Powrót - wyrrostek
Proza » Obyczajowe » Powrót
A A A
Kolejne opowiadanie z tomu "Mury Carcassonne".
Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.


Jeszcze nie ochłonąłem z wakacyjnych wrażeń, ledwo co samochód odebrałem z przeglądu, a już wyruszyć musiałem dalej. Firma wysyłała majstra i mnie na delegację. Nie narzekałem, wprost przeciwnie; wyjazd w Alpy był przecież nie lada atrakcją. Tylko raz wybrałem się z Tadeuszem do Grenoble i Chamrousse, ale ile mogliśmy zobaczyć w czasie jednodniowej wycieczki?

W la Clusaz, miasteczku położonym na wysokości tysiąca metrów, należało usunąć usterki na świeżo wybudowanym osiedlu domków jednorodzinnych. Czynności z tym związane nie przedstawiały najmniejszego problemu, a brak bezpośredniego nadzoru wpływał w wiadomy sposób na intensywność wykonywanej pracy.
Chcąc zaoszczędzić na dietach, postanowiłem sypiać w miejscach pracy. Codziennie rozkładałem śpiwór w kolejnej, pachnącej świeżością willi wykorzystując przy okazji wszystkie jej udogodnienia. Na każdej budowie towarzyszyło mi małe radyjko - tranzystorek firmy Philips wyprodukowany w Singapurze - pierwszy zakup dokonany w Géant Casino. W czasie długich wieczorów, przy muzyce płynącej z mikroskopijnego głośnika, planowałem wypad w serce Alp. Od Chamonix dzieliło mnie tylko 50 kilometrów.

Sobotnie popołudnie nie zapowiadało dobrej pogody. Lekka mżawka ograniczała widoczność, kilometry biegły wolno. Zastanawiałem się nad sensem dalszej jazdy, gdy nagle spoza kurtyny chmur wyłonił się biały kolos. Choć z danej perspektywy oglądałem jedynie jego wycinek, niemniej zaskoczył mnie ogrom zlodowaciałego śniegu. Nie miałem już wątpliwości; musiałem zobaczyć, i to z jak najbliższej odległości ten najwyższy europejski szczyt.
Prognoza pogody na następny dzień nastrajała optymistycznie. Postanowiłem noc spędzić w Chamonix. Zapłacenie 28 franków za pokój w hotelu le Stade, usytuowanym w centrum miasta, było do zaakceptowania. Czas, który mógłbym stracić na szukanie czegoś tańszego wolałem przeznaczyć na zwiedzenie okolicy.
Otworzony w 1965 roku tunel pod Mont Blanc stanowił nadal dużą atrakcję. Gdyby nie brak włoskiej wizy, pomimo opłaty na pewno przejechałbym tam i z powrotem 11600 metrów. Zadowolić musiałem się jednak oglądnięciem samego wjazdu i podglądnięciem w dyspozytorni przebiegu trasy rejestrowanej dziesiątkami monitorów.
Wczesnym rankiem podjechałem do dolnej stacji kolejki linowej. Dzień zapowiadał się fantastycznie. Pierwszy raz w życiu stanąć miałem tak wysoko. Zaopatrzony w filmy kodaka i obładowany aparatami wsiadłem do wagonika.
Wyjazd w góry łączyłem zawsze z zadumą i wolno biegnącym czasem. Na Aguille du Midi musiałem o tym zapomnieć; tłum turystów nieprzerwanie zapełniał taras widokowy. Wjeżdżali, cykali zdjęcia i zdziwieni lodowatym powietrzem pospiesznie zjeżdżali. Kobiety, niejednokrotnie odziane w zwiewne, letnie sukienki i często na szpilkach, trzęsły się z zimna. Nie miałem szans ani na rozłożenie statywu, ani na spokojne delektowanie się panoramą. Zazdrościłem tylko paru alpinistom zaopatrzonym w raki i liny, mogącym oderwać się od rozkrzyczanej gawiedzi.

Sam szczytu Mont Blanc w pewnym sensie mnie rozczarował; łagodnie zaokrąglona "górka" wyglądała na dostępną i przytulną. Nie miała w sobie nic groźnego, ani też tajemniczego. W czasie wjazdu pionowe skały i dramatycznie poszarpana głębokimi bruzdami powierzchnia lodowca nadmiernie pobudziły moją wyobraźnię.
Liny kolejki biegnącej na stronę włoską ginęły gdzieś w nieskończoności. Na tle błękitnego nieba i lśniącej bieli śniegu pozostawiały ostry, drażniący ślad. Pomimo chłodu, po dwóch godzinach pobytu odczułem na twarzy intensywność promieni słonecznych. Bojąc się oparzenia, zjechałem w dół. Myśl o powrocie do realiów nadchodzącego dnia pracy mało miała wspólnego z wysokością pięciu tysięcy metrów.

Na początku tygodnia przyjechał szef na inspekcję. Wyrażał zadowolenie z postępu robót, w związku z czym zaprosił nas na kolację.
Po pobycie w Chamonix czułem się jakoś nieswojo, miałem chyba lekką gorączkę, zamówiłem więc małą wódkę. Gdy przechyliłem kieliszek towarzystwo przy stoliku wytrzeszczyło oczy.

- Czysty alkohol potrafisz tak łyknąć bez zmrużenia oka?
- Co w tym dziwnego; parę milionów Polaków przyzwyczajonych jest codziennie do takiego wyczynu i to nie w takiej śmiesznej ilości.
- Powiedzenie: "soul comme Polonais" musi mieć swoje podstawy.
- Nie rozumiecie, nie macie pojęcia, co to znaczy pić!
- Możesz nam pokazać.
- Jak postawicie - nie ma sprawy. - Pięć kieliszków przyniesionych przez kelnera stanęło w równym rządku.
- W porządku, załatwię je po kolei bez przerwy. Ale jeżeli potem nie spadnę pod stolik, tak jak zakładacie, każdy z was wypije po głębszym.

Towarzystwo po przegranym zakładzie nie poprzestało na jednej wódce. Poziom wesołości moich towarzyszy zaczął gwałtownie wzrastać. Ojciec mój mawiał w takich wypadkach: "kacze łby".
Myśląc ze współczuciem o rozmiarach ich jutrzejszego kaca, odczuwałem olbrzymią satysfakcję; teraz będą wiedzieć, co znaczy "pijany jak Polak".

Z czasem zaczęły mnie żenować nad wyraz rozbawione twarze współbiesiadników. Poczułem się samotny - postanowiłem zadzwonić do Polski. W czasie zamawiania rozmowy, egzotycznej z punktu widzenia właściciela knajpki, wystąpiły jakieś gigantyczne kłopoty. W końcu centrala zapowiedziała wielogodzinne oczekiwanie.
Coraz bardziej rozluźnione towarzystwo zmuszało mnie do zachowania dystansu.
Przed północą odezwał się telefon; międzynarodowe centrale usiłowały nawiązać kontakt. Gdy usłyszałem polski głos, a potem telefonistkę z Katowic, napięcie sięgnęło szczytu. Niespodziewanie odezwała się zaspana Irenka.

- Andrzej, to ty? Nie do wiary! Kochanie, czy coś się stało?
- Irenka! Nie... Nie, wszystko w porządku; chciałem tylko ciebie usłyszeć.
- Powiedz, kiedy przyjedziesz.
- Tak jak pisałem, za dwa miesiące.
- Bardzo tęsknię, nie mogę się doczekać.
- Też chciałbym już być przy tobie.
- No to na co czekasz? Masz pojęcie jaka jestem spragniona?
- Przestań, bo zwariuję!
- Strasznie gorące miejsce czeka na ciebie.
- Czy ty myślisz, że jestem z kamienia?
- Wiesz jak codziennie dzieci dopytują się o tatusia?!
- Przecież muszę dotrwać do końca kontraktu.
- Co ci mogą zrobić.
- Ja naprawdę nie mogę tak nagle wyjechać.
- A ja nie wiem, czy dłużej wytrzymam!
- Irenko przestań...! Zrobię wszystko.
- No to się pospiesz!
- Mam do pokonania prawie dwa tysiące kilometrów.
- Wskakuj od razu do auta! Zdążysz nawet na urodziny Michała.
- Dobra! Wygrałaś! Raz kozie śmierć!
- Szaleję z radości!
- Powiedz, jak mnie będziesz kochać?
- Nie marudź, bo ostygnę.
- Pa! Całuję cię!
- Pa...! - C z e k a m !

Po zapłaceniu rachunku za alkohol i telefon, nie miałem na benzynę. Szef pożyczył mi 50 franków, które oddać miałem w biurze przy załatwianiu formalności.
Tak jak stałem wsiadłem do samochodu.

Pan E. nie hamował wściekłości, nie rozumiał dlaczego zrywam umowę i to w taki sposób. Usłyszałem parę gorzkich słów na temat braku odpowiedzialności. Próbował zatrzymać mnie prośbą i groźbą. Gdy to nie poskutkowało, wyrzucił mnie z gabinetu. Dość butnie życzyłem mu na pożegnanie, aby w przyszłości znalazł takiego jak ja, "złego" pracownika. Paliłem za sobą mosty, ale myśli moje krążyły już wokół innych spraw.

Wyciągnięte z banku oszczędności wymieniłem częściowo na dolary. Trochę niepewnie czułem się z tak pokaźną sumą.
Załadowałem wszystkie zgromadzone rzeczy i ruszyłem w drogę. Przy pożegnaniu matka Zbyszka wyraziła zdziwienie: "Myślałam, że w pana wypadku powtórzy się historia pewnego, mojego znajomego, który to uzależniał powrót do Polski od naprawienia stołu. No i biedak przez wiele już lat zmaga się z tym problemem."

19 września 1975 r. o godz. 18,30 (pieczątka w paszporcie) przekroczyłem w Strasburgu granicę francusko – niemiecką.
We Frankfurcie chciałem przenocować, nie znalazłem jednak wolnego miejsca w hotelu. O czwartej nad ranem dojechałem na granicę z NRD. Koło Eisenach, jadąc we mgle, straciłem orientację - nie miałem pewności, czy poruszam się we właściwym kierunku. Zatrzymałem samochód na pasie trawy oddzielającym dwa pasma autostrady i zasnąłem. Drzemka trwałaby z pewnością dłużej, gdyby nie patrol milicji.
10 marek enerdowskich kosztował mnie mandat za zaparkowanie w niewłaściwym miejscu.

Dopiero pod Erfurtem uzmysłowiłem sobie, że nie mam żadnych prezentów dla dzieci. Na całe szczęście w banku bez problemu wymieniłem dolary i zdążyłem jeszcze wskoczyć do domu towarowego przed jego zamknięciem. Maluchy marzyły zawsze o prawdziwym domku dla lalek. Mogłem sobie teraz na taki zakup i na wiele innych rzeczy pozwolić, a różnorodność oferowanych zabawek, nie mówiąc już o ich ilości, przypominała sytuację we francuskich sklepach.
Za lalki z zamykanymi oczyma, samochód zdalnie sterowany kablem, wyrzutnię z rakietami i wiele innych drobiazgów zapłaciłem równowartość 100 franków.
Do Zgorzelca dotarłem przed szesnastą i cieszyłem się, że za parę godzin wjadę do Katowic. Odprawa przeciągała się jednak w nieskończoność.
Przy wjeździe do DDR dostałem specjalne tablice rejestracyjne - teraz musiałem je oddać i z powrotem zamontować francuskie. Denerwując się stratą czasu spowodowaną tą czynnością i formalnościami z nią związanymi, nie zdawałem sobie sprawy, co czeka mnie za szlabanem. Dokładność polskich celników przeszła wszelkie oczekiwania. Sprawdzenie dokumentów i przeliczenie pieniędzy uznać mogłem za oczywistość. Inspekcja stała się męcząca dopiero wtedy, gdy musiałem wypakować z samochodu wszystkie rzeczy, łącznie z zapasowym kołem, i wjechać na wagę. Po tej czynności nastąpiło dokładne przeglądnięcie każdego drobiazgu. Szukano podobno czasopism pornograficznych, co nie przeszkodziło kontrolerom w przesłuchaniu kompletu nagrań magnetofonowych. Przy oglądaniu przezroczy, w celu rozwiania wszystkich niejasności poproszono mnie o komentarz.
Godziny mijały, nie denerwowałem się jednak; w sumie znajdowałem się już wśród swoich. Inaczej jednak reagował właściciel garbusa, wiozący po pobycie w NRF parę rolek tapety. Wypowiedzi jego zostały tak wysoko ocenione, że w związku z tym zapłacić musiał cło proporcjonalne do ich poziomu.
Podobna przyjemność mnie ominęła, a gdy miła celniczka zaproponowała usługę noclegową, którą mogłaby wyświadczyć jej koleżanka, radość moja nie miała granic. Takiej propozycji się nie odrzuca. Zapalone zostało zielone światło, choć tyle spraw należało jeszcze wyjaśnić.
Chcąc jak najszybciej opuścić "gościnne" podwoje, powrzucałem w nieładzie do wnętrza samochodu wszystkie rzeczy.
Koleżanka mająca wskazać drogę na prywatną kwaterę, zaskoczyła mnie nieśmiałym pytaniem: "Czy mogę wsiąść?". Oczy jej z pewnym rozbawieniem błądziły po wnętrzu szukając wolnego miejsca. Po krótkim przemeblowaniu udało mi się wygospodarować małą przestrzeń na przedniej kanapie. Aby na niej usiąść dziewczyna musiała wysoko podciągnąć służbową spódniczkę. Usiadła niedaleko, wdzięcznie poddając się kołysaniu auta. Pomimo zmęczenia zaczęła podniecać mnie jej bliskość. Z wysiłkiem utrzymywałem powieki przed opadnięciem i jednocześnie intensywnie myślałem o ukojeniu w jej objęciach.
Gdy delikatnie dotknąłem jej kolan, zdecydowanie odłożyła moją rękę na kierownicę.
W garażu, po dwukrotnym sprawdzeniu zamków, poszedłem do pokoju marząc już tylko o łóżku. Zastanawiałem się nad miejscem ułożenia marynarki z całym finansowym dobytkiem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.

- Na pewno ma pan ochotę na coś gorącego przed zaśnięciem.

Dziewczyna zdążyła się przebrać. Zbliżała się pomału, a za szklanką herbaty niesionej w dwóch rękach, falowała luźna bluzeczka uwypuklająca w rytm kroków kształt jędrnych piersi.

- Przypuszczam, że dostatecznie posłodziłam.
- Z pewnością. Ale jest coś ważniejszego.
- Jestem ciekawa.
- Mogłaby pani podejść blisko?
- Jak blisko?
- Jest pani bardzo, bardzo.....
- Moi rodzice zajmują się tylko wynajmowaniem pokoi.
- Chciałbym panią pocałować.
- Nie brak panu tupetu.
- Brak mi miłości.
- Po powrocie z Francji...? Dobranoc panu!

Wyciągnąłem rękę w błagalnym geście.
Dziewczyna odchodziła wolnym krokiem. Stanęła na chwilę, w tracącej kontury futrynie drzwi, po czym jeszcze wolniej, nie zmieniając pozycji zaczęła wracać.
Rzuciłem się na łóżko, zamknąłem oczy, dopadłem szczęścia
świat wirował, świat mógł być wspaniały
zza ściany dochodził sygnał dziennika telewizyjnego
przez uchylone okno wpadało rześkie powietrze
delikatny zapach kobiecego ciała przywracał spokój
ręce dziewczyny oplatały moją głowę
w miarowym falowaniu jej piersi znalazłem zapomnienie.



Koła forda miarowo dudniły na stykach betonowych płyt starej autostrady. Czysty błękit nieba witał ostatni dzień lata. Żółte ścierniska wprowadzały w krajobraz głęboki spokój. Wracałem po roku czasu, a wydawało mi się, że wyjechałem przedwczoraj. Wszystko wyglądało tak swojsko, czułem bliskość każdej rzeczy. Los uśmiechał się do mnie pełną gębą.
Czy aby tego doświadczyć musiałem posiąść samochód i parę tysięcy dolarów?

Przed Wrocławiem wolno, bardzo długo, wyprzedziła mnie nowa "łada". Widziałem jak rozpromieniona pasażerka dawała znaki prosząc, abym się zatrzymał. Nikt poza znajomymi nie zachowywał się tak na trasie. Bezskutecznie wysilałem pamięć, a przyjacielskie gesty nie ustawały. Zjechałem na pobocze. Kokieteryjnie podbiegająca babka pozdrowiła mnie po francusku. Nie mogłem sobie jej przypomnieć. Czyż mogłem zapomnieć o tak atrakcyjnej znajomości? Usłyszane pytanie rozwiało moją niepewność:

- Czy może ma pan franki, albo dolary do sprzedania? Mój znajomy kupi po dobrym kursie.
- Czemu nie? Ile dacie, na przykład, za 100 dolarów?

Po usłyszeniu ceny, dwukrotnie niższej niż pod Pewexem, nie próbowałem się nawet targować. Na twarzy mojej rozmówczyni pojawiło się zdziwienie:

- W banku dostanie pan przecież dużo mniej.



Starannie ułożone na lewym ramieniu włosy Irenki zwiastowały nad wyraz uroczysty nastrój. Trójka dzieci w odświętnych strojach, ustawiona w kolejności wiekowej, nie mogła doczekać się końca ceremonii powitalnej. Zza drzwi kuchennych, ściśnięci również według ustalonego porządku, wyglądali: babcia Włodzia, teść z teściową i wujek Bolek.
Kryształowe kieliszki wypełnił perlisty napój. Nowy sweterek opinał dumnie wypięte piersi mojej żony. Zabrzmiał donośny toast: "Za szczęśliwy powrót oczekiwanego ojca i męża".

Przed przejściem do części artystycznej, musiałem uczestniczyć w obchodzie wysprzątanego na wysoki połysk mieszkania i zatrzymać się na nowym dywanie.

- Niełatwo mi było bez wsparcia na męskim ramieniu (karcący wzrok matki uspokoił cichy chichot Juli), niemniej również potrafiłam, nie szczędząc wysiłku, nie mówiąc już o wyrzeczeniach, kupić nam ten wspaniały dywan.

Wyrachowany chłód krańcowo kolidował z nastrojem miłosnych listów i ostatnią telefoniczną rozmową. Przywoziłem jednak za duży bagaż szczęścia, aby w pełni zrozumieć symboliczne przypomnienie hierarchiczności stosunków rodzinnych.
Stałem nonszalancko, w podstarzałej marynarce i dżinsach, wśród rodziny wystrojonej w peweksowskie ciuchy. W związku z długim pobytem na Mont Blanc, przy piciu zmrożonego szampana piekły mnie popękane wargi, ale prawdziwy ból wywoływało rozczarowanie.

Teściowa na odświętnie przystrojonym stole ustawiła tort orzechowy, przystrojony czekoladową masą. Teść, Robert, zapalił sześć kolorowych świeczek, symetrycznie rozstawionych na jego obwodzie. Michaś, podtrzymywany przez wujka Bolka, pomimo speszenia, dzielnie, za jednym razem zdmuchnął płomienie. Babcia Włodzia z dostojną pozą nieprzerwanie opowiadała o sukcesach zawodowych Irenki.
Moje próby podzielenia się wrażeniami z pobytu we Francji każdorazowo zostawały przerywane jakimiś ważnymi, lokalno-lekarskimi tematami.
Spośród wszystkich dzieci najodważniej, choć z pewnym dystansem, obserwował mnie Michał. Po odśpiewaniu "sto lat", zdecydował się zbliżyć. Wskoczył na kolana i zapytał, czy przyjechał ze mną jego Indianin.
Jak na razie nie miałem okazji pochwalić się samochodem; Irenka raczyła tylko na chwilę wyjrzeć przez okno. Postanowiłem więc zakłócić uroczystości urodzinowe. Wziąłem syna za rękę i zjechaliśmy windą do auta. Dopiero teraz dziecko objęło mnie mocno za szyje, całując gorąco w policzek. Jego maskotka siedziała przy przedniej szybie, nie odstąpiła mnie ani na krok w czasie całej podróży.
Chłopięcy temperament nie wytrzymał; odpowiadać musiałem na dziesiątki technicznych pytań.
Po zakończeniu przyspieszonego kursu prawa jazdy, Michał mocno ujął kierownicę. Drgającymi wargami naśladował warkot motoru, a gdy usłyszał przeciągły sygnał melodyjnego klaksonu, długo nie mógł zamknąć buzi.
Po zrobieniu paru rund wokół budynku, wróciliśmy na górę taszcząc prezenty. Julę pochłonął bez reszty domek dla lalek, Klaudia natomiast nie odstępowała ani na krok spódnicy prababci. Ukradkiem spoglądając na zabawki, niecierpliwie wodziła wzrokiem za mną. Próbowałem wziąć ją na ręce - nerwowo się wyrywała. W pewnej chwili, gdy usiadłem wygodnie na wersalce i próbowałem objąć Irenkę, podbiegła do niej i zapytała głosem graniczącym z płaczem:

- Kiedy ten pan pójdzie do swojego domu?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wyrrostek · dnia 19.04.2009 11:30 · Czytań: 806 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 10
Komentarze
gabstone dnia 19.04.2009 11:56 Ocena: Świetne!
Wyrrostek, aż zabolało:( Niby pięknie, ale nie wiem, czy to wymarzony powrót. Nic więcej dziś nie napiszę. Nie potrafię jakoś.
milla dnia 19.04.2009 12:18 Ocena: Świetne!
Ech, wyrrostku. to już tak bywa, że cieszymy się na coś, a potem gdy już to mamy, wcale nie wydaje się to takie upragnione.
Nie czytam długich tekstów. jednak Twój nie nudził. był tak płynny, nieczego w nim nie było ani za dużo, ani za mało. moim zdaniem powinineś popracować nad czymś dłuższym i do wydawnictwa. pisać umiesz:yes:
ginger dnia 19.04.2009 12:44 Ocena: Bardzo dobre
Straszne... Aż mnie coś ścisnęło... I już nic więcej rozsądnego nie napiszę, więc uciekam ;)

Błędów nie zauważono.
Miladora dnia 19.04.2009 15:46 Ocena: Bardzo dobre
No cóż, Wyrrostku, tak to jest... Najczęściej oczekujemy czegoś więcej, niż jest nam to dane...
- tysiąca metrów, na świeżo wybudowanym osiedlu domków jednorodzinnych należało usunąć usterki. - zmieniłabym trochę szyk zdania (metrów, należało usunąć usterki..._
- na dietach(,) postanowiłem
- wieczorów(,) przy muzyce płynącej z mikroskopijnego głośnika(,) planowałem
- wątpliwości/odległości - przypadkowy rym rozprasza
- najwyższy, europejski - bez przecinka
- le Stade(,) usytuowanym
- pomimo opłaty, na pewno - bez przec.
- oglądnięciem/podglądnięciem - powt.
- szpilkach(,) trzęsły się
- Zazdrościłem tylko paru alpinistom zaopatrzonym w raki i liny(,) albo (i) mogącym oderwać się od rozkrzyczanej gawiedzi.
- sensie mnie rozczarowywał; - rozczarował
- pobytu, odczułem na - bez przecinka
- Bojąc się oparzenia(,) zjechałem w dół.
- w Chamonix czułem się jakoś nieswojo, miałem chyba lekką gorączkę, zamówiłem (więc) małą wódkę. - popraw wg
- śmiesznej
ilości. - przenieś do właściwej linijki
- W porządku(,) załatwię je... (ja też chcę... ;) )
- każdy z was
wypije po głębszym. - przenieś do właściwej linijki
- Myśląc z współczuciem - ze współczuciem
- kaca(,) odczuwałem
- Poczułem się samotnie - samotny lepiej
- potem telefonistkę z Katowice - z Katowic
- osiągnęło szczytu. - sięgnęło
- Andrzej, to ty? - popraw wg
- Masz pojecie - pojęcie
- bo zwariuje! - zwariuję
- wiem, czy dłużej wytrzymam! - tak chyba lepiej
- Powiedz(,) jak mnie będziesz kochać(?)
- Nie marudź(,) bo ostygnę.
- telefon(,) nie miałem na benzynę.
- poskutkowało(,) wyrzucił mnie
- jadąc we mgle(,) straciłem
- pewności(,) czy poruszam się
- pasie trawy, - bez przec.
- szesnastą, i cieszyłem się - bez przec. (bo to jeden ciąg myślowy)
- Inspekcja stała się interesująca dopiero (wtedy), gdy musiałem wypakować z samochodu wszystkie - jesteś pewien, że 'interesująca" to właściwie słowo? Zmieniłabym (męcząca, denerwująca itp.)
- dokładne przeglądanie każdego drobiazgu - przeglądnięcie, albo przeglądanie wszystkich drobiazgów
- wszystkich nagrań/wszystkich niejasności
- Wypowiedzi jego zostały (tak)wysoko ocenione, (że)w związku z (tym) zapłacić musiał cło proporcjonalne do ich poziomu.- popraw
- przyjemność mnie omijała - ominęła
- opuścić "gościnne" podwoje - prawda?
- Koleżanka, mająca wskazać drogę - bez przec.
- Oczy jej, z pewnym rozbawieniem, błądziły po wnętrzu szukając wolnego miejsca. - bez przecinków
- Aby do niej usiąść dziewczyna, musiała wysoko - aby na niej usiąść i bez przecinka
- Usiadła niedaleko(,) wdzięcznie
- w dwóch rekach falowała - rękach
- rekach(,) falowała luźna
- chwile w mgle drzwi, - chwilę i zmień tę mgłę drzwi
- każdej rzeszy. - rzeczy
- potrzebowałem posiąść samochód - ratunku! (potrzebowałem posiąść?) :D
- wolno, bardzo długo(,) wyprzedziła - wyprzedzała
- prosząc(,) abym się
- pamięć, a przyjacielskie gesty - ale przyjacielskie...
- Czy może ma pan franki, albo dolary do sprzedania(?) (M)ój znajomy kupi po dobrym kursie.
- Czemu nie? Ile dacie, na przykład(,) za 100 dolarów(?)
- strojach(,) ustawiona w kolejności wiekowej(,) nie mogła doczekać się końca ceremonii powitalnej.
- wypięte piersi mojej żony, z głębi których wydobył się wznosiły toast: - ??? (styl)
- Przed przejściem do części artystycznej(,) musiałem uczestniczyć w obchodzie wysprzątanego na wysoki połysk mieszkania i zatrzymać się na nowym dywanie. - usunęłam przecinki
- było, bez wsparcia na - bez przec.
- wyrzeczeniach(,) kupić nam ten
- nonszalancko(,) w podstarzałej marynarce
- Blanc(,) przy piciu zmrożonego
- Teściowa na odświętnie przystrojonym stole ustawiła tort orzechowy, przystrojony - popraw wg
- Teść(,) Robert(,) zapalił
- razem, zdmuchną płomienie. - zdmuchnął i bez przec.
- jakimiś ważnymi(,) lokalno-lekarskimi tematami.
- zapytał(,) czy przyjechał ze mną
- prawa jazdy(,) Michał mocno
- wokół budynku(,) wróciliśmy na
- ani na krok od spódnicy prababci. - bez "od"
- spoglądając na zabawki(,)
Błędów nie zauważono, Imbirku? :smilewinkgrin:
Wyrrostku kochany - ja już tylko chcę doczekać do końca tej opowieści, Twojego rozwodu i resztę opowiesz mi osobiście przy wódce... :D A ja z ulgą poprzestanę na wysłuchaniu, bez konieczności rozbierania Cię i punktowania braku przecinków... :lol:
Co Ty na to? :D
Ja już chyba awansowałam na Twoją osobistą sekretarkę... ;)
A tak na marginesie, to chociaż tych literówek mógłbyś mi zaoszczędzić... (ja Cię chyba naprawdę lubię, skoro tak się z Tobą męczę... :lol: )
Co do tekstu - podnosisz poziom od pewnego czasu i w tym odcinku nadal jest to widoczne, mimo całej listy drobnych "wykroczeń" ;)
bdb z plusem (koniec rozpieszczania) :smilewinkgrin:
(poprzeczka idzie w górę)
Miladora dnia 19.04.2009 15:49 Ocena: Bardzo dobre
Do licha - ale tego wyszło! :D
Dobrze Ci tak - teraz będziesz siedział nad poprawą równie długo jak ja nad wyławianiem błędów... :lol:
wyrrostek dnia 19.04.2009 23:27
Gabstone, Milla, Ginger - dzięki drogie panie. :)
Droga Miladorko, nie opuszczaj mnie, nie zostawiaj - ja tak się staram, ale poprawy nie jestem w stanie obiecać. :(
Nie mogę przyjąć Twojej propozycji, bo przy wódce znajdziemy na pewno ciekawsze tematy.;)
Straszne dzięki - nie próbuję nawet określić rozmiaru Twojego zaangażowania - jestem wdzięczny.:)
Odnośnie poziomu - powiem nieskromnie, że to zamierzone działanie. Na początku miało być naiwnie-dziecinnie, a coraz "poważniej" wraz z rozwojem świadomości Andrzeja.
ginger dnia 19.04.2009 23:30 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Błędów nie zauważono, Imbirku?

Bo ja ich nie szukałam, to i nie znalazłam :D
Jak tekst mnie wciągnie - to koniec, może być nawet "rze", a mnie to nie ruszy :lol:
Miladora dnia 20.04.2009 01:44 Ocena: Bardzo dobre
Imbirku kochany - gdyby to Ciebie Wyrrostek tak ładnie molestował (popatrz, nawet płacze teraz), to też byś jak pies gończy uganiała się za przecinkami... :lol:
Wyrrostku - nawet naiwnie-dziecinnie powinno być perfekcyjne... :D
A ponieważ cierpliwa jestem, to poczekam na tę obiecywaną "nadświadomość"... :D ... Twoją... :lol:
wyrrostek dnia 20.04.2009 13:02
Miladorko czy Ty kiedyś nie masz racji? :)
Pewna uwaga
Cytat:
A ponieważ cierpliwa jestem, to poczekam na tę obiecywaną "nadświadomość"... smiley ... Twoją... [Laugh]

- nie obiecaną, ale oczekiwaną, bo ja też jestem jej ciekawy. :lol:
Miladora dnia 20.04.2009 13:16 Ocena: Bardzo dobre
Do licha - to już wyższa szkoła jazdy... :D
Muszę szybciutko zadbać o swoją, skoro mamy kiedyś tam spotkać się przy wódce (sama jestem jej też ciekawa, chociaż równie dobrze może to być coś okropnego...) ;)
Pozdrawiam, kochany...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty