Ostatnie komentarze Kazjuno
Dzięki Mike serdecznie. To dopiero komentarz! Podoba mi się ksywka, którą nadałeś mojemu bohaterowi. (Może ją wykorzystam w dalszym tekście). Też masz rzadką swobodę płynnej narracji i lubię Cię czytać
Kiedyś wzorem twojego zacnego Ojczulka, po dancingu w jedynym w Wałbrzychu orbisowskim lokalu, miałem podobną przygodę. Puknąłem znanego alfonsa, który zaczął wyrywać jedną z dwóch odprowadzanych koleżanek.
- Masz dwie, to jedną musisz odstąpić – żądał, szarpiąc dziewczynę.
Miałem pecha, intruz wpadł pod Nyskę z wygaszonymi światłami, z której wyskoczyli milicjanci. Zerwałem się do ucieczki. Gnałem przez jakieś podwórka, na jednym z nich nadziałem się na sznur od bielizny i fiknąłem do tylu kozła. Poderwałem się, bo słyszałem tupot goniących mnie mundurowych. Strach był podwójny, miałem 2 lata wyroku w zawiasach na 3 lata, właśnie za bójkę.
Od dziewczyn milicjanci zażądali, by podały moje nazwisko. Nie sprzedały mnie i za milczenie zawieźli je na izbę wytrzeźwień.
Też dzięki za super cenzurkę.
Serdeczne pozdrówka, Kaz
W powyższym rozdziale napomknąłem o narzeczonym Alinki bracie amerykańskiej milionerki. Całą powieść opieram na faktach, więc nie kłamię, że Jarek był rodzinnie powiązany z Barbarą Johnson Piasecką.
Wprawdzie pozmieniałem imię i nazwisko, zarówno mojego bohatera, i Piaseckiej na Pasecką.
Zmian dokonałem, ponieważ jej życiową karierę opisałem, uzupełniając często detale jej życia według własnego "widzi mi się" (Nie dotarłem do szczegółowej jej biografii). Rozpasałem się natomiast w seksistowskich opisach z jej przeszłości (Licentia poetica) i ze strachu przed powiernikami jej majątku, mogącymi wypuścić mnie w skarpetkach ze sprawy o zniesławienie, wolałem podważyć "autentyzm" swojej wersji.
No, no, po przeczytaniu zachwytów Darkona nie odmówiłem sobie lektury od dechy do dechy.
Przyznaję, tekst roi się od świetnych porównań i znakomitych charakterystyk trójki bohaterów.
Nie było mi dane uczestniczenie w tak burzliwych rodzinno-sąsiedzkich spędach. Chociaż namiastki się zdarzały. Raczej jednak w gronach towarzystw rówieśników, ale jednak.
Hmmm...
Jednak jestem w błędzie. Podobne analizy charakterów, można by przeprowadzać podczas dłuższej na pozór nudnej nasiadówy na jakimkolwiek spotkaniu, nawet w biurze, dancingu, czy choćby wycieczce.
Ale czy w sposób tak głęboki i bogaty językowo? W to już wątpię. Sam kreując swoich bohaterów, chcąc, nie chcąc, jakieś snuję.
Pomyślałem, że od OWSIANKO mógłbym coś odgapić. Czy nie zgubiłbym jednak swojego stylu narracji? Niestety raczej tak, Pozostanę więc przy swojej pewnie skromniejszej.
Byłbym SĄSIEDZIE wdzięczny, wszak po sąsiedzku oplotłem publikację twojego opowiadania publikacjami swoich tekstów za parę słów pod adresem moich wypocin.
By się podlizać, daję Ci najwyższą ocenę (na którą w istocie zasługujesz).
Pozdrawiam, koleżka, Kazjuno.
Dziękuję Marku,
za wprawdzie krótki komentarz, jednak poparty najwyższą oceną. Jak celnie zauważyłeś, moją specjalnością stało się grzebanie w zaszłościach historycznych i staram się je ubierać w dramaturgię, żeby uatrakcyjnić czytelnikom poznawanie przeszłości.
Wydaje mi się – choć mogę się mylić – że taka edukacja historyczna adresowana odbiorcom jest też potrzebna i łatwiej przyswajalna od bezdusznej nauki dat minionych wydarzeń, tudzież natłoku nazewnictwa, nazwisk postaci, które miały wpływ na nasze losy. Nie zawsze chętnie zapamiętywane.
Po prostu małpuję sposoby pisania wybitnych pisarzy. Jak choćby przeze mnie ulubionego Fryderyka Forsyth'a i jeszcze paru innych, odsłaniających, w czasem mrożących krew w żyłach akcjach, kulisy wydarzeń zmieniających dzieje świata.
No, chyba się zagalopowałem (?).
Powinienem raczej napisać, że w moim wypadku chodzi o nasze peerelowskie podwórko.
Bez przesady, wszak moje opowieści o szemranych typkach i atrakcyjnych laskach, które czasem dla ubarwienia monotonii wchodzą w intymne korelacje z bohaterami fabuły, nie wytwarzają aż tak dramatycznych napięć. Zwyczajnie wysilam łepetynę, żeby czytelnik się nie nudził, a jak się to udaje, to jestem happy.
Pozdrawiam kolego po piórze
Ponownie przeczytałem i ponownie przeżyłem tę pięknie opisaną miłość.
Odnalazłem swój komentarz i urosłem w swoich oczach, po twoich komplementach.
I promise to read next your short story tomorow. Like you I'm busy now. Not with snow like you, simply I have to help my twin brother.
To next reading, Have a nice evening, Kaz
Szkolenie agentów wywiadu zagranicznego w pałacu, w Ksawerowie rozpoczęło się po dojściu do władzy ekipy Gierka. Po dwóch latach (rok 1972) minister spraw wewnętrznych Franciszek Szlachcic przeniósł edukację szpiegów do działającego po dzień dzisiejszy ośrodka w Starych Klejkutach.
(Powyższy rozdział jest ostatnim z ponad pięćdziesięciu pisanej ostatnio powieści. Smaży się następny).
Dzięki Mike za wpis i super ocenę.
Trudno się nie zgodzić z postawioną przez Ciebie na końcu tezą.
Wprawdzie klimat podtrzymywany przez Rodziców wystawnym doborem wigilijnych potraw dla mnie z bratem, był wtedy prawie bez znaczenia, ale sprawcą dramatycznego epilogu tamtych Świąt właśnie był Ojciec, powodowany dawno przeżytym głodem.
Serdecznie, Mike, pozdrawiam.
Ciekawy reportaż, dla mnie odkrywczy. Szacun, Marianie, za twoje umiłowanie dzieł Narodowego Wieszcza. Sam, kiedy w szkole kazano mi zachwycać się "Sonetami Krymskimi", chyba z przekory nie wczuwałem się w nie z należytą atencją. Jednak nie tak dawno zachwycił mnie z pasją przeczytany od dechy do dechy "Pan Tadeusz".
Ostatnio jednak interesuję się Krymem jako terenem wojny Ukrainy z krwiożerczą armią Putina. Dzięki więc za pokazanie w sposób zajmujący turystycznych aspektów tego egzotycznego dla nas półwyspu.
Pozdrówka z życzeniami błogosławionych i smacznych świąt Bożego Narodzenia,
Kazjuno
Dzięki, Marku Adamie Grabowski za kolejny wpis.
Szkoda kolego, mogłeś dryndnąć. Przecież masz mój telefon.
Pozdrawiam
Dzięki Marku za komentarz.
Ta opowiastka to okolicznościowa miniaturka, wszak zbliżają się święta. Ot, memorandum, podważające sens wyświechtanego zwrotu "Wesołych Świąt". W istocie niekiedy bywają smutne.
Czasem, gdy od sztucznych ogni zajmie się choinka, dzielni strażacy dogaszają zgliszcza domostw. Częściej niż w powszednie dni słychać w czasie świąt syreny spieszących na ratunek karetek pogotowia. Niektórzy tak się obżerają, że doznają obrzęków wątroby i innych gastrycznych przypadłości, nawet kończących się śmiercią lub delirium tremens.
Więc, Drodzy Portalowicze, nie przeżerajcie się! Ostrożnie z fajerwerkami! Nie kupujcie dzieciom chińskich zabawek, bo zawierają toksyczne substancje!
Kończąc wpis, życzę Wam miłych i błogosławionych świąt, wasz serdeczny koleżka,
Kazjuno
Mimo nader oszczędnej informacji stworzyłeś ogólny zarys zawartości, a to już coś...
Przy okazji gratuluję Antosiowi Grycukowi, którego teksty lubiłem czytać na łamach Portalu Pisarskiego.
Pozdrawiam autora "Samotności Boga"
Tekst "Magicznej sokowirówki" czytało mi się fajnie. Jest pomysłowy i zabawny, poprawił mi humor.
Jednak po przeczytaniu poczułem, Marku, niepokój o twoją psarską przyszłość.
Nie można bowiem wykluczyć, że jesienne wybory wygra Platforma Obywatelska, a ministrą Kultury i Sztuki zostanie mianowana przez Donalda Tuska pani Lempart.
No, nie wiem jak się ta dama ustosunkuje do twoich kpinek z lansowanych przez nowoczesnych Europejczyków wartości jak:
Cytat:
Gender! Nie dość, że umie mówić, to jeszcze umie grzeszyć! To najlepszy magiczny produkt, jaki w życiu widziałam! Rozumiem, że też popierasz prawo do aborcji, in vitro, kartę LGBT+ i dewastację obiektów sakralnych!
Osobiście modliłbym się, aby "Magiczna sokowirówka" nie trafiła do rąk lewackiego aktywisty. Ten mógłby napisać donos do ministerstwa kultury prowadzonego żelazną ręką przez cierpiącą na nadwagę ministrę.
Wtedy? Niestety Marku... twoja cała twórczość zostanie ocenzurowana i pozostanie Ci się przerzucić na inną dziedzinę sztuki (wyszywanie ozdobnych haftów, balet, gra na cymbałach lub inne).
Cenzura niejednemu twórcy zniszczyła życie.
Pozdrawiam.
Podobało się. Perfekcyjnie potrafisz przedstawić klimat nihilizmu Wciągnąłeś mnie w swoje treści.
Przypomniało mi się krytyczne spojrzenia mojego Ojca, który gardził moimi artystycznymi ciągotami. Był człowiekiem praktycznym i chciał mnie wbić do szuflady z etykietką magister inżynier, co mu się nie udało...
Jako przykład wybitnej postaci historycznej podał Fryderyka Drugiego - twórcy potęgi Prus, a w następstwie imperium niemieckiego Jego następcy to tacy polakożercy jak Bismarck, Wiluś 2-gi , Hitler, a ostatnio kanclerka Merkelica, czy zawoalowany koleś Putina zasraniec Scholtz. Oni wszyscy najchętniej postrzegaliby nas Polonusów jako podludzi tańczących w ich wizjach jak kukiełki pociągane za sznureczki.
Wracając do przytaczanego jako wybitny polityk Fryderyka Drugiego, to mój ś.p. Tatuńcio, chwalił go za stosunek do artystów. Frytz potraktował ich z buta. Wywalił tę chałastrę poetów, malarzy i filozofów i innych wolnomyślicieli na zbitą mordę z dworu królewskiego. Młodzieńców wbił w kamasze i rygory wojskowej dyscypliny, tworząc zalążki elitarnych żołnierzy, jakimi byli ich potomkowie z SS.
Merkelica, w której gabinecie wisiał portret Katarzyny 2-giej - tej która przyczyniła się do 123 lata liczących rozbiorów Polski - nie okazała się tak błyskotliwa jak jej historyczna idolka. Wpuściła do Niemiec tłumy muzułmańskich obiboków, którym nie w głowie zapierd***ć na Niemczurów..
Ech... Wybacz Jacku Londynie, że twoje klimatyczne i piękne opowiadanie obudziło we mnie historyczne demony.
Pozdrawiam serdecznie
Sympatycznie się czytało pomimo usterek na początku tekstu.
Tym razem kolejny bardzo dobry pomysł i całkiem fajnie realizowany mimo początkowych niedostatków.
Zakończenie też pomysłowe w stylu odpowiadającym klimatom Kości Wielkich.
Trudno więc nie machnąć ręką na pewne zastrzeżenia do początku tekstu, bo generalnie, całość jest ciekawie skomponowana, co skłania mnie do postawienia najwyższej z ocen.
Pozdrawiam Autora.
PS Coś mi się wadliwie kliknęło, przez co nie zaznaczyła się ocena ŚWIETNIE!
Pięknie, Mike, opisałeś historię miłości z gatunku tych mniej licznych kończących się happy-endem.
Bohaterka opowieści była dziewczyną po przejściach i do jako takiej uśmiechnął się los. Znalazła miłość życia, co mogłoby skompensować jej wcześniej doznane krzywdy od brutalnego partnera.
Lecz trzonem dramaturgii zakochanej pary uczyniłeś zmagania z chorobą młodej kobiety z nowotworem, co zapowiadało jej śmierć i tragedię głównego bohatera. (Tu może za wcześnie poinformowałeś czytelnika, że rak był niezłośliwy. Chociaż? Te niezłośliwe też bywają groźne).
Bardzo podobała mi się narracja o ciężkim przeżywaniu przez głównego bohatera chorobowych zmagań kochanki.
Nie mogłem się od lektury oderwać, bo całości nadałeś formę pamiętnika pisanego tak sugestywnie jakbyś opowiadał historię własnego życia.
No i to urocze zakończenie:
Cytat:
Za chwilę mam z tobą randkę w naszym uroczym parku, jakby czas zatoczył koło i wrócił do punktu wyjścia, kiedy powoli poznawaliśmy się, odkrywaliśmy przed sobą swoje wnętrza.Lubiliśmy tę słodką rutynę, kochaliśmy te rozłożyste drzewa i bukiet pięknych kwiatów, zdających się cicho szeptać o tym, że ta para przetrwa wszelkie nawałnice życia.
Gratuluję i pozdrawiam, Kaz