Te wszystkie alejki naszego życia jak parku mają gdzieś wyjście, swój wylot z krainy drzew - ludzi. Sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata, dziesiątki, setki, tysiące ich, zmienne jak aura w parku żywota mojego, twojego, innego, znanego, obcego.
Pierwszego lipca w niedzielne popołudnie wśród tłumu parkowych ludzi, dzikich kaczek, gofrów z bitą śmietaną, lodów truskawkowych w czekoladowe paseczki i piłek radośnie podskakujących na trawnikach, w gęstwinie krzaków, labrador o imieniu Vera szturchał mokrym nosem kawałki gazet mokrych, ciężkich, że niby po deszczu. Pan M. mąż Pani K. nadaremno przywoływał Verę. Dzieci państwa M. i K. radośnie szarpały swego ukochanego psiaka do dalszej zabawy. Ale wierny swym zasadom labrador usiadł spokojnie obok Faktu, Wyborczej, Dziennika Zachodniego i kilku ulotek Tesco.
`Spłonęli żywcem`, `Kolejna ofiara cichego zabójcy`, `Złapano groźnego przestępcę`, `Od nowego roku podwyżki`, `Gdzie w tym roku wybrać się na Sylwestra`, `Klocki Lego tylko w Tesco kolego` szeptały druki wytłoczone literami o ostrych kształtach.
Panią K. zainteresowała oferta noworoczna, Pana M. drożyzna ścisnęła za gardło, a dzieci niewinne w swym całokształcie pożerały błękitnymi oczkami klockowe budowle swych wyobraźni, tylko Vera jakoś posmutniał w oczach, pochylił swój piaskowy łeb i szturchnął noworodka na wznak leżącego...
Pan M. i Pani K. jak w filmach w zwolnionym tempie podeszli do maleństwa o twarzy szarego anioła, Vera zaskomlał jakby uderzony, położył prawą łapę na stópce martwego maleństwa a pomiędzy wsunął nos pełen marzeń. Smycz szarpnęła przeraźliwie więc zerwał się pospiesznie za Panem M., jego żoną K.
i dziećmi o legolandowych uśmiechach.
-Widzisz - zaczęła Pani K. - gdyby te klocki były tańsze, to może by ten złodziej ich nie ukradł?
- Tak, tak kochanie masz rację - wtórował mąż M. - a gdyby nie te podwyżki, to ludzie i te wykrywacze w łazienkach by mieli i centralne może też, a tak te piecyki, ech, machnął ręką w zadumie gospodarczej.
- A wiesz, bo już o tych zabawach piszą, gdzie my w tym roku pojedziemy? -
zapytała Pani K.
Dzieci krzyczały rozradowane - Do Legolandu! Do Legolandu!
Vera człapał szczeniackimi łapami za panem m i panią k, a jego psie oczy szeptały: Boże, jak to dobrze, że jestem psem...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Marzenn81 · dnia 21.04.2009 11:02 · Czytań: 520 · Średnia ocena: 1,67 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: