Człowiek przekonuje się o tym,
czego chce, poprzez to, co robi.
Elia Kazan
Lilia – opowieść o ulotności
Podniosła torbę i obrzuciwszy pokój ostatnim sprawdzającym spojrzeniem, starannie zamknęła drzwi.
W chwilę później, jadąc taksówką na spotkanie swojego lata, w zamyśleniu obserwowała znikające w tyle budynki. Dworzec pełen hałaśliwego tłumu wdarł się nagłym, niepokojącym dysonansem w jej myśli, rozpraszając skupienie, dopóki, po upatrzeniu spokojniejszego miejsca, nie odgrodziła się ponownie od rozmów i nawoływań przebiegających obok ludzi, unosząc twarz ku coraz mocniej palącemu słońcu. Tak znalazł ją Pan i podchodząc dotknął jej ramienia, wyrywając z bezruchu.
– Chodź – powiedział. – Autobus za chwilę odjedzie.
Uśmiechnęła się przelotnie i biorąc torbę, podążyła za nim na peron.
Za oknami nagrzanego, pachnącego lekko kurzem pojazdu zaczęły przesuwać się z wolna domy i ulice miasta. A potem zniknęły w oddali i tylko szeroka wstęga wciąganej pod koła szosy, zielone pola i migające na poboczach drzewa odmierzały czas dalszej podróży. To była mała miejscowość, zagubiona gdzieś na bezkresach, i potem nigdy już nie mogła sobie przypomnieć, jak wyglądała naprawdę. W pamięci pozostał jedynie niejasny obraz domu, kwadratowy pokój z dwoma oknami położony w narożniku piętra, oraz ogród i furtka wychodząca nad rzekę o szaro-srebrnym nurcie, wijącym się wzdłuż kamienistych brzegów.
Nie rozmawiali dużo. Tego pierwszego wieczoru, po kolacji zjedzonej we wspólnej jadalni, skuliła się po prostu na łóżku i zasnęła, jakby chcąc uciec przed wysiłkiem rozmawiania z nim o czymkolwiek.
Dzień wstał słoneczny i pogodny i wtedy właśnie, wychylając się poza parapet, po raz pierwszy ujrzała lilię rosnącą pod oknem. Była czerwona, błyszcząca jeszcze od rosy, chwiała się też lekko w promieniach słońca, jakby zdając się mówić: Spójrz, jaka jestem piękna i czysta. Urzekł ją ten widok. Może dlatego, że była to jedna, jedyna lilia w całym ogrodzie? A może też z tego powodu, że wyglądała tak samotnie na tle okalającej ją zieleni. Jestem taka, jak ty – powiedziała do niej w myślach. – I jak długo taka zostanę, nic nam nie grozi. Moje piękne, uśpione w głębi marzenie... moje piękne, ostatnie lato... A potem, przechodząc obok, pogłaskała jej płatki.
Nieco później, leżąc w promieniach słońca na pochyłym brzegu przy wodospadzie i zasłuchana w szept wody, nie myślała już o niczym. Świadomie odgrodziła się od jakichkolwiek wspomnień, myśli i pragnień. Tamto wszystko zostało gdzieś poza nią, wśród zakurzonych ulic miasta i wśród ludzi, którym nie miała nic do powiedzenia. To miało być szczególne lato, jakby okienko w normalne życie i normalne, zwykłe szczęście.
Woda, chłodna i przeźroczysta, spadający z szumem wodospad pieniący się gradem kropel, słoneczna pustka błękitnego nieba – wszystko to w miarę jak upływały dni i jej skóra powlekała się złocistą patyną sprawiało, że stopniowo narastać zaczęła w niej owa tak upragniona cisza i spokój. Wieczorami spacerowała ze swoim Panem, wymieniając przelotne uwagi, a potem zasypiała cichutko nad książką.
Aż nadeszła noc, gdy przysunąwszy swoje łóżko, sięgnął po nią w ciemnościach i w jego ramionach zapomniała o wszystkim. O świcie obudził ją ostry, porywisty wiatr i strugi deszczu wdzierające się do pokoju. Podbiegła do okna. Złamana lilia leżała na ziemi, na jej delikatnych płatkach osiadały ziarenka piasku. Rano zniknęła, a ona przez długą chwilę patrzyła jeszcze na pusty trawnik.
Tego dnia, wieczorem, pobiegła nad rzekę i wykąpała się nago. Wśród szarości otaczającego ją zmierzchu wszystko zdawało się zlewać ze sobą i tylko bryzgi piany na skórze miały odblask mlecznej bieli. Pan czekał niespokojnie na brzegu i kiedy tylko wyszła z wody, otulił ją ręcznikiem i zabrał do domu. Niebo było pochmurne i obce. A potem kochali się ponownie.
W parę dni później, kiedy leżała jak zwykle nad rzeką, chłonąc słońce całym ciałem, z przeciwległego brzegu zbiegła dziewczyna i przysiadła w pobliżu. Spojrzała na nią przelotnie, po czym odwróciła wzrok i wpatrzona w migoczący odblask promieni na falach uśmiechnęła się do własnych myśli, nie zauważywszy nawet, że coś z tego uśmiechu odbiło się w oczach dziewczyny i że ta, jakby przyciągnięta niewidzialną nicią podnosi się z miejsca. I może dlatego, kiedy wskoczyła do wody, dziewczyna poszła w ślad za nią. Przez długą chwilę płynęły razem pod prąd, aż wreszcie, wynurzając się przy wodospadzie, niespodziewanie roześmiały się obie.
– Widziałam cię już przedtem – powiedziała dziewczyna.
Była młodziutka, opalona i zgrabna.
– Ja ciebie nie – odparła.
– Pewnie. Bo nie rozglądasz się wcale. Leżysz tylko lub pływasz i czasem uśmiechasz się do siebie... Sama jesteś?
– Nie – zaprzeczyła krótko. – Z moim Panem.
– Z nim?! – zdziwiła się dziewczyna. – On jest przecież strasznie dorosły! Przepraszam – dorzuciła spiesznie.
– Nie szkodzi. Jestem starsza od ciebie – powiedziała cicho i wychodząc usiadła na brzegu, obejmując rękami kolana.
Dziewczyna przycupnęła obok bez słowa. W jej milczeniu wyczuwało się jakby próbę zrozumienia, jak to jest być właściwie dorosłą. I coś na kształt zazdrosnego podziwu. A potem zerwała się z miejsca.
– Do jutra – zawołała i pobiegła w stronę drzew okalających mały domek w oddali.
– Dlaczego jesteś z nim? – spytała nazajutrz, odnajdując ją pod wodospadem.
– Nie wiem – powiedziała szczerze i dziewczyna zdziwiła się lekko.
– Nie wiesz?! Przecież musisz wiedzieć – orzekła poważnie. – Nie kochasz go?
Milczała. W jaki sposób wytłumaczyć, że można być z kimś bez uczucia. Jak można w ogóle wyjaśnić samotność, ucieczkę i potrzebę chwilowej bliskości z jakimś drugim, choćby mało znanym człowiekiem. To, że nawet nie próbowała go poznać, bo nie chciała wiązać się z nikim, zwłaszcza z kimś, kto, jak wyczuła, i tak nie potrafiłby zapełnić tej pustki wokół niej ani przytłumić wspomnień.
Gdy się miało szczęście, które się nie trafia, czyjeś ciało i ziemię całą... – szepnęła do siebie.
Dziewczyna patrzyła na nią w milczeniu. A potem, lekko i z wahaniem, dotknęła jej ręki.
– Szkoda, że muszę wyjechać – powiedziała smutno. – Pożegnasz się chociaż ze mną? Tu, nad rzeką?
Skinęła głową i uśmiechnęła się do niej.
– A więc do jutra – dodała dziewczyna, podnosząc się z piasku.
Gdy otworzyła nazajutrz oczy, przywitał ją mglisty, szary dzień. Spała więc dłużej niż zwykle, czytała książkę, a potem patrzyła przez okno.
– Idź sam na obiad. Ja nie mam jakoś ochoty – powiedziała swojemu Panu i kiedy wyszedł, pobiegła nad rzekę.
Dziewczyna siedziała na kamieniu, wpatrując się w wodę.
– Odprowadzisz mnie? – spytała. – Nie mogę już zostać. Czekają...
Milcząc, ruszyły przed siebie. Na ścieżce, nieopodal domku, dziewczyna zatrzymała się nagle. Wyciągnęła rękę z karteczką.
– To mój adres. Napisz... – powiedziała prosząco.
– Napiszę – obiecała cicho, a wtedy dziewczyna przytuliła się do niej na moment. Pocałowała w usta. Raz, a potem drugi...
– Szkoda... – zaczęła i nie dokończyła zdania.
Już nie odwróciła się, odchodząc, a ona patrzyła w zamyśleniu jak znika w drzwiach domku i dopiero później, wieczorem, leżąc w jego ramionach, uświadomiła sobie, że te parę chwil z nią, nieznaną właściwie, dało jej więcej poczucia spokoju, bezpieczeństwa i dziwnej bliskości niż wszystkie noce z mężczyzną, z którym spędzała to lato.
I może dlatego nigdy nie napisała do niej.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt