dodatek z garścią komplementów! Czuję się, jakbym dostał okazały bukiet storczyków – co nigdy się nie przydarzyło.
Może zainspirujesz mnie do zainteresowania się poezją? Chociaż, co tu gadać, dotąd zweryfikowano moje wypociny jako poetyckie chłamy. Po prostu dno!
Bardzo Ci dziękuję za komentarz.
Serdecznie pozdrawiam, Kaz
Ucieszyłem się Zbysiu z Twoich odwiedzin!
Opisane powyżej dzieje są - jak już wspomniałlem Pliszce - są nieomal toczka w toczkę ilustracją doświadczonej przygody z cinkciarskiego debiutu. Jednak wcześniejszych od opisanych przez Ciebie.
Za Twoich czasów też kontynuowałem proceder. Nigdy nie posuwałem się do wajchy. Tak nazwałeś numer "z gumką".
Serdecznie też dziękuję za najwyższą ocenę.
Ciepło pozdrawiam.
Jako słaby znawca poezji ucieszyłem się, że proza.
Hmmm! Ciężko się połapać, o co chodzi?
Wprawdzie czasem niezłe wrzutki...
Pozdrawiam Autora za akces do komentujących i wolę komentowania.
Mnie też miło Pięknooka, że zauważyłaś.
Duży szacun OWSIANKO! Opowiadanie przesycone humanitaryzmem i napisane bardzo dobrze.
Nasunęło mi się skojarzenie domu opieki z mini państwem i zadałem sobie pytanie, czy szkicowo wprawdzie przedstawiona postać gładko mówiącego i błyskotliwego karierowicza szefa placówki nie przypomina premiera większego państwa? Człowieka w istocie bezwzględnego, mającego otwór gębowy wypchany frazesami o demokracji, wolności, walki z korupcją i innymi tego typu "wytrychami" zaciemniającymi obraz jego rzeczywistego, oportunistycznego, pławienia się w nieróbstwie.
Kuzynka osoba przesycona ideą głębokiego humanitaryzmu walczy o poprawę losu podopiecznych. Ujrzałem ją w roli minister (jak kto woli ministry), ale lepiej niech będzie, dyrektorki departamentu opieki w ministerstwie dużego państwa. Po latach pełnej poświęcenia pracy zaczyna chorować.
Tu krótka dygresja. Spotkałem się z opiniami autorytetów medycznych twierdzących, że przyczyną większości chorób są zaburzenia rodzące się w psychice pacjentów. I jest to dla mnie w dużej mierze argument słuszny.
Czyż KUZYNKA przez lata swojej zawodowej aktywności nie waliła skrycie głową w mur? Hmm, gdyby miała moc sprawczą "premiera", może jej wysiłki nie szłyby na marne. Niestety ogarniała ją obezwładniająca niemoc. Nic więc dziwnego, iż nie pomagały garściami wchłaniane pigułki.
Remedium na jej donkiszoterię mogłaby stanowić jedynie metamorfoza w umyśle ośrodka decyzyjnego zarządzanego przez "premiera". A oczywistym jest niemożność takich zmian we łbie sprytnego obiboka, jaki stoi na czele "rządu". Cwaniak ma wsparcie jak on dobrze mających się elit, które zadowolone ze spływających na nie profitów, nie kiwną palcem, aby cokolwiek zmienić.
Poddana stresowi kuzynka, w obliczu własnej niemocy, musiała stracić w końcu odporność. Jej życie stało się synonimem porażki, wbiło ją w inwalidzki wózek, wreszcie przykuło do łóżka.
Opowiadanie Autor kończy iskierką nadziei. Narrator chce kuzynce pomóc. Wyrywa ją z "kręgu zła". Pozostawia nas czytelników z pytaniem, na które nie znajdujemy odpowiedzi. Czy zaoferowana przez narratora wielkoduszność przyniesie pozytywny skutek?
Mocna opowieść.
Pozdrawiam
Brawo Jaago!
Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie humoru i szczerze mówiąc, połknąłem tekst jednym haustem, nie zwracając uwagi na ewentualne niedostatki dotyczące problemu, czy były, czy nie było testowych majtek.
Szacun dla Jacka Londyna, bo rozkminił tekst na czynniki pierwsze, na co brakuje mi teraz czasu.
Sam wolę - wprawdzie atrakcyjne - kobiety bez majtek, czego przejawem mogła, by być jedna z pierwszych scen w opublikowanym niedawno rozdziale "Prostytucja w PRL cz. 5".
(Sorry Jaago za okazjonalną autopromocję).
Dzięki Autorce za chwilę rozrywki.
Moc Serdeczności.
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą ocenę.
W pisanej książce ten długi tekst napisany jest na 10 stronach i na każdej stronie, jeśli jest tam obcojęzyczny zwrot, czytelnik może przeczytać tłumaczenie na dole strony w przypisie dolnym.
Niestety w PP całość idzie bez podziału na strony, więc ponumerowane tłumaczenia zawarłem na końcu całego tekstu.
Więc przepraszam Ciebie i Czytelników za utrudnienie.
Pozdrawiam
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo wcale nie byłem pewien, że Ci się rozdział spodoba. Pewnie się domyśliłaś, że narracja odnosiła się do moich wspomnień. Tak rzeczywiście debiutowałem jako cinkciarz i pisząc, nie musiałem wytężać wyobraźni, bo to dosłowny przedruk z mojej pamięci.
Też jestem wdzięczny za najwyższą ocenę.
Moc serdeczności, Kaz
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej odrażającej scenie jest rzeczywiście nielogiczność, ale nie do końca. Zawaliłem opis przez nie liczenie się z pewną niewiedzą czytelnika. Otóż po nokaucie, zwłaszcza ciężkim, następuje zwykle tak zwana "niepamięć wsteczna". Ofiara nie jest w stanie sobie przypomnieć, ani uświadomić, co się z nią stało. Więc ten fragment mojego tekstu zawiera oczywistą lukę, bo Ty niezorientowana w detalach fizjologii knockoutów, myśląc normalnym tokiem, miałaś prawo być zdegustowana. Teraz wcześnie rano nie naniosę poprawek, bo muszę się brać do pisania. Ale później wstawię wypowiedź Ulki Moczydło: "Co się ze mną stało? Dlaczego leżałam"? Jarek skłamie: "Pokłóciliśmy się, chciałaś mnie uderzyć, ale zrobiłem unik, a ty się potknęłaś i padając, uderzyłaś głową o to drewniane oparcie. Za dużo wczoraj wypiłaś z Alką Maruszczak".
Może nie wstawię tej zmiany dokładnie jak powyżej, ale pójdę w tym kierunku.
Jeszcze raz dzięki za spostrzegawczość, ściskam serdecznie i pozdrawiam, Kaz
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się pogodzić z krytyką Marka Grabowskiego., chociaż: de gustibus non disputandum est.
Pozdrawiam
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego obłędu "politycznej poprawności", który określiłbym też neomarksizmem.
Miło mi Cię poznać - Autora o podobnym postrzeganiu rzeczywistości. Chociaż radzę: raczej nie odsłaniaj swojego światopoglądu. Pisanie w duchu "niepoprawnym politycznie" - co zawiera odpowiedź na mój komentarz - może Ci zaszkodzić. Jakoś tak się dzieje, że za sznurki we władzach kulturalnych w Polsce i Europie pociągają Ci myślący "poprawnie". Możesz jak ja przykleić sobie łatkę ksenofoba. U ludzi decydujących o kształcie kultury w moim mieście mam przekichane (choć chętniej użyłbym tu wulgaryzmu). Świat stanął na głowie.
Pozdrawiam
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa "fabuła" pewnie masz rację.
Na usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że częstym gościem w willi Koryckich bywała kuzynka Terenia (o czym zapomniałem wspomnieć). Terenia była żoną słynnego aktora Tadeusza Łomnickiego i jednocześnie dziennikarką poczytnych w tamtych czasach tygodników"Ekran" i "Film". Chłopcy mogli z rozdziawionymi gębami słuchać jej przechwałek o bliskiej znajomości z takimi tuzami polskiego filmu jak Zbyszek Cybulski, czy Bogumił Kobiela. Wszak siostra matki skarżyła się, że po odwiedzinach aktorów w jej mieszkaniu można było zawiesić siekierę od papierosowego dymu. Słowo "fabuła" mogło padać niejednokrotnie.
Dzięki za pochwałę "tekst OK"
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki, Marianie za pojawienie się!
No tak, subtelnością przy konsumpcji kolacji się nie wykazałem. Temat na rozmowę przy posiłku mało stosowny. Ktoś z komentujących słusznie zauważył, że paniom "znawczyniom" medycyny chciałem dopiec.
Myślę, że Tobie też ich "fachowa literatura" na temat kuracyjnego lecznictwa nie poprawiałaby nastroju.
Jak widać z jazgotu licznych komentarzy w kwestii: czy był zamach, czy nie, mamy kraj podzielony.
Smutna konstatacja.
Pozdrawiam serdecznie z nieśmiałą nadzieją, że może inny kawałek nie wywoła Twoich negatywnych skojarzeń.