Poznałam ją na krawędzi obłędu, gdzie zwykła sobie spacerować. Czarodziejka. Nie ma na imię Luisa, tylko Magdalena. I nie jest Marią Magdaleną, choć z mojego punktu widzenia tyle samo w niej seksualności i grzechu. Zwabiła mnie w "siateczkę słów". Zazwyczaj przez podobne prześlizgiwałam się, rozpryskując ogonem powietrze, ale ona uplotła ją ze swoich włosów, prawie niewidzialną, specjalnie dla moich rozmiarów.
Moja Maga nie ma oczu, lecz dwa lustra, w których odbija się świat. Cokolwiek jej nie zrobiono, wracało. Bywa nieprzytomnie zakochana, bez pamięci, choć nie dociera do niej nic z okrucieństwa, dlatego myśli, że świat jest piękny.
Dopiero, kiedy otwiera uszy, zaczyna rozumieć, dlatego najłatwiej do niej mówić muzyką. W jej głowie kłębią się splątane myśli, które próbuję czasem rozdzielić, rozczesać, żeby mogła znowu robić z nich sieci, ale to na nic - kiedy się zamyka, zaczynają żyć własnym życiem, jak setki węży. Sykiem podpowiadają jej to, co złe.
Kiedy Moja Maga mówi, ludzie dziwią się, że w dziecku może być tyle goryczy. Nie rozumieją, że ktoś, kto na co dzień słucha węży, nie potrafi mówić inaczej. Węże są stare i zgorzkniałe, kiedy Maga umrze, przeniosą się do innej głowy, tak jak kiedyś przyszły do niej, bo umarł ich poprzedni nosiciel. Nie lubią świata, a Maga chciałaby świat kochać. Tylko nie wie, co to znaczy - miłość.
Ktoś ją pokochał taką, jaka jest. Z brakiem lęku i wiecznym samooskarżeniem. Maga ma serce i czuje nim, ale nie rozumie tego, co czuje, więc węże odciągają jej uwagę od Tego, Kto Kocha. Nie potrafią jej tego wyjaśnić.
Patrzę na nią z daleka. Boję się podpłynąć, bo mam wrażenie, że gryzie i zatruwa jadem. A może po prostu boję się patrzeć w jej lustra? Może to ja jestem tchórzem, wolę podziwiać na odległość, niż dotknąć? Takie są te Magi, że człowiek twierdząc, że mają w sobie zbyt wiele kruchości, omija je tak naprawdę ze strachu o własny spokój.
Maga nie jest typową przedstawicielką płci pięknej. Ma kobiece biodra i dziewczęce piersi. Choć jest niewielka, to złota i bardzo dobrze widoczna. Nie ma człowieka, który przeszedłby obok niej obojętnie. W porównaniu z nią kurczę się do rozmiarów rzęsy. Maga ma rzęsy, na których zatrzymują się spojrzenia, wabiki dla luster. Każdy, kto zobaczył ją raz, pamięta do końca siebie w niej.
Czuję się czarnosrebrna i blada. Widzę wszystko i mogę być wszędzie - w końcu wypuściła mnie z powrotem do wody. Poruszam się w przestrzeni i czasie, a jednak z pokorą zgodziłam się nie wracać do Dni Przed Nią i Miejsc Należących Do Niej.
Obiecała mi kiedyś zapleść włosy, więc je obcięłam. Tylko tyle zostało mi suwerenności, bo już nawet oczy mam bardziej lustrzane i tym samym, co ona, spokojnym głosem, lekko zardzewiałym z bliskości łez przeklinam, nie czując znaczeń.
Witam. Jestem Pola, syrena. Powinnam być jej twórczynią, sprawić, by stała się poematem. Mogłam jej zabrać Jego, mogłam potłuc lustra, wstawić w ich miejsce płaczące, wrażliwe oczy. Uderzyć w twarz, wyrwać z włosami węże z głowy...
Ale tylko Pola mogła pokochać Magę.
Ale tylko Magę mogła pokochać Pola.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
soczewica · dnia 01.05.2009 14:01 · Czytań: 615 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: