Trupa nazywała się Vaginal Horror Show i pochodziła z Czarnobyla. Tak przynajmniej napisali na plakacie. Na przedstawienie zostałem wyciągnięty przez syna, który w dzień występu obchodził piąte urodziny. Nie umiałem smarkaczowi odmówić, ale przyznam szczerze, że i mnie zżerała ciekawość. Ostatni raz byłem w cyrku chyba ze sto lat temu i szkoda byłoby przepuścić okazję do odnowienia wspomnień.
Poszliśmy więc pod supermarket Stonka. To obok niego rozłożono ogromny, kolorowy namiot. Po wykupieniu karnetów zajęliśmy miejsca na widowni.
Wnętrze konstrukcji było pogrążone w półmroku, a z głośników sączyła się cicha, niepokojąca melodia. Nie wiem czemu, ale po plecach przebiegł mi lodowaty dreszcz. Czy dobrze zrobiłem przychodząc tutaj? A może to tylko element gry? Już za chwilę mieliśmy się o tym przekonać.
- Drodzy państwo! Witamy w Vaginal Horror Show! – Pokraczny karzeł dupomówca w połatanym cylindrze zjawił się na arenie znikąd, jakby wyrósł spod ziemi.
Jego zdeformowana, pokryta ropiejącymi parchami morda przypominała krowi placek. Między pośladkami ściskał zardzewiały mikrofon.
- A zatem jedziemy! – wykrzyczał, a raczej wypierdział, odpowiednio modulując skalą puszczanych bąków.
Jako pierwsza na arenę wkroczyła obleśnie tłusta baba w miniówce. Widok jej owłosionych, salcesonowatych łydek sprawił, że kilka osób z audiencji puściło obfite pawie na głowy siedzących poniżej widzów. Kobieta, pocąc się i sapiąc, pchała przed sobą wirującą tarczę napędzaną biegającym w kółku chomikiem. Przywiązano do niej dzieci z wodogłowiem. Małe kreaturki wiły się spazmatycznie i szarpały, próbując rozerwać konopne sznury.
- Powitajcie pierwsze gwiazdy dzisiejszego wieczoru! – pierdział kurdupel. – Pochodzące z najgłębszych głębin radioaktywnej zony, wyrzucone do kontenera zaraz po urodzeniu, zostały przygarnięte przez grupę Vaginal Horror Show, by tego właśnie wieczoru rozbawić was do łez! A przed nami wielki, nieeeesamowity, Vlaaaad Paaalownik!
Publika dosłownie zaskowyczała z radości, gdy naostrzony drewniany bal rzucony przez cherlawego starca w staromodnym płaszczu zmiażdżył czaszkę pierwszego mutanta. Mój syn, widząc bryzgający na wszystkie strony mózg, aż klaskał z podekscytowania. Ja sam, muszę przyznać, również bawiłem się setnie.
Vlad miotał palami z zatrważającą precyzją. Chłopina w pełni zasłużył na swój przydomek. Kiedy ostatni czerep pękł niczym mydlana bańka, widzowie nagrodzili popis gromkimi brawami. Prowadzący uspokoił nas, byśmy nie martwili się losem wykorzystanych maleństw.
- Co prawda nie były to efekty specjalne i wszystkie umarły naprawdę, ale na tamtym świecie z pewnością jest im lepiej – zapewnił, gdy jakaś mała dziewczynka zaczęła pochlipywać. – Pełno tego tałatajstwa leży na czarnobylskim śmietniku, możecie być więc państwo pewni, że kiedy zawitamy tu po raz kolejny, Vlad Palownik znów zaprezentuje swoje zapierające dech w piersiach umiejętności!
Na buzi dziecka natychmiast zagościł szeroki uśmiech.
Każdy kolejny występ był lepszy od poprzedniego. Po pokazie Vlada mieliśmy przyjemność oglądać między innymi magika-zombie, który wyciągał sobie jelita przez odbyt, następnie połykał, a one w cudowny sposób wracały na miejsce. Czterorękiego chirurga obcęgami prostującego oczy dzieciom z zespołem downa. I wreszcie kobietę na zawołanie robiącą sobie skrobankę. Najlepsze było to, że za każdym razem wyciągnięty płód miał głowę innego zwierzęcia, a czasem nawet dwie lub trzy pary niedorozwiniętych kończyn.
Jednak największy rarytas zostawiono na sam koniec. Z głośników po raz kolejny popłynęła niepokojąca muzyka. Na widowni zapadła grobowa cisza. Karzeł dupomówca mlasnął zwieraczami i na znak szacunku dla artystki mającej za moment wejść na arenę zrzucił z głowy cylinder.
- A teraz! Przed wami! Panie i panowie! Chłopcy i dziewczęta! Nasza gwiazda! Jedyna w swoim rodzaju diwa o niepowtarzalnym głosie ery atomowej, wychowanka Casino de Czarnobyl, Wiooooolka!
Pod sklepieniem namiotu ekipa techniczna zawiesiła ogromny, kryształowy żyrandol, a wśród publiczności tresowany jamnik rozniósł zatyczki do uszu.
- Wyjmujecie je na własną odpowiedzialność – zaznaczył konferansjer.
Wstrzymałem oddech. Reflektory oświetliły blondwłosą, cycatą piękność, wywijającą na arenie piruety. Miała nieludzko długie nogi, mlecznobiałą skórę, a zamiast twarzy, ociekającą gęstym śluzem waginę. Na czole, niczym oko cyklopa, feerią barw mieniła się łechtaczka. Diwa odtańczyła karkołomny balet, jakiego nie powstydziła by się mistrzyni świata w akrobatyce, wywinęła poczwórne salto i zaczęła śpiewać. Ach, jakież przecudne dźwięki wypływały spomiędzy jej wibrujących delikatnie warg sromowych! Głos miała wspaniały! Czysty, delikatny, tak mocny, że kiedy podniosła skalę, klosze żyrandola eksplodowały na miliardy kawałków, tak samo jak czerepy kilku nieszczęśników, którym stopery wyślizgnęły się z uszu. Trwał ten nieziemski koncert jakieś pół godziny i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że było to najzajebistsze trzydzieści minut mojego życia.
Wiolka dostała owacje na stojąco, w jej stronę poleciały bukiety kwiatów i męskie stringi. Ktoś żywiący nadzieję na dochowanie się z nią potomstwa rzucił wypełnioną nasieniem prezerwatywę.
Kiedy śpiewaczka powoli wślizgnęła się za kurtynę, spektakl dobiegł końca. Wyszliśmy oniemiali z zachwytu. Już w domu mój syn powiedział, że w czasie występu Wiolki ptaszek mu stwardniał, a potem strasznie się popluł. Aż wstyd było mi przyznać, że miałem dokładnie tak samo. A w nocy, gdy wspominałem przedstawienie, naszła mnie pewna refleksja. Wszędzie mówi się, że wybuch w Czarnobylu to tragedia i nieszczęście, a przecież gdyby nie ta eksplozja, nigdy nie obejrzelibyśmy genialnego widowiska, jakim był Vaginal Horror Show!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Fasoletti · dnia 24.03.2012 19:38 · Czytań: 800 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: