Rozmowa.
Słyszę twoje kroki już na schodach. Charakterystyczny stukot wysokich obcasów, nieco chwiejny, rozlegający się echem po pustym korytarzu, trochę nieprzyjemny, przeszywający uszy. Nauczyłem się go już na pamięć, czasem wręcz mi się śni. Mam takie dziwne wrażenie, że nawet, gdyby ciebie nagle zabrakło, to ten stukot obcasów na schodach by pozostał, jako integralny element rzeczywistości.
Za oknem słyszę warkot motoru. W połączeniu ze stukotem tworzy on nieznośny dysonans.
Stukot jest coraz bliższy, a ja przewiduję kolejne dźwięki, jakie za chwilę wydadzą twoje obcasy. Te dwa ostatnie stuknięcia, trochę bardziej zdecydowane...
Po nich zawsze otwierasz drzwi. Teraz też stoisz w przedpokoju, mokra od deszczu. Ściągasz płaszcz. Powoli rozpinasz zamki swoich wysokich butów. Kosmyki włosów wymykają się spod czarnej frotki, opadając na ramiona. Obserwuję kropelkę wody, spływającą z mokrych włosów, wędrującą po twoim czole, po policzku, by na chwile zatrzymać się, zadrżeć gdzieś na brodzie, i spaść na ziemię, tworząc kałużę na podłodze. Jesteś jak ta kropelka deszczu. Wydajesz się taka, jak wszystkie inne, ale ścieżki, które wybierasz, znasz tylko ty. Nikt oprócz ciebie nie jest w stanie przewidzieć twego kolejnego ruchu.
Siadasz koło mnie, zapadając się w dużym, skórzanym fotelu. Zawsze w nim siedzisz. Ja już przestałem go używać. Wydaje mi się, że nawet gdy cię nie ma, to jakaś cząstka ciebie na nim zostaje.
Twarz masz ściągniętą, wygiętą w nieprzyjemnym grymasie. Chcesz mi coś powiedzieć?... Ciii, nie mów nic, na razie nie mów. Na razie pozwól mi obserwować twoją mokrą, białą koszulę i pomalowane na czerwono paznokcie. Z jednego z nich odprysnął kawałek lakieru. To takie do ciebie niepodobne.
Co mówisz?... Czy to naprawdę takie ważne? Ważniejsze od twoich skulonych pleców, drżących z zimna, albo ze zdenerwowania? Powinienem cię okryć kocem, ale widzę, że tego nie chcesz, gdzieś w twoich oczach, mieniących się w blasku energooszczędnej żarówki. Jaki jest kolor twoich oczu? Niebieski, zielony, szary?... Chyba jeszcze nikomu nie udało się go odgadnąć. Dziwne, mam takie wrażenie, że gdybym poznał ich barwę, poznałbym i ciebie.
Bo cię nie znam. Znam za to ruch twoich palców, delikatnie zagarniających kosmyki włosów za ucho. Znam każdy twój grymas, każdy gest, wiem jak jesz, jak się śmiejesz, jak martwisz... masz wtedy taką pojedynczą, pionową zmarszczkę na czole. Nie lubię jej widzieć.
Teraz właśnie widzę tę zmarszczkę. Nie, nie mów już. Ciii. Czemu słowa są tak ważne? Słowa są puste, nic nie znaczące. Co do mnie mówisz? Czy to samo, co twój zapach, zapach drogich perfum, goździków, herbaty z cukrem? Pachniesz jak przyjemny, jesienny poranek, taki, kiedy nie trzeba się nigdzie spieszyć, kiedy za oknem panuje ładna pogoda, a dobry humor rozgrzewa jak łyk ciepłej herbaty, mówiłem ci to już kiedyś?...
Zmarszczka nie znika, zaburzając idealność twego czoła. Zawsze gdzieś w tobie widzę cień tej zmarszczki.
To twoja łza, czy kropla deszczu? To chyba nieważne - ważne, że teraz zostawia smugę na twej twarzy. Szybko ścierasz ją ręką. Po co to robisz?
W przedpokoju została tylko kałuża. Nie wiem, czy to kałuża deszczu, czy twoich łez. Na schodach słyszę stukot obcasów. Ale to nie ten, który mi się śni.
Nie wiem, co do mnie mówiłaś. Nie mógłbym ci tego powtórzyć. Za to pamiętam najmniejszy ruch twoich warg, ich najmniejszy grymas. Pamiętam dokładnie, jak się układały.
Ale to się przecież nie liczy. I nigdy nie zrozumiem, czemu.
Zostawiłaś swój czerwony szal. Pachnie kurzem i goździkami.
Czasem słyszę twoje obcasy. Ich nie mogłoby już zabraknąć. Nikt nie mógłby wydrzeć ich dźwięku z mojej rzeczywistości. Ty już od dawna im nie towarzyszysz. Ale to nieważne.
Czasami myślę, że gdyby zabrakło tych obcasów, to zabrakłoby mnie.
Ale mnie już jakby braknie - zgubiłem się gdzieś pomiędzy ruchem twojej wargi, a pionową zmarszczką na czole.
I ciągle nie mogę się odnaleźć.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Iseult · dnia 22.04.2009 10:45 · Czytań: 669 · Średnia ocena: 3,13 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: