Zacznę nie po kolei (w końcu chciałbym uchodzić za dżentelmena, a damom należy się pierwszeństwo).
JULU S.
Zadajesz pytania:
JOLA S. napisała:
właściwie o czym jest ten tekst, jaka była myśl przewodnia? Entuzjazm tenisisty, trenera czy też zupełnie coś innego?
Wszystkiego po trochę, Jolu.
Myśl przewodnią wyjaśnię za chwilę. Zacznę od tego, że jest mi przykro.
Uwierz, że Ciebie nie tylko lubię, ale i cenię twój intelekt oraz nietuzinkowy sposób pisania przenoszący mnie w jakże inny od moich zainteresowań ciekawy świat, dostarczający nieznanych doznań.
Nie przepadasz (delikatnie mówiąc) za moim politycznym światopoglądem, w którym dostrzegasz prawicowy przechył, przez co wprawdzie z sympatią, aczkolwiek spoglądasz na mnie z odległego urwiska przepaści dzielącej Polaków.
Chciałbym potrafić niwelować tę przepaść, jednak nie wyobrażam sobie, by móc to robić omijając prawdę.
Paradoksalne, że przyjaźnię się z paroma osobami o innych poglądach i rzeczywiście, by utrwalać z nimi zażyłość unikam politykierstwa.
Może pisząc powyższy felieton powodowały mną niskie pobudki/?/. Może chciałem się odegrać, bo jako pasjonat tenisa i kibic A. Radwańskiej nie potrafiłem się pogodzić z medialnym linczem, którym przez lata szkalowano moją ulubioną tenisistkę.
Czy słusznie? Pewnie jako sportsmenka nie powinna zabierać głosu w kwestii tragedii smoleńskiej. Nie była i nie jest lotniczą ekspertką, pewnie podbechtana przez tatuńcia (wierzącego w zamach) wygłosiła niepoprawną politycznie tezę. Nie miałbym pretensji do lepiej od niej znających się na lotnictwie dziennikarzy, gdyby przekonani o odmiennych racjach przytarli jej nosa, lecz nagonka jaka ją spotkała, dorabianie jej obrzydliwej gęby, wydało mi się nikczemne i obrzydliwe.
To prawda! Powyższy felieton zawiera nie tylko domieszkę politycznego pieprzu. Jest manifestem polityczno-historycznym. Taką mam pisarską pasję. A że obraca się wokół tenisa? Najzwyczajniej znam się na tenisie. Gdybym był prawnikiem i się znał na aferach korupcyjnych, pewnie pisałbym i o tym, ale byłby to głos ślizgającego się po artykułach prasowych ignoranta.
Masz rację, u wielu Autorów w PP moje zapędy tematyczne mogą wzbudzać niesmak. Staram się nie dotknąć nikogo osobiście, czym - jak sądzę - mieszczę się w ryzach portalowego regulaminu. Jednak polityka to moja pasja, mam to po ojcu, dlatego proszę, mi wybacz.
Dzięki za jak zawsze bystre spostrzeżenia.
Pozdrawiam i serdecznie ściskam, Kaz
DOBRA COBRO
Może i grzybów było za dużo. Potraktuj danie jako eksperymentalne. Tu powyżej JOLI S tłumaczyłem się jak tylko potrafiłem z generalnego zamysłu. JOLĘ przyprawiłem o niestrawność, jakbym do barszczu powrzucał muchomorów. A przecież ją lubię, więc wyobraź sobie jak muszę się czuć jako "kucharz".
Dziękuję Ci jednak za miłe słowa i wyrozumiałość. To jak okład termoforu na żołądek, bo po rozmowie z Jolą sam czuję nudności. Jak mogłem ją podtruć! Czuję się jak ostatnia świnia!
Serdecznie pozdrawiam Dobra Cobro.
MADAWYDARZE!
Nie spodziewałem się, że aż tak dalece podzielasz ze mną tenisową pasję.
Właściwie mnie wyręczyłeś.
Napisałeś piękną kronikę ze zwycięskich bitew Igi Świątek w tegorocznym French Open.
Bitew? - źle powiedziane. Pogromów, masakr przeciwniczek od pierwszego do ostatniego gema.
Jeśli mógłbym wtrącić jedną uwagę, a właściwie przechwałkę z gatunku: OKIEM TRENERA (którym jeszcze bywam), przyznam się, że zadrżałem z niepokoju na początku ćwierćfinału Igi z Włoszką Trevisan. Ta była leworęczna i dysponowała morderczą chłostą z forhandu. Iga początkowo - co jest odruchem praworęcznych tenisistów grała w prawy róg (zazwyczaj gra się na backhand praworęcznych tenisistów).
Czy Iga nie myślisz? - zatrwożyłem się w duchu. - Czemu jej grasz po forhandzie?! Lecz nasza nastolatka jednak ma głowę nie od parady. Po straceniu 2-ch gemów włączyła mózg. (Jakby telepatycznie wysłuchała mojej porady). Zaczęła wszystkie piłki zagrywane jej na backhand posyłać po linii na backand Włoszki. Taktyka Trevisam zaczęła się kruszyć, lepsza technicznie i demontująca jej grę Polka odzyskała taktyczną przewagę. W drugim secie rozbiła już Włoszkę na miazgę. Nie szkodzi, że Iga nie wszystkie przeciwniczki nokautowała morderczym strzałem z forhandu. Grała bardzo przemyślnie, pokazała wspaniały tenis. Masz rację królewski sport. Bo w istocie w pałacowych królewskich aulach rodziły się prapoczątki tej pięknej dyscypliny sportu.
Dzięki, Mad, za emocjonującą tenisową opowieść. Cóż, ja nieco skręciłem i podreptałem bardziej politycznym tropem.
Pozdrawiam, Ahoj! Kapitanie!