Z wysokości schodów, podjeżdżających na piętro, Ewa od razu dostrzegła mężczyznę, wyrastającego ponad tłum, w długim, czarnym płaszczu. Sunął z wózkiem energicznie przez środek supermarketu. Ruszyła w jego stronę.
Chwilami znikał jej z pola widzenia, to znów wyłaniał się zza regałów. Jego wózek szybko się wypełniał. Bez zastanowienia brał z półek, co wpadło mu w oczy. Uśmiechnęła się i cofnęła do małego bistro przy głównym pasażu. Kiedy ponownie wyjrzała ładował w torebki potężne ilości orzechów, bananów i owoców kandyzowanych. Na koniec wybrał dorodnego ananasa i obładowany torbami w obu garściach stanął w kolejce do zważenia towaru. Jedna z dziewcząt, nie przerywając paplania z drugą, mechanicznie zametkowała jego zakupy i położyła mu do wózka na kartony z sokami, konserwy i rozmaite pudła i pudełka.
Rozejrzał się, co jeszcze kupić. Niemal zderzył się z roześmianą dziewczyną, która wypadła nie wiadomo skąd, przebywając przestrzeń niemal w podskokach. Miała na sobie uniform w barwach supermarketu a spod służbowej czapeczki z daszkiem spływało jej na plecy pasmo jasnych włosów.
- Wybrał pan już wszystko na kolację? O, widzę, że dziś będzie wystawna...
- Wolałbym ją zjeść z panią, Ewo.
- No, no! Może kiedyś! Pomóc w czymś?
Rozłożył ręce w geście niezdecydowania, jakby sam nie wiedział, co ma, a czego mu jeszcze trzeba.
- Muszę uciekać. Jestem dziś w bistro sama. Jest niby koleżanka, ale tylko w zastępstwie, bo zna się tylko na książkach i zabytkach. Studiuje historię sztuki i tu obsługuje punkt księgarski. Niech pan do nas zajrzy... to jeszcze coś doradzę.
Uśmiechnął się: - Dobrze moja mała.
Odwróciła się i znikła.
Nigdy nie wiedziała, czy słowa "moja mała" brać za dobrą monetę, czy się obrazić. Mogło to oznaczać pewną zażyłość, ale też protekcjonalne poklepywanie. A może tak mówi,bo dużo od niej wyższy. Ile razy się tu pojawia, zamieniają parę słów w żartobliwym tonie. To od czasu, gdy była jeszcze na stoisku spożywczym i pomogła mu raz wybrać coś na kolację. Odkąd przeniosła się do bistra na piętrze, on zawsze tam wstępuje, coś zjeść, wypić kawę.
Jeszcze nie mieli okazji poznać się bliżej, bo wymieniają tyko urywane zdania, pomiędzy jednym a drugim kupującym lody albo kawę. Zresztą regulamin zabrania nadużywania kontaktów z klientami. Ma wrażenie, że mu się podoba, tylko inni kupujący im przeszkadzają. W czym przeszkadzają?- sama nie wie.
Nawet jeśli to są zwykłe przygaduszki podrywacza, ubarwiają jej znojny dzień pracy z powtarzającymi się monotonnie czynnościami. Nie może się oprzeć, by go nie wypatrywać w tłumie. Kuba - bo znała już jego imię - pojawia się, kiedy musi kupić coś na kolację, a inne sklepy pozamykane. Najczęściej w niedzielę pod wieczór. Teraz, odkąd zapanowała jesienna plucha i ciemności zapadają wcześniej, on przychodzi niemal w każdą niedzielę. Widać nie ma kto o niego zadbać.
Sądziła, że - jest zanadto zblazowany, by taki supermarket stanowił dla niego atrakcję, jak dla takich, którzy w niedzielę łażą po sklepie dla rozrywki. Ale czasem wypadnie mu samemu zjeść kolację, a pewnie mieszka gdzieś niedaleko. Być może szykuje kolację dla dwojga? - pomyślała z zazdrością i spróbowała nutkę żalu zabić złośliwością: ma przy tym okazję popisać się tu srebrną kartą kredytową, bo z pewnością taką posiada, a może nawet złotą. Nie starała się o tym przekonać. Jej to nie imponowało. Stanowiło nawet przeszkodę. Forsiasty snob, japiszon kupujący rzeczy markowe, nie mógł się przecież zainteresować skromną pracownicą sklepu. Nawet jeśli, jak ona, jest dorabiającą sobie do stypendium studentką. A skromna pracownica sklepu, czy nawet studentka, nie zawraca sobie głowy takimi typami.
Tylko, gdy raz i drugi pomogła mu w zakupach, patrzył na nią tak, że w tym spojrzeniu kryło się wszystko za czym dziewczyna tęskni. Szczególnie taka z akademika, gdzie wszystkie są bardzo osamotnione, bo z dala od bliskich i szczególnie pragną się zakochać. Tylko tak ponosi je wyobraźnia, że najczęściej bywają zakochane nieszczęśliwie! Niby są nowoczesne, cyniczne, ale w głębi serca przewrażliwione. Wszystko nadmiernie komplikują.Wyobrażają sobie zaraz Bóg wie co. Każde słowo chłopaka, każde spojrzenie analizują z koleżankami po sto razy, dumając: co on przez to chciał dać znać? Zrywają z nim pochopnie, potem tęsknią. Pocieszają się, że nieszczęśliwe zakochanie jest najpiękniejsze. Bolesne targanie serca czuje się najsilniej. Szczęśliwe zostawia mniejszy ślad w duszy. Nienowoczesne to? Nieraz do późna w nocy, pootulane w szlafroki, dyskutują o tym zażarcie na schodach i korytarzach akademika szeptem, by nie budzić śpiących koleżanek. Cóż, uczucia nie są racjonalne. Serce nie jest najmądrzejsze.
Zapomniałaby o Kubie szybko, bo takie zakochanie łatwo zmienia obiekt zainteresowania, ale on za każdym razem wypatruje, by właśnie ona pomagała mu w zakupach. Musi mieć się na baczności, żeby nie za długo z nim rozmawiać i nie podpaść szefowej.
Wiedział już, że ma na imię Ewa, studiuje marketing i zarządzanie, a mieszka w akademiku. I, że nie ma chłopaka. To ostatnie wyznała mu z oporami po jego dociekliwym, choć żartobliwym dopytywaniu. Przyznać się, że się nie ma chłopaka, jest głupio, ale powiedzieć, że się ma, a nawet skłamać, to zamknąć pytającemu drzwi. Odkąd przyznała się, że jest singlem, zaczęła czekać z większą niecierpliwością. Wyglądało jakby przyjął jej wyznanie z ulgą. Ale nic więcej.I co dalej?
Sama siebie beształa, że niecierpliwość odbiera jej rozum, przysłania jasność widzenia. Pogrąża się tak w beznadziei.
W tym momencie też nic wokół siebie nie widziała. Omal nie wpadła na starszawą paniusię, targającą przeładowany wózek. Ta chciała coś krzyknąć , lecz nie zdążyła, bo winowajczyni znikła za półkami. Może nawet nie przeprosiła.
- Co za maniery!- wykrzyknęła nabzdyczona kobieta i zaraz popędziła idącego za nią pokornie męża - No gdzie ty się wleczesz?!
CDN
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krystyna Habrat · dnia 24.04.2009 10:26 · Czytań: 1376 · Średnia ocena: 3,14 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: