Alina - wyrrostek
Proza » Obyczajowe » Alina
A A A
Kolejne opowiadanie z tomu "Mury Carcassonne".
Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.

Alina


W Nysie, mieście leżącym w środku okręgu rolniczego, nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego biura konstrukcyjnego. Inżynier Albert, znajomy rodziców, prowadził prywatny zespół architektoniczny, ale ze względu na ograniczone możliwości lokalowe nie mógł mnie przyjąć. Nie miałem też zamiaru rozpoczynać kariery urzędniczej w Prezydium, gdzie znałem paru ludzi. Postanowiłem więc znaleźć miejsce pracy w jakimś dużym przedsiębiorstwie. ZUP należał do największych. W dziale inwestycji nie mogli mnie zatrudnić, natomiast w remontowo - budowlanym znaleziono wolny etat. Złożyłem podanie.

Nie miałem ochoty jechać do Katowic, jednak załatwienie tam formalności stało się nieuniknione. Musiałem przekazać kierownikowi zespołu rozpoczęty projekt oraz przejść przez całe biuro z "obiegówką".
Rozpocząłem od wizyty w sekretariacie. Dyrektora zainteresowały powody odejścia. Nie chciałem powracać do bolesnych spraw. Krępującym wydało mi się opowiadanie o prywatnych kłopotach. Rozmowa jednak, tracąc służbowy charakter, właśnie skoncentrowana została wokół moich osobistych problemów.
Nie znałem dyrektora z tej strony, w głosie wyczułem opiekuńczy ton. Niespodziewanie zadał pytanie:

- Czy zmieni pan decyzję, w przypadku otrzymania mieszkania. Istnieje taka możliwość w Siemianowickiej Spółdzielni.

Propozycja, pomimo swojej atrakcyjności, wydała mi się nierealna. Przy pożegnaniu dyrektor zaznaczył:

- Proszę się zastanowić, mam na uwadze nie tylko dobro biura.

Obiecałem dać odpowiedź następnego dnia.


Zosia przebywała od roku na Górnym Tysiącleciu. Tajemnicą pozostawał fakt, w jaki sposób tak szybko udało im się załatwić własnościowe mieszkanie. W rodzinie po cichu mówiło się, że matka Stefana w młodości znała prezesa CZSBM.

Gdy im opowiedziałem o propozycji mojego dyrektora, jednoznacznie zareagowali:

- Nie ma się nad czym zastanawiać. Nie bądź frajer! Taka okazja rzadko się zdarza. Pomyśl - mieszkanie na Śląsku!
- Ale ja nie potrafię w tej sytuacji tam pracować.
- Trochę dramatyzujesz, nie musisz się spotykać.
- Nie musisz! Łatwo powiedzieć. Ten sam budynek.
- Nie będziesz jej zauważał.
- Mam też udawać, że dzieci nie widzę?
- A co dzieci mają do tego?
- Nic! Tylko, że...
- Jak będziesz w Nysie, to co - zapomnisz o nich?
- Zapomnisz?!... Ja teraz nie mogę!
- Co nie możesz? Ja ci powiem: przestań chrzanić i nie rozczulaj się tak nad sobą!
- Ty tego nie rozumiesz.
- Myślisz, że jesteś wyjątkiem? Tysiące ludzi się rozwodzi. Siadaj z powrotem na cztery litery. Nigdzie teraz nie pójdziesz.
Zostaniesz u nas na noc.
- Tak... wydaje ci się wszystko takie proste. A mieszkanie! Myślisz, że na mnie czeka. Dom jeszcze budują i dopiero za rok nastąpi
zasiedlenie.
- No to co? Do tego czasu możesz u nas mieszkać.
- U was...!
- Tak! - Lepiej ci będzie jak na Kordeckiego.
- Zosiu, ale...
- Żadne ale. Postanowione i koniec!
- Przecież ja dobrze wiem, jak to jest.
- Przestań robić ceregiele.
Będziesz spał w pokoju z Wiktorem. To jest twój materac i na tym koniec dyskusji.


Jak gdyby nigdy nic wróciłem do pracy. W zespole wszyscy potraktowali moją tygodniową nieobecność jako zwyczajne zwolnienie chorobowe.
Obiecanym mieszkaniem na razie nie mogłem się chwalić. Wskoczyłem przecież na listę dyrektora poza kolejką.
Zmienionego miejsca zamieszkania nie dało się długo w tajemnicy utrzymać. Wielu znajomych zwracało uwagę na moje "wyskoki" do szkoły w celu zobaczenia, w trakcie przerw, Michała. Poza tym pani "doktor" opowiadała w przychodni licznym swoim pacjentom, w jakiej trudnej sytuacji znalazła się z trójką dzieci, gdy nieodpowiedzialny mąż ją opuścił.
Zaczęto o tym plotkować, z czasem jednak sytuacja uległa normalizacji.


Alina z Klaudią postanowiły wspólnie pojechać na urlop. Skorzystały z ogłoszenia w prasie. Korespondencyjnie zarezerwowały pokój i wpłaciły zaliczkę. Ich podekscytowanie wakacyjnymi planami udzieliło się innym. Jurek żartował z nich: "Jak ten wasz pokój okaże się czymś innym, na przykład: lokalem dla wesołych dziewczynek - dajcie znać; zaraz tam przyjadę".
Zazdrościłem im, też miałem ochotę odpocząć nad morzem. Moje plany wakacyjne stały jednak pod znakiem zapytania.
Zosia ze Stefanem, zafundowawszy sobie następne dziecko, postanowili zostać na miejscu. Jurek wybierał się gdzieś w zielonogórskie ze swoją starą miłością.
Nie miałem najlepszego samopoczucia. Przypadkowe kontakty z Michałem i dziewczynkami wywoływały niedosyt, pogłębiały rozdrażnienie.
Poza tym "na głowie" miałem jazdę do Świnoujścia. Żal mi się zrobiło maluchów i aby nie musiały korzystać z dobrodziejstw PKP, postanowiłem odwieźć je autem nad morze. Irena naturalnie musiała im towarzyszyć.
Bałem się tej podróży; przebiegła jednak pomyślnie.
Spędziłem z dziećmi cały dzień na plaży w beztroskiej atmosferze. Po nieprzespanej nocy odczuwałem satysfakcję; pierwszy raz, pomimo jednoznacznych i atrakcyjnych propozycji, nie uległem chwilowej słabości.
Głęboko tym zraniłem Irenę, jej kobiecą ambicję. Od tego momentu postanowiła się mścić. O podjętych krokach w tym kierunku przekonałem się po wakacjach, gdy dostałem zawiadomienie z sądu w sprawie o podwyższenie alimentów.
Wiedziałem jednak, że pokonałem ważny etap w życiu i dzięki temu poczułem się dużo lepiej.

Gdy w biurze pochwaliłem się kąpielą w Bałtyku w czasie weekendowego wypadu, Klaudia zażartowała:

- Jak jesteś taki dobry, to odwieź nas również nad morze. Płacimy za benzynę i w dodatku stawiamy dobre ciacho z kawą.

Wyczułem, że powiedziała to pół żartem, pół serio. Zaskoczony podniosłem wzrok. Jej uśmiechnięte oczy szukały w moich potwierdzenia, że zrozumiałem dwuznaczność propozycji. Nie spodziewałem się tego. Uważałem, że Klaudia nade wszystko przedkłada towarzystwo koleżanek.
Rumieniec oblewający jej twarz wyrażał nie tyle zawstydzenie, co zadowolenie: "Nareszcie zwróciłam na siebie jego uwagę".
Zaczerwieniłem się również, dawno nikt mnie nie kokietował.

- Widzę, że Jurek nie na żarty was przestraszył; szukacie opiekuna?
- No wiesz, nie wiem jak Alina, ale ja się boję w nocy.
- Ja to nie tylko w nocy, w dzień też mam stracha.

Wyglądało na to, że jedna mnie podrywała, a druga również wyrażała ochotę na zabawę.

- Nie wierzę, abyście miały problemy. Znajdziecie na pewno takich, którzy zaopiekują się biednymi sierotkami.
- Ale ty jesteś solidną firmą.
- Nie wiem, czy podołam tak odpowiedzialnemu zadaniu.
- Jakoś ci pomożemy.
- Dobra! Po takiej deklaracji podpisuję kontrakt.
- Mówisz serio!
- A ty co? - Żartujesz?
- Zawiózłbyś nas? Mów poważnie!
- Czy mógłbym odmówić takim dziewczynom.
- Nie wygłupiaj się. To by było fajnie.
- Też tak myślę. Przynieście tylko pisemne pozwolenia od matek.
- Andrzej! Powiedz teraz prawdę.
- Powiedziałem! Jedziemy!

Po paru dniach ustaliliśmy trasę nad morze. Dziewczyny zarezerwowały pokój na dwa ostatnie tygodnie sierpnia. Postanowiliśmy wykorzystać cały urlop za jednym razem i w związku z tym ruszyć wcześniej.
Zorganizowałem znowu w Nysie sprzęt turystyczny z zamiarem wykorzystania go przy przemierzaniu Polski. Dziesięć dni przeznaczyliśmy na obszar od Bieszczad po Mazury.
Oczekiwanie na pierwszy dzień urlopu maksymalnie rozbudza moją wyobraźnię.

Wyruszamy w piątek natychmiast po pracy. Jest fantastycznie.
Odpowiedzialność moja ogranicza się do prowadzenia samochodu. Całą resztę, z dużym wdziękiem, przejmują dziewczyny. Pierwsza niespodzianka - nagrodę dla kierowcy stanowi puszka piwa zakupiona w Peweksie.
W kumpelskiej atmosferze, z domieszką erotyzmu, dziewczyny rozpoczynają rywalizację. W pierwszej kolejności ustalają regulamin; jadąca na przednim siedzeniu pilotuje i prowadzi dzienniczek podróży. W parzyste dni czyni to Klaudia, w nieparzyste Alina. Sprawami kulinarnymi zajmują się wspólnie.

Wieczorem docieramy do Nowego Sącza. Na noc zatrzymujemy się u znajomych rodziców Aliny. Śpimy we wspólnym pokoju na materacach i nic się nie wydarza. Sam nie prowokuję sytuacji, bojąc się naruszyć istniejącą równowagę.
Rano ruszamy w kierunku Bieszczad. Obiad nad Soliną, pole namiotowe w Brzegach Górnych.
Zaczyna padać deszcz. Dziewczyny nie mają doświadczenia turystycznego, a ja nie potrafię poskładać w całość rurek stelaża namiotu. Uchodzę za obieżyświata, a grozi mi kompromitacja. Po wypiciu szklanki wina doznaję olśnienia.
Długo nie możemy zasnąć. Jest zimno; Klaudia z Aliną ubrały dresy i wskoczyły w śpiwory. Próbuję znaleźć miejsce między nimi, pod pretekstem "rozgrzania się". Kokieteryjnie, ale zdecydowanie nie wpuszczają mnie w środek.
Ranny deszcz niweczy zaplanowaną wycieczkę na Połoninę Caryńską.
Prawie cały dzień spędzamy w samochodzie. Mijamy Rzeszów, Stalową Wolę i dopiero po przekroczeniu Wisły zatrzymujemy się w Sandomierzu. Bajeczny spokój zakłócają tylko rozkrzyczani turyści.
Pamiętam wyprawy po Polsce z rodzicami; nie uderzała mnie wtedy tak mocno jak obecnie egzotyka ziem wschodnich.
Chcemy dojechać do Kazimierza, niestety robi się ciemno. Za Józefowem postanawiam zatrzymać się na nocleg. Jestem zmęczony i dopiero przy drugim podejściu znajduję odpowiednie miejsce. Nad głowami szumią świerki, suchy wiatr przynosi zapach pól, a w namiocie panuje nadal niejasna sytuacja.
Czekam aż Klaudia zaśnie po czym przytulam się do Aliny. Śpiwór nie przeszkadza w delektowaniu się jej kształtami. Gdy zaczynam okazywać podniecenie, przytrzymuje moją rękę i budzi przyjaciółkę. W jej głosie słyszę, pomimo zdecydowanego tonu, zadowolenie.

- Klaudia, masz może jakieś krople na uspokojenie? Andrzeja zmęczyła podróż i prześladują go chyba gwałtowne sny.

Nie mogę powstrzymać odruchu; mocno łapię ją za pośladek.
Nie reaguje gwałtownie. Po obróceniu się, ujmuje moją dłoń w matczynym geście, i szepcze tym samym tonem:

- Nie przejmuj się tak drogą. Nad morze w sumie nie jest daleko. Zobaczysz, na miejscu poczujesz się dużo lepiej.

Delikatnie dotykam jej ust. Wydaje mi się, że przez ułamek sekundy odwzajemnia pocałunek.

Jestem zaskoczony sam sobą. Myślałem, że od początku zacznę szaleć z Klaudią.
Alinę zaszufladkowałem jako kumpelkę, która bez pruderii umożliwi nam swobodę zachowania.
Rzeczywistość wyglądała inaczej.
Leżałem koło Aliny pokornie, tak blisko na ile mi pozwalała, marząc by choć przez chwilę być z nią sam na sam. Wiedziałem, że nie śpi. Maksymalnie podniecona wyobraźnia, tworzyła pikantne sceny. Opanowałem się jednak.
Czułem rozsadzające szczęście. Taka obietnica! Postanowiłem czekać.
W sumie nie znałem jej zupełnie. Tryskała młodością i temperamentem, a po swobodnym zachowaniu spodziewać się mogłem czegoś innego, niż miało to miejsce do tej pory. Nie zastanawiałem się, czy grała, czy też okazywała prawdziwe oblicze. W jej dużych oczach widziałem to, co zdradzało jej duszę; jakąś romantyczną, niesprecyzowaną tęsknotę.
Co do jednej rzeczy nie miałem wątpliwości: Dziewczyny musiały zawrzeć jakiś układ.

Zasypiając cieszyłem się myślą, że Alina spędzi nadchodzący dzień blisko mnie, na przednim siedzeniu.

Po miłych snach, oczekiwała nas niespodzianka. Wieczorem nie zdawałem sobie sprawy po jakim podłożu jechałem. Jeszcze przy wbijaniu śledzi cieszyłem się, że wchodzą tak łatwo w teren. Jednak rano, widząc koła głęboko pogrążone w piasku, nie miałem powodu do radości. Odkopywanie pontonowymi wiosłami i podkładanie gałęzi nie dało żadnego rezultatu. Pozytywnego, oczywiście, bo w sumie samochód zapadł się po ośki. Nie miałem wyjścia, musiałem szukać pomocy. Na szczęście, po wyjściu na drogę zobaczyłem nieopodal zabudowania. Pierwszy raz w życiu ucieszyłem się widząc PGR. I chyba od tego czasu, ta państwowa instytucja, wywołuje pozytywne skojarzenia.
Sympatyczny traktorzysta, nie dość, że bez specjalnych próśb wyciągnął auto z piachu, to jeszcze nie chciał wziąć ani złotówki za przysługę.
Nigdy nie byłem w Kazimierzu nad Wisła, ale spodziewałem się, że to małe miasteczko o historycznym rodowodzie urzeknie mnie swoim pięknem. Nie doznałem rozczarowania.
Natychmiast po wyjściu z auta otacza nas niepowtarzalna atmosfera. Zachwyt wzbudzają stare uliczki, renesansowe kamienice z podcieniami, studnia na środku rynku i nawet zwyczajne kamienie wiekowego bruku.
Szkoda, że nie mamy przewodnika. Po godzinie kończymy zwiedzanie.
Dziewczyny postanawiają pójść do miejscowego fryzjera. Cykam w międzyczasie zdjęcia. Wchłaniam pełną piersą panujący wokoło nastrój.
Świeżość uczesania moich towarzyszek kontrastuje ze stylem życia namiotowego. Im to nie przeszkadza. Czują się fantastycznie. Dumnie paradują z wypieczonymi z ciasta olbrzymimi kogutami.
Klaudia chce pobiegać po sklepach. Namawiam Alinę na wycieczkę do ruin zamku królewskiego. Panuje upał. Letnia sukienka z głębokim dekoltem i całkiem odsłoniętymi plecami wywołuje efekt zamierzony. Jest mi potwornie gorąco.
Dotykam ręką gołych ramion Aliny. Przyzwalający uśmiech ośmiela mnie - nie przystaje jednak, gdy chcę ją zatrzymać. Dochodzimy do ruin.
W dole płynąca leniwie Wisła zwalnia bieg czasu. Milknie gwar turystów, otacza nas spokój.
Alina pozuje do zdjęcia. Pod pretekstem poprawienia fałdów sukienki przesuwam dłonią po jej udach. Udaje, że nie zauważyła tego gestu, ale w źrenicach, które nabrały nieżartobliwego wyrazu wyczuwam życzenie: "Proszę - przestań!".
Poważnieję. Trudno mi jest zrozumieć; byliśmy sami, umówiłem się pod namiot, a nie do kościoła, po co te ceregiele, czego ona chce? Przecież wiązać się z kimś nie mam zamiaru.

Ruszam w drogę powrotną. Chcę zlekceważyć sytuację: "Co się przejmujesz? Z Klaudią nie będziesz miał problemów". – Próba pocieszenia, wypada jednak jakoś mało przekonywująco.
Alina ujmuje mnie pod rękę, czuje jej delikatny dotyk i w tym momencie nabieram pewności: Tylko na nią mam ochotę.

Następnym etapem podróży jest Puszcza Białowieska. Nauczony ranną przygodą postanawiam wcześniej zjechać z trasy. Parę kilometrów za Sarnakami przekraczamy Bug. Stukot podskakujących bali nawierzchni drewnianego mostu jednoznacznie określa wiejski charakter okolicy. Wąska droga nad brzegiem rzeki prowadzi w kierunku campingu. Turna Mała, Wólka Nadbużna - swojskość nazw w połączeniu z przydrożnym kurzem i niskimi chałupami wywołuje nieokreśloną tęsknotę.
Rezygnuję z pola namiotowego. Na takim terenie należy piętnować uleganie jakimś cywilizacyjnym przymusom. Znalezienie ustronnego miejsca nie nastręcza trudności.
Szeroką łąkę oddziela od rzeki pas drzew. Rozbijam namiot parę kroków od brzegu. Dochodzący z daleka krowi ryk przerywa jednostajną ciszę przepływających mas wody.
Naftowa lampa oświetla zadowolone twarze dziewczyn. Oddaleni od siedzib ludzkich czujemy się szczęśliwi i bezpieczni.
Spadające gwiazdy na roziskrzonym niebie prowokują do zadumy. Sielankowy nastrój wieńczy konspiracyjny pocałunek Aliny przed zaśnięciem.

Wczesnym rankiem, nie budząc moich towarzyszek, jadę na wieś po zakupy. Z żalem myślę, po paru przypadkowych kontaktach z ludźmi o tym, jaka różnica dzieli nasze zachowania. Jak bardzo stałem się poprawny i jak mało jest w tym bezpośredniości.
Słyszałem, że jajka kupowano przed wojną na wagę. Tubylcom nadal podoba się ten zwyczaj. Co za frajda; dwa kilogramy jajek za 74 złotych do tego dwa litry mleka za dziesiątaka i chleb prawie za darmo.
Takie śniadanie zdarzyć się może tylko nad Bugiem: jajecznica na maśle, chleb i kubek gorącego mleka.
Wpadamy w tak wspaniały nastrój, że rezygnujemy z dalszej jazdy. Niestety tylko do południa rozleniwia nas słońce i swoboda.
Zła pogoda uniemożliwiła nam zwiedzenie jeszcze w tym dniu Puszczy Białowieskiej. Nawet nie marzyłem o znalezieniu dzikiego campingu na terenie najstarszego w Polsce rezerwatu przyrody. Istniała zresztą tylko jedyna możliwość - pole namiotowe w Gródku.
Nie myślałem o nocnych podchodach. Wyszedłem z założenia; jak nie udało mi się do tej pory na osobności, to na pewno nie mam szans wśród rzeszy turystów.
Oczekiwało mnie jednak zaskoczenie.
Do kolacji popijaliśmy piwo, a potem na stole wylądowała żytnia.
Pełen zadowolenia zaciągałem się radomskim, gdy poczułem na moich kolanach miękkość bioder Klaudii.
Podniecały mnie.
Alina zaczęła nerwowo chichotać.

- Klaudia, jak tak dalej pójdzie, będziesz musiała kupić nowe krzesełko.
- Nie przejmuj się, Alinko. Ważne, że materace są w porządku.
- Niewłaściwe używanie sprzętu turystycznego może być niebezpieczne.
- Nie rób się taka święta... Chyba mi nie grozisz?
- Nie wygłupiaj się. Myślę, że wystarczy na dzisiaj. Chodź! Idziemy się wymyć.
- Nie chce mi się. Idź sama.

Alina zbliżyła się i zdecydowanym ruchem uwolniła moje kolana od zmysłowego ciężaru.

Klaudia, jak gdyby nagle obudzona ze snu, w pierwszej chwili wykazywała trudności z utrzymaniem równowagi. Cierpkim uśmiechem obdarzyła konkurentkę, zgodziła się jednak pójść do umywalni.
Oddalając się nuciła dość pewnie la... la... la....
Wracając, la... la... la... brzmiało jeszcze bardziej zdecydowanie.
Wypaliłem ostatniego papierosa i poszedłem umyć zęby.
Po powrocie zastałem ciszę w namiocie, zauważyłem jednak, że dziewczyny zamieniły się miejscami. Nie spały.
Ubrałem piżamę. Po chwili poczułem, jak Klaudia bez ceregieli pakuje się do mojego śpiwora. Zimne jej stopy nie nastrajały erotycznie, jednakże nagość nóg i bliskość intymnych miejsc gwałtownie podniosły nie tylko temperaturę. Zacząłem bezkarnie dotykać jej ciała. Czas płynął, a amplituda ciągłego ruchu zaczęła wprawić w rezonans materac. Pozycja nie należała do wygodnych. Nie znajdowałem jednak przyczyny, dla której aktywność moja nie mogła wprowadzić partnerki na wyższe obroty.
Wykazywała brak reakcji.
Niespodziewanie natomiast zareagowała Alina:

- Dosyć tego huśtania. Skończcie! Chcę już spać.

Spodziewałem się ostrej riposty ze strony Klaudii. Panowała jednak cisza. Wygrzebałem się spod śpiwora. Piersi dziewczyny rytmicznie falowały. Chciałem zobaczyć wyraz jej twarzy.
W zamkniętych oczach niczego nie mogłem wyczytać, natomiast regularny oddech nie pozostawiał wątpliwości, że ukołysałem ją do snu.

Cóż miałem zrobić z nagromadzoną energią, grożącą wprost wybuchem? Przeniosłem się na sąsiedni materac. Sytuacja wyglądała trochę niezręcznie, ale kiedyś przecież musiałem rozpocząć dzieło. O zachwycie Aliny na moje zachowanie, nie było mowy. Leżała sztywna, nie dając się dotknąć.
Okoliczności jednak sprzyjały; Klaudię pogrążał kamienny sen.

Wyczułem nieprzyjemne napięcie, kiedy zbliżyłem się do ust Aliny, a w zmienionym głosie irytację.

- Nie dotykaj mnie i zabierz te brudne łapy.
- Przestań nareszcie bawić się w dziewicę.
- Strasznie jesteś odważny, jak się napijesz.
- A ty jesteś bardzo odważna tylko w ciągu dnia.
- Już ci raz powiedziałam, że tak nie chcę.
- Nie tak? ... A jak!?
- Chyba tego nie rozumiesz.
- A czy ty rozumiesz jak mnie podniecasz?
- I dlatego przystawiasz się do niej.
- Czego właściwie chcesz?
- Trochę uczucia.
- Mówisz o miłości?
- Tak! Właśnie o miłości.

Słoneczny ranek zapowiadał piękną pogodę; nasz nastrój z kolei... burze z deszczem.
Klaudia niewiele pamiętała z nocnych godzin, męczył ją natomiast potężny kac. W podświadomości jednak pozostały jej chyba jakieś erotyczne wspomnienia, gdyż zachowywała się tak, jakby została moją dziewczyną.
Alina, pomimo okazywania pełnego niezadowolenia czy nawet wrogości, wyglądała przeuroczo. Jej cera, poddająca się łatwo promieniom słonecznym, nabrała czekoladowego koloru. Ciemne włosy, które nie raziły już świeżością zakładu fryzjerskiego, przykrywał kapelusz z szerokim rondem. Nawet lekkie podkrążenie oczu nadawało wdzięku zagniewanemu spojrzeniu.

Przy śniadaniu każdy z nas wykazywał obojętność odnośnie dalszych planów.
Alina ostentacyjnie usiadła z tyłu, chociaż zgodnie z "regulaminem" powinna pilotować. Klaudia wykazała lojalność w stosunku do swojej koleżanki, w skutek czego siedzenie obok mnie pozostało puste.

W Białowieży zwiedzamy w pierwszej kolejności muzeum. Wycieczka z przewodnikiem do Parku Pałacowego poprawia nasze nastroje. Na dużej przestrzeni, wśród różnorodnych gatunków drzew posadzonych w angielskim stylu, obcowanie z przyrodą nabiera niespotykanej, bardzo indywidualnej bliskość.
Klaudia swoją bliskość okazuje w sposób jednoznaczny. W odróżnieniu od Aliny, zdecydowanie manifestującej odizolowanie.

Ruszamy w dalszą drogę. Po południu w Augustowie jemy, choć nadal nikt z nas nie ma specjalnego apetytu, spóźniony obiad. Przed Suwałkami skręcamy w prawo i przez Płociczno, Gawrych dojeżdżamy nad Wigry.
Pomimo wybuchowej atmosfery, urzeka nas na zalesionej skarpie kapitalne miejsce. Widok szuwar i dzikich kaczek łagodzi napięcie. Otacza nas beztroska rzesza wodniaków.
Dziewczyny nie mają nastroju do robienia kolacji. Idziemy do pobliskiej knajpy. Zamiast posiłku zamawiamy śledzika w śmietanie i pięćdziesiątkę.
Gra orkiestra. Chcę się zbliżyć do Aliny; proszę ją do tańca. Odmawia! Czuję, że już wcześniej postanowiła okazywać obojętność.
W zamian za to Klaudia ciągnie mnie na parkiet. Odgrywa rolę zakochanej. W tańcu zachowuje się tak, jakby dopiero teraz rozbudziły ją pieszczoty poprzedniej nocy.
Rozglądam się za Aliną i widzę to, czego mogłem się spodziewać - pląsy z jakimś facetem. Przez dłuższy czas nie opuszcza parkietu, okazując zadowolenie z przytulania się do nieznajomego.
Po co ten cyrk? Przecież jest atrakcyjną dziewczyną, nie musi wzbudzać zazdrości. Wie poza tym jak na mnie działa i czego chcę.
Teatralna natarczywość okrągłości Klaudii wyzwala we mnie niekontrolowaną reakcję.
Nie do zniesienia jest widok Aliny w ramionach innego. Podchodzę do niej opanowując podekscytowanie.

- Wypada kończyć. Jutro mamy parę ładnych kilometrów do pokonania. Musimy już iść.
- Ja jeszcze zostanę! Nie przejmujcie się mną, jakoś trafię z powrotem.

Opanowała mnie wściekłość! Postanowiłem jednak nie dać się sprowokować. Wróciłem do namiotu.

Klaudia tryskała szczęściem. Z entuzjazmem pozbyła się ciuchów i w pośpiechu przyjęła wyczekującą pozycję. Nie pozwoliłem jej długo czekać - i tak nie mogłem bardziej podpaść.
Po krótkiej chwili zorientowałem się jednak, że dziewczyna nie ma pojęcia o podstawowych sprawach. Pociągający wdzięk jej foremnych kształtów zamarł w bezruchu.
Z Ireną, pomijając już inne przygody, przeżyłem wiele różnych chwil, ale z takim brakiem zaangażowania nigdy się nie spotkałem. Przekraczał on moją wyobraźnię.
Gdy bezcelowym stawało się kontynuowanie działalności, do namiotu weszła Alina.
Chcąc bez niedomówień przypieczętować oczywistość zaistniałej sytuacji, zapaliła latarkę.
Pomimo przyjęcia swobodnej postawy, czułem jej zażenowanie.
Bliska płaczu, poruszała głowa tak, jakby chciała powiedzieć: "Szkoda...! Mogło być inaczej, ale się tego spodziewałam".
Nie wiedziała tylko najważniejszego, do czego sam przed sobą nie chciałem się przyznać.
W głosie jej zabrzmiała nuta ironii.

- Macie zamiar co wieczór tak się zabawiać?
- Z tobą to nawet codziennie.
- Nie przesadzaj. Z jedną nie potrafisz dać sobie rady.
- Ty oczywiście nie miałabyś problemów z większą ilością tancerzy.
- Wiesz, co cię to obchodzi?!
- Więcej niż ci się wydaje!
- Aha...!Tak się przejąłeś, aż ona musiała cię pocieszyć.
- Przestań się zgrywać.
- Mam dosyć tego burdelu!
- Alina! Tym razem przesadziłaś. Ja cię nie obrażałam.
- To, co zrobiłaś, jest gorsze od obrażania.
- Powiedziałam ci, że chcę się z nim przespać.
- No i co! Jesteś zadowolona.... A zresztą, guzik mnie to obchodzi. Róbcie sobie co chcecie. Jutro wyjeżdżam.

Opanowując wybuch płaczu, wybiegła z namiotu. Wyszedłem za nią.

- Alina, to nic nie było. Sprawa bez znaczenia.
- Ty tego nie rozumiesz. Może nawet chciałabym tak jak ona, ale nie potrafię.
- Dlaczego się tak głupio zachowujesz, zamiast mi powiedzieć.
- Powiedziałam ci już parę razy. Nawet analfabeta by zrozumiał.
- Spróbuj jeszcze raz.
- Nie pomyślałeś, że ja cię mogę kochać.
- Tak.... Ale ty chcesz więcej.
- Nie więcej, tylko...
- Nie rozumiem.
- Wiesz przecież. Masz rodzinę.
- Znasz moją sytuację.
- Ale ja nie chcę, żeby ktoś kiedyś powiedział...
- Czemu komplikujesz proste sprawy.
- Dla ciebie może proste.
- Alina, przestań.
- Nie! Ty się musisz zdecydować.
- Dawno się zdecydowałem.
- To wyjaśnij chociaż sprawę z Klaudią.
- Sama ją sprowokowałaś.
- Bo chciałam zobaczyć, jak ci na mnie zależy.
- Jesteś teraz przekonana?
- Po tym, co widziałam w namiocie?
- Przysięgam, że nic nie było. Czy to wystarczy?
- Nie całkiem. Myślałam, że jesteś inny.
- Mam cię błagać na kolanach?

Ktoś grał na gitarze. Wyraźny cień, wyolbrzymiony na piasku migotliwym światłem pobliskiego ogniska, niknął w pofałdowanym lustrze wody. Zamarła w bezruchu bezkształtna postać, przywarła do jego podstawy. Bezradnie opuszczone ręce dziewczyny kreśliły znaki. Nie dochodziły żadne słowa, tylko te ręce... dramatyczne w niezdecydowanym ruchu. I nagle, jak gdyby uniesione w dyrygenckim geście, gwałtownie opadły. Umilkła gitara i tylko gdzieś znad jeziora, wraz z wiatrem, dochodził szum fal.


Przed wyruszeniem nad morze, postanowiłem spędzić cały dzień na wodzie wśród szuwar, z dala od ludzi. Wynająłem łódkę.
Alina z Klaudią nie chciały same zostać. Wypłynęliśmy więc znowu w trójkę. Każde z nas zachowywało się tak, jakbyśmy dopiero co rozpoczynali wakacje.
Dziewczyny siedziały na dziobie, ja wiosłowałem. Klaudia nuciła piosenki rajdowe, Alina w zadumie kreśliła palcem kółka na spokojnej tafli jeziora. Obserwowałem ją z napięciem większym od tego, jakie przeżyłem kiedyś w Marsylii.

Do Gdańska dojeżdżamy następnego dnia wieczorem. Odnalezienie Stogów nastręczyło mi pewnych trudności. Przypominałem sobie to miejsce; babcia Ola i ciocia Cesia spędzały tam, przed wieloma laty, wczasy nauczycielskie. Czas zmienił jednak wiele.
Wynajęty w bloku mieszkalnym pokój urządzono z myślą o wielu wczasowiczach. Gospodarze nie stwarzali żadnych problemów, w związku z czym, za niewielką dopłatą, przy zgodzie dziewczyn, zająłem jedno z czterech łóżek.
W miłej, rodzinnej atmosferze, jaką stworzyła pani domu, wyczuwało się niestety kłopoty z zaopatrzeniem i brak pieniędzy. Różnice w poziomie naszego i ich życia widać było gołym okiem.
Panująca od wielu dni słoneczna pogoda nie przysparzała powodów do zmartwień. Wystarczały nam rano kupione świeżutkie jagodzianki. Resztę załatwiał przywieziony zapas konserw.
Do plaży dojeżdżaliśmy autem. Ciepła woda, nagrzany piasek, szum fal - czy można marzyc o czymś wspanialszym?

Lubię kołysać się na wodzie. Ponton, który wypożyczyłem z biura, całkowicie wystarczał do zaspakajania tej przyjemności. Dziewczyny wolały leżeć na piasku; sam machałem więc cienkimi wiosłami, unosząc się na falach marzeń. Tak "żeglując" po morzu i w przestworzach nie spostrzegłem jak podpłynęła do mnie łódź straży przybrzeżnej. Zobaczyłem rozbawione twarze dwóch milicjantów.

- Obywatelu... do Szwecji się wybieracie? Pozwólcie tutaj.

Posłusznie wdrapywałem się na pokład. Gdy jeden z funkcjonariuszy mi pomagał, drugi wciągnął ponton.

- No, to teraz sobie porozmawiamy. Wiecie jak daleko można w morze wypływać?
- Tak dokładnie... to nie.
- A wiecie jak daleko oddaliliście się?

Dobrze widziałem linię brzegu, ale sylwetki dziewczyn jakoś dziwnie wtapiały się w piasek.

- A kartę pływacką macie?
- Pewnie.
- No to okażcie.
- Została na plaży.
- Na mandat pieniądze macie?
- No nie, panowie! Dajcie spokój, przecież ja nic nie zrobiłem.
- Wy sobie kawały robicie. Straż graniczna dała nam znać, żeby zwinąć jakiegoś wariata, który do Szwecji chce zwiać.
- Ależ panowie, wyglądam na takiego. Poza tym zobaczycie; te ładne dziewczyny na plaży, to moje znajome. Trzeba faktycznie
mieć coś z głową żeby od takich uciekać.
- No dobra. Znamy się na żartach. Jak dla was, po znajomości zapłacicie 100 złotych. Ale najpierw przyniesiecie pieniądze, a
potem dostaniecie ponton.

Podpływaliśmy do brzegu. Alina z Klaudią wyglądały tak niesamowicie przerażone, jakby miano mnie zamknąć za jakieś ciężkie przestępstwo. W pierwszej chwili myślałem, że są to wygłupy. Bladość ich twarzy wykazywała jednak na autentyczność przeżyć.
W zachowaniu wyczuwałem, mimo wszystko, pewien element rywalizacji. W przypadku Klaudii takie postępowanie wydawało się zrozumiałym. Ale Alina...? Czy mogłem bardziej okazywać uczucie? Dlaczego nie miała pewności?

Kolejny dzień, mając chwilowo dosyć słońca, przeznaczyliśmy na zwiedzanie.
Za każdym razem, kiedy jestem w Trójmieście muszę wpaść, chociaż na chwilę, na Długi Targ w Gdańsku. Miejsce to obdarzam szczególnym sentymentem. Odziedziczyłem go chyba po ojcu, który nie całkiem przyznawał się do tej słabości. Gdynię, gdzie zresztą wodował wybudowany wspólnie z przyjaciółmi jacht, uważał za chlubę Polski przedwojennej. Gdańsk natomiast, choć może to lwowianinowi nie przystawało, uwielbiał. Po wojnie, w czasie jednej z pierwszych wycieczek samochodowych, podjechaliśmy pod Pomnik Neptuna. Zbombardowana ulica powstawała na nowo z gruzów.
W oczach ojca widziałem łzy radości. Nie mógł uwierzyć, przechodząc przed odbudowywanymi kamienicami, że wyłania się z nich niezmieniony, pierwotny charakter.

Po zjedzeniu lodów i zrobieniu końcowego zdjęcia z mostu nad Motławą, postanowiliśmy pojechać na Westerplatte.
Zwiedzanie bunkrów i dojście do pomnika zajęło nam trochę czasu. Klaudia nie miała nastroju, źle się czuła. Postanowiła popołudnie spędzić w domu.
Zamiast na plażę, pojechałem z Aliną w kierunku Krynicy Morskiej.
Znowu odezwały się wspomnienia dziecięce. Prom pod Mikoszewem. Jak przed laty panował tu całkowity spokój. Niewielu ludziom chciało się wystawać długie minuty na nabrzeżu.
Alina, oparta o błotnik auta zamarła w bezruchu w trwającym oczekiwaniu. Cień padający z ronda kapelusza nie zdołał zasłonić jej rozchylonych ust.
Wiedziałem, że będzie moja. Kochałem ją.
Oszałamiała mnie nadzieja.

Aż do wieczora spędzamy czas nad Zalewem Wiślanym.
Chciałem popływać pontonem.
Niestety, ze względu na przygraniczną strefę, gęsto rozmieszczone ostrzegawcze tablice nie zezwalały na taką przyjemność.

Patrzyłem w oczy dziewczyny. Widziałem jej podekscytowanie. Dlaczego jednak czekała?
Z rozmysłem wydłużała chwile przed nadchodzącym zbliżeniem...? Może nie była jeszcze pewna, czy obawiała się tego.

- Chodź, już wracamy.
- Myślałem, żeby trochę popływać.
- Mam inny pomysł. Zapraszam cię na tańce.
- W tradycyjnym znaczeniu?
- Tak. Przypominasz sobie tę małą knajpkę przy plaży?
- Grająca szafa i dobry alkohol. Dlaczego właśnie tam?
- Bo jest przytulnie i do domu niedaleko.

W lokalu przeważającą część gości stanowili bywalcy. Znalazłem miejsce przy barze. Alina usiadła na wysokim stołku. Zamówiłem dwa "grandiale". Dźwięczne głosy zespołu ABBA zapraszały do Waterloo.

- Tym razem to ty mnie poprosiłeś?
- Co znaczy: "tym razem"? Ostatnio dałaś mi kosza.
- A jak było na Tysiącleciu? To ja cię pociągnęłam.
- Imieniny Jurka? W moim mieszkaniu?
- Aha! Nie myśl, że nie pamiętam jak mnie dyskretnie dotykałeś.
- Dlaczego nie reagowałaś?
- Okazywałeś takie podniecenie, jakbyś pierwszy raz z dziewczyną tańczył.
- Teraz odczuwam jeszcze większe.
- Właśnie czuję. Ludzie patrzą już na nas.
- Może pójdziemy tam, gdzie ich nie ma?
- Masz jakąś propozycje?
- Jest tak ciepło, chodź na plażę.

szła wolno, nie kręcąc biodrami, nie podskakując
poruszała się wprost majestatycznie
zachwyt wystukując lekkim rytmem kroków
frywolny flirt wiatru w spódniczce, gwałtownie przerwała
ściągnęła ze stóp szpilki i uniesionymi dłońmi spontanicznie
zachęcała, w akompaniamencie szumu fal, do tańca

szczęście, którego przez lata pragnąłem
nieprzytomnie, pełnymi garściami czerpałem
przez koszmar jałowych dni przebrnąłem
straciłem tyle czasu, tak często stawałem
bieg rozpocząłem łapiąc Ani figlarne kucyki
zwycięsko kończyłem, w ramionach ukochanej

jak można kochać delikatnie, namiętnie, tkliwie
jak można doznać radości, ogółem istnienia
wiążąc wszystkie tęsknoty wezbrane
we wspaniałą całość sedna pragnienia
dostrzec oddanie, uniesienie, oczekiwane
czuć, darzenie ust, całego ciała i jak serce bije

Ucichł ostatni akord. Spokój okrył euforii krzyk. Głos Aliny przerwał chłodzącą melodię fal.

- Wiesz... ja pierwszy raz...

Gwałtownie zamknąłem oczy. Nie!...

- Nie opowiadaj bajek. Poza tym, to nie ma znaczenia i prawdę powiedziawszy nawet bym nie chciał...
- Przestań się wygłupiać. O czym mówisz? Ja pierwszy raz w życiu jestem nad polskim morzem.

Śmiech o mocy sztormowych grzywaczy wstrząsał nocną ciszą.

Przy śniadaniu zakomunikowałem, pod pretekstem wynikającym ze złego samopoczucia naszej koleżanki, że wybieram się z Aliną na parodniową wycieczkę. Klaudia okazała zaskoczenie, przełknęła je jednak lekko, jak kawałek jagodzianki, popijany łykiem mleka.

Gdzie, jak nie do Dębek, mogłem pojechać w pierwszej kolejności.
Romantyczne ustronie, idealny zakątek dla zakochanych.
Nie analizowałem naszych uczuć i nie starałem się ich nazwać. Ja chciałem być z nią, ona ze mną, bez przerwy i bardzo blisko.

Plażę, w porównaniu do czasów sprzed laty, zapełniała duża ilość ludzi. Piaśnica natomiast nie zmieniła swojego charakteru. Cały dzień pływaliśmy pontonem po jej zacisznych wodach, delektując się spokojem i własnym szczęściem.

Jadąc do Łeby, kierowałem się chyba znowu wspomnieniami beztroskich, dziecięcych lat.
Tam z rodzicami stawialiśmy pierwsze campingowe kroki. Namiot bez podłogi, pniaki zamiast krzesełek, skrzynka po śledziach jako stół.
Tam przylgnął do nas bezdomny, przemiły kundel. Prawdopodobnie ze względu na śnieżną sierść i pieszczotliwość zachowania skojarzył się małej Zosi z misiem i tak też został nazwany. Pozostał przez długie lata naszym najwierniejszym przyjacielem.
Alinę zachwycił camping.
Pomimo dużej ilości turystów udało się nam, wśród sosen, znaleźć ustronne miejsce.
Krótka ścieżka przez wydmy prowadziła nad brzeg morza.
Mieliśmy siebie i nic więcej nie pragnęliśmy mieć.

Każde intymne zbliżenie rozpoczynało się od słów: "Ja pierwszy raz", które oprócz wesołości, wprowadzało nastrój niepowtarzalnego uniesienia, przeżytego na plaży w Stogach.

Popołudnia spędzaliśmy w porcie rybackim. Zapach wędzonych ryb i smak rozpływających się w ustach węgorzy, rozbudzał do nieprzyzwoitości nasze łakomstwo.

Na ruchome wydmy przeznaczyliśmy cały dzień. Przez Jezioro Łebsko przeprawiła nas rybacka łódź. Nieskończoną przestrzeń żółtego piasku ożywiał silny wiatr. "Drzewa umierały stojąc".

Siedem dni minęło niepostrzeżenie. Kończył się urlop.
Powrót do Gdańska stał się nieunikniony.
Klaudia obraziła się na nas. Chciała sama wracać pociągiem do Katowic.
Dała się jednak przejednać. Próbowała nawet w nocy odzyskać straconą pozycję. Nie wiedziała, że jej konkurentkę uważałem za coś więcej jak wakacyjną przygodę. Zachowała więc do końca podróży dystans i urazę.

Zakończenie wakacji zawsze mnie dołowało. Tym razem, gdy żegnałem się z Aliną przed jej domem, dramatyzm sytuacji szczytował. Tu już nie chodziło o "addio pomidory". Czułem przerażającą pustkę, potworną obawę przed samotnością. Rozpacz wywołana rozstaniem przybrała monstrualne wymiary.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wyrrostek · dnia 10.05.2009 09:13 · Czytań: 832 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
Miladora dnia 10.05.2009 16:28 Ocena: Bardzo dobre
To chyba będzie długi taniec... :D
Pozwoli pan, panie W.? ;)
- rolniczego/konstrukcyjnego - zlikwiduj ten rym
- Inżynier Albert, znajomy rodziców(,) prowadził prywatny zespół architektoniczny(,) ale ze względu na ograniczone
- Czy zmieni pan decyzje, - w tym przypadku decyzję
- Prószę się zastanowić - Proszę
- udało im się załatwili własnościowe - załatwić
- Myślisz, że ty jesteś wyjątkiem? - sugeruję bez "ty"
- Tak!!! - Lepiej ci będzie - sugeruję tylko jeden wykrzyknik
- Zosiu(,) ale...
- Przecież ja dobrze wiem(,) jak to jest.
- Moje wyskoki na przerwy do szkoły w celu zobaczenia Michała zwracały uwagę wielu. - dopracowałabym to zdanie pod względem szyku, a "wyskoki" dałabym w cudzysłowie
- maż ją opuścił. - mąż
- pacjentom(,) w jakiej trudnej
- Ja to, nie tylko w nocy - bez przecinka
- na zabawę? - nie musi być pytajnik
- Nie wierzę(,) abyście miały problemy.
- Nie wiem(,) czy podołam tak
- Po paru dniach, ustaliliśmy trasę - bez przecinka
- Dziewczyny nie maja doświadczenia - mają
- Klaudia(,) masz może jakieś krople na uspokojenie(?)
- mocno łapie ją za pośladek. - łapię
- moja dłoń - moją
- Jestem przekonany/jestem zaskoczony - przeszkadza to powtórzenie
- marząc(,) aby choć przez chwile być z nią... - "by" pasowałoby lepiej i "chwilę" popraw
- Rezultatu nie dało odkopywanie pontonowymi wiosłami i podkładanie gałęzi. - zmień szyk zdania np. Odkopywanie pontonowymi wiosłami i podkładanie gałęzi nie dało żadnego rezultatu.
- Pozytywnego oczywiście rezultatu, bo - bez "rezultatu" (Pozytywnego, oczywiście, bo...)
- Na szczęście(,) po wyjściu na drogę
- z piachu(,) to jeszcze nie chciał
- Rozczarowania nie doznałem. - Nie doznałem rozczarowania
- stare uliczki, renesansowe kamieniczki - rymujesz ;) ulice, kamieniczki, albo odwrotnie
- Wchłaniam pełnymi piersiami panujący wokoło nastrój. - masz piersi, czy pierś? Myślę, że pełną piersią raczej
- przystaje jednak(,) gdy chcę ją zatrzymać
- płynąca leniwo Wisła - leniwie
- problemów"(.) - Próba
- Próba pocieszenia się(bez,) wypada (jednak)jakoś mało przekonyw(ująco).
- Z żalem myślę po paru przypadkowych kontaktach z ludźmi o tym, jaka różnica dzieli - może tak?
- nas słonce i swoboda. - słońce
- Nie przejmuj się(,) Alinko.
- Klaudia(,) jak gdyby nagle
- poszedłem wymyć zęby. - sugeruję "umyć" (wymyć było powyżej)
- Po chwili poczułem, jak Klaudia bez ceregieli pakuje się do - w ten sposób raczej
- wybuchem? (-) - niepotrzebny ten myślnik
- O zachwycie Aliny na moje zachowanie, nie było mowy. Leżała sztywna(,) nie dając się dotknąć.
- napięcie kiedy(,) zbliżyłem się do ust Aliny, a w zmienionym głosie irytacje. - irytację
- jesteś odważny(,) jak się napijesz.
- To ty jesteś bardzo odważna tylko w ciągu dnia. - sugeruję "A ty jesteś bardzo...
- Już ci raz powiedziałem, że tak nie chce - powiedziałam, chcę
- Nie tak(?)spacja ... A jak!?
- A ty chyba rozumiesz jak mnie podniecasz? - kropka, albo wykrzyknik, nie pytajnik, chyba, że dasz "A czy ty rozumiesz jak mnie podniecasz?
- Alina(,) pomimo okazywania
- podkrążenia pod oczyma - sugeruję "podkrążenie oczu"
- Przy śniadaniu, każdy z nas - bez przecinka
- Na dużej przestrzeni(,) wśród różnorodnych gatunków drzew posadzonych w angielskim stylu(,) obcowanie z przyrodą nabiera niespotykanej, bardzo indywidualnej
- widzę to(,) czego mogłem
- w pospiechu - w pośpiechu
- mogłem bardziej podpaść? - bez pytajnika, kropka
- zaistniałej sytuacji(,) zapaliła latarkę.
- swobodnej postawy(,) czułem jej zażenowanie.
- Macie zamiar co wieczora tak się zabawiać? - co wieczór
- Z tobą to nawet co dziennie. - codziennie
- Ty oczywiście nie miała byś problemów - miałabyś
- Wiesz(,) co cię to obchodzi?!
- Acha...! - Aha
- Tym razem przesądziłaś. - przesadziłaś
- To(,) co zrobiłaś(,) jest gorsze od obrażania.
- że chce się - chcę
- Opanowując wybuch płaczu(,) wybiegła
- Alina(,) to nic nie było.
- chciała bym tak - chciałabym
- Pozwiedzałam ci już - kochany, co ona Ci pozwiedzała? :D "Powiedziała"
- Ale ja nie chcę(,) żeby ktoś
- Alina(,) przestań.
- Bo chciałam zobaczyć(,) jak ci na mnie zależy.
- Na piasku, wyraźny cień, wyolbrzymiony migotliwym światłem pobliskiego ogniska, niknął w pofałdowanym lustrze wody. Do jego podstawy przywarła, zamarła w bezruchu, bezkształtna postać. Bezradnie... - do dopracowania stylistycznego ten urywek
- poruszane w niezdecydowanym ruchu. - przerób
- nad morze(,) postanowiłem spędzić
- Wynajęty pokój w bloku mieszkalnym, urządzono z myślą - sugeruję zmianę szyku - Wynajęty w bloku mieszkalnym pokój urządzono z myślą...
- Słoneczna pogoda panująca od wielu dni, nie przysparzała powodów do - bez przecinka, mogłoby także być "Panująca od wielu dni słoneczna pogoda...", ale to Twój styl
- No(,) to teraz sobie
- No nie(,) panowie!
- W trwającym oczekiwaniu, oparta o błotnik auta, zamarła w bezruchu Alina. - stylistyka, przerób to zdanie na normalne ;)
- Cień padający z ronda kapelusza, nie zdołał - bez przecinka
- Wiedziałem, że będzie moją. - raczej "moja"
- tablice, nie zezwalały na taką przyjemność. - bez przecinka
- Z rozmysłem wydłużała chwile przed nadchodzącym spotkaniem...?(dałabym "zbliżeniem";) Lub jeszcze nie pewna i się obawiała. - auć, niepewna i popraw to zdanie, bo brzmi strasznie. Może nie była jeszcze pewna, czy obawiała się tego? Coś w tym stylu
- Choć już wracamy. - auć, Chodź, już wracamy.
- Myślałem, że tutaj popływamy. - wracamy/popływamy - tworzysz rym, przerób to, może Myślałem, żeby popływać trochę... czy tp.
- Acha! - aha, znowu Acha :D
- Ludzie patrzą się już na nas. - bez "się" sugeruję
- pójdziemy tam(,) gdzie ich nie ma?
- choć na plażę. - chodź
- Rozkoszy współbrzmienie spokój okrywał. - do przeróbki stylistycznej - bez tej emfazy
- Nie!.. - bez kropek, albo z trzema
- Śmiech, o mocy sztormowych grzywaczy, wstrząsał nocną ciszą. - bez przecinków
- zakomunikowałem, pod pretekstem wynikającym ze złego samopoczucia naszej koleżanki, że wybieram się z Aliną na parodniową wycieczkę. Klaudia okazała zaskoczenie, przełknęła je jednak lekko, jak kawałek jagodzianki, popijany łykiem mleka. - sugeruję tak.
- Cały dzień(bez przec.) pływaliśmy pontonem po jej zacisznych wodach,
- Mięliśmy siebie - mieliśmy
- Na Wydmy ruchome - nie wiem, czy z dużej litery, ale i tak przestaw szyk - Na ruchome wydmy
- "Drzewa umierały stojąc". - może mały przypis? "Drzewa umierają stojąc" to tytuł sztuki hiszpańskiego dramaturga Alejandro Casona, przyjaciela Lorcii. Ja pamiętam natomiast, że wielką rolę w niej grała Mieczysława Ćwiklińska, mając już podówczas chyba 90 lat.
- q95; - co to jest? :D
W pewnym miejscu tekst Ci się trochę rozszedł - przy korekcie podciągnij do odpowiedniej linijki te zdania.
Teraz wiersz - to osobne rozbieranko, więc zrobię to później, na spokojnie. Na razie tak zwana "normalka"... :D
Panie W. - literówek do licha i trochę - leniuszek z Ciebie, nie chce Ci się, bo dobra Miladorka i tak wszystko wyłowi, co? :lol:
No tak... wobec tego o awans i podwyżkę proszę, panie W. kochany... ;)
Trochę trwał ten taniec i w dodatku czułam się tak, jakbym była razem z wami w tym namiocie, albo zaglądała przez uchylone jego skrzydło. To chyba znaczy, że potrafiłeś opisać plastycznie swoje przeżycia... ;)
Bdb dla Ciebie - podwyżka dla mnie... :D
Wiersz na umowę - zlecenie, płatny dodatkowo... ;)
I co Ty na to, kochany? :D
Miladora dnia 10.05.2009 16:34 Ocena: Bardzo dobre
Do licha - to był na pewno najdłuższy taniec, jaki przetańczyłam z Tobą... :D
Mam nadzieję, że się choć na chwilę załamiesz widząc tego monstrualnego węża... ;)
Złośliwa jestem? Ależ skąd! Właśnie idę się napić na Twoje konto... :lol: Tzn. na Twój rachunek, oczywiście.
No to nasze zdrowie... :D
gabstone dnia 10.05.2009 21:07 Ocena: Bardzo dobre
Do licha Mila serca nie masz:)
A fragment całkiem niezły, wiesz, że i tak podoba mi się wszystko co piszesz:) A od czarnej roboty masz M:)
wyrrostek dnia 10.05.2009 22:08
Miladorko, to co robisz jest niesamowite. :yes: Podziwiam Twój takt, lekkość i cierpliwość (o profesjonalizmie już nie wspominam). Serdecznie dziękuję. Twoje zdrowie. :D

Gabstone, dzięki i fajnie, że Tobie się podoba:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty