Wow. Właśnie mi uświadomiłeś, że gość od lobotomii dostał Nobla.
Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że całość została napisana prozą i - miejscami celowo, miejscami nie - podzielona na wersy. Ale jednak coś tam widzę.
Faktycznie, wraz ze spadkiem objętości mózgu, spada problem "przerażenia rzeczywistością", które w jakiś sposób znajdowało odzwierciedlenie na końcu pióra przyciśniętego do kartki.
Chociaż bardziej niż owa rzeczywistość może przerażać fakt, że wynajdywane są coraz to bardziej wyrafinowane sposoby na niwelowanie jej przerażania. Nie jestem pewien czy odpowiednio ubieram w słowa moją myśl.
Pierwsze i ostatnie dwa wersy jakoś się ze sobą łączą. I nie tylko tym co pomiędzy. Widzę tam coś bardziej bezpośredniego. Czytam ten potencjalny czterowers jako fakt, że to nie w rękach poetów leży kwestia uznania czegoś za poezję. To czytelnicy - mrówki w które został ciśnięty tomik - stwierdzają co im się podoba, wybierają kto umrze w zapomnieniu, a komu założyć na głowę wawrzyn. Niestety całe społeczeństwo jest poddawane lobotomii, co dla poetów oznacza dostosowywanie swoich dzieł pod bezrefleksyjny tłum - co by mogli żyć.
Całość ma dla mnie wydźwięk podobny do "Sprzedawców Marzeń" od Myslovitz.