Monika nie mogła wyjść z podziwu, jak szybko Jacek odnalazł się w nowej rzeczywistości. Codziennie rano odprowadzał ją do szkoły, ale spotykali się za rogiem ulicy, po południu spacerowali razem do domu - rozstając się dwie przecznice dalej. Ta konspiracja Monikę smuciła, a Jacka bardzo szybko zaczęła wkurzać.
-Ile jeszcze będziemy się kryć? - pytał, kiedy usiłowała przemówić mu do rozsądku. W końcu ubłagała go, żeby poczekał na wyniki jej testów gimnazjalnych - miała nadzieję, że jeśli napisze dobrze, będzie to mogła wykorzystać jako solidny argument w kłótni z rodzicami, do której na pewno musiało dojść.
Czarę goryczy przelał wypad do kina, w pewne sobotnie popołudnie. Jacek, wściekły, że musieli się spotkać pod kinem i nawet tam udawać, że nic ich nie łączy, bo spotkali akurat kumpla z podwórka, zapowiedział Monice, że koniec z konspiracją. Wtedy zaszło jednak coś, co odwróciło ich uwagę od niewinnej przecież zabawy z rodzicami.
To był piątek, siedzieli w parku na ławce, oboje z aparatami w rękach. Monika jedną ręką czesała irokeza Jacka, a chłopak spod oka obserwował loki kasztanowych włosów dziewczyny.
-Adrian wie.
-Co? Skąd?
-Domyślił się, ja mu nic nie mówiłem. Minęło dwa tygodnie... Dopiero... I aż. To co, idziemy jutro na koncert?
Monika wycofała rękę i zaczęła się bawić cyfrówką. Jacek, z uśmiechem na ustach, zatopił spojrzenie w czarnych oczach.
-Możemy iść - zgodziła się potulnie, ale jakoś bez specjalnego entuzjazmu. Jacek wziął ją za rękę, przesunął palcem po skromnym, srebrnym pierścionku, jedynej ozdobie, jaką Monika nosiła.
-Co...
Urwał gwałtownie, bo zadzwonił jego telefon. Odebrał. Monika przeglądała zdjęcia, jakie zrobiła tego dnia, więc nie zauważyła pobladłej twarzy chłopaka. Dopiero gdy wstał, spojrzała na niego.
-Jacek, co z tobą?!
Głos chłopaka zabrzmiał głucho:
-Zabili Marcina.
Nie pytała jak, kto, dlaczego. Wiedziała. Sprawa Marcina, idealisty z liceum była znana na całym osiedlu. Chłopak dilował, wiedzieli o tym wszyscy. O tym, że on również ćpał, nieliczni. Ale postanowił z tym skończyć. Za późno. Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak późno, póki nie znaleźli go w jego pokoju, jeszcze ze strzykawką w zagięciu łokcia. Pierwszą myślą był "złoty strzał", ewentualnie przedawkowanie. Jacek nigdy w to nie wierzył i słusznie. Sekcja wykazała, że zmarł w wyniku porażenia mięśni oddechowych. To znowu mogło być spowodowane tylko jednym: strychniną. O tym, że właśnie w ten sposób "Katar", lokalny diler, zajmował się tymi, co mu się narazili, krążyły legendy. To takie łatwe: doprawić herę.
Potem na krótko przestali się widywać, Jacek siedział najczęściej sam w swoim pokoju. Wiedziała, dlaczego. Marcin był jego najlepszym kumplem od podstawówki. Ale dopiero kiedy "Kartofelek", małolat, który dostarczył zatrutą działkę Marcinowi, powiesił się w pobliskim lesie, zaczęła się bać. Znała przecież Jacka i wiedziała, że on tego już nie daruje. Nie mógł podarować śmierci kumpla i samobójstwa chłopaka, na którego oczach zginął Marcin.
Potem nagle, na pozór bez powodu, Jacek odżył. Poszli raz do kina, umówili się na koncert. Nie wiedziała, bo skąd, że zgłosił się na policję, że był w prokuraturze, że zeznał wszystko, co wiedział, a za co "Katar" mógł pójść na ładnych parę lat do więzienia. Powiedział jej o tym, ale za późno, jak zwykle. Na tym osiedli wszystko wszyscy robili za późno. Pokazał jej nagrania, kopie protokołów ze swoich zeznań. Przeraziła się wtedy jak nigdy dotąd, zaczęła go błagać, by je wycofał. Strach o życie chłopaka był zbyt silny. Wiedziała przecież, że na "Katara" nie ma mocnych. On zawsze dostawał to, czego chciał. I nie grało roli, czy była to działka, nowy telefon czy życie jakiegoś marzyciela, co uwierzył, że zdoła mu się przeciwstawić.
Jedyna różnica polegała na tym, że Jacek w to nie wierzył. On nie musiał. Jedyne, czego chciał, to żeby po raz pierwszy na tym osiedlu sprawiedliwości stało się zadość.
Wtedy po raz pierwszy w oczach Jacka zobaczyła wstręt.
-Chcesz, żebym był taki jak oni?
-Chcę, żebyś żył! - krzyknęła wtedy. Jacek bez słów całował jej dłonie, ale co z tego, kiedy oboje wiedzieli, że nie wycofa zeznań.
Miara przebrała się pewnego słonecznego popołudnia, kiedy Monika wylądowała w szpitalu. Jacek przyleciał wtedy do niej blady jak ściana, z przerażeniem w oczach. Gdyby wtedy coś powiedziała, odwołałby wszystko, zapewniłby samego Boga, że po jesieni nadchodzi lato. Ale ona potrząsnęła głową. Nie powiedziała ani słowa, tylko potrząsnęła falą czarnych loków.
-Chcesz tego?
Odpowiedziała dopiero po chwili.
-Za późno na krok w tył.
Dopiero potem zapytał:
-Co ci zrobili?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 26.06.2007 12:57 · Czytań: 958 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: