Kurator - wyrrostek
Proza » Obyczajowe » Kurator
A A A
Kolejne opowiadanie z tomu "Mury Carcassonne".
Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.

Kurator


Lato dobiegało końca.
Myśl o tym okresie wywołuje w sercach większości ludzi smutek i żal. "Minął sierpień, minął wrzesień"… - Zazdrościłem Michnikowskiemu; jak dobrze gdybym mógł tęsknić tylko za czerwonymi pomidorami.
Oparty o parapet okienny wiodłem przygnębionym spojrzeniem za pociągami odjeżdżającymi gdzieś w nieznane po lśniącej w słońcu pajęczynie szyn.
Mijało pogodne popołudnie, opalenizna rąk przypominała bułgarską przygodę, wzrastała melancholia.
Zadzwonił telefon. Gdy usłyszałem głos Ireny, miałem zamiar odłożyć słuchawkę. Prosiła o spotkanie, chciała osobiście przekazać coś ważnego.
W zasadzie nie miałem nic do stracenia, umówiłem się jednak w neutralnym miejscu.
Szukając parkingu przy Wesołym Miasteczku, z daleka zobaczyłem znajomą sylwetkę. Jej letnia sukienka wydobyła z pamięci wspomnienie opolskiego spotkania. Gdy swobodnie siadała na przednim siedzeniu, wyzywająco uwypuklając swoją kobiecość, nie miałem wątpliwości jak głębokich problemów dotyczyć będzie konwersacja.
Nie znajdywałem powodów, dla których powinienem uchylić się od wzajemnej wymiany zdań.
Nerwowo rozpocząłem poszukiwanie odpowiedniego miejsca. Żywiołowo wzrastało napięcie wywołane potrzebą dialogu.
W okolicy parku wszędzie napotykałem przeszkadzających ludzi. Irena zaproponowała mieszkanie na Tysiącleciu.
Gwałtowna wymiana myśli obudziła dzieci (opinia innych domowników mało mnie interesowała). Oczywiście przerwaliśmy dyskusję. Zostałem jednak do tego stopnia zainteresowany tematem, że postanowiłem powrócić do niego w pogłębionej formie. Otwarta prezentacja przedstawianych poglądów przeciągnęła się do późnych godzin nocnych.

Irena nie przejawiała wielkiej skłonności do ustępstw, zależało jej jednak bardzo na moim powrocie, a kobiecą bronią operowała niezawodnie.
W sytuacjach, gdy chciała załatwić istotną sprawę, używała nadzwyczaj atrakcyjnych argumentów. W warunkach codzienności "dialog" potrafiła sprowadzić do spraw banalnych.
Pozostałem na Tysiącleciu.
We własnym mieszkaniu zamieszkałem na zasadzie lokatora. Dostałem do dyspozycji najmniejszy pokój, z możliwością zamykania go na klucz. Julia i Klaudia miały pójść do przedszkola. Michał rozpoczynał naukę w pierwszej klasie.
Nie obiecywałem sobie za dużo, wyczuwałem nienormalną sytuację.

Wszyscy dostosowywali się do nowych reguł, oprócz teściowej; niezadowolenie z powodu mojego powrotu akcentowała przy każdej okazji. Ignorowałem jej zachowanie, nie spodziewając się, aby bogaty arsenał "dobrodziejstw" jakimi mnie obdarowywała mogła jeszcze poszerzyć. A jednak...
Postanowiłem nie angażować się w sprawy domowe; wyjątek stanowiły dzieci.
Widywałem je do tej pory często, przyjeżdżałem przecież codziennie do biura - wykorzystywałem nieunikniony kontakt. Michał nawet wielokrotnie przychodził do zespołu i w czasie moich godzin pracy pokrywał kawałki bristolu lub kalki kolorowymi rysunkami.
W czasie samotnych wieczorów wypełnionych tęsknotą za nimi, wspominałem wesołe sytuacje, do jakich dochodziło, gdy psociły.
Postanowiłem teraz, z tych zabawnych historyjek, zrobić film.
Napisałem scenariusz, następnie scenopis i przystąpiłem do realizacji. Spieszyłem się, chcąc przedstawić tę rodzinną komedię na klubowym przeglądzie.
Irena intensywnie pomagała przy zdjęciach, zaangażowała się nawet do tego stopnia, że zrezygnowała z nadgodzin.
Atmosfera pracy pochłonęła nas całkowicie.
Dzieci miały niejednokrotnie dosyć intensywnego światła reflektorów i związanej z tym wysokiej temperatury. Podporządkować więc musiałem tempo realizacji do dyspozycyjności małych aktorów.
Oprócz teściowej, nikt mi nie przeszkadzał. Strasznie ją denerwowało, że córka nie sprzeciwia się moim pomysłom.
Prawdę powiedziawszy, film stanowił jedyną dziedzinę, gdzie miałem coś do powiedzenia.
W taki sposób skonstruowałem treść krótkich nowelek, aby każdorazowo następowało zderzenie łobuzerskich poczynań Michała z pozytywnie-twórczymi działaniami dziewczynek.
Inspiracją do tytułu stał się zespół estradowy "Dwa plus jeden".
Film odniósł sukces w Chorzowie, a następnie w Polanicy. Mieliśmy dużą satysfakcję, ukazał się nawet artykuł w prasie na nasz temat.

Zawarty układ, pomimo chwiejnej równowagi, stawał się stabilny. Irena przychodziła nawet często (naturalnie jak nie miała szpitalnych dyżurów) podyskutować w nocy do mojego pokoju. Natomiast w ciągu dnia, jak nie chciałem wysłuchiwać jej opinii, zamykałem drzwi na klucz.
Kłopoty dnia codziennego udawało się przezwyciężać. Ogólna sytuacja, szczególnie na Śląsku, nastrajała wszystkich optymistycznie.
Nie dręczyły nas problemy finansowe, a sprawy zawodowe ułożyły się również pomyślnie. Spełniałem wszystkie warunki do otrzymania uprawnień budowlanych. Wniosek mój, złożony w tej sprawie w Urzędzie Wojewódzkim, poparty wymaganymi dokumentami został pozytywnie rozpatrzony. W niedługim czasie po tym, dyrektor biura awansował mnie na stanowisko projektanta.

Nawet samochodowa stłuczka nie zmieniła pozytywnego nastroju. Doszło do niej w sposób dość typowy:
Jechałem na rondzie w sznurze samochodów. Z Koszutki nadjeżdżał tramwaj. Zorientowałem się, że mam na tyle czasu by zdążyć przed nim. W momencie, gdy dodawałem gazu zobaczyłem światła stopu. Nie zdołałem zahamować. Na skutek uderzenia poprzedzająca mnie skoda zdążyła "przejechać" na drugą stronę torów.
Nie czułem się winny, ale nie chciałem też wszczynać dyskusji o lekkie zagięcie mojego zderzaka. Innego zdania była pasażerka skody. Zadzwoniła na milicję. Na radiowóz nie czekaliśmy długo. Uprzejmy sierżant przywitał się na osobności z obrotną kobietą, po czym poprosił mnie o dokumenty. Gdy się upierałem przy swojej niewinności, zatrzymał prawo jazdy i obiecał sprawę skierować do kolegium.

Kolega Ireny, jeden spośród szerokiego grona, miał znajomości w "drogówce". Podał nam nazwisko komendanta, do którego mieliśmy się zwrócić następnego dnia. Zaopatrzeni w szynkę i koniak z Peweksu pomaszerowaliśmy pod wskazany adres. Oficer, do którego nas skierowano, wzbraniał się przed przyjęciem prezentów. Uprzejmie poprosił o wyjaśnienia. Ponieważ nie siedział sam w pokoju, staraliśmy się w sposób oględny wyjaśnić okoliczności sprowadzające nas do niego. Udawał, że nic nie rozumie. Wprowadzona przez Irenę jednoznaczna mimika, łącznie z "puszczaniem oka" nie dawała rezultatów. Gdy niewyraźna sytuacja przeciągała się w nieskończoność, postanowiłem konspiracyjnie wymienić nazwisko.
Oficer przeprosił nas na chwilę i wyszedł z pokoju. Gdy powrócił, zakłopotanie zniknęło z jego twarzy. Oświadczył, że zaszło małe nieporozumienie; szef jego znał sprawę, nie zdążył tylko jemu jej przekazać.
Od tego momentu akcja potoczyła się szybko. Po paru telefonach zjawił się sierżant. Choć nie wyczuwałem entuzjazmu w jego zachowaniu, bez szemrania zaakceptował wolę przełożonego.
Wręczając na korytarzu prawo jazdy, nie bez żalu stwierdził:

- Nie mogliście tego ze mną załatwić? Nie musielibyście nosić tutaj takich prezentów.

Promienie marcowego słońca z trudem docierały do twarzy pokrytych bladością zimy. Niosły w sobie jednak wystarczającą dawkę energii, aby wyzwolić letnie marzenia.
Jak wspaniale będzie oddalić się od "opiekuńczych uścisków kochanej rodziny"; wsadzić Irenę i dzieci do auta i pojechać gdzieś nad morze... a może do Bułgarii. Tak! Na camping "Nestinarka". Maluchy mogą tam pluskać się w nieskończoność w ciepłej wodzie. Cały dzień pozostaną na wolnym powietrzu, a buziaki ich pokryją ślady rozpływających się w czasie jedzenia soczystych brzoskwiń.

To były ostatnie pozytywne myśli umysłu, chcącego zapomnieć.
Usłyszałem dzwonek, a następnie pukanie do moich drzwi. Montowałem film, prosiłem aby mi nie przeszkadzano! Pukanie się powtórzyło. Wyszedłem na korytarz. Jakiś nieznajomy chciał ze mną rozmawiać. Irena zaprosiła go do jadalnego pokoju. Przedstawił się – reprezentował kuratorium i zajmował się sprawami nieletnich. Poprosił o rozmowę w cztery oczy. Zaczął zadawać pytania na temat stosunków rodzinnych i wychowania dzieci. Nie wiedziałem o co chodzi, a urzędnik wymigiwał się od wyjaśnień. Gdy ochłonąłem z pierwszego wrażenia, zdecydowanie poprosiłem o podanie powodu jego wizyty.
Do sądu wpłynął pozew o pozbawienie mnie praw rodzicielskich za znęcanie się nad dziećmi i porzucenie rodziny.
Kto napisał? - Tego nie mógł wyjawić.
Nie mogłem opanować zdenerwowania. Czułem jak krew odpływa mi z twarzy, a następnie gwałtownie powraca.

- Powiem panu tylko jedno i nie będę więcej odpowiadał na żadne pytania. Oskarżenie jest absurdalne! Mój roczny pobyt we Francji uzgodniłem z żoną. A co do dzieci; zdaję sobie sprawę, że przy wychowaniu nie powinno się uciekać do kar cielesnych. Uważam jednak, że w konfliktowych sytuacjach, gdy zawodzi perswazja, lepiej jest dać klapsa, niż utwierdzać dziecko o jego bezkarności.
Kurator chciał rozmawiać jeszcze z babcią Włodzią.
Niepostrzeżenie włączyłem magnetofon przy wychodzeniu z pokoju. Nie mogłem opanować nerwów. Kto mógł być taką świnią? Przecież nie babcia Włodzia - co prawda zawsze przypalała zupę i ziemniaki, ale nie posunęłaby się do takiej podłości.

Na koniec wizyty kurator przeprowadził krótką rozmowę z dziećmi. Wychodząc wyraził przekonanie, że zaszło jakieś nieporozumienie i sprawa zostanie pomyślnie dla mnie załatwiona. Pomimo tego nie potrafiłem powstrzymać drżenia rąk. Chaotycznie zacząłem przesłuchiwać taśmę magnetofonowa. Tak! Nie było wątpliwości; mogłem się tego spodziewać.
Z nagrania jednoznacznie wynikało: Babcia Włodzia zaprzeczała napisaniu donosu. Na okazany dokument nie zareagowała i nie przyznała się do podpisu. Na zadane pytanie: "Więc kto to napisał, jak nie pani?" padła odpowiedz: "Moja córka".

- Ta cholera nie przekroczy nigdy więcej progu naszego mieszkania!
- Jak się wyrażasz o mojej matce!
- Twoja matka! Jeszcze ją bronisz.
- Nie bądź chamem.
- Z tą wiedźmą nawet kurator nie chciał rozmawiać. Zabierze swoje manatki i więcej jej nie zobaczę!
- Ty jej nie wyrzucisz!
- Nie? To się przekonasz!
- Ani mi się waż!
- Jak nie ja, to zrobi to kto inny!
- Gdzie dzwonisz?
- Na milicję.
- Odłóż słuchawkę!
- Ona nie jest tu zameldowana. Ja jestem głównym lokatorem i życzę sobie, aby z miejsca opuściła mieszkanie!
- Odejdź natychmiast od aparatu!
- Chciała skandalu - będzie skandal!

Irena wpadła w szał.

- Nie będziesz mi groził! Nigdzie nie zadzwonisz!

Gwałtownie wyszarpnęła słuchawkę i na oślep zaczęła uderzać.
Nie czułem bólu, nie broniłem się, a pogardliwe spojrzenie wyrażało jedną myśl: Ja bym cię mógł zabić!
Irena waliła dalej - dostałem w oko. Nie mogłem otworzyć powieki.

Schyliłem się, podniosłem z podłogi okulary i wolno wyszedłem z mieszkania, zostawiając Irenę nieustannie uderzającą słuchawką, tak jakby nie zauważyła mojego odejścia.

Wsiadłem do samochodu. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej opuścić to miejsce. Źle widziałem, oko zapuchło. Zapuściłem silnik.
Babci Oli nie zastałem w domu. Czułem potworne napięcie, potrzebowałem więcej czasu na uspokojenie się.
Ruszyłem w kierunku Nysy.
Był początek kwietnia. Cała przyroda budziła się do życia. Wszystko miało ustaloną kolejność, swój rytm. Od tysięcy lat światem rządziły niezmienne prawa. Stanowiłem jego cząstkę, dlaczego nie mogłem więc wskoczyć w jakiś ustalony cykl?
Rodziców ogarnęło przerażenie. Wiedzieli jakie mam problemy ze wzrokiem. Mogło przecież dojść do tragedii.
Zawieźli mnie natychmiast do przychodni okulistycznej. Poza urazem gałki ocznej i krwiakami nie stwierdzono na szczęście niczego groźniejszego. Dostałem tygodniowe zwolnienie z pracy.
Następnego dnia udaliśmy się na oględziny do lekarza sądowego.

W zaistniałej sytuacji nawet mama uważała, że muszę wystąpić o rozwód, choć takie rozwiązanie całkowicie kolidowało z jej religijnymi przekonaniami.


czy mogłem dwa razy przeżywać rozstanie
będąc świadomym jak kruchy układ nas łączył
dlaczego wierzyłem, że dzień jasny wstanie
że zbiorę w całość rzeczy nieistniejące

czy trzeba być smutnym, myśląc przekornie
widząc jak wóz nadziei bieg swój kończył
pędzić za szczęściem, a zmierzać odwrotnie
lekceważąc znak każdy na drodze stojący
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wyrrostek · dnia 06.05.2009 10:19 · Czytań: 805 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 8
Komentarze
soczewica dnia 06.05.2009 16:59 Ocena: Dobre
Cytat:
- Nie mogliście tego ze mną załatwić. Nie musielibyście nosić tutaj takich prezentów.


czy tam nie powinno być zamiast pierwszej kropki pytajnika?
wyrrostek dnia 06.05.2009 17:30
dzięki, już poprawiłem ;)
Miladora dnia 06.05.2009 17:55 Ocena: Bardzo dobre
Rozpoczynamy kolejny taniec, kochany... :D
- wiodłem przygnębione spojrzenie za pociągami - wiodłem przygnębionym spojrzeniem...
- głos Ireny(,) miałem zamiar
- nic do stracenia, umówiłem się w neutralnym miejscu. - łączysz dwie myśli, które jakby nie mają ze sobą nic wspólnego, dodaj jedno słowo chociaż, żeby uwypuklić sens np. "nic do stracenia, umówiłem się jednak w neutralnym miejscu."
- napotykałem wszędzie przeszkadzających ludzi. - zmień szyk zdania - wszędzie napotykałem...
- przerwaliśmy dyskusje. - dyskusję
- załatwić istotną sprawę(,) używała nadzwyczaj
- codzienności/banalności - ten rym przeszkadza, zmień "banalności" na inną formę np. "... do spraw banalnych..."
- najmniejszy pokój(,) z możliwością zamykania go
- niezadowolenie, z powodu mojego powrotu, akcentowała przy każdej okazji. - bez przecinków
- Ignorowałem jej zachowanie, nie spodziewałem się(,) aby bogaty arsenał - sugeruję "Ignorowałem jej zachowanie, nie spodziewając się, aby bogaty arsenał..."
- wesołe sytuacje(,) do jakich dochodziło(,) gdy psociły.
- więc musiałem tępo - oj, kochany - tempo... ;)
- Oprócz teściowej(,) nikt mi nie
- Prawdę powiedziawszy(,) film stanowił jedyną dziedzinę(,) gdzie miałem
- Mięliśmy dużą - Mieliśmy
- Wniosek mój w tej sprawie złożony w Urzędzie Wojewódzkim, - szyk zdania zmień - Wniosek mój, złożony w tej sprawie w Urzędzie Wojewódzkim,
- Nie czułem się winnym, - winny
- sam w pokoju(,) staraliśmy się
- na chwile - na chwilę
- Gdy powrócił(,) zakłopotanie
- bezszelestnie zaakceptował wolę przełożonego. - bezszelestnie to nie jest właściwe słowo w tym kontekście - bez szemrania
- pozytywne myśli(bez,) umysłu(,) chcącego zapomnieć.
- dać klapsa(,) niż utwierdzać dziecko
- a pogardliwe spojrzenie wyrażało jedyną myśl - dałabym "jedną"
- Schyliłem się, z podłogi podniosłem okulary - zmieniłabym szyk "podniosłem okulary z podłogi"
Niezły wiersz, Wyrrostku, chociaż trochę bym Ci zasugerowała jednak:
czy mogłem dwa razy przeżywać rozstanie
będąc świadomym jak kruchy układ nas łączył (zmieniłam szyk)
dlaczego wierzyłem, że dzień jasny wstanie
że zbiorę w całość rzeczy nieistniejące (żeby nie powtarzało się "złączę";)
czy można być smutnym, smutnym totalnie (zmień "totalnie";)
widząc jak wóz nadziei bieg swój kończył
pędzić za szczęściem, a zmierzać odwrotnie
lekceważąc znaki na drodze stojące

W drugiej zwrotce powinieneś zachować układ rymów jak w pierwszej - 1 wers rymuje się z trzecim, drugi z czwartym, a tu tego nie ma - rymuje się 2-gi z 4-tym.
Dopracuj więc drugą zwrotkę, przerób wersy 1 i 3 tak, by miały rym. I powinno być dobrze... ;)
I tak już jest lepiej... :D
Chociaż dwa razy w tym tańcu nadepnąłeś mi na nogę - ortografami... :lol:
Tak na poważnie, nie mogę zrozumieć, że pozwalałeś się bić - dlaczego nie złapałeś jej za rękę, nie odebrałeś tej słuchawki???
Oj, Wyrrostku, smutno mi się zrobiło... :shy:
bdb z plusem za postępy poetyckie... ;)
wyrrostek dnia 06.05.2009 21:35
droga Miladorko, podziękowanie z przeprosinami za nadepnięcia. ;) Nie wiem czy z ucznia będziesz zadowolona :uhoh:, ale robię co mogę. A może tylko mi się tak wydaje. :)
gabstone dnia 07.05.2009 20:47 Ocena: Świetne!
O żesz... No nie rozumiem tej "Twojej" bezradności względem Irmy. Bo już nigdy w życiu nie nazwę tego babsztyla Irenką. Rozwód w tym wypadku to nie wybór, lecz konieczność. Sorry, ale ja bym tego babsztyla za.... Ale taka kolej rzeczy. Czekam na cd. Jak zwykle, niecierpliwie:)
Miladora dnia 08.05.2009 01:15 Ocena: Bardzo dobre
No i nieźle wybrnąłeś z tego wiersza... :D
Moje gratulacje, kochany... ;)
I buźka...
TomaszObluda dnia 13.05.2009 16:59 Ocena: Bardzo dobre
podobało mi się. zaciekawiło, zmusiło do myślenia. -bdb pozdro
wyrrostek dnia 13.05.2009 20:19
Tomku, pamiętam Twój pierwszy komentarz, miło, że wchodzisz na "Mury" - pozdrawiam. :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty