Temat zagładzania się niestety jest mi bliski. Cieszę się, że jest on poruszany i doceniam warsztat potrzebny do tego, żeby robić to z "gracją". Szacunek należy Ci się przede wszystkim za to, że tekst nie popadł w nadmierny patos:
Cytat:
Głoduję ciągle, wiecznie, a mimo to ważę ponad sto trzydzieści przy wzroście poniżej metra osiemdziesięciu. Przy wzroście metr siedemdziesiąt pięć. Głoduję jak Jezus.
Wtrącenia o wzroście i wadze idealnie równoważą poprzedzające je patetyczne epitety i poźniejsze porównanie do Jezusa.
Znalazłam kilka literówek i błędów składniowych, ale podobnie jak poprzednik założyłam, że to efekt zagłodzonego umysłu narratora, a nie niedopatrzenia autora
.
Jedyna uwaga jaką mam to sporadycznie przydługa konstrukcja zdań, odbierająca im pełen impet.
Cytat:
Pogoda w dalszym ciągu będzie zła.
Może to moje odczucie, ale fraza "w dalszym ciągu" rozciąga zdanie, które jako ostatnie w akapicie powinno uderzyć z pełną mocą. Kolejne miejsce w którym według mnie nadmiar słow działa na niekorzyść, to zdanie chyba najbardziej szokujące w całym utworze:
Cytat:
Moja matka chcę mojej śmierci, powiedziała mi to dziś rano; gdy to usłyszałem, obróciłem się w jej stronie i powiedziałem, że taka kurwa jak ona powinna umrzeć pierwsza.
Kiedy dowiaduję się, że matka i dziecko nawzajem życzą sobie śmierci, fragment o tym co następuje pomiędzy (kiedy usłyszałem, odwróciłem się) wydaje mi się zbędny.