Polubiłam wiersz od pierwszego wejrzenia, czyli zdania. Sam jest jak to, co mówi: "odnaleźć nowe litery, dziewicze słowa". A kiedy spotykam taki wiersz, czuję się, jakbym po raz pierwszy stanęła nad brzegiem i pierwszy raz zobaczyła znane mi od dawna morze, w które zaraz wejdę, i niech mnie diabli, jeśli to nie jest jedno z najfajniejszych uczuć, jakie znam. I sentymentalizmy, egzaltacje, które mnie zazwyczaj odstręczają w poezji, odzyskują przekonujące miejsce, bo pozostają w równowadze z rozumem. Miałabym może ochotę powiedzieć, co dostrzegłam, ale takie historyjki często zanadto osobiście odsłaniają czytelnika, więc mniejsza o nie. W zamian, jako chociaż mgielny sygnał, fragment tekstu (bez tytułu) Iwaszkiewicza z "Mapy pogody":
Wierzby
jak klawiatury
[...]
wierzbo na Stawisku
wierzbo Desdemony
opuściłaś ręce
do wody
jak ja
---
Pozdrawiam.
p.s. i włóczył się tu za mną chyba też trochę Octavio Paz.