Dwie kreski - dzień 2. - soczewica
Proza » Długie Opowiadania » Dwie kreski - dzień 2.
A A A
24 września, niedziela

Nieprzyzwyczajony do cudzej obecności w łóżku Igor obudził się, kiedy tylko Coza podniosła się i jęknęła:
- O, matko! Moja głowa! - Poderwał się, przestraszony, ale zaraz się uśmiechnął:
- Szampan. Czy ty myślisz, że ja nie piłem, bo nie lubię alkoholu? Tam było tylko to! - Patrzyła chwilę na niego, a potem nieśmiało spytała:
- Bardzo wczoraj rozrabiałam? - Wzruszył ramionami:
- Byłaś trochę nachalna, trochę wściekła, groziłaś mi zarzyganiem łóżka i miałaś pretensje o to, że nie prawiłem ci komplementów. Poradziłem sobie jakoś. - Coza zrobiła się czerwona, a dodatkowo peszyło ją to, że zauważyła swoją sukienkę koło łóżka:
- Czy myśmy coś...? - Pokręcił głową:
- Nie. Raczej nie byłabyś jakimś ambitnym celem w tej sprawie. Ja jednak wolę czuć wzajemność... - Położył dłoń na jej ramieniu:
- Ubierz się. Zawiozę cię do domu.

Walcząc z potwornym bólem głowy: "Co cię napadło, idiotko? Czasem myślę, że masz mózg na rzepy, które z biegiem czasu się coraz bardziej mechacą..." cieszyła się, że Igor, jako typowy mężczyzna nie miał lustra w sypialni. Jakoś nie wydawało się jej, że łatwo przyjdzie jej spojrzenie sobie w twarz: "Pięknie! Wyskoczyłaś z łachów w mieszkaniu obcego mężczyzny i to jest żenujące. Ale jeszcze bardziej powinno cię zawstydzić, że on cię MIMO WSZYSTKO NIE PRZELECIAŁ!" Zatęskniła za Kat, której mogłaby to opowiedzieć. Jo nie wchodziła w grę w tej sytuacji. Nie to, że Coza chowała dzieci w wierze w bociany, ale sam fakt, że miałaby opisać córce, że jej matka (chodzący ideał po prostu!) doprowadzona została do utraty przytomności (na własne życzenie) powodował u niej dreszcze. Postanowiła zadzwonić do przyjaciółki.

Wyszła z pokoju do zagraconej kuchni. Zaśmiała się:
- Może w ramach podziękowań za tak dobre traktowanie pozmywam ci naczynia? - Tym razem to Igor się zaczerwienił:
- Daj spokój. W ramach podziękowań znajdź czas na wypad ze mną gdzieś daleko... - Cozę tak zatkało, że Igor aż się zaśmiał:
- Jasne, możesz wziąć dzieci, ile byś ich nie miała, po się pogubiłem w obliczeniach. No i Jona, o którym tyle mi wczoraj opowiedziałaś, że chyba powinienem się czuć głupio. - Kobieta pokręciła głową:
- Jon? Nie ma mowy! Jeśli chcę gdzieś wyjechać, to bez niego. Ale ogólnie... Możemy jechać. - "I masz odpowiedź na zagadkę, czemu cię nie wykorzystał. Jeśli mu jeszcze opowiedziałaś, jak dobrym kochankiem jest Jon, to pewnie nie masz szans na seks z Igorem. Mężczyźni są ambitni."

Kiedy wsiedli do samochodu, zamyśliła się. Zaskoczył ją swoją propozycją. Tak, jakby jednak miał względem niej jakieś plany. A on nie mówił nic więcej, tylko patrzył na drogę przed siebie i słuchał jej wskazówek. Spojrzała na jego dłonie i poczuła coś na kształt echa tego, co czuła wczoraj i co doprowadziło ją do jego łóżka: "Staruszko, tylko się nie zakochaj!"

W domu powitał ją Jon:
- Miałem się nie wtrącać, ale dzieci się martwiły i dziś nie poszły do szkoły. - Coz wzruszyła ramionami:
- Podejrzewam, że uspokoi cię nieco, jeśli powiem, że dziś jest niedziela, a w niedzielę zwykłam pozwalać im zostać w domu. To jest Igor - Jon podał mężczyźnie dłoń i wycofał się z wściekłą miną w głąb domu. Coza zaprosiła Igora do środka, a potem widząc, że udający obojętność Jon obserwuje ich kątem oka z kuchni, a może tylko mając taką nadzieję, poprowadziła go do swojego pokoju. Zamknęła drzwi za sobą i oparła się o nie plecami:
- Zostaniesz na chwilę? - Igor wzruszył ramionami, siadając na jej wielkim łóżku:
- Mogę. A co masz w planach? - Patrzyła na niego, długo wahając się, po czym zrobiła kilka kroków, aż stała tuż nad nim:
- Właściwie nie wiem, jaki był cel sprowadzania cię tutaj. Ale chyba nie chcę, żebyś wychodził. - Pociągnął ją do siebie:
- Chodź - Siadła mu na udach, głęboko, przywarła do niego całym ciałem i nadal patrzyła uparcie w jego oczy. Wsunął dłonie pod jej sukienkę i wtedy rozległo się pukanie do drzwi:
- Coz, dzwonili ze szpitala. Z Nickiem jest już bardzo źle. Przygotuj się. - Coza prawie wyrwała się z objęć Igora. Położyła mu dłoń na ramieniu:
- Przepraszam - Igor spytał cicho:
- Kiedy się zobaczymy? Obiecałaś mi coś... - Trwali przez chwilę w milczeniu. Coza zamknęła oczy, a jednocześnie czuła, że nie chce tracić jego widoku:
- Muszę jechać. Właśnie teraz. Nie mam wyboru. Rozumiesz? Tam potrzebuje mnie facet, dla którego tu zostałam. Pewnie go sobie inaczej wyobrażasz, ale on był przy mnie, kiedy mi się wszystko waliło na głowę. Bezinteresownie. A ja go wywaliłam ze swojego życia... - Igor uśmiechnął się pod wąsem:
- To nie Jon jest facetem twojego życia? - Spojrzała mu w twarz:
- Ty nic nie wiesz. Facetami mojego życia są moi synowie - Daniel i Bartek. Ale Nick...
- Nawet jeśli nic nie wiem, to wierzę w to, co widzę. Widzę, że mieszkasz tu z nim. Nie sądzę, żeby robił jako niania... - Coz zaśmiała się:
- Ostatnią osobą, której powierzyłabym własne dzieci jest właśnie Jon. - Obiekt rozmowy stanął w drzwiach:
- Miło mi, Jędzo! - Zignorowała go. Joasia stała obok niego z założonym plecakiem. Determinacja na jej twarzy była tak wyraźna, że Coz poczuła radosny uścisk w żołądku: "Moja krew. Dziecko i kobieta. Wie, czego chce, tak jak ja wiedziałam zawsze w jej wieku, ale więcej wymaga od losu..." Wiedziała, że nie odmówi córce wyjazdu do szpitala. Jon rzucił okiem na dziewczynę i chciał coś powiedzieć, ale zauważył, że Coz już się najeża. Nie było sensu walczyć z tą kobietą, gdy stawka była najwyższa - zachcianki jej dzieci. Nie, nie były szczególnie rozwydrzone. Tylko skryte i uparte. Jo spytała:
- Mamo, a to kto? - W jej głosie była rezerwa. Wprawdzie Coz nie zamęczała dzieci nowymi "Tatusiami", bo jeszcze męczyła ją czkawka po Edim, ale coś we wzroku matki było innego, niż zwykle, gdy patrzyła na mężczyzn.
- ...Mamo... - Magiczne słowo sprowadziło Coz na ziemię. Ocknęła się i wróciła do rzeczowego tonu:
-To jest Igor. Poznałam go na balu po wczorajszym rozdaniu nagród. - Joasia kiwnęła głową, ale Coza widziała jej drwiący uśmieszek. Powaga dziewczyny była nienaturalna. Nie miała już wielkich, kocich oczu i urody elfa, ale nadal robiła wrażenie istoty nie z tego świata. Dopóki się nie uśmiechnęła. Coza kochała ją ponad wszystko, choć z trudem przyznawała, że faworyzuje jedno z trójki dzieci.

Igor wstał. Widział chwilę wahania na linii całkowitego porozumienia Cozy i Jo i wolał oddalić się od strefy zapłonu. Jakoś nie bawiły go konflikty, no i trochę nasłuchał się o tym, jak układają się stosunki między matkami a dorastającymi córkami, a ta mała wyglądała na twardego zawodnika.

Coz powiedziała do Jona:
- Jo jedzie z nami. - Jon zdziwił się:
- A co z chłopcami? -
- Zostaną sami. Nie wygłupiaj się. Daniel ma osiemnaście lat. - Nie sprzeczał się z nią. Igor minął go, a wtedy Jon nie wytrzymał:
- Zostaw ją. Ona już miała dość zamieszania w życiu. - Słysząc to Joasia prychnęła pogardliwie i powiedziała z czymś w rodzaju skrywanej satysfakcji:
- Sama sobie mieszała, jak chciała. - Igor przeniósł wzrok z Jona na Jo i uśmiechnął się do niej:
- Niech spróbuje zamieszać ze mną... - Jo szepnęła:
- Na twoją własną odpowiedzialność. - Wyszedł z jakąś nadzieją, bo nie wiedząc czemu, w tej małej wyczuł wsparcie. Stała koło Jona, taka drobna, wyprostowana, chyba nawet wyższa od Coz i taka pełna siły.

Dogoniła go przy drzwiach:
- Przyjedziesz jeszcze kiedyś? - Rzucił okiem dookoła siebie:
- Dotrzymasz tajemnicy? - Zaśmiała się cicho:
- Nie rozmawiam z byle kim. Prędzej ucieknę, niż wygadam... - Zmierzwił jej włosy:
- Masz gdzie zapisać mój numer? - Wyciągnęła komórkę i zapisała, co jej podyktował:
- Jakby miała kiedyś ochotę, to daj jej. Albo gdybyście potrzebowały... - Szepnęła:
- Jedziemy teraz do Chicago. Nic umiera. Jedź za nami. Będę ci dawać sygnały, a nawet smsy, dopóki starczy kasy.

Joasia jeszcze nie bardzo wiedziała, co chce zrobić z tą niespodziewaną znajomością. Facet wyglądał trochę na świra, ale wzbudzał sympatię. No i mówił po polsku, co dla niej było wyznacznikiem jakości człowieka. Była znudzona amerykańskim stylem życia i tym wszystkim, co było tam takie typowe, do tego stopnia, że czuła się dumna z tego, że jest Polką i czuła się bliska Polakom. Na przekór wszystkiemu.

Wróciła do mamy, która siedziała z Jonem i najwyraźniej coś przed nim próbowała ukryć. Wyglądali razem jak małżeństwo, a Jo znała każdą ich minę. Jon był zły, nachmurzony i otwarcie okazywał, że nie podoba mu się ta sytuacja. Był w tym taki dziecinny, że Jo miała ochotę ostudzić go czymś w rodzaju: "Hej, to że zdarzyło ci się z nią kochać parę razy, nie znaczy, że masz jej serce! Albo prawo do zadawania pytań..." Coza podniosła wzrok, w którym więcej już było rozbawienia, niz zakłopotania:
- Rozumiem, że jesteś gotowa. Poczekajcie chwilę na mnie. - Joasia nie czekała. Zaczęła pakować jej ubrania na drogę, pierwszy raz w życiu nie narzekając, że znowu decyduje się przemierzać cały kraj samochodem, zamiast wsiąść w samolot. Poza tym dopadło ją w końcu przygnębienie spowodowane wiadomościami o Nicu.

Nick był jej najlepszym przyjacielem. Obchodzili urodziny tego samego dnia, byli do siebie podobni, rozumieli się bez słów. Teraz miałoby go zabraknąć? Przecież 56 lat to nie wiek na umieranie! Miał guza. Zachorował dwa lata temu, rokowania po operacji były dobre, ale mimo to... Lekarze twierdzili, że to z powodu jego nastawienia. Nic obraził się na życie, kiedy obraził się na Cozę, gdy wyrzuciła go z domu po tym, jak Jo powiedziała jej, że go kocha.

Teraz rumieniła się na wspomnienie tej "miłości". Ona - dziesięcioletnia, zakochana w pięćdziesięcioletnim mężczyźnie (na dodatek zakochanym bez szans na wzajemność w jej matce), choćby najlepszym, z punktu jej widzenia prawie aniele, było dla niej absurdem...

Coza wcisnęła się w dżinsy i bluzkę:
-Ruszamy. Zawołaj Jona.

Igor sam nie wiedział, dlaczego, ale wrócił do domu tylko po Maksa i Reksa, swoje owczarki i czekał na stacji benzynowej na znak od Joasi, bo jakoś nie potrafił wierzyć, że mogła wystawić go do wiatru.

Nie wystawiła. Po upływie pół godziny dostał wiadomość z numerem drogi i kierunkiem, w którym jadą. Ruszył za nimi. Mała była na tyle sprytna, by dać mu znać, jak szybko jadą, żeby mógł utrzymać odstęp. Na dodatek straszliwie gadatliwa i ciekawska:

"No, dobra, teraz musisz mi powiedzieć co nieco o sobie. Nie pozwolę ci tak zauroczyć mojej matki, kiedy nie wiem, kim jesteś. Skąd się wziąłeś u jej boku?"

"Zaraz, zaraz! Wcale nie u boku. To brzmi jakoś tak głupio poważnie. Ja ją tylko odwiozłem do domu po imprezie. Nawet nie wiem, czy się dobrze bawiła w moim towarzystwie."

"Poznaliście się na imprezie? To tłumaczy, dlaczego tak naiwnie za nią krążysz, hehe. Nieźle. Edi was widział razem? A bierzesz pod uwagę, że byłeś tylko odskocznią od jej problemów z byłym mężem?"

"Prawdę mówiąc, miałem wtedy beznadziejny dzień. Liczyłem na jakąś konkretną odskocznię od moich problemów również. Za to zastanawiam się, dlaczego ona nadal mi siedzi w głowie, a jej córka wabi mnie w wyraźną zasadzkę. Jo, nie wiem, na jakim etapie jest twoja edukacja seksualna i boję się powiedzieć o jedno słowo za dużo. Zmieńmy temat. Czy Jon zawsze się tak wlecze?"

"Nie. Prawdopodobnie ma nadzieję na dwa noclegi, podczas których będzie próbował coś uwalczyć. Mówisz dobrze po polsku. Byłeś kiedyś w Polsce?"

"Urodziłem się tam. Jeżdżę od czasu do czasu, jak zatęsknię. Nigdzie nie jest tak dobrze, jak w Beskidach..."

"Chodzisz po górach? Znasz je dobrze? Niewiele z nich pamiętam. W Beskidy jeździliśmy dawno temu, jak jeszcze mieszkaliśmy w Sosnowcu. Najpierw z Tatą, potem z Edim."

"Czy znam je dobrze? Powiem ci, w tajemnicy, że redagowałem przewodniki turystyczne, kiedy byłem na studiach. Nie wyobrażasz sobie, jaka z tego jest kasa i frajda."

"Tym się zajmujesz? To jakim prawem byłeś na rozdaniu nagród?"

"Prawem takim, że zawsze potrzebna jest ekipa do zajmowania się oświetleniem i nagłośnieniem. A ja zajmuję się obydwiema działkami."

"No, no. Dobry jesteś. Myślałam, że jesteś jakimś VIPem, zrobisz z nas księżniczki popu, czy coś takiego. O ile to nie ściema. Bardzo ci na niej zależy?"

"Gdyby nie zależało, to nie opowiadałbym o sobie. Słuchaj, chcę ją wyrwać gdzieś, gdzie mógłbym zobaczyć, jaka jest naprawdę. Żeby się trochę rozluźniła... Chciałbym ją poznać."

"Zanim ją przelecisz, czy po? Bo nie wiem, ile mam czasu..."

Igor był zadowolony, że w tym momencie akurat stał na stacji benzynowej, bo wysyłając smsy do Jo nie zauważył, że zbliżył się za bardzo do nich. Omal nie wypuścił telefonu z ręki. Maks i Reks poszły sobie na spacer, on siedział na kępce trawy, przesiąkniętej prawdopodobnie psim moczem do granic możliwości, ale to w tym momencie nie było ważne. Ta dziewczyna sprawiła, że stracił wątek. Po pierwsze dlatego, że myśli o seksie z Cozą pojawiały się w jego głowie coraz częściej, a po drugie...:

"Auć! To było jak cegła w głowę. Zawsze załatwiasz to tak po chamsku? Masz do mnie żal o to, że tak, mam ochotę na twoją matkę? Czy cię to bawi?"

Joasia rzuciła okiem na Cozę, zapatrzoną w krajobraz. Przed chwilą ścięła się ostro z Jonem, który swoimi nachalnymi pytaniami uświadamiał jej, jak mało wie o Igorze. Jo wolała się nie wtrącać. O tym wszystkim, czego się dowiedziała, opowie mamie wieczorem.

"Bawi mnie to, jak Jon spina się na myśl o tobie. Ona milczy. Wiesz, on niby jest przyjacielem, ale ostatnio mieli trudny okres - on skończył definitywnie karierę, siedzi w domu, zaczął się chyba czuć, jak jej mąż, a ona mężów ma już dosyć. Z Edim też się długo przyjaźniła, niesmak pozostał. Jonowi chce się miłości, a mama... Cóż, zmamusiała, zaskakuje tym wszystkich. Zero flirtów, zero podrywania. I na niego też nie ma ochoty..."

"No, to mnie ostudziłaś. Przecież siłą jej nie wepchnę do łóżka... To nie w moim stylu..."

"Ach, ta metroseksualizacja mężczyzn. Podobno to źle, jeśli facet nie ma w sobie cech zdobywcy..."

Coza siedziała z tyłu. Jedynym kierowcą, z jakim lubiła jeździć, był Nick. Joasia siedziała obok Jona i bawiła się komórką. Tak, Jon obiecywał Cozie, że nie będzie się mieszał do jej rodziny, a jednak kupił Jo upragnioną komórkę na szesnaste urodziny. Dziewczyna przyjęła ją z godnością i od tego momentu traktowała Jona z jeszcze większą rezerwą. Coza była pod wrażeniem, tak samo jak mężczyzna i wiedziała, że nie musi się już o córkę martwić.

Musieli zaplanować dwa noclegi. Pierwszego wieczora Coza zadzwoniła do szpitala. Stan Nicka był stabilny, więc trochę się uspokoiła. Nie liczyła na to, że ją pozna, że zdążą zamienić parę słów, ale chciała trzymać go za rękę w tym najtrudniejszym okresie. Martwiła się o niego. To, co ich łączyło, było pełne sprzeczności i niedomówień, ale było dobre.

Jon zarezerwował trzy pokoje jednoosobowe i Coza dobrze wiedziała, dlaczego: "Czy tobie się wydaje, że dam ci wejść do łóżka? Co to dla mnie za różnica, czy będzie tu Ana, czy nie?" Jon miewał takie okresy, kiedy chciało mu się być blisko niej i dotychczas znosiła to - od czasu do czasu. Tym razem nie miała ochoty. Wyczekiwała.

W pokoju obok siedział na tapczanie Igor. Cały dzień podążał za wskazówkami Joasi.
"Facet, co ty wyprawiasz? Za dupą uciekasz z domu, bierzesz wolne, chociaż masz zaległości, na dodatek jeszcze myślisz, że ona doceni twoje wysiłki i da się wyrwać w jakąś dzicz?" Nie wiedział sam, dlaczego. Owszem, Coz była atrakcyjna, zrobiła na nim duże wrażenie już na początku, nie tak wyobrażał sobie eksgwiazdkę, ale dziwiło go, że aż do tego stopnia dał się ponieść. A może to nie ona była niezwykła, tylko cała sytuacja? To, że jemu się tak nagle akurat jej zachciało, ona wpadała w jego ramiona, spragniona jak stara panna, a na dodatek temu wszystkiemu najwyraźniej sprzyjała jej córka, a dzieci przecież są mądrzejsze od dorosłych, więc uważała pewnie, że był godzien jej matki... Albo jakby jej największym problemem było to, że jej matka potrzebuje kochanka. Mimo to czuł niepokój związany z tym, że Jon też chyba bardzo chciał wejść do jej łóżka, choć jego starania były raczej bezowocne, a co najmniej mało skuteczne - widział, jak patrzy na Cozę.

Lubił przygody i tak - to chyba było to. Gdyby wtedy się z nią kochał, to teraz pewnie siedziałby zadowolony nad pracą, ale bez przesadnej ekscytacji. Ot, rozrywki dorosłych, wolnych ludzi. W końcu czasem trzeba zrobić coś, co podniesie ciśnienie. A tak? Coza była przygodą, przygoda trwała nadal, a on chciał w niej uczestniczyć.

Wyszedł na balkon. Wiedział, że pokój obok niego zajmowała Coza. Jo w ostatnim smsie napisała: "Jon rozdzielił mnie i mamę. Wydaje mu się to cholernie sprytne, bo chce się z nią kochać. Najwyraźniej ostatnio, odkąd siedzi więcej w domu, coś mu się poprzestawiało w uczuciach. Kiedyś tak nie było - teraz mam wrażenie, że ona chce przed nim uciec i przed uczuciami. A może to jest tak, że faceci myślą, że jak mieszkają pod jednym dachem..." - tu wiadomość się urywała, ale i tak wiedział, co chciała wyrazić: "Oj, Mała, za dużo widzisz, za dużo myślisz... Będą z tobą kłopoty..."

Miał nadzieję, że Coza już śpi, kiedy przechodził balkonem do jej pokoju. Zostawiła drzwi otwarte, więc wszedł do środka. Kobieta leżała na boku, twarzą w stronę wyjścia. Kucnął przy łóżku i dotknął jej karku. Wzdrygnęła się:
- Jon, mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Że przychodzisz w przyjacielskich zamiarach. Bo widzisz, tak się głupio składa, że cholernie się martwię o Nicka. Boję się po prostu i chcę się podelektować tym zamartwianiem. Prawdopodobnie nic dla niego nie mogę już zrobić. A chciałabym tyle zmienić. Mam wrażenie, że zmarnowałam coś wielkiego. Przecież tyle dla mnie zrobił. Mam jeszcze nadzieję, że mnie pozna. Albo, że Ana... On ją tak sobie wybrał, rozumieli się i może ona go, mimo wszystko, dźwignie. Wiem, że już nie jest w nim zakochana, teraz znowu mogłaby z nim złapać kontakt... - Coza miała nadzieję, że taki monolog wystarczy, żeby ostudzić Jona. Odwróciła się i zamarła, a potem powoli uśmiech wpłynął na jej twarz:
- Igor? Co ty tu robisz? - Uśmiechnął się:
- Nachodzę cię. I trochę głupio się czuję, bo gdybym teraz zaproponował to, na co mam ochotę, to... Sama to opisałaś dobitnie... - Usiadła i przytuliła się do niego:
- Zostań. Chętnie prześpię się z jakimś facetem bez uprawiania seksu. Już tak dawno tego nie robiłam... Proszę... - Zaczął się rozbierać, a Coza bezwstydnie się mu przyglądała i przypomniała sobie to uczucie delikatnego mrowienia w okolicach piersi i miednicy, kiedy miała ochotę na kogoś i z tą ochotą wiązała jakieś nadzieje.


Wsunął się do niej pod kołdrę i przytulił do siebie. Tak, tego w tej chwili chciała. Była bardzo zmęczona, zbyt zmęczona nawet, żeby dać się ponieść hormonom, a poza tym ta sytuacja wydawała się jej jakimś luksusem, nie chciała tego przerywać... Igor oddychał prosto w jej kark, obejmował ją ciasno i gładził dłonią jej pierś. Kiedy zaczął ją całować po plecach, była już w półśnie i nie oponowała, tylko rozkoszowała się tym, że ktoś się o nią starał. O, już zapomniała, jak to jest, kiedy mężczyzna TAK dotyka. Spokojnie, delikatnie, bez pośpiechu, próbując ją obudzić. Obróciła się i objęła go:
- Miało być spanie... - Igor zaśmiał się prosto w jej usta, tuż przed pocałunkiem:
- Próbować zawsze warto... - Coza spytała:
- A gdybym bezczelnie zasnęła? - Wzruszył ramionami:
- Chyba bym zrozumiał. Przedtem uraczyłaś mnie jednoznaczną tyradą. Poza tym cały dzień pewnie miałaś kaca, a to też może tłumaczyć pewną oziębłość... - Niby się śmiał, ale w jego głosie było dużo niepewności. Coza dmuchnęła mu w usta:
-Po prostu nie miałam ochoty na seks z Jonem... - Przygotowała się na najprostsze pytanie: "A ze mną?", ale on wolał się drażnić z nią, muskając wargami jej usta. Najwyraźniej nie zależało mu na słownych deklaracjach, a jej ciało przecież już i tak tańczyło, jak jej zagrał. Przywarła do niego jeszcze mocniej.

Joasia nie miała wiadomości od Igora od późnego popołudnia, kiedy dał jej znać, że zbliża się do hotelu, a potem nic. Nie wiedziała nawet, gdzie ma pokój, a chętnie skorzystałaby z "samodzielności", jaką obdarzył ją Jon i wybrała się do niego na rozmowę. Nie umiała spać. Droga zmęczyła ją aż za bardzo - było ciepło, ona ciepła nie znosiła, teraz, w nocy wcale się nie ochłodziło, klimatyzacja działała słabo, a ona miała wrażenie, że ze zmęczenia nie ma siły na zamknięcie powiek. Chwilę stała na balkonie, wyczekując najlżejszego powiewu, ale powietrze stało w miejscu, gęste, jakby zamglone, choć przejrzyste i nie tak przyjemne jak mgła. Denerwowała się. Z pokoju Jona nie dochodziły żadne głosy, chyba spał. Postanowiła iść do Cozy i spać z nią. Bliskość matki powodowała u niej spokój i otwarcie przyznawała się do tego, że lubiła z nią spać. W końcu to jej mama, jej ojciec nie żył od piętnastu lat, Edi, drugi mąż Cozy nigdy się nią przesadnie nie zajmował (uważał, że Coza ją dostatecznie rozpieszcza...), tak, że na matce Jo skupiała wszystkie swoje ciepłe uczucia, jakie mogła czuć do obydwojga rodziców.

Weszła do pokoju Cozy po cichu, ale ta poderwała się:
- Kto to? - Joasia wsunęła się szybko pod kołdrę:
- Nie umiałam zasnąć. - Coz przytuliła ją:
- Oj, kochanie... - W jednej chwili stanęła na wysokości zadania, w końcu to jej dziecko było w potrzebie...

Igor nie wydał z siebie głosu, zdążył cofnąć dłonie z ciała Cozy, zanim Joasia wtuliła się w matkę. Chciało mu się śmiać, a nie mógł właściwie nic zrobić. Ok, dziewczyna wprawdzie ułatwiła mu kontakt z Cozą, nawet miał wrażenie, że ze świadomością następstwa w postaci nieuniknionego seksu, ale cała sytuacja była krępująca.

Coza poczuła, że Jo oddycha spokojnie. Chyba spała. Odwróciła głowę do Igora i szepnęła:
- Spróbuj wyjść. Ale cicho. Wprawdzie zwykle śpi, jak kamień, ale nie wiem, czy akurat teraz nie zdarzy się ten wyjątek. - Igor nie odpowiedział. On też był zmęczony i pomimo dyskomfortu psychicznego, zasnął. Coza była trochę zła: "Mężczyźni... Zero wyzucia! Teraz przydałoby się, żeby tu wlazł jeszcze Jon." Złość powoli przechodziła w rozbawienie: "To jest chore! A wystarczyło, żeby Jo zapaliła światło, wchodząc i już wszystko byłoby rozwiązane. Ale tak się nie mogło stać! Nie mi...". Igor przez sen ścisnął ją tak mocno, że jęknęła:
- O, nie! Tego nie muszę znosić! - Odwróciła się i ugryzła go w ramię:
- Wstawaj i spadaj do siebie! - Mężczyzna, wyrwany z drzemki zachował się nad wyraz rozsądnie: wyszedł bez słowa z pokoju, zostawiając drzwi z balkonu otwarte.

Coza myślała, że teraz zaśnie spokojnie, ale nadszedł Jon, chwilę po tym, jak Igor dotarł do swojego pokoju. Kobieta westchnęła:
- Joasia jest u mnie. Zostaw mnie w spokoju. - Jon usiadł na brzegu łóżka:
- Przepraszam. Chciałem tylko się przytulić... - Objął ją, kiedy nie zabroniła:
- Martwisz się? - Kiwnęła głową:
- Tak. Jak mam się nie martwić? Zastanawiam się, czy jeśli on umrze, nie wrócić do Polski. - Mężczyzna pokręcił głową:
- Po co? Przecież tu masz dom, mnie... Znowu zaczniesz uciekać? Czy to się nigdy nie skończy? - Odpowiedziała mu twardym tonem:
- Ale ja nie chcę takiego domu! Chyba się starzeję, skoro mam ochotę wrócić na stare śmieci! - Zaśmiał się:
- Wiedźma się starze...! - Położyła mu dłoń na ustach:
- Cicho! Kładź się, jak chcesz, ale bądź cicho, bo mi dziecko obudzisz! - Wstał:
- Wybacz, ale uważam, że ją rozpieszczasz. Traktujesz ją o wiele lepiej, niż chłopców, a to jest jeszcze gorsze... - Odpowiedziała tym samym tonem:
- Wybacz, ale uważam, że faceci i tak mają o wiele łatwiejsze życie! - Jon wyszedł, a Coza odetchnęła z ulgą. Jo poruszyła się niespokojnie. Matka pogłaskała ją po głowie:
- Śpij, mała, długa droga przed nami!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
soczewica · dnia 08.05.2009 10:04 · Czytań: 722 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 2
Komentarze
Usunięty dnia 09.05.2009 23:00 Ocena: Dobre
Tutaj się już jakby rozkręciło, bohaterka na szczęście! wytrzeźwiała! Dalej mi nie pasuje taki typ kobiety, ale wprowadzasz bardziej szczegółowe rysy jej charakteru, które co nieco tłumaczą. Nie przepadam za literaturą w takich klimatach, ale jest dobrze.
P.S.
tylko za długie. Radziłabym podzielić na mniejsze części, bo nikt nie przeczyta. Trzeba mieć sporo czasu, żeby przez to przebrnąć.
soczewica dnia 10.05.2009 16:45
już wiem, od czwartego dnia dzielę na mniejsze części, a tak między pięćdziesiątym, a setnym w ogóle są krótsze, maks - 2-3 strony a5 :)

fajnie przeczytać, że ktoś, kto nie przepada za taką literaturą uważa, że jest dobrze. jak dla mnie to jest największy komplement.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty