Siedzę uwięziony w tej klatce i wystawiony na widok wszystkim gapiom, którzy przyszli tu dzisiaj tak samo jak od wielu dni. Na szczęście już chyba po raz ostatni.
Jedni zerkają jakby od niechcenia, udając, że omiatają wzrokiem całe pomieszczenie i tylko na odrobinę dłuższą chwilę zatrzymują swoje oczy na klatce.
Inni spoglądają z mieszanką zgrozy i litości widząc, jak grube łańcuchy krępują moje członki i ograniczają swobodę ruchów.
Jeszcze inni patrzą mi śmiało prosto w ślepia, kiwają potakująco głowami, a zęby zgrzytają im tak, że widać każdy mięsień ich żuchw.
Kobiety – prawie wszystkie bez wyjątku – mniej lub bardziej jawnie pochlipują i co rusz wycierają oczy.
Tylko moi strażnicy, jak głazy w lesie, stoją nieruchomo z bronią gotową do strzału.
*
Nie pamiętam ile czasu polowałem. Nie pamiętam ile czasu nie jadłem i nie spałem. Karmiłem się tropami zwierzyny podążając jej śladami. Buzująca we mnie adrenalina i rządza mordu oraz to jedyne w swoim rodzaju uczucie towarzyszące myśliwemu w trakcie polowania odganiało skutecznie zmęczenie.
Stan w jakim się znalazłem wyostrzył moje zmysły do tego stopnia, że całe moje ciało stało się wzrokiem, słuchem i węchem. Każdym skrawkiem skóry wyczuwałem właściwy kierunek i nieomylnie krok za krokiem z każdą chwilą zbliżałem się do celu.
Kiedy wytropiłem norę pierwszego, pozostało mi tylko czekać do nastania nocy, aż wystawi z niej swój parszywy pysk.
Był tak przerażony gdy na niego spadłem z siłą i impetem całej swojej furii, że nawet przez krótką chwilę, mgnienie oka ledwo – poczułem coś jakby cień współczucia. Lecz zaraz w moim mózgu eksplodowały inne obrazy i kiedy z nim skończyłem w żadnym fragmencie nie przypominał tego czym był jeszcze o zmierzchu.
Miałem nadzieję, że kiedy to zrobię, uciszę choć trochę trawiący mnie od środka żar i zaznam odrobinę ukojenia. Zamiast tego drżałem cały i czułem jakby gotowała się we mnie krew. Ruszyłem dalej.
*
Następny był już bardziej ostrożny od swojego poprzednika, kluczył, mylił tropy i co chwila przenosił się z miejsca na miejsce. Widocznie wieść o śmierci pierwszego niosła się szybciej niż wiatr, a stan w jakim znaleziono jego truchło musiał wzbudzać przerażenie nawet wśród ścierwojadów.
Jednak i jego dopadłem i sprawiłem jeszcze – o ile to było w ogóle możliwe – gorzej od poprzednika.
Gdy z nim skończyłem, tylko naprawdę wprawne oko mogło rozpoznać w tym co z niego zostało żywą do niedawna istotę.
Niestety i ta śmierć nie przyniosła mi ukojenia. Mało tego, oprócz spotęgowania poczucia niespełnienia i braku satysfakcji, przyniosła niesmak i pogardę dla ofiary. Samiec, wielki jak góra, nie dość, że cały dygotał ze strachu i szerokimi strumieniami wypuszczał wszelkimi otworami ciała płyny fizjologiczne, to do końca nie przestał skamlać jak szczeniak o swoje nędzne życie.
*
Trzecia ofiara w odróżnieniu od swoich pobratymców okazała się naprawdę twardym przeciwnikiem. Gdyby nie okoliczności i cel, może i czułbym dla niego podziw lub szacunek. Ale w tym przypadku czułem tylko zimną satysfakcję, że wreszcie na końcu polowania trafiłem na godnego przeciwnika i jego śmierć przyniesie mi tak długo oczekiwane spełnienie.
Walczył zaciekle, jak na prawdziwego drapieżcę przystało i mimo, że czuł iż z każdym oddechem uchodzą zeń siły nie poddawał się do końca. Próbował wszystkich sztuczek, jakie poznał w ciągu swojego życia i wielu stoczonych walk. A gdy i te zawiodły, zdał się na swoje zęby i pazury którymi starał się gryźć i szarpać jeszcze nawet konając w konwulsjach.
Kiedy wreszcie padł, to i wtedy zastygł z wyszczerzonymi zębami i rozczapierzonymi szponami pazurów, wyglądając jakby miał za chwile znów ruszyć do walki.
Chciałem stanąć ale zabrakło mi sił. Ból z odniesionych ran powoli przywoływał mnie do rzeczywistości. Krew sączyła się z przynajmniej kilkunastu miejsc na moim ciele. Pierwszy raz od nie wiem jakiego czasu poczułem się słaby. Słaby i zmęczony. Ułożyłem się wygodnie na ziemi parę kroków zaledwie od mojego przeciwnika i zapadając w sen – poczułem resztkami znikającej świadomości spływający na mnie spokój.
*
Obudziłem się w pomieszczeniu pełnym światła, na białym posłaniu. Zanim jednak powracająca świadomość pozwoliła mi otworzyć oczy usłyszałem ludzkie głosy. W pierwszej chwili chciałem się zerwać na nogi i uciekać, ale kiedy dotarła do mnie świadomość, że wreszcie wszystko się skończyło, rozluźniłem mięśnie i znów zapadłem w sen.
*
- Jeżeli strony nie zgłaszają innych wniosków, sąd zamyka postepowanie dowodowe i udziela głosu Panu prokuratorowi.
Przewodniczący składu sędziowskiego dla podkreślenia wagi swoich słów poprawił nienagannie zwisający z jego ramion złoty łańcuch i spojrzawszy wymownie na oskarżyciela skinął lekko głową.
Urzędnik wstał, poprawił fałdy togi i okulary w rogowej oprawie spoczywające na wydatnym, orlim nosie, odchrząknął i głębokim głosem od słów:
- Wysoki Sądzie…
Rozpoczął mowę oskarżycielską trwającą bez mała dwie godziny.
Opisywał w niej ze szczegółami okrucieństwa jakich oskarżony dopuścił się w stosunku do swoich ofiar, wyjątkową brutalność i bestialstwo z jakimi zadawał im śmierć.
Towarzyszyły temu niemalże dokumentalne opisy ran i okaleczeń, a gdy doszedł do opisu obciętych genitaliów ofiar znalezionych w ich ustach oraz zapieczonych w ich odbytach stalowych prętach wbitych tak głęboko, że doszło do perforacji jelit i żołądków, sędzia musiał zarządzić kilkunasto minutową przerwę, gdyż paru kobietom obecnym na sali rozpraw trzeba było udzielić pomocy medycznej.
Po wznowieniu rozprawy, oskarżyciel dokończył swoją perorę żądając na koniec kary dożywotniego więzienia bez możliwości jej skrócenia.
Obrońca, znany i doświadczony adwokat, wiedział od początku, że stoi na przegranej pozycji, mimo to podjął się tego zadania, gdyż uważał, że jego klient mimo sposobu w jaki obszedł się ze swoimi ofiarami nie powinien znaleźć się na ławie oskarżonych, tylko w najlepszym przypadku pod opieką specjalistów, który może uda się po latach doprowadzić do równowagi psychicznej.
Na tym też oparł linię obrony i mimo, że oskarżony nie chciał współpracować doprowadził do poddania go kilkutygodniowej obserwacji przez najlepszych biegłych psychiatrów z długoletnią praktyką kliniczną.
Gdy i adwokat zakończył swoją przemowę w której wymieniał szczegółowo okoliczności jakie popchnęły jego klienta do popełnienia zarzucanych mu czynów, przewodniczący składu sędziowskiego zwrócił się do podsądnego:
- A co oskarżony chciałby powiedzieć zanim Sąd wyda wyrok?
Przez cały proces siedziałem w klatce przeznaczonej dla szczególnie niebezpiecznych przestępców, dodatkowo za ręce i nogi przykuty do podłogi łańcuchami, które pozwalały mi tylko na wstanie z zajmowanego krzesła.
Unosząc się powoli stanąłem wyprostowany na słabych jeszcze nogach, przebiegłem oczami po Sali i zaczerpnąwszy głęboko powietrza zacząłem mówić:
- Wysoki sądzie, jak już wielokrotnie w trakcie tego przewodu sądowego, tak i tym razem przyznaję się do winy.
Tak, zabiłem tych trzech ludzi. I nie żałuję tego co zrobiłem, mało tego – jeżeli miałbym możliwość zrobiłbym to jeszcze raz i jeszcze raz i tyle razy jeszcze ile takie potwory mogłyby się odrodzić.
Katem oka zauważyłem, jak mój obrońca z rezygnacją kręci głową. No cóż starał się, jak najlepiej wywiązać ze swojego zadania. Ja natomiast nie miałem zamiaru kłamać ani uciekać w chorobę – chciałem żeby wszyscy poznali prawdę.
- Jak już mój obrońca wspominał w trakcie procesu, przed dwoma laty straciłem żonę i syna, a pół roku później córkę.
W jeden okrutny wieczór straciłem wszystko, co miałem najdroższego na świecie.
Moją żonę przed śmiercią torturowano w taki sposób żeby za szybko nie umarła. Gwałcono ją przy tym wielokrotnie w najbardziej gorszące i bestialskie sposoby jakie tylko może podsunąć chora wyobraźnia.
Raport patologa z którym pozwolono mi się zapoznać, na podstawie stwierdzonych obrażeń przedstawiał obraz niewiarygodnego zezwierzęcenia do jakiego dopuścili się sprawcy.
Rzeźnia ta – bo inaczej nie można tego nazwać – trwała ponad sześć godzin nim moja biedna żona skonała w męczarniach.
Szum oburzenia przetoczył się po sali rozpraw, jak echo nadchodzącej burzy.
Było mi coraz ciężej mówić o tym wszystkim, ale przygotowywałem się do tego dnia od kiedy postanowiłem na własną rękę odszukać i ukarać sprawców i teraz za wszelką cenę musiałem dobrnąć do końca.
- Jakby tego było mało, z policyjnych oględzin naszego domu wynika, że mój szesnastoletni syn i osiemnastoletnia córka byli zmuszeni cały czas na to wszystko patrzeć.
Ślady wskazywały, że siedzieli skrępowani sznurem do bielizny i przywiązani do krzeseł w taki sposób, że nawet nie mogli odwrócić głów.
Musiałem zrobić przerwę, gdyż nie byłem już wcale taki pewien, że dam radę dobrnąć do końca.
- Gdy skończyli z moją biedną żoną, przyszła kolej na mojego syna.
Rozwiązali go tylko po to aby zedrzeć z niego ubranie, po czym związali go nagiego ponownie w taki sposób, że głowa znalazła się niemalże między nogami. Nacinali mu nożem skórę tak żeby krwawił ale nie za mocno. Na koniec po kolejnych kilku godzinach wsadzili mu w odbyt rozgrzany w kominku pogrzebacz tak głęboko, że wystawał tylko drewniany uchwyt. Na szczęście – jeżeli można w ogóle użyć takiego słowa – już wtedy prawdopodobnie nie żył.
Ci zwyrodnialcy najprawdopodobniej niezadowoleni z faktu, że ich ofiara nie wytrzymała tortur i zmarła obcięli mu genitalia i wsadzili do ust.
Już całkiem jawne głosy oburzenia pojawiły się na sali przemieszane z głośnym szlochaniem kobiet. Sędzia dopiero po kilku minutach zdołał zaprowadzić względny spokój.
A zwracając się do mnie niemalże poprosił:
- Gdyby oskarżony mógł w dalszej części swojej przemowy oszczędzić sądowi i zebranym na sali rozpraw drastycznych szczegółów, to wszyscy bylibyśmy wdzięczni.
- Tak Wysoki Sądzie, to właściwie już koniec. Pozostała tylko historia mojej córki.
Nikomu nie opowiedziała co z nią zrobili. Wiem tylko, że po zamęczeniu mojej żony i syna uprowadzili ją z domu, który na odchodnym podpalili. Córkę zaś po około miesiącu wyrzucili z jadącego samochodu ponad dwieście kilometrów od naszego miasta.
Kiedy dowiedziałem się, że żyje było to dla mnie jakby się ponownie urodziła. Miałem nadzieję, że jakoś powoli powróci do zdrowia i może jeszcze kiedyś będziemy mogli z tym jakoś żyć.
Niestety mimo zabiegów lekarzy i najlepszej opieki nic nie mogła sobie przypomnieć. Zapadła na całkowitą amnezję.
Przez ponad trzy miesiące policyjnego dochodzenia śledztwo nie posunęło się ani o krok do przodu.
Obecny tu Pan prokurator, który osobiście nadzorował śledztwo bezradnie rozkładał ręce.
W tym czasie okazało się, córka jest w ciąży z jednym ze sprawców.
Może to ta ciąża, a może powracająca powoli pamięć doprowadziły do tego, że moja córka popełniła samobójstwo będąc w szóstym miesiącu ciąży.
Sala znowu przepełniła się zawodzeniem i szlochami kobiet oraz okrzykami dezaprobaty, tym razem dla wymiaru sprawiedliwości.
Sędzi tym razem nawet nie oponował, tylko czekał aż widzowie sami się uspokoją.
Po chwili zwracając się ponownie do mnie spytał:
- Czy oskarżony chciałby jeszcze coś dodać?
- Tak Wysoki Sądzie.
Odpowiedziałem, zastanawiając się jakie słowa dobrać. Nie po to żeby siebie usprawiedliwiać i uniknąć kary. Chciałem tylko żeby zrozumieli.
- To już właściwie prawie koniec. Kiedy pochowałem córkę poczułem, jakby zerwała się ostatnia nić łącząca mnie ze światem. Porzuciłem pracę, sprzedałem wszystko co jeszcze miałem, podjąłem odszkodowanie za śmierć bliskich i wobec bezradności organów ścigania zacząłem prowadzić swoje prywatne śledztwo.
Postanowiłem że jeżeli to miałaby być ostatnia rzecz w moim życiu, to dopadnę te zwierzęta i zrobię im dokładnie to samo co oni zrobili moim bliskim.
Odebrali im życie, a mi jego sens, więc dlaczego oni mieliby żyć?
Zrobiłem tylko to, co zrobić musiałem.
Powiodłem jeszcze raz wzrokiem po sali, na koniec spojrzałem na sędziego i zanim usiadłem zmęczony, powiedziałem:
Myślę, że to już wszystko co chciałem powiedzieć….
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
gresud · dnia 26.06.2011 10:17 · Czytań: 1119 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: