Dwie kreski - dzień 4. pierwsza część - soczewica
Proza » Długie Opowiadania » Dwie kreski - dzień 4. pierwsza część
A A A
Rano zdrętwiały Igor próbował wydostać się spod Cozy. Budziła się powoli, z trudem, ale w końcu spojrzała mu w twarz w miarę przytomnie:
- O, ty jeszcze tu? - Pocałował ją i wstał:
- Nie miałem innej opcji do wyboru, przygnieciony twoim wielkim biustem... - Trafił w czuły punkt. Coza najeżyła się:
- Coś ci się nie podoba w moich piersiach? Ciekawe, co byś powiedział, gdybyś widział je dwa, trzy lata temu! - Spokorniał:
- Spokojnie! Ja nie miałem nic złego na myśli! Tylko ty jesteś taka drobna i... - Coza machnęła ręką:
- Nieważne. Wy, faceci jesteście okropnie gruboskórni. Jak można powiedzieć coś takiego komuś, kto przez całe życie publicznie rozpaczał nad wielkością swojego biustu a raczej jego brakiem? - Igor śmiał się coraz głośniej:
- Ja tam nic nie wiem! Po pierwsze: na tapecie byłaś przez pięć, sześć lat, więc zdecydowanie nie całe życie, po drugie, ja słucham muzyki, a nie zawodzenia na tematy prywatne, a po trzecie nie generalizuj, bo powiem ci, co tak naprawdę, uogólniając, sądzę o przewrażliwionych histeryczkach! - Coza zaczęła go okładać pięściami, co sprawiło, że straciła równowagę, więc wykorzystał to, by złapać jej ręce:
- Poza tym nie dałaś mi okazji do tego, żebym je mógł, subiektywnie bądź obiektywnie, jak tam wolisz, ocenić... - Kobieta spuściła wzrok:
- Mam się teraz rozebrać? - Igor szepnął:
- Poczekam. Mam na to cholerną ochotę, ale wiem, że na tym by się nie skończyło, a ty teraz jesteś niedysponowana, zresztą jest ósma, o tej godzinie wstaje Jon, więc znów by nam
przerwał... - Coza wstała:
- To spadaj. - Cmoknął ją w policzek i wyszedł, a ona przebrała się akurat na tyle szybko, by zdążyć przed wejściem Jona. Jego widok sprawił, że przypomniała sobie o wczorajszym wieczorze. Uśmiechnęła się:
- Hej, Casanovo! - Speszył się:
- Nie wyobrażaj sobie za dużo! - Prychnęła:
- Ostrzegali mnie przed tobą! - Wzruszył ramionami:
- Ile to lat temu? I nie wierzyłaś im. Zawiodłem cię chociaż raz? Przychodziłaś do mnie, kiedy chciałaś i wiesz, że nie było przy mnie w tym czasie żadnej innej kobiety. I nie ma nadal... - Coza spytała:
- Kobiety? Mówimy o mojej nieletniej córce! - Jon westchnął:
- Wiedźmo, nie rozumiesz nie. Jeśli coś między mną a Jo ma być, to będzie. Nie teraz, a za dziesięć lat. Ale to ona wybierze, ma to we krwi. I myślę, że obydwoje wiemy, jak wybierze. Wykorzystywanie innych tez odziedziczyła po tobie. - Coza zaciskała nerwowo palce na oparciu łóżka, na którym siedziała:
- Co tobie chodzi po głowie? Chcesz ją sobie wychować? Od lolitki do... - Położył dłoń na jej ustach:
- Nie chcę, Coz. Dałem ci do zrozumienia, że nie zawsze będę na twoje zachowanie, są różne kobiety, dziewczyny... Twoja córka dojrzewa, usamodzielnia się. Boisz się testu, jaki robię twojemu sposobowi wychowania? - Coza milczała. Trafił w sedno. Bała się porażki, ale przede wszystkim bała się o swoją córkę. Czuła, jak bardzo ją kocha. Westchnęła:
- Tak. Boję się. I gdybym zdecydowała się na to, żebyś to ty jej pokazywał, co ją czeka w dorosłym życiu, wykupiłabym swój święty spokój za moją córkę. Przecież obydwoje wiemy, o co ci chodzi. O to, żebym odwróciła swoją uwagę od Igora. - Jon spuścił z tonu. Nie spodziewał się, że będzie mówiła tak otwarcie. Dotychczas to on był tym, który pomagał jej się uzewnętrznić, wyciągać z niej to, co ukrywała. Coś w niej się zmieniło i czuł, że to on popełnił błąd. Owszem, odpowiadała mu jej niezależność, jednak teraz poszła za daleko...

Ujął jej brodę, a drugą dłoń wsunął w jej włosy:
- Daj mi jeszcze szansę... - Coza spojrzała mu w oczy:
- To ty mi daj szansę na trochę szczęścia. - Pocałował jej usta:
- Jesteś pewna, że wam chodzi nie tylko o seks? Chociaż... Gdyby chodziło o to, to moja wygrana byłaby kwestią czasu. Wrócisz do mnie. Ale ty sobie wyobrażasz, że dążysz do trwałego szczęścia. Wytrzymasz kolejny zawód? - Odparła cicho:
- Im większy, tym bardziej do ciebie przylgnę. Jeśli nie spróbuję, będę żałować. I znienawidzę ciebie. - Odsunęła go od siebie:
- Nie zamkniesz mnie w klatce.

Do szpitala dotarli w ostatnim momencie. Lekarz, rozmawiając z Cozą, odwracał wzrok, a już obecność Joasi wprawiała go w totalne zakłopotanie. Dziewczyna patrzyła mu w twarz z dziecięcą ciekawością i jednocześnie dorosłą świadomością. Nic przeżywał swoje ostatnie chwile. Joasia nie wytrzymała:
- Możemy do niego iść? Ja chcę się z nim tylko pożegnać, a pan tu pieprzy i pieprzy, a przecież jemu już podobno nic nie może pomóc! - Lekarz zdenerwował się:
- Dziecko, ty i tak go nie uratujesz! - Jo zaskoczyła go drugi raz:
- Wiem. Do cholery jasnej, wiem! Na tłumaczenie będzie miał pan jeszcze czas! - Coza uścisnęła jej rękę. Lekarz zaprowadził całą trójkę pod salę i zostawił samych. Jon usiadł na korytarzu. Nick go nigdy nie lubił, wolał więc nie psuć mu humoru w ostatnich chwilach życia. Miał dziwne przeświadczenie, że ten facet nawet na łożu śmierci będzie wyglądał oskarżycielsko, choćby i od kilku tygodni był pozbawiony świadomości...

W sali było jasno, czego Joasia się obawiała. Wiedziała, że jeśli się rozpłacze, to jej matce też puszczą nerwy. Weszły tam ciasno objęte, ale przy łóżku rozdzieliły się i każda stanęła po innej stronie. Coza pocałowała chłodny policzek mężczyzny i przytuliła czoło do jego czoła:
- Nick, dzięki za wszystko. - Joasia siedziała na krzesełku ze spuszczoną głową i rekami
splecionymi na kolanach. Nagle szepnęła:
- Nick, ja to wszystko zepsułam. Głupia byłam. Tak byśmy mieszkali u ciebie, opiekowalibyśmy się tobą. Ja chciałam przeprosić... - Coza nad łóżkiem wyciągnęła rękę, ale nie sięgnęła jej. Przeszła przez salę i przytuliła córkę:
- Ana, nie mów głupot! Kochanie, to nie jest twoja wina. Takie rzeczy są z góry zaplanowane. Tak musiało widocznie być. Ty żyjesz i nie możesz się oskarżać o to, na co nie masz wpływu... - Joasia przytuliła się do niej i wybuchła płaczem:
- Możliwe, ale ciągle mnie to męczy, że on był dla nas taki dobry, a ja... - Coza szepnęła:
- Ale ja go nie mogłam tak kochać, jak on chciał. Zrozum, gdyby nalegał, to uciekłabym i tak. A każdy facet w końcu zaczyna stawiać żądania. Widzisz, nawet Jon... Jonowi pod tym względem ufałam całkowicie, prawie jak Nickowi, a widzisz co się stało... - Spojrzała na Nica i zobaczyła, że nie oddycha. Nie wyraził zgody na podłączenie do respiratora i nie mieli prawa utrzymywać go przy życiu, kiedy jego organizm umarł wraz z mózgiem. Zagryzła wargi i szepnęła do córki:
- To już koniec. On wiedział, co czujesz, mała. Pożegnaj się z nim. Przecież czekał na nas.- Joasia oparła głowę na ramieniu Nicka, jak robiła wiele razy, będąc dzieckiem, kiedy siedziała na jego kolanach. Czasem tak nawet zasypiała i pamiętała, że Edi bardzo się o to denerwował. Po raz pierwszy od długiego czasu rozpłakała się głośno. Coza ścisnęła ją mocno. W tym płaczu Jo stała się tym, kim była jeszcze - dzieckiem, które nie potrafi zrozumieć straty. Coza płakała bezgłośnie. Do sali wszedł Jon, który usłyszał łkanie Joasi:
- Czy Nick...? - Nie oczekiwał odpowiedzi i nie dostał jej. Podszedł do nich i objął obydwie:
- Ciekawe, czy do końca miał mi za złe, że... - Coza warknęła:
- Zamknij się. On ci nie miał na pewno za złe tego, że mi pomogłeś. On przede wszystkim chciał mojego szczęścia! Wiedział, kiedy ma się wycofać! - Jon westchnął:
- Nie potrafię cię oddać! - Kobieta wstała:
- Musisz. Kiedy wrócimy do domu, jadę do Polski. - Szarawe oczy Joasi, choć zalane łzami, zabłysły na chwilę ciekawością. Coza kontynuowała:
- Może wrócę, jeśli zatęsknię. - Jon zaprzeczył:
- Nie zatęsknisz. Znam cię dobrze. Uznasz, że wytrzymasz i nigdy nawet się o tym nie dowiem. On tez jedzie z tobą? - Joasia wkroczyła do akcji:
- Możecie się nie kłócić tutaj? Przecież możecie to odłożyć na potem! - Coza uspokoiła się i wyszła, a Jon za nią. Joasia przytuliła dłoń Nicka do swojej twarzy:
- Do zobaczenia, Nick. Kiedyś, gdzieś, tam... - Wyszła za dorosłymi. Jona nie było już na korytarzu. Coza płakała. Jo przytuliła się do niej:
- Mamo, chodźmy do hotelu. - W drodze nie rozmawiały. Szły, trzymając się za ręce. Dzień był słoneczny, piękny. Na linii horyzontu widziały jezioro, przez głowę Cozie przeszła myśl, by zabrać tam kiedyś Joasię, ale dziewczyna najwyraźniej myślami była gdzie indziej, bo spytała nagle:
- Naprawdę chcesz jechać do Polski? - Coza kiwnęła głową:
- Tak. Może w wakacje, może na Święta jeszcze, może na dłużej. To będzie też zależało od was. Daniel skończył osiemnaście lat, tam byłby pełnoletni, tutaj brakować mu będzie jeszcze trzech. Wiem, że ma tu dziewczynę, więc może będzie chciał zostać. Musiałabym mu zapewnić opiekuna, ale kogo? Edi? Nie sądzę, żeby chciał nawet Bartka. Wiesz, spodziewa się swojego pierwszego, pełnoprawnego dziecka. Jon? Nie sądzę, żeby teraz chciał mi oddać tą przysługę. A ty? - Joasia uśmiechnęła się:
- Przecież wiesz! - Coza westchnęła:
- Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale trochę się boję, że czeka cię rozczarowanie... - Doszły do hotelu.

Jon siedział u siebie. Joasia przeszła przez balkony do pokoju Igora:
- Hej. No, to po wszystkim. Nic nie żyje. - I w tym momencie głos jej zadrżał. Igor poklepał ją po ramieniu:
- To teraz jest już mu lepiej... - Joasia warknęła:
- Nienawidzę takich słów. Skąd wiesz, jak mu jest? - Igor spuścił głowę:
- Przepraszam. Nie przemyślałem. - Joasia zmieniła ton. Nie chciała się całkiem rozkleić
przy obcym mężczyźnie:
- Zabierz mamę od Jona. On chce ją uwieść i z drugiej strony chce przeze mnie odwrócić jej uwagę od ciebie. No i oczywiście prawie się m udało... - Westchnął:
- Uwierz mi: całkiem mu się udało, nie prawie. Akurat to, do cholery ja najlepiej wiem. - Dziewczyna uśmiechnęła się:
- Przepraszam. Nie przemyślałam. Myślałam, że jak się przy nim trochę zakręcę, to da wam spokój, ale to mnie przerosło. Poza tym... Nie do końca odciągnął ją od ciebie. - Igor prychnął:
- Nie zajmuj się tym. Dostatecznie namieszał nam w planach. Przynajmniej mi. - Joasia powiedziała po długiej chwili milczenia:
- My wracamy do Polski. Między mamą a Jonem to koniec. Jedź z nami. - Mężczyzna spojrzał jej w twarz:
- Dlaczego mi pomagasz? I wiesz w ogóle w czym? Przecież nie możesz wiedzieć, czy nie przelecę Cozy i zostawię jej ze złamanym sercem? A teraz na dodatek chcesz, żebym rzucił tu wszystko, a potem co? Zostawił was w obcym dla was kraju. Masz coś po matce. Ona też jest nierozsądna. - Jo patrzyła na niego prawie z politowaniem:
- Jestem prawie pewna, że tego nie zrobisz. Poza tym w czwórkę jesteśmy niezniszczalni. A mama jest... Jedyna w swoim rodzaju. Wie, co robi. - Igor zmierzwił jej włosy:
- Doigrasz się kiedyś. - Dziwiła go ta dziewczyna i jej zmienność. Z jednej strony wzbudzała sympatię, z drugiej wymuszała dystans. W jednej chwili garnęła się do ludzi, w następnej zamykała się, nie okazując po sobie uczuć, jak najlepsza aktorka.

Coza postanowiła, że wrócą tego samego dnia, a przynajmniej pokonają jak najdłuższy odcinek. Nie zamierzała zostać na pogrzebie, zresztą Nic i tak chciał być skremowany, a jego pochówku miała dopilnować Susan, jego była żona, z którą Coza była prawie od początku w stanie wojny. Chciała być teraz jak najdalej od Chicago. Siedziała licząca w samochodzie, miała jednak ochotę wygarnąć Jonowi wszystko: to, jak kiedyś nie chciał się opiekować jej dziećmi, kazał wozić je do Ediego, to że nigdy, będąc w trasie, nie odpowiadał na jej telefony, a wszystko w imię ich wspólnej wolności, przyjaźni i wszelkich innych męskich wygód. Teraz nagle się zmienił: "Dlaczego? Dlatego, że ja potrzebuję wolności? Nagle włączył mu się syndrom psa ogrodnika?" Ze zdziwieniem zauważyła, że myśli ciepło nawet o Edim, który jakoś lepiej znosił wiadomości o tym, że jest szczęśliwa z kimś innym...: "Oczywiście, zwykle to były niepotwierdzone plotki. I on o tym dobrze wiedział. Ciekawe, co by teraz zrobił?"

Joasia myślała o Nicku. Właściwie jego śmierć nie zmieniła nic na gorsze w jej życiu. Od wielu lat kontaktowali się sporadycznie, trochę kryjąc się przed przewrażliwioną Coza, a teraz mogła się czuć, jakby był zawsze obok niej. W końcu nikt nie mógł zniszczyć w niej tej wiary. W siłę duszy wierzyła najbardziej. Tyle razy jej przeczucia się spełniały, że nie mogło być tak, że nie ma nic poza materialnym światem.

Jon wsłuchiwał się w nierówny warkot silnika. Coś złego działo się z samochodem. Akurat teraz, kiedy zależało mu na powrocie do domu i szybkim wtłoczeniu do głowy Coz, że nie mogą się tak po prostu rozstać: "No, dawaj, mały... Przecież nigdy mnie nie zawiodłeś! A pamiętasz te wszystkie miłe rzeczy, które razem robiliśmy...?" Przez chwilę wyraz jego twarzy zmienił się na rozmarzony, ale zaraz wróciły inne myśli o Cozie, więc skupił się. Właściwie nie wiedział jak z nią będzie rozmawiał, ale dotychczas udawało mu się z nią tak dobrze porozumieć, że liczył na to, że we właściwym czasie przyjdzie do niego odpowiednie słowo.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
soczewica · dnia 10.05.2009 14:26 · Czytań: 622 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty