Para weszła do autobusu z uśmiechem na ustach. Puścił jej rękę by przeszła pierwsza przez wąskie przejście pomiędzy siedzeniami i usiadł obok gdy znalazła dwa wolne miejsca. Objął ją ramieniem i pocałował. Wciąż rozmawiali, śmiali się i patrzyli sobie w oczy. Ktoś postronny mógłby ich wziąć za rodzeństwo, tak bardzo byli podobni. Identyczne położenie oczu, usta przy uśmiechu. Jakby ich twarze zostały wylane z tej samej foremki. Jedynie z kolorami włosów ktoś się pomylił ale może to i dobrze by jakoś się odróżniali i nie wyglądali na kazirodczy związek.
Rozchodzi się o to, że byli szczęśliwi ze sobą. Nie tylko w tej chwili ale zawsze odkąd byli razem. Jakieś pięć lat w tym cztery po ślubie.
Spójrzmy jednak na kogoś innego. Przodem do nich (ponieważ siedzieli tyłem do trasya autobusu) na pojedynczym miejscu w tylnej części pojazdu siedziała starsza kobieta. Starsza od Ciebie, ode mnie ale nie bardzo stara. Mogła mieć czterdzieści lat i zniszczoną cerę jak również sześćdziesiąt i dobrze wyglądać. Każdy by podał inny wiek. W każdym razie miała zmarszczki, siwe włosy i zmęczone życiem oczy. Strój jest nie ważny, wyobraź sobie co chcesz by pasowało do powyższego opisu. Kobieta ta jednak, oprócz swej korony życia dostała jeszcze jeden dar. Widziała przyszłość. Nie widziała co będzie z naszym światem ani krajem, ani jakie będą jej ostatnie dni. Miała wizje przyszłości osób, na które właśnie patrzyła. Można by pomyśleć, że pewnie pomagała takim ludziom uprzedzając przed wypadkiem, śmiercią czy innymi nieszczęściem. Tak nie było. Nie mogła im pomóc w żaden sposób. Ponieważ zawsze widziała śmierć. Kości. Trumny. Widziała te osoby jak już nie żyły. Jak ich ciała się rozkładają. Widzi robaki pełzające po czaszce, wychodzące z czarnych oczodołów. Wizje przedstawiały ich za sto lat. A każdy niemalże człowiek po stu latach już leży głęboko w ziemi.
Staruszka przez to zawsze chodziła ze spuszczoną głową. Nie chciała już widzieć tych strasznych rzeczy. Miała tego dosyć. Była zamknięta w sobie i nie utrzymywała żadnych kontaktów. Nie chciała mieć tych wizji.
Również teraz w autobusie siedziała przy oknie ze spuszczoną głową. W środku lokomocji było najgorzej, tylu ludzi naraz. Ze skorupy zamyśleń wyrwał ja czyjś śmiech. W pierwszym odruchu chciała podnieść wzrok. Zawahała się i patrzyła dalej w swoje stopy. Śmiech dalej do niej dochodził. Śmiały się dwie osoby, mężczyzna i kobieta. Z głosów można było wyczuć, że bardzo się kochają. Kolejny wybuch radości i znów prawie podniosła głowę. Ich radość nagle się skończyła. Już nie słyszała śmiechu. Od razu podniosła głowę i spojrzała na parę. Patrzyli sobie w oczy, uśmiechając się i nic nie mówiąc. Obejmował ją ramieniem. Ona trzymała ręke na jego kolanie.
Kiedy już chciała oderwać od nich wzrok miała wizje, co z nimi będzie za sto laty. I nie ujrzała tego, co zawsze widziała. Zobaczyła ich trzymających się za ręce za uśmiechami na twarzy. Pokręciła głowa. To nie możliwe, pomyślała. Znów na nich spojrzała. Teraz ujrzała również miejsce w którym, stali. Jakaś łąka. Drzewa z dojrzałymi owocami. Słońce delikatnie grzało z nieba. Niemalże poczuła to ciepło. Kolorowe kwiatki wokół ich stóp. W tle gdzieś daleko piękne góry. Obraz znikł. Na twarzy mimo woli pojawił się uśmiech. Pierwszy raz widziała taką piękną przyszłość. Nie rozumiała jak to możliwe i nie chciała wiedzieć. Pragnęła jak najdłużej widzieć te cudowne obrazy. Nadal na nich patrzyła.
Dziewczyna zauważyła jej spojrzenie. Przestała się uśmiechać. Po kilku minutach zdenerwowała się. Powiedziała coś mężowi na ucho. Ten przybrał groźna minę i rzucił okiem na kobietę. Jednak to nic nie dało, ona nadal na nich patrzyła.
Kobieta ujrzała ich w domku z drewna. Widziała jak razem leżą na plaży. We wszystkich wizjach byli razem, szczęśliwi i w pięknych plenerach. W jednej nawet głaskali lwa gdzieś pośród gąszczu roślin. Nie chciała oderwać od nich wzroku. Nawet gdy chłopak pokazał jej język i stroił miny. Jednak autobus dojechał do jej przystanku i musiała wyjść. Wstała i zatrzymała się przy drzwiach. Kierowca otworzył drzwi i wysiadła. Z ulicy spojrzała jeszcze na nich przez okno. Rozmawiali ze sobą, pewnie o niej. W ostatniej wizji widziała ich na jakiejś sali w której nie byli sami. W całym pomieszczeniu były krzesła, na których siedzieli różni ludzie. Mężczyźni, kobiety i dzieci. Byli chyba przedstawiciele wszystkich ras i narodowości. Brakowało tylko osób starszych, ze zmarszczkami. A na każdej z twarzy widziała uśmiech. Obraz zniknął a kobieta wpatrywała się odjeżdżający autobus. Pochyliła głowę i stanęła gdzieś na uboczu.
Wróćmy na chwilę do tamtej pary.
- Denerwowała mnie ta starucha - powiedziała.
- Jakaś wariatka - odrzekł - Nie przejmuj się.
Marzec 2007
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Tamerlan · dnia 19.06.2007 17:33 · Czytań: 1131 · Średnia ocena: 2,5 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: