Kuba starannie unikał wzroku Anity. Wiedział, że gdyby spojrzenia miały moc zabijania, on leżałby martwy. Odepchnął ją tak mocno, że wpadła na szafkę i teraz trzymała się za plecy w okolicach nerek, gryząc wargi.
-Panie pułkowniku, to jest...
-Niekoniecznie tego się spodziewałem - mężczyzna położył walizeczkę na blacie i wyciągnął rękę w kierunku Anity. -Ale wiem, kto to jest. Paweł Komerc, emerytowany pułkownik.
Emerytowany? Anita wyprostowała się i uścisnęła podaną rękę, pokrytą wprawdzie zmarszczkami, ale wciąż silną i krzepką. Nie wyglądał na emeryta, dałaby mu najwyżej pięćdziesiąt lat.
-Nie wiedziałem, że się znacie - pułkownik przestał się uśmiechać, w jego czarnych oczach pojawiła się surowość, jakby nie pasująca do ogólnego wizerunku.
-Nie znamy, panie pułkowniku... - wymamrotała Anita, teraz zaczerwieniona i speszona. Co on mógł sobie pomyśleć! Zamiast robić coś pożytecznego, obściskują się, w dodatku nic o sobie nie wiedząc.
-Tym gorzej dla was - mężczyzna uśmiechnął się niepewnie i ze swoim neseserem pomaszerował do pokoju, Kuba pobiegł za nim. Anita szła wolniej. Od pleców promieniował uporczywy ból.
Pułkownik usiadł na krześle przy stoliku. Anita z Kubą porozumieli się w milczeniu oczami. Anita zajęła drugie krzesło, Kuba usadowił się na polówce.
-Rozumiem, że chcesz do nas dołączyć? - upewnił się szybko pułkownik. Anita skinęła głową i natychmiast się poprawiła:
-Tak, panie pułkowniku.
-Rozmawiałem o tobie z ludźmi z Lęborka... Dużo dobrego się nasłuchałem. Ale to nie wystarczy.
Kuba podniósł się, żeby coś powiedzieć, wziąć ją w obronę, ale mężczyzna uciszył go jednym gestem.
-Z tego, co wiem, nie znasz miasta, a to absolutne minimum. Przyniosłem ci plany, musisz je wykuć na pamięć - położył na stole złożone mapy. -Powinnaś być teraz w klasie maturalnej. Matury, oczywiście, nie zdałaś?
-Nie - zmieszała się Anita. Była taka możliwość, jeszcze w grudniu nauczyciele zaproponowali ochotnikom podejście do egzaminu. Ale w feworze wojennej zawieruchy Anita nie miała czasu się do niego przygotować i koniec końców zrezygnowała.
-To kolejny wymóg. Dostaniesz podręczniki i na jesieni albo w zimie zdasz maturę. Jak będziesz miała większe problemy, znajdzie się ktoś, kto ci pomoże.
-Rozumiem - Anita odzyskała już swój zwykły fason. Na razie ta dziwna rozmowa kwalifikacyjna szła całkiem dobrze.
-Wiem, że zajmowałaś się szyfrowaniem wiadomości i częściowo podróbką dokumentów. Ile ty masz lat? - spytał nagle. Tej prozaicznej informacji zapomniał zdobyć.
-Osiemnaście.
-Wyglądasz na mniej. Trochę charakteryzacji i będzie z ciebie całkiem niezła małolata - szeroki uśmiech pułkownika odsłonił idealne zęby. -Potrzebujemy kogoś, kto mógłby podkradać się pod bazy i siedziby rosyjskie i pstrykać fotki. Nie teraz, oczywiście, najpierw musisz poznać miasto, ale to pierwsza propozycja.
-Super - twarz Anity była nieprzenikniona, ale oczy błyszczały.
Pułkownik spochmurniał. Widział już zbyt wiele takich napaleńców, nierozważnych, podejmujących się każdego zadania bez zastanowienia. Kończyli różnie: jedni rozstrzelani, inni uwięzieni, jeszcze inni dla bezpieczeństwa musieli znikać z województwa. Ale Anita wyglądała na opanowaną i dość rozważną.
-Jeszcze jedno. Nie wiem, jak to wygląda w waszym AP, ale gdy wstąpisz do POP, to nie będzie zabawa. Podlegamy ściśle pod dowództwo Armii Polskiej. Dostaniesz rozkaz, musisz go wykonać. Bez względu na cenę.
-Rozumiem - Anita spoważniała, ale nie wyglądała na przerażoną. Choć na pewno musiała zdawać sobie sprawę z tego, co oznaczały słowa pułkownika. Struktura AP była podobna tylko w zarysach. Współpracowali z wojskiem, ale nie podlegali pod ich rozkazy. No i w Lęborku trudno było o akcje niosące większe niebezpieczeństwo.
-Jakub, teraz ty. Jeżeli nie znajdziemy jej czegoś innego, mieszkacie razem. Tylko się nie podniecaj. Musisz ją zapoznać z miastem, z głównymi punktami i naszymi najważniejszymi założeniami, ja już nie mam na to czasu. Kaśka przyniesie wam coś do jedzenia i książki dla Anity, ty masz robotę. Dokumenty chcę mieć na szóstą rano. Jutro.
-Tak jest - krzyknął Kuba za pułkownikiem, ale ten już zamykał za sobą drzwi.
Anita dłuższą chwilę siedziała oszołomiona. To stało się tak szybko, że wciąż nie mogła ochłonąć. Kuba przekręcił zamek w drzwiach wyjściowych i zniknął w kuchni. Na twarzy wciąż czuła jego wargi, całe ciało mrowiło. Po dłuższej chwili wrócił do pokoju i nie patrząc na dziewczynę, włączył komputer. Anita z braku lepszego zajęcia rozłożyła plan Gdańska. Odszukała ulicę, na której się znajdowali: Karmelicką. Prześledziła trasę do morza, potem skupiła się na torach kolejowych.
Z zamyślenia wybudził ją dopiero stukot drukarki, która wypluwała z siebie arkusze papieru z prędkością karabinu maszynowego. Podeszła i wzięła pierwszą kartkę w ręce. Małe zdjęcie jakieś blondynki, obok dane osobowe: Karolina Muller, urodzona 3 stycznia 1989 w Gdańsku... Anita cofnęła się, nagle zaschło jej w gardle. Czytała dalej, choć wiedziała, że to bez sensu. Wszystko się zgadzało. Znała Karolinę od wielu lat, z harcerskich obozów. Problem polegał na tym, że owa dziewczyna ze zdjęcia o bujnej blond czuprynie z całą pewnością nie była tą Karoliną, z którą Anita biegała po lesie.
-Co się z nią stało? - wykrztusiła z trudem. Kuba podniósł na nią poważne oczy i przez chwilę milczał. -Kuba?
-Nie wiem - chłopak wzruszył ciężko ramionami. -Najprawdopodobniej ją zastrzelili. Jej rodzice nie zgłosili zgonu, żebyśmy mogli wykorzystać jej dane. Przyjechała teraz tu taka jedna, z Krakowa i potrzebuje dokumentów.
Anita zaczęła drżeć. Kuba skoczył ją podeprzeć, bo bał się, że upadnie, ale ona się odsunęła. Spojrzał jej w oczy i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że trzęsie się z wściekłości.
-Och, jak ja żałuję - wycedziła przez zęby.
-Czego?
-Że pomogłam temu sukinsynowi w lesie odejść tak szybko...
Kuba nie rozumiał. Dopiero po chwili do niego dotarło: mówiła o zabitym Rusku.
-Nie mów tak.
-A co, mam po nim płakać? - parsknęła.
-Jeszcze wczoraj płakałaś - przypomniał jej delikatnie i niemal natychmiast zrozumiał, że nie powinien był tego mówić. Trzasnęła go w twarz, kartka papieru pofrunęła na podłogę.
-Anita, nie! - krzyknął, ale było już za późno. Trzasnęły drzwi wyjściowe.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 09.05.2009 23:57 · Czytań: 548 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: