Ostatnie komentarze Kazjuno
Pogarda Izuni do jej matki - wprawdzie wyrażona w wewnętrznym monologu - jest dla mnie humorystyczna. Swoją drogą jest typowa dla pyskatych dziewczątek. Może kulturalna Agnes nie chciała się do tego posunąć, a powinna wzmocnić kwestie słowne dziewczątka wulgaryzmami.
(Czasem na sportowych obiektach mimochodem słucham wiązanek 13-to,15-to letnich szczeniar. Nie reaguję, Po co wychodzić przed szereg? Mógłbym się narazić na ośmiogwiazdkowy epitet).
PS Przeczytałem tekst ponownie i zwróciłem uwagę na fakt, że dziewczyna była jednak zgwałcona. To rzeczywiście nie było śmieszne.
Pozdrawiam
Akacjowa Agnes.
Tekst mi się spodobał. Dowcipny, a zawarty w nim sarkazm małolaty, świetnie uchwycony. Wprawdzie oszczędnymi słowami, ale udało Ci się poza wierszami rozbudować dość bogate tło jakby poza werbalnie.
Chociaż? Trochę niepokoi mnie ukryte przesłanie "Gwiazdkowej czerwieni". Dla czytających opowiadanie buntujących się nastolatek - co naturalne w młodzieńczym wieku - wymowa utworu może być zachętą do zażycia "tabletki po". Cynizm Izuni może się smarkulom podobać. Wszak taką trendy narracją rozmawiają o starszych między sobą.
Szczególnie od czasu seksualnej rewolucji hippisowskiej 1968.
Więc, czy można się dziwić kryzysowi demograficznemu, który objął cywilizowany świat na prawie wszystkich kontynentach?
O ile efektywniej mnożą się "uchodźcy" z krajów muzułmańskich. Jeszcze parę dziesięcioleci i zaludnią Unię Europejską do takiego stopnia, że zdominują białą rasę. Oczywiście, jeśli się nie opamiętamy(?).
Hmmm, chyba pozostanie naszym dzieciom przyjąć islam, albo zatrudnić się na służbę u zamożniejszych Arabów. Natomiast co ładniejsze małolaty? Te, może będą w uprzywilejowanej sytuacji? Mogą powiększyć ilości żon w haremach na bizantyjskich dworach. Wszak meczety w krajach zachodnioeuropejskich wyrastają jak grzyby po deszczu, Zaczynają już się pojawiać w najbardziej postępowej Warszawie. Co zobaczył na własne gały Wasz koleżka, Kazjuno
.
Pozdrawiam Autorkę.
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi treści o przeżyciach młodej kobiety.
Dlaczego młodej? Bo w narratorce buzują silne emocje. Wyczuwa się dramat zawodu/rozczarowania nieoczekiwanie opuszczonej kobiety, może jeszcze dziewczyny, przez mężczyznę.
Prostymi środkami opowiedziałaś, bogatą w treść historię.
Dla mnie, kogoś mizernie znającego się na poezji, atutem wiersza (a może poetyckiej prozy)? Jest jej komunikatywny przekaz mogący się utrwalić w czytającym.
Pozdrawiam,Kaz
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako mierny znawca poezji muszę Ci pogratulować. Rzadko który wiersz jest dla mnie zrozumiały. Tymczasem namalowana przez Ciebie metafora okazała się czytelna i klarowna. Jestem dumny, że cosik zrozumiałem zgodnie z intencjami Autorki.
Pozdrawiam
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny nazywała się Karlshütte, czyli tak samo jak po polsku. Powiem Ci jako ciekawostkę, że parę lat po wojnie moi rodzice wprowadzili się do luksusowej willi po niemieckim dyrektorze tej huty w Szczawnie-Zdroju. Mieszkałem tam prawie 50 lat. Pamiętam, że na drzwiach od strychu była przybita metalowa wywieszka z hitlerowską gapą i swastyką. W hucie produkowano wieżyczki do niemieckich czołgów Panzer 3 i Panzer 4. Przydzielono rodzicom willę, bo też byli dyrektorami: matka sanatorium dziecięcego, a ojczulek wałbrzyskiej koksowni. Podobne stanowisko w innej z 4-ch wałbrzyskich koksowni piastował ojciec książkowego bohatera Jarka Menowskiego.
Powodzenia w pisaniu łotrzykowskiej powieści! Potencjał masz, jak się patrzy!
Pozdrawiam.
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę, przynajmniej jak na siebie, obszerną powieść. Do tego wielowątkową. Ostatnimi czasy pracowałem nad innymi wątkami niezwiązanymi z historią byłego kryminalisty Jarka Menowskiego.
Jednak chcąc wyjść naprzeciw oczekiwania młodziutkiej zdolnej koleżanki Pliszki (i teraz twojego) może już wieczorem wstawię kolejny rozdział – kontynuację dziejów Jarka, które napisałem ostatnio.
Potraktowałeś mnie, jakbym był pisarskim autorytetem. Przesada! Wcale się za takiego nie uważam. Czasem ubolewam nad mało sprawnym piórem. Chyba rzeczywiście atutem powieści jest osadzenie akcji w wydarzeniach opartych na faktach. Takie książki mają rzesze swoich fanów i to może być atutem mojej prozy(?)
Pozdrawiam, wdzięczny za komentarz, Kaz
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do naszych komentarzy.
(To wtrącenie"techniczne"-mające umożliwić Ci rozpoczęcie kontynuowania odpowiedzi).
Pozdrowienia, Kaz
Wiele porad Jacka Londyna uważam za sensowne. Ponadto ujmujący jest Jacka altruizm i jego pochylenie się, by podzielić się celnymi spostrzeżeniami z początkującymi adeptami pióra. Zabrakło mi tu jednego: ważnym czynnikiem jest koniunkturalizm.
Karierę literacką najłatwiej osiągnąć propagując filozofię tych, którzy decydują o kształcie kultury. Na przykład Wiesława Szymborska nie byłaby Nobliską, gdyby na początkach swojej kariery nie pisała panegiryków na cześć Stalina, Joanna Bator nie dostałaby nagrody Nike, gdyby nie szydziła z kościoła, tudzież nie broniła ruchu feministek. Arkadiusz Mróz, gdyby nie pisał o rozpowszechnionej w kościele pedofilii, tudzież, gdyby lansowany przez niego bohater nie był fanem TVN-u i Gazety Wyborczej. Nawet mój śp. ojciec przed laty, kiedy jako szczyl chciałem pisać, powiedział, pokpiwając ze mnie: "chcesz zrobić pisarską karierę, to pisz i wychwalaj Lenina". Byłem oburzony, ale życie zweryfikowało mój młodzieńczy bunt. Niestety ojciec miał rację.
Pozdrawiam Cię Jacku, Kaz
PS Sorry, Autorze, ale chciałem Ci dać najwyższą ocenę i... zapomniałem
Nie dopowiedziałaś, Taka Jedna, czy Filip/Filipek wyzionął ducha. Jednak łamiąca się drabina, znaczna wysokość i policja niechybnie wskazują na zgon bohatera opowiadania.
Celnie uchwyciłaś klimat budowy. Wiem, co mówię, bo na paru pracowałem. Więc fachowca od razu zachęciłaś do przeczytania reszty niedługiego tekstu.
Słusznie pochwalił Cię Jacek Londyn. Tekst napisany bardzo sprawnie z wyobraźnią i pomysłem.
Podoba mi się też dowodząca twojej skromności i dystansu do siebie samej ksywka: Taka Jedna. Polubiłem Cię Autorko.
Z przyjemnością wystawiam Ci celującą cenzurkę.
Taki jeden, Kazjuno
W przeciwieństwie do "Benka" w którym pogubiłem się co do istoty treści, w "Odległej bliskości" podobały mi się charakterystyki postaci bohaterów i ich dogłębna analiza. Też przemawiałeś bogatym niekonwencjonalnym językiem, jednak rysowane obrazy były klarowniejsze i łatwiej czytelne. Nie sposób, nie zgodzić się z Optymilianem, który napisał:
Cytat:
Wrażenie wprawki potęgowane jest przerostem formy nad treścią, która za nią stoi.
Napisałeś OWSIANKO:
OWSIANKO napisał:
neologizmów przemielonych przez uliczny i bazarowy zgiełk, słów zamieszkałych w zwyczajności, brak: nie mogą dopchać się do należnej im nobilitacji.
Nie dawno, parę godzin temu próbując rehabilitować ścięgno Achillesa na ściance do ćwiczenia tenisowych uderzeń, wysłuchiwałem "ulicznego zgiełku", słów, "które nie mogą się dopchać do należnej nobilitacji".
Wygłaszała je urodziwa nastolatka nadająca ton koleżankom, które obok tenisowej ściany kibicowały chłopakom grającym w koszykówkę. Koleżanka zapytała ją:
- Jak tam z Błażejem, jeszcze się spotykasz?
Ta urodziwa nadająca ton psiapsiółce na to:
- Z tym, kurwa, pedałem? Jak chuja spotkam, to kopnę go w dupę i się zesra.
Potem dalej kontynułowała swój "autorytatywny" monolog, w każdym zdaniu zawierając co najmniej po dwa wulgaryzmy.
Tak kolego, język się modyfikuje. Sexy dupencja czerpie nowomowę garściami, choćby od idolki wyzwolonych kobiet pani Lempart.
Pozdrawiam, Kaz
Z zasady nie komentuję utworów, które do mnie nie trafiają, albo po prostu się nie podobają.
Nie lubię sprawiać Autorom przykrości.
Przeczytałem "Benka" na siłę. Chcę coś napisać, ale opadły mi ręce...
Pozdrawiam, Kaz
Cześć Zbysiu,
Ucieszyło mnie, że zobaczyłem twój komentarz i spróbuję udzielić wyjaśnień dotyczących zamieszczonego tu w trzech rozdziałach fragmentu nieskończonej jeszcze powieści.
Z całością byłby nie lada problem, bo wspomniane rozdziały, na pewno, gdybym je numerował, byłyby powiedzmy 52-wszym, 53-cim i 54-tym. Poprzednie mam już za sobą i są zawarte na prawie 400 stronach. Do końca książki jeszcze zostało przynajmniej kilkanaście rozdziałów, jeśli nie więcej.
Jarek Menowski (wymyślone nazwisko – to zmarły kolega z dzieciństwa i wczesnej młodości) odegrał w moim życiu rolę podobną do twojego Darka/Dariusza. Odbił mi dziewczynę. Osobę Jarka opisywałem już w powieści "Buntownik" z podtytułem "Jak oszukiwałem służby specjalne PRL", której recenzję zamieścił w PP, w dziale recenzje Marek Adam Grabowski.
Tym razem przedstawiam Jarka Menowskiego alternatywny życiorys, aczkolwiek dotąd opisywałem jego życie toczka w toczkę, tak jak toczyło się naprawdę.
Wiem, że do eksperymentalnego więzienia w Szczypiornie (koło Kalisza) przyjmowano uzdolnionych młodocianych więźniów z długimi wyrokami. Tam zdawali maturę w technikum samochodowym, ale też niektórzy z nich dostawali ofertę pracy w agenturze kontrwywiadu PRL. MSW zainteresowało się więc Jarkiem, kiedy jego przyrodnia siostra miała zostać szwagierką B.J.-Piaseckiej.
(Szczypiorno działało trochę na wzór sowieckich obozów pionierskich tudzież Hitlerjugend. W obozach pionierskich kładziono duży nacisk na sport i socjotechniki indoktrynujące młodzież ideologicznie. Uczestnicy obozów często rekrutowali się z włóczących się po rewolucji wygłodniałych band dzieci, które mordowały i posuwały się do kanibalizmu. Po pionierskiej edukacji absolwenci stawali się "wartościowymi" żołnierzami elitarnych gwardyjskich jednostek NKWD – także tych, które strzelały w potylicę polskim oficerom w Katyniu).
Nie wiem, czy czytałeś poprzednie 2 rozdziały. Zamieszczona tu część 1 Elitarny kurs szpiegowski i cz. 2 Nadczłowiek w Szczawnie-Zdroju. W drugiej części wspominam o Alince – przyszłej szwagierce Barbary Johnson P.
Trudno byłoby mi, Zbysiu, streszczać całą powieść. Jest wielowątkowa. 3 wspomniane rozdziały umieściłem w PP z ciekawości jako napisane ostatnio. Ciekaw byłem ich odbioru przez Koleżanki/Kolegów z PP.
Wiem, to trochę nie fair wobec Ciebie, czytelnika chcącego dogłębniej wniknąć w ich sens, co uniemożliwia nieznajomość całości.
Powinienem przynajmniej, jak to robią twórcy seriali, przed każdym odcinkiem zamieścić krótkie ogólne streszczenie całości. Wyjaśnić czego następstwem jest dzianie się w przedstawionym wycinku.
Dziękuję jednak za pochylenie się, wyrażenie szczerej opinii i kurtuazyjną najwyższą ocenę.
Serdecznie pozdrawiam, Kaz
Bez przesady, Jacku Londynie, z podróży Mariana przynajmniej się cosik dowiedziałem o miejscach, w których mnie nie było.
Natomiast "Urodziny" to z humorem opowiedziana historyjka. Wprawdzie "genialną" pamięć z czasów niemowlęcych włożyłbym między bajki, ale sam pomysł, niczego sobie!
licentia poetica wykorzystana pomysłowo.
Nigdy nie zastanawiałem się, co może czuć osesek, ale twoja wersja jest bardzo prawdopodobna.
No i ponura konstatacja, z którą nie sposób się nie zgodzić:
Cytat:
W takich oto okolicznościach przyszedłem na świat, a Rzeczpospolita i Kościół od razu na mnie zarobiły i wpisały mnie na swoje listy owieczek do strzyżenia w przyszłości.
Pozdrówka Marianie, Kaz
Dzięki za wyjaśnienie istotnego detalu dotyczącego treści. Niestety nie jest to dla czytacza bardzo klarowne.
Spróbuję natomiast Ci wyjaśnić, na czym polegają "ptaszki". Możesz wejść na jakikolwiek tekst z tak zwanej wyższej półki, Niektórzy autorzy mają po kilka komentarzy. Pewnie zauważysz, że te dłuższe (powyżej pięciu wierszy) zdarza się, iż są zazielenione.
Oznacza to, że Autor tekstu uznaje, iż komentarz uważa za pomocny. "Ptaszek" (chyba niefortunna nazwa) ma formę odręcznie napisanej litery "V". Bywa zielona lub żółtawa.
Kiedy na nią najedziesz kursorem i klikniesz, to każdy dłuższy tekst komentarza się zazielenia.
Niektórzy komentatorzy (do których należę) specjalnie piszą dłuższe komentarze, by kolekcjonować w swoim dossier, jak największą ilość oznaczeń "pomógł"
Może powyższym wyjaśnieniem, rzeczywiście Ci pomogłem?
Pozdrawiam, Kaz
Opowiadanie dające do myślenia. Właściwie końcówka z zapalającą lampkę siostrą głównego bohatera Marzeną. Więc przywiódł ją na Kirkut sentyment do kogoś zmarłego. Czym Autor daje wyraźny przekaz: nawet w rodzinach antysemickich zdarzają się ludzie przychylni Żydom.
Moja bogobojna babcia była zapiekłą antysemitką.
- Żydokomuna - prawie krzyczała, słysząc z telewizora pierwszomajowe przemówienia pierwszego sekretarza PZPR Gomułki i ostentacyjnie wychodziła na widoczny z ulicy balkon przed domem, by klęknąć i odmawiać modły na Anioł Pański, bowiem dzwon kościelny dzwonił w południe.
- Nie rób przedstawienia. - Denerwował się ojciec ze strachu, że doniosą sąsiedzi i wywalą go z posady, jako bezpartyjnego.
Kiedy próbował babcię zabrać pod rękę z balkonu, wyrywała się, wyzywając ojca od bolszewickiego przechrzta.
Przytoczyłem anegdotkę, bo podobnie jak nastrojowo napisany przez Ronina "Kirkut" pokazuje sytuację dwuznaczną. Nie wszystkich należy wrzucać do jednego wora. Nie przypadkiem w Yad Vashem rośnie najwięcej oliwnych drzewek poświęconych Polakom.
Opowiadnie napisane świetnie, więc jak moi poprzednicy, taką ocenę stawiam Roninowi
PS Może Roninie pofatygowałbyś się i kliknął na 3 żółtawe ptaszki zieleniąc komentarze i dziękując za fatygę komentatorom. To taki wysiłek?