To były jedne z tych "trudnych dni", które zawsze ciężko znosiła. Zapomniała o zakupie waty, użyła więc starej skarpety, co wprawiło ją w jeszcze gorszy nastrój. O nie, dziś nie dałaby się przegonić, pochylając głowę i mamrocząc przekleństwa, tylko pozwoliłaby gniewowi przejąć kontrolę. Rzadko jednak ktokolwiek zwracał na nią uwagę, gdyż miała czarodziejski ekwipunek, sprawiający, że była niewidzialna dla większości ludzi. Składały się nań: buty z Caritasu, wiekowe, wybrudzone łachmany, które wieloma warstwami wkładała na zwiędłe ciało, a także otaczający ją słodkawo-zgniły zapach.
Szukała wśród liści spadłych kasztanów. Każdy oglądała uważnie, badała palcami, a niekiedy wkładała do ust, by po chwili wypluć na dłoń. Większość wyrzucała, ale nieliczne delikatnie wkładała do wielkiej torby na kółkach, którą znalazła kiedyś koło stacji kolejowej obok pokrwawionego młodego człowieka. Nagle zamarła, ściągając usta w wąską, okrutną kreskę. Odwróciła się, szurając stopami pośród liści.
Chłopiec mógł mieć jakieś cztery, może pięć lat. Wpatrywał się w nią z otwartą buzią, zafascynowany. Oddychał szybko.
— Baba Jaga! — pisnął cieniutkim głosikiem.
Syknęła na niego.
Cofnął się przerażony, potknął i przewrócił niezgrabnie. Zaczął krzyczeć i płakać.
— Dureń! — powiedziała. Rozejrzała się z wysiłkiem, opiekun malucha musiał być gdzieś w pobliżu. — Durak! — powtórzyła.
Zamknęła torbę, ruszyła powoli poprzez trawnik jak najdalej od dzieciaka. Szła bez celu, powoli przemierzając zabłocone ulice. Była jak wiatr, przedzierając się zakamarkami, to wychylając na główne aleje, wszędzie otoczona pustką, do której przywykła. Akceptowała ją, ludzie byli dla niej tylko wyblakłymi odbiciami, z rzadka sięgającymi po materialne atrybuty: zwiniętą w kułak dłoń, kij czy kamień.
Brzydki, jesienny dzień zaczął odbierać światło i ciepło otoczeniu. Skierowała się ku ogródkom działkowym. Tam, w najbardziej zapuszczonej części, miała swoje legowisko — starą, zrujnowaną altanę. Jedyną cenną rzeczą było lustro, które zabrała z rodzinnego domu, gdy była jeszcze piękną, młodą dziewczyną. Dar dla niej, wprost z innego świata.
Przystanęła, by odpocząć, i wtedy jej wzrok padł na małe podwórko, gdzie pochylony, wyszczerbiony płot z pociemniałych desek wsparł się na starym kasztanowcu. Drzewo było na dole opasane folią, ale leczenie nie przynosiło skutku. Umierało, lecz na gałęziach wciąż zwisały liście. Podeszła tam, postawiła wózek i zaczęła szukać kasztanów. Jeden zwrócił jej uwagę, wcisnęła go pomiędzy bezzębne wargi. Zastygła. Po chwili umieściła go w torbie.
Ruszyła do siebie, chciała zdążyć przed nocą. Miała słaby wzrok, w jej okolicach latarnie od dawna nie działały, a ścieżki były pełne dziur o śliskich, gliniastych brzegach, tłustych jak gąsiennice ćmy.
Długo odpoczywała. Z plastikowej bańki nalała sobie mętnej wody, dodała cukru i wypiła. Rozchybotana zebra światłocienia, której źródłem była pordzewiała lampa naftowa, oświetliła torbę. Westchnęła ciężko i przysunęła ją do siebie. Otworzyła klapę. Na samej górze wciąż tkwił kasztan, który zebrała jako ostatni. Zawahała się, ominęła go, jednak jej dłoń powróciła i zamknęła w sobie brązowy owoc. Ścisnęła go delikatnie, wstała i rozpoczęła RYTUAŁ.
Po raz pierwszy przeprowadziła go do końca. Podekscytowana dyszała ciężko, z radością przyjmując ciepło i energię, które zaczęły wypełniać ciało. Szybko zrzuciła z siebie łachmany, aż stała naga, lśniąca w przypływach miękkiego światła. Nabrała, po raz pierwszy od dawna bez wysiłku, głęboko powietrza i spojrzała w lustro. Zafascynowana oglądała swoje odbicie. Wszystko wróciło, była piękna. Uniosła ręce ku górze, powoli zaczęła się obracać. Dotykała piersi, brzucha, ud, pośladków. Przesunęła dłonią po jędrnej, gładkiej i ciepłej skórze szyi, policzków. Naprawdę była młoda, pełna życia i światła.
Usiadła na krześle, jak zahipnotyzowana obserwowała kształtne wzniesienia piersi, gładki brzuch, owłosione łono, sprężyste uda. Udało się, po tylu latach w końcu się udało. Podziwiała siebie, zamknięta w bezczasowej przestrzeni swojej nory, aż świt bezszelestnie rozdarł kokon, zwracając jej postarzałe, schorowane ciało.
Zdezorientowana pogłaskała z odrazą suchą, nieprzyjemną w dotyku skórę. Siedziała tak, aż nagle zauważyła, że płacze, a każda łza odbierała sens dotychczasowemu życiu, jakby stawała się pustym naczyniem, które można wypełnić nową treścią.
* * *
Kiedy w końcu udało jej się odszukać siostrę, nie zbierała już kasztanów od wielu miesięcy. Podpaliła altanę tą samą lampą naftową, która do tej pory wiernie jej służyła, krótką parabolą wysyłając ją w ostatnią misję. Nic ze sobą nie zabrała, nie wróciła nawet, by sprawdzić, co z roztrzaskanym lustrem. W schronisku oddała ubranie do utylizacji. Podarowano jej tam nowe rzeczy, zadbała więc, by wyglądać schludnie. A teraz nasłuchiwała pod drzwiami kroków, zwabionych dźwiękiem dzwonka, który przed chwilą uruchomiła.
Siedziały w kuchni, spięte, zażenowane, rozdzielone latami, kiedy żyły w oddaleniu.
— Nie mieszkasz sama? — zapytała siostrę.
— Och, nie potrafiłabym. Z różnymi byłam. Jednemu zależało tylko na tym, żebym mu robiła loda na żądanie, drugi pragnął mieć zadbany dom. Któryś mnie na pewno kochał – zaśmiała się.
— A ten, z którym teraz jesteś?
— Jest nam dobrze, dbamy o siebie. — Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby szukając potwierdzenia własnych słów. Jednak niepotrzebnie, od razu dało się wyczuć panującą tam harmonię, jakby wszystkie elementy układanki były z jednego kompletu i każdy trafił na swoje miejsce. — A ty... — Zawahała się. — Udało ci się?
— Tylko raz, jakieś pół roku temu.
— Tyle czasu zmarnowałaś, ale musiałaś sama przez to przejść. — Pokiwała głową. — No i jak było?
Opowiedziała siostrze wszystko. Tamta słuchała uważnie, dopytywała o szczegóły.
— Też kiedyś próbowałam, ale na szczęście przerwałam w porę — powiedziała na koniec historii. — Co teraz?
— Nie wiem. Będę się uczyła żyć. — Wzruszyła ramionami.
— Z początku zamieszkasz u nas, aż wymyślimy coś sensownego.
Dobiegł ich dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili do kuchni wszedł średniego wzrostu, lekko otyły mężczyzna. Czule przywitał się z żoną, w niewymuszony, naturalny sposób, jakby byli muzyką, spokojnie wypełniającą przestrzeń. Została więc u nich.
* * *
We wrześniu zaczęła wyczuwać zmianę, chociaż nie umiała jej nazwać. Jakby coś, co do tej pory było pewne i oczywiste, nagle zostało przesłonięte mirażem, za którym skrył się fałsz. Czuła niepokój, ale długo nie mogła znaleźć jego źródła. Aż któregoś dnia zaskoczona zauważyła w parku siostrę z mężem, zbierających kasztany. Skryła się za krzakami, podglądając ich.
Pozornie wydawało się, że wszystko jest po staremu. Żartowali, wrzucając brązowe kulki do torby, jednak w ich ruchach było napięcie, którego do tej pory nie zaobserwowała. Jakby byli drapieżnikami na łowach. Niecierpliwymi, spragnionymi, a towarzysz opóźnia marsz. Obserwowała ich z obawą. Chciała wyjść, ale coś ją powstrzymywało.
Wreszcie odwróciła się i zaczęła iść. Jesień szydziła z niej, oblepiając mokrymi liśćmi. Pragnęła opuścić park, ale każda ścieżka wydawała się długa i kręta, a bramy pozamykane. Brnęła jednak z uporem przed siebie, zdumiona własną determinacją. Jej uwagę przykuł dorodny kasztanowiec. Dotknęła jego kory, schyliła się po owoc. Bez problemu wyczuła drzemiącą w nim moc. Cisnęła go do jeziora. Ucałowała drzewo. Objęła je. Poczuła, że gdyby chciała, mogłaby odebrać mu całą energię, przelać życie na siebie. Uśmiechnięta pogłaskała pień.
Ruszyła szeroką aleją, a za nią cicho stąpały lis, jeż i wiewiórki. Stary, wyliniały pies podbiegł do niej, skomląc. Ujęła jego pysk, uspokoił się, a kiedy go puściła, dołączył do orszaku. Pająk zatańczył w sieci, stanęła więc, by mógł się na nią opuścić. Skrył się pod szerokim kołnierzem płaszcza, gdzie było jego miejsce. Przez chwilę zastanawiała się, który kierunek obrać, aż usłyszała swoje imię, cichym zaśpiewem szeptane przez wiatr. Czekano na nią.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt