W naszej wsi niewiele się dzieje.
No, może poza tym, że Lizak bezustannie próbuje zapłodnić Muchę. Lizak to przystojny pies i, na dobrą sprawę, mógłby mieć każdą suczkę, której strategiczny otworek wypadałby akurat na poziomie jego możliwości. Ale on się uparł na Muchę już kilka lat temu i upiera się na nią od tego czasu przy każdej sposobności. Tyle, że bezskutecznie, bo Mucha to dorodna dziewczyna i wcale nie tak łatwo na nią wleźć. Poza tym niezła z niej dziwka i, póki co, tylko Lizak pozostał poza zasięgiem jej możliwości. Choć właściwie to jest na odwrót, bo Lizak to po prostu mały kundel, który prędzej do Muchowych wspaniałości dosięgnie nosem, niż czym innym.
Teraz próbują szczęścia na przystanku, na który właśnie wtacza się zakurzony pekaes. Miłość jest ślepa. Nie widzi odrapanej wiaty, błota ani ludzkich twarzy rozmazanych przez brudne szyby. Co widzi Lizak? Nie wiem czy w ogóle cokolwiek. Małe oczka okrągleją mu z wysiłku i wychodzą z orbit, gdy próbuje wspiąć się na Muchę. Suka stoi cierpliwie i nawet lekko ugina tylne nogi, aby pomóc amantowi. A wszystko to psu na budę, a właściwie na nogi Muchy.
Po miłosnych uniesieniach, które w zasadzie znów spełzły na niczym, Lizak, jak prawdziwy mężczyzna, porzuca cielakowatą Muchę i biegnie drogą, która prowadzi przez naszą wieś. Droga wije się lekko pod górę i pełna jest uroczych, dla psiego nosa, zapachów. Lizak tu przykucnie, tam powącha, a jeszcze gdzie indziej zostawi po sobie ślad w postaci żółtej strużki. Podbiegnie do każdego, połasi się do kolan, poliże, bo Lizak to prawdziwy lizak. Lizus i brat-łata.
Nie lubi tylko Banasiowej, którą zawsze omija z dala. A Banasiowa, jak wszyscy w naszej wsi, to kawał wariata. Ale i najlepsza Pogodynka, Chmurka i Wicherek w jednym. Dlatego nikt u nas nie słucha prognozy pogody; wystarczy wyjść przed dom, stanąć na palcach i popatrzeć czy Banasiowa moczy nogi w misce czy nie. Kobieta ma świadomość swojej misji i traktuje ją bardzo poważnie. Właśnie dlatego nadaje prognozę pogody wprost spod figurki Matki Boskiej. Przynosi z domu stołeczek, siada obok Mamusi niczym najlepsza koleżanka i razem patrzą sobie na wieś. Mogą tak cały dzień. Jeśli Banasiowa wynosi tylko stołeczek, to wiadomo, że będzie słonecznie. Ale jeśli przynosi też miednicę, leje w nią wodę i moczy grube nogi, to wiadomo, że najdalej za dwie godziny lunie jak z cebra.
Nie wiedzieć czemu, nasz Lizaczek, gdy tylko widzi Banasiową i jej miednicę, natychmiast zmienia pas ruchu. Na ten najdalszy.
Nie zbliża się też do Anieli, z którą wymijają się szerokim łukiem. Aniela nie lubi Lizaka i w dodatku jest zboczona, a tego Lizak - porządny pies - nie toleruje.
Aniela to zdegenerowana kura, słusznie nazywana przez swą właścicielkę kur(w)ą chodzącą, która zamiast pilnować swojej grzędy, szlaja się po wsi. Nie grzebie w ziemi, jak porządna kura, nie daje się dosiadać kogutowi. Nawet jajek nie chce nieść. Spaceruje tylko po drodze cały dzień, jak wioskowa puszczalska i nadstawia pierzasty tyłek każdemu mężczyźnie.
U nas każdy ma swoje zboczenia i odchyły. I nikogo nic nie dziwi. Kurowska na przykład, właścicielka Anieli, ma pewnie jedyny w Polsce prywatny kurzy cmentarz. No bo co zrobić kobiecinie, która jest całkiem normalna i tylko kocha te swoje kury jak dzieci? A potem zalewa się łzami, gdy któraś z nich opuści kurzy padół. Dlatego zawczasu robi swoim podopiecznym nagrobne portrety i potem wiesza je na tablicy, w specjalnie wydzielonej części ogrodu. O, proszę. Lela z profilu. Nela en face i smętna Mela z wzrokiem utkwionym w ziemi. Wieczne odpoczywanie...
Aniela też już ma zdjętą podobiznę i tylko jakoś nie chce się jej jeszcze schodzić z tego świata. Ma przecież lepsze zajęcia niż umieranie. Może sobie na przykład pofantazjować na temat facetów...
A wiecie, kogo Lizak lubi najbardziej z naszej wsi? Kośnickiego, który mieszka na górce pod lasem. Kośnicki to niedoszły ksiądz, przyjemnie szeroki w barach mężczyzna, na widok którego Aniela podnosi swój tyłek wyżej niż w przypadku innych facetów. A co Lizaka ciągnie w Kośnickim? Głos. Kośnicki bowiem codziennie odprawia na swoim podwórku ze dwie msze i inne, stosowne do pory roku nabożeństwa.
Banasiowa przepowiada nam pogodę, a Kośnicki jest najlepszą zegarynką. Rano budzi nas godzinkami, południe oznajmia, śpiewając ile sił "Anioł Pański", a noc wita, basując sobie "Wszystkie nasze dzienne sprawy". Niesie się ten jego głos po wsi, a przejęty Lizak staje na dwóch łapkach i dokłada Kośnickiemu komponentę instrumentalną.
W naszej wsi niewiele się dzieje. No, może poza tym, że Lizak znów usiłuje wejść na Muchę. Tym razem pod moim domem. Wynoszę z domu mały stołeczek i podsadzam amanta. Niech w końcu ma.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
milla · dnia 19.04.2009 11:01 · Czytań: 3750 · Średnia ocena: 4,53 · Komentarzy: 31
Inne artykuły tego autora: