Michał klęknął przy wykopanym świeżo dole na trumnę i spod oka spojrzał na Anitę. Stała nieruchomo za drzewem, nie podchodząc do skromnego pochodu. Od rana siąpił deszcz i dziewczyna była całkiem przemoczona. Otulona długim płaszczem, zdawała się nawet tego nie dostrzegać. Do Gdańska nie mogli zabrać wielu przyjaciół. Przyjechała tylko rodzina. Trumnę, cudem chyba, załatwiła Kamila.
Ceremonia była krótka. Szybka modlitwa, otarcie łez. Nieliczni towarzysze szybko się zmyli. Tylko Kamila, skamieniała w swoim bólu, nie dawała się odciągnąć od świeżego wzgórka.
Michał kątem oka zobaczył, że do Anity podeszło dwóch chłopaków, niewiele od niej starszych. Natychmiast do niej przyskoczył.
-Michał? - spytał wyższy. Michał otaksował nieznajomego uważnym spojrzeniem. Czarna, skórzana kurtka, ciemne dżinsy, glany. Niższy blondyn był w maskującej bluzie i wojskowych spodniach.
-Czego chcecie? - warknął. Anita położyła uspokajająco dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na nią ze zdumieniem.
-Znasz ich?
-AP - rzuciła tonem wyjaśnienia.
Zmarszczył brwi. Wiedział dobrze, że organizacja założona przez Anitę działała tylko na terenie Lęborka.
-U nas to jest POP - wtrącił blondyn, wyciągając rękę. -Paweł.
-Kuba - rzucił krótko drugi.
-Nazwy są inne, sprawa ta sama - powiedziała spokojnie Anita. -Rozmawiałam z Jackiem. Sprawdził. Jak ci coś nie pasuje, wracaj do domu.
-A ty?
-Zostaję.
-Okej, to do czego jesteśmy wam potrzebni?
Chwilę stali w milczeniu. Anita zacisnęła zęby. Była wściekła.
-Nie musicie nam ufać, ale tak stać też nie możemy - burknęła.
Kuba drgnął, jakby rozbudzony z głębokiego snu i szybkim ruchem objął Anitę. Michał sapnął zaskoczony, ale Anita nie zareagowała. Zrozumiał: przykrywka.
Do lasu pojechali sporym oplem. Kierował Paweł. Zatrzymali się na jakieś dużej polanie. Zostawili samochód i weszli między drzewa. Po dłuższej chwili usłyszeli krzyk i odgłosy szamotaniny. Kuba przyspieszył, Anita już biegła za nim.
Wyglądało to jak partyzancki sąd. W środku koła utworzonego przez młodych chłopaków, siedział związany i trzęsący się Rusek. Mundur był poszarpany, zakrwawiony. Michał stanął pod drzewem, osłupiały. Anita, spokojna jak góra lodowa, klęknęła na trawie.
-I jak? - rzucił w przestrzeń Kuba.
Podniósł się starszy chłopak, wyglądający na studenta. Czarne, zmierzwione włosy opadały mu na twarz. Prawą dłoń miał obwiązaną brudnym bandażem.
-Nic.
-Jesteś pewien? - Kuba nie wydawał się zaskoczony, choć na pewno był zły. Chłopak wzruszył ramionami.
-No to co z nim robimy? - Paweł podszedł do więźnia i z rozmachu kopnął go w brzuch. Michał skrzywił się i zrobił trzy kroki, jakby gotowy do obrony jeńca.
-Jest jedno wyjście - burknął jakiś ogolony na łyso dresiarz.
Michał pomyślał, że w żadnej innej sytuacji nie byłoby to możliwe: "dres" siedział obok punka. Potrzeba było wojny, żeby zjednoczyć wszystkie mniejsze grupy.
-I kto to zrobi?
Michał, nie rozumiejąc, powiódł wzrokiem dookoła. Wszyscy byli zacięci, ale jednocześnie jakby zmieszani. Jakby dotykali czegoś, na co najchętniej woleliby nie patrzeć.
-Proszu... - zaczął jękliwie Rosjanin. Mówił szybko, przeplatając słowa rosyjskie i polskie. -Zapomnimy, budiet charaszo, puśćcie...
Kuba, wbrew sobie, parsknął śmiechem. Paweł zamachnął się, ale nie uderzył. Splunął więźniowi w twarz.
-Tak jakby, do kurwy nędzy, wasze słowo było coś warte!
-Paweł, dość - rzucił Kuba. Pokręcił głową i oparł lekko dłoń na wybrzuszeniu kurtki. Michał momentalnie zrozumiał. Cofnął się o krok.
-Ty chcesz go zastrzelić? - wyjąkał. Kuba spojrzał na niego zimno.
-A co, mamy go puścić? Żeby jutro pozabijał nasze rodziny? - wyjął malutki pistolet ze spiłowaną lufą i wycelował.
Wszyscy zamarli, czekając na nieuniknione. Ale ręka Kuby zaczęła drżeć. Cofnął dłoń.
-Nie mogę - prawie jęknął. Rusek uśmiechnął się kpiąco, jakby rozumiejąc, że chwilowo jest bezpieczny.
Anita podniosła się tak szybko, że umknęło to oczom. Jakby poruszała się szybciej niż mózg przetwarzał obraz.
Zanim Michał zdążył cokolwiek powiedzieć, wyciągnęła rękę z kieszeni. Mdły odblask słońca zalśnił na podłużnym metalowym kształcie. Michał nie rozumiał, ale instynktownie wiedział już, że w tej chwili los Rosjanina został przypieczętowany.
Dziewczyna podeszła do Ruska i przyłożyła mu glocka do czoła. Żołnierz nawet nie zdążył się przestraszyć. Na jego ustach wciąż błąkał się cyniczny uśmieszek, kiedy Anita pociągnęła za spust. Rozległ się cichy syk, jakby ktoś odkręcił butelkę z gazowanym napojem.
Kolejny obraz, który Michał zarejestrował, przedstawiał korpus rosyjskiego żołnierza leżącego na trawie. Zamiast głowy widniała niezidentyfikowana masa odłamków kości, krwi i mózgu.
Dresiarz chwilę patrzył na trupa, po czym odwrócił się i zwymiotował. Wszystko stało się tak szybko, że chłopcy nie zdążyli się nawet podnieść. Paweł coś krzyknął, Kuba zaciął wargi i przełknął ślinę tak głośno, jakby połykał żabę.
Michał cofnął się aż do drzewa i oparł się o nie plecami, bojąc się, że upadnie.
Anita stała nad Ruskiem. Pistolet w opuszczonej dłoni jeszcze dymił.
-Boże przenajświętszy - jęknął długowłosy chłopak, wyglądający na fana heavy metalu.
Michał nie wiedział, co robi, ale podszedł do przyjaciółki i zacisnął palce na jej ramieniu. Popatrzył jej w oczy, chcąc dostrzec - co? Jakąś wymówkę? Dobrze wiedział, że jej wymówka ma dwanaście lat i spoczywa właśnie pod cmentarną płytą. Usprawiedliwienie?
Twarz Anity była zimna, nieprzenikniona, ale w oczach widział pierwsze oznaki paniki. Jakby dopiero teraz dotarło do niej, co zrobiła.
Odciągnął ją na chwilę między drzewa. Osunęła się bezwiednie na mech.
-Coś ty zrobiła? - jęknął.
Dziewczyna, wstrząsana suchymi torsjami przez dłuższą chwilę nie odpowiedziała.
-To była moja wina - wyszeptała. Michał zmarszczył brwi.
-Co?
-Nika. To była moja wina.
-To nie AP ją zabiło. Tylko Ruscy.
-Nie - głos Anity był zmęczony niczym głos osiemdziesięcioletniej kobiety. -Tu nie chodzi o AP. Ta akcja... Mietanow był mój. To ja to zaplanowałam. To ja miałam stać wtedy z Bartkiem. Odwołali mnie w ostatniej chwili, a ja, głupia, nawet nie zapytałam! - krzyknęła. Po jej twarzy jednolitym strumieniem płynęły łzy. Dłonie zaciskała wciąż na zimnej lufie glocka.
-Anita... - zaczął i nie wiedział, co dalej. -To gra. To wszystko gra. Musisz przez to przejść.
-Nie! - wrzasnęła. -Może dla ciebie to jest jakaś pieprzona gra, ale ja w to wierzę! Wierzę od początku, tylko nigdy nie przypuszczałam, że przyjdzie mi za to zapłacić jedyną siostrą...
-Nika podjęła decyzję. Tak jak ty, ja i tysiące innych ludzi. Panuje wojna! W Polsce już nie ma dzieci. Nawet pięciolatki nimi nie są.
Anita pokręciła głową i oparła się o korę drzewa.
-A jeśli przegramy? - wyszeptała.
-Mówisz o wojnie? - zawahał się Michał. Anita parsknęła niczym kotka.
-Nie. Mówię o tym, w co walczymy. Pieprzyć wojnę, żyć można wszędzie. Ale co jeśli wszystko, co oddamy, pójdzie na marne? Oddamy wszystko za wolność, a ona nie przyjdzie?
Michał wzruszył ramionami. Oboje dobrze wiedzieli, że na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 02.05.2009 18:54 · Czytań: 631 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: