Kamila - PatrycjaDera
Proza » Obyczajowe » Kamila
A A A
Część pierwsza

I

Kamila była szczęśliwa. Kilka lat nauki nie poszło na marne i trzymała teraz w ręku dyplom pielęgniarki wyróżniony za wyjątkowe efekty w nauce, prace społeczną i celujące praktyki. Tak, starała się jak mogła, żeby marzenie z dzieciństwa się spełniło. No i proszę. Jest dyplomowaną pielęgniarka i może od dzisiaj rozpocząć prace.
Czerwiec był piękny tego roku. Nie za gorący, ale w sam raz by zacząć się cieszyć już teraz wakacjami. Słońce świeciło jasno, przesłaniane tylko czasami małymi, kudłatymi chmurkami. Śliczne te baranki, pomyślała. Aż chce się żyć w takie dni jak ten. Wiedziała już, gdzie by chciała pracować więc pobiegła szybko do domu i wzięła wszystkie potrzebne jej papiery. CV, list motywacyjny, dyplom, zaświadczenie że może pracować w zawodzie, nawet testy psychologiczne stwierdzające, że jest zdrową, normalną, zrównoważoną osobą. Schowała wszystkie do teczki i wybrała się spacerkiem na drugi koniec miasta. Ludzie na ulicach byli uśmiechnięci i weseli. Wszędzie pachniało czymś pięknym. Kwiatami. Ziemią. Szczęściem całego świata. A może tylko jej szczęściem? Nie, w taką pogodę nie ma pewnie smutnych ludzi!

W końcu stanęła przed celem swojej wycieczki. Budynek był duży i brzydki. Bardzo stary, jeszcze sprzed pierwszej wojny światowej, pewnie pamiętał lepsze lata swojego żywota. Stare przedwojenne budownictwo uzupełniono nowym skrzydłem i dom wyglądał dość groteskowo. Z jednej strony ciemny, ciężki, przygnieciony jakby do ziemi. Obdrapany, z odpadającym tynkiem. Ironiczny z tymi swoimi zakratowanymi oknami. Jakby zmęczony tym co widział. Co przeżył. Z drugiej strony biały i nowoczesny. Jakby ktoś chciał dorobić mu skrzydła, ale zamiast skrzydeł dorobił tylko ich kikuty. Nowy oddział dobudowano kilka lat temu, farba już zszarzała. Były wielkie plany by wszystko pięknie odrestaurować, ale skończyło się tylko na dobrych chęciach. Takie miejsca nie były jednak dobrą inwestycją.

Szpital psychiatryczny imienia profesora T. Bilikiewicza. Miejsce, w którym chciała pracować od zawsze. Jak była mała mama wytłumaczyła jej co to za miejsce. Od tej chwili tak bardzo chciała pomagać takim ludziom, że postanowiła zostać pielęgniarkom. Dążyła do tego tak długo. Teraz nareszcie jej marzenie się spełni. Z bijącym sercem weszła do budynku i skierowała się w stronę dyżurki. Z uśmiechem złożyła papiery, a pielęgniarki które widziały ja po drodze, doszły do wniosku, że to kolejna wariatka skoro z taka chęcią chce pracować w takim miejscu.


II

Lato minęło tak szybko jak nigdy. Piękne ciepłe dni, pełne miłości wieczory z ukochanym Staszkiem. W te lato ich uczucie odżyło na nowo. Wiedziała, że zaniedbywała go przez ostatnie miesiące z powodu nauki, ale teraz będzie inaczej. Postanowili zamieszkać ze sobą. W końcu on pracował w dobrze prosperującej, młodej firmie komputerowej, ona miała od września także rozpocząć prace w szpitalu. Znaleźli już nawet małe przytulne mieszkanko na obrzeżach miasta. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka z wanną. Idealne na ich oczekiwania. Małe ale przytulne. Na drugim piętrze bloku, w spokojnej okolicy.

Pierwszy dzień jej pracy wstał pogodny, choć już trochę zimnawy. Czuć było jesień, która chyba zawita w tym roku wcześniej. Ale Kamili to nie martwiło. Bardzo lubiła jesienne wiatry i chmury. Poza tym wraz z przyjściem jesieni miała rozpocząć się jej praca więc tym bardziej miło jej się ta pora roku kojarzyła. No i przeprowadzka. Jeszcze tylko kilka tygodni i będą mogli się ze Staszkiem urządzić w ich pierwszym wspólnym gniazdku. Już wyobrażała sobie jak to będzie, gdy będą wstawać i robić dla siebie nawzajem śniadanie, popijając kawę, czytając gazetę. Będą się krzątać, ocierając się przypadkiem o siebie, wybierając się każde do swojej pracy. Wieczorem będą wspólnie jeść kolacje, kąpać się, kochać w ich wspólnym łóżku. Aż uśmiechała się do tych wszystkich myśli. Przyszłość rysowała się cudownie.

Do szpitala weszła z uśmiechem na twarzy. Była strasznie pozytywnie nastawiona. Wreszcie wszystko czego się uczyła nie będzie tylko suchą teoria, ale stanie się rzeczywistością. Zetknie się z tymi ludźmi, będzie się nimi opiekować, będzie ich leczyć. Będzie im pomagać.
- Ja na pierwszy dzień pracy - powiedziała do pielęgniarek siedzących w dyżurce - gdzie mam się zgłosić?
- Tutaj - odpowiedziała jej szczupła i wysoka blondynka. Kamila pomyślała, że wygląda trochę jak wystraszona sowa. - jestem siostra przełożona. Będziesz pracować z moimi pacjentami. Są to głownie schizofrenicy, więc są raczej niegroźni.
- Rozumiem.
- Pod opieką - ciągnęła - mamy skrzydło w starym budownictwie. Nowe przeznaczone jest dla tych największych wariatów i świrów, jak zabójcy, gwałciciele i ci, którzy nie kontaktują zupełnie. Tamto skrzydło dla nas jest zamknięte, tam bywają tylko pielęgniarze. Wielcy i silni faceci, więc pierwszą zasada jakiej musisz się nauczyć to taka, że nigdy, pod żadnym pozorem, nie wolno ci wchodzić do tamtego skrzydła. Zasada numer dwa to taka, że dyżury nocne bierzemy zawsze na zmianę. Jest nas tutaj razem z Tobą czwórka, więc wypada po tydzień na każda. W nocy na pewno nie jest tu przyjemnie, więc lepiej się przygotuj, że nie będą to miłe dyżury. Szczególnie, że na naszym oddziale nocą jesteś tylko ty i lekarz. Jednak jego wzywasz tylko w razie konieczności. Zazwyczaj jest tutaj spokojnie. Tak więc dzisiaj popracujesz trochę z nami. Zapoznasz się z lekami, które podajemy pacjentom. Kilka następnych dni będziesz z nami wszystkimi tutaj.

- Dziękuje - Kamila była trochę oszołomiona wywodem pielęgniarki. Jednak nie traciła swojego zapału - czy mogłaby pani pokazać mi szpital? Bardzo chciałabym się zapoznać ze wszystkim dokładnie.
- Oczywiście - wstała i kazała Kamili iść za sobą. Podłogi szpitalne były czyste i pachnące środkiem dezynfekującym. Ściany, kiedyś białe poszarzały z biegiem lat. Przez zakratowane okno wpadało dość mało światła i całość wydawała sie dość smutna. Pokoje pacjentów były małe i tak samo szare. Cały sprzęt stanowiło łóżko, stolik, krzesło. W niektórych pokojach na ścianach, błyszczącą taśmą samoprzylepną pacjenci wieszali swoje rysunki, jakieś wyrwane z gazet urywki artykułów, zupełnie ze sobą niepowiązanych.

Sami chorzy byli bladzi. Mieli smutne, jakby pociemniałe, zapadnięte twarze. Jedni mieli wzrok zranionego zwierzęcia, inni nie mieli wzroku w ogóle. Kamila miała wrażenie, że choć przecież na coś patrzą, nie jest to jednak świat rzeczywisty. Jakby patrzeli w środek siebie. Gdzieś gdzie nie mógł spojrzeć normalny człowiek, ktoś obcy, patrzący z boku. Niektórzy spali. Zwinięci przy zimnej ścianie, w pozycji embrionalnej. Jakby chcieli obronić się przed czymś co siedzi im w głowie. Inni patrzeli przez okno. Podziwiali mały park przy szpitalu. Już kolorowe liście na drzewach, niebo, ptaki. Życie, które jeździło za bramą obiektu sportowymi samochodami, spacerowało z dziećmi, bawiło z psami. Życie, którego już nie byli częścią. Jeszcze inni bawili sie swoimi dłońmi, oglądali je z wszystkich stron, malowali palcami w powietrzu dziwne figury i kształty. Kamila stała i patrzyła na tych wszystkich ludzi coraz bardziej smutna. Mieli swój świat. Ten mały skrawek czegoś, co siedziało w nich, do którego nie będzie miała nigdy dostępu. Jakże miała pomóc skoro nawet jej nie widzieli. Czyżby myślała, że jest kimś wyjątkowym kto zmieni świat?


III

Pierwszy dzień pracy był dla niej koszmarem. Nie umiała pozbyć sie ze swojej głowy tych wszystkich ludzkich twarzy, tych spojrzeń zranionych lub smutnych. Pierwsze co zrobiła po powrocie do domu to wypłakała sie w poduszkę. Pewnie, studia swoją drogą, ale tam nikt nie powiedział, że rzeczywistość jest aż tak straszna. Że może jej nie podołać. Że może podda się szybciej niż myślała. Jako idealista nie umiała znieść bezsilności, która ogarnęła ja na myśl i na widok tych wszystkich chorych. Jakże ma pomagać, skoro oni nie mają świadomości. A jeśli już mają nie chcą rozumieć tego, że ktoś naprawdę wierzy w co mówią. Czytała o schizofrenii kilka artykułów, ale były to czysto medyczne terminy i ciężko było sobie wyobrazić, że ktoś na to naprawdę chorował. A teraz stykała się z tym w życiu, będzie to widziała na co dzień. Pierwszy raz odkąd zaczęła marzyć o tym by być tam pielęgniarką, zaczynała wątpić. Czy zawsze tak jest, że jak marzenia się spełniają, to sprawia to ból? Że idealizujemy w swoich głowach wszystko, by później dostać od życia porządny kubeł zimnej wody na głowę. By otrzeźwieć, by zrozumieć, że marzenia zawsze są lepsze, piękniejsze niż rzeczywistość. Długo płakała. Czy utraconych marzeń, wyidealizowanej pracy. Czy może z powodu swojej bezsilności wobec tego co tam widziała. A może po prostu z napięcia, stresu związanego z pierwszym dniem. Zasnęła zmęczona i obudził ją dopiero Staszek, który przyniósł jej wielki bukiet róż. Zupełnie przez to wszystko zapomniała, że jest ich trzecia rocznica dzisiaj.

Staszek zabrał ją na kolacje, a później na długi spacer. Było już zimno, powietrze przesycone było wilgocią, wiatr chłodził policzki. Miła atmosfera restauracji, przyjemny, cichy i tak bardzo znajomo bezpieczny głos ukochanego sprawiły, że Kamila znów poczuła się na siłach by stawić temu czoło.
- Widzisz kochanie, ciężko mi dzisiaj było zetknąć się z czymś czego jednak nie rozumiem. Wydawało mi się zawsze, że łatwo się wczuć w takich ludzi. Że wystarczy na nich popatrzeć, trochę z nimi porozmawiać i wszystkich można rozgryźć. Ja ich dzisiaj tylko obserwowałam. Jak wiesz, że schizofrenią można żyć normalnie, hospitalizuje się tylko te ciężkie przypadki, no chyba ze pacjent sam sobie życzy szpitalnego leczenia...
- Kto by chciał z własnej woli być w wariatkowie - przerwał jej - oczywiście jako pacjent - dodał szybko widząc jej spojrzenie.
- Są tacy, uwierz. Siostra przełożona mówiła mi, że jest dwóch chyba pacjentów, którzy sami się zgłosili. Boja się żyć normalnie. Wiedzą, że ich ataki złości mogą być niebezpieczne. Chcą sie od tego uwolnić.
- A może chcą się uwolnić od życia. Jak myślisz kochanie? Czy dla niektórych nie byłoby prościej zamknąć się w wariatkowie? Żeby nie musieć być odpowiedzialnym? Żeby nie musieć pracować, męczyć się niepotrzebnie na tym świecie?
- Może i tacy są. Ale to ludzie słabi.
- Albo wręcz przeciwnie. Wiesz, ile trzeba mieć w sobie odwagi i siły, by udawać wariata? Ile trzeba myśleć, by wpaść na taki pomysł ucieczki od życia....
- Ale po co - przerwała mu - przecież na świecie jest tyle dobrych pięknych rzeczy. Sam człowiek sobie stwarza otoczenie, robi ze swoim życiem co chce. Po co zamykać się za kratkami, gdzie nie ma słońca, nie ma zrozumienia, nie ma ciepła drugiego człowieka. Po co?
- Może po to, żeby poczuć się wolnym....

Wolność. Czy wariaci mogą być bardziej wolni niż normalni ludzie. Może i tak. Kamila myślała nad tym długo przed położeniem się spać. Staszek być może miał racje. Być może oni naprawdę chcieli większej wolności. W wariatkowie nikt nie patrzył na to co mówią, co robią. W realnym świecie konwenansów i "co wypada, a co nie wypada" tacy ludzie zostali by zmiażdżeni. Społeczeństwo nie lubi odmieńców. Nie lubi dziwolągów, którzy mają własne zdanie i myślą inaczej niż ogół. Takich ludzi się tępi. Więc gdzie mogą znaleźć schronienie. Gdzie mogą odnaleźć spokój swojej duszy? Gdzie tak naprawdę nikt ich nie potępi, nie będzie zwracał na nich uwagi. Czyżby paradoksalnie najbardziej zamknięte, okratowane, najmniej wolne miejsce w mieście było dla niektórych ucieczką w wolność?

IV

Lekarz, który opiekował się ich skrzydłem był w średnim wieku. Miał bardzo sympatyczne zmarszczki wokół oczu i Kamila od razu poczuła, że go lubi. Był wysoki i bardzo silny. Miał jasne oczy i blond włosy. Okazało się, że jest wielkim pasjonatem, dla niego to co robił było życiową pasją i celem.
- Oto i nasz nowy nabytek. Pani Kamilo, bardzo miło mi panią widzieć w naszych szeregach. Mam nadzieje, że będzie nam się wspaniale współpracowało.
- Witam - podała mu dłoń - ja także mam taką nadzieje.
- Słyszałem, że szpital już pani trochę sobie oglądnęła więc to mamy za sobą. Chciałbym jednak przybliżyć pani czym się tutaj zajmujemy. Jaki to rodzaj choroby, jakie są objawy. Jak się zajmować takimi ludźmi. Najlepiej będzie jeśli omówimy to w moim gabinecie, więc zapraszam.

Pokój, który zajmować lekarz był pełen pootwieranych książek, papierów, pełen kubków po kawie. Przez okratowane okno wpadało do niego ciepłe światło dnia, w powietrzu tańczyły drobinki kurzu. Na ścianach wisiały jakieś wykresy, schematy, informacje. Całość sprawiała wrażenie takiego porządnego bałaganu.
- Proszę, niech pani siądzie. Mam tutaj kartoteki naszych pacjentów. Żeby mogła ich pani zrozumieć i móc się nimi opiekować musi pani wiedzieć o nich jak najwięcej.
- Bardzo bym chciała. Proszę mi jednak najpierw wyjaśnić czym tak naprawdę jest schizofrenia. Książki używają zbyt technicznych terminów i nie zawsze umiem się w nich połapać.
- Proszę bardzo. W sumie schizofrenia to dziwna choroba. Jest jej kilka
rodzajów. Występuje najczęściej między szesnastym a trzydziestym rokiem życia. Po czterdziestce liczba zachorowań jest minimalna...
- Dlaczego - przerwała mu - czy wiek ma aż tak wielkie znaczenie?
- Owszem. Ponieważ właśnie w takim przedziale wiekowym, jaki wymieniłem człowiek mierzy się sam ze sobą. Marzenia z dzieciństwa zderzają się gwałtownie z trudną rzeczywistością. To może być bardzo trudne, człowiek nie do końca sobie z tym radzi. Stąd właśnie możliwość pojawienia się choroby.
- Jakie są objawy? Takie główne?
- Otóż to zależy. Niektórzy mają bardzo łagodny początek choroby. Taki człowiek żyje normalnie, ale czuję się źle, jakby był z innego świata. Może sie objawiać nagłymi, częstszymi atakami śmiechu. Chory szuka samotności, zaniedbuje takie czynności jak np higiena. Może jednocześnie być nadmiernie pobożny. Kiedy atak choroby jest nagły objawia się głownie atakami szału. Chory jest podniecony i strasznie zlękniony. Pojawiają się omamy, chęć ucieczki, jakieś próby samobójcze, głównie przy użyciu jakichś ostrych narzędzi typu żyletka.
- Czytałam tez o jakiejś trzeciej formie występowania.
- Tak - lekarz kiwnął głową - tak zwany początek nerwicowy. Charakteryzuje się poczuciem obcości i inności, z nasileniem objawów hipochondrycznych, neurastenicznych czy histerycznych. Są różne objawy, głównie upośledzenie percepcji, myślenia i emocji. Mamy dwa rodzaje objawów schizofrenii. Jedne, zwane, może trochę ironicznie pozytywnymi to objawy dodatkowe do normalnego funkcjonowania. Pojawiają się halucynacje, urojenia, dziwaczne zachowania, trudności w komunikacji. Drugie, jak się domyślasz negatywne, które już w większym stopniu zmniejszają zdolność normalnego zachowania to ubóstwo mowy, niezdolność do spontanicznego przeżywania pozytywnych uczuć, apatia, opętania, zahamowania ekspresji twarzy, trudność w prowadzeniu aktywnego życia społecznego.
- Rozumiem - Kamila aż przymknęła oczy z nadmiaru informacji - czytałam o dwóch typach schizofrenii.
- Tak. Są dwa główne typy łączące się ściśle z objawami. Schizofrenia typu I czyli objawy pozytywne. Często występuje wtedy myślenie magiczne...
Magiczne - przerwała mu zdziwiona - czyli ktoś myśli, że jest czarodziejem?

Nie śmiej się. Tak jest. Myślenia magiczne to przeświadczenie chorego, że całe życie jest tajemnicą lub też że wszystko co się dzieje ma charakter niewyjaśniony i podlega nieokreślonej siłę sprawczej. Czarodziej, nadczłowiek. Oni tak właśnie o sobie myślą.
Rozumiem. Chęć bycia kimś wyjątkowym. Ciekawe
-Tak. Ale wracajmy do tematu. Typ II schizofrenii to już cięższe przypadki. Występują zaburzenia ruchowe, agolia czyli niezdolność mówienia. Jeśli przy typie I nie występowały żadne zmiany w środkowym układzie nerwowym, tak przy typie II następują już zmiany na przykład poszerzenie komór bocznych mózgu. To by było na tyle jeśli chodzi o takie suche fakty. Wszystko to tylko teorie i charakteryzacja. Jednak dopiero kontakt z chorymi może ci zapewnić pełen obraz tego co ci dzisiaj przedstawiłem. Dlatego jutro z rana zrobisz ze mną obchód. Będę mówił ci, który pacjent ma jaki rodzaj choroby. Jak długo tutaj jest, jak postępuje leczenie i tak dalej. Myślę, że jutrzejszy dzień wniesie o wiele więcej, niż te wszystkie moje wywody dzisiaj. Tak więc do zobaczenia jutro o ósmej, pani Kamilo.
Dziękuje bardzo doktorze. To było naprawdę ciekawe.
Ciekawie, to będzie jutro, więc sie przygotuj. Do zobaczenia.


Wracała do domu pełna znów optymizmu. Wiadomo, że pierwszy dzień pracy zawsze jest ciężki. Dziś było już lepiej na szczęście. Miły lekarz. Wcale nie było widać, że kontakt z chorymi go dołuje. Pewnie zareagowała wczoraj zbyt emocjonalnie. Jutro na pewno oswoi się z pacjentami, pozna ich historię, spróbuje zrozumieć. Tak, jednak warto było uczyć się i tyle starać, by teraz być w tym miejscu. Wiedziała, że to dopiero początek, ale początek czegoś dobrego. Jeszcze kilka tygodni i zadomowi się w tej pracy.
Nie spodziewała się nawet jak bardzo jej słowa się sprawdzą....

V

Następnego dnia wstała rześka i gotowa do pracy. Była ciekawa i podniecona, ponieważ dzisiaj pierwszy raz tak naprawdę miała się zetknąć z chorymi. Obudziła się już o szóstej, wzięła prysznic i zjadła na śniadanie cała miskę czekoladowych płatków śniadaniowych. Zaparzyła sobie kawy i przy porannej gazecie odprężyła się. Zdawała sobie sprawę, że mimo tego, że dzień będzie naprawdę ciekawy to jednak tak samo ciężki. O wpół do ósmej wyszła z domu. Wrzesień wkroczył już cała parą do jej miasta. Drzewa były już kolorowe, wiatr hulał po ulicach i trzeba było zacząć nosić szalik. Ławki w parkach opustoszały, a i ludzie stali się jacyś bardziej smutni i rozleniwieni niż w czerwcu. Znów powoli mija kolejny rok. Znów za niedługo drzewa zostaną nagie, spadnie śnieg. Znów święta, już w nowym domu, ze Staszkiem. Już nie mogła się ich doczekać. Ich pierwsza wspólna choinka, pierwsza kolacja wigilijna, prezenty. Niecierpliwie czekała, aż będą mogli się urządzić we własnym kącie. Jeszcze tylko kilka dni... Rozmyślania przerwało jej dojście do szpitala. Wcale nie wydawał jej się tak straszny jak pierwszego dnia, gdy szła złożyć tu papiery. Teraz wyglądał raczej na smutny. Ciężkie okna, wielkie grube kraty. W tle szare chmury. Tak, zdecydowanie był smutny nie straszny.


Część druga

I

Aleksander M. miał dobre życie. Raczej nie brakowało mu niczego, miał wspaniałą rodzinę i dobrą pracę. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że coś z nim nie jest tak. Czasami, owszem, miewał napady gorąca, w nocy budził się ogarnięty panicznym strachem. Nie potrafił rozmawiać z żona o najprostszych rzeczach, uciekał w samotność, nie miał ochoty na żadne kontakty towarzyskie. Porzucił swoją kolekcję znaczków, które od zawsze były jego pasją. W końcu przestał pojawiać się w pracy, zaniedbał się, stał sie burkliwy i drażliwy. Okazało się, że to schizofrenia. W szpitalu umieszczono go dwa lata temu. Głównym jego problemem były ciągłe ataki niewyjaśnionego lęku. Strach. Napady płaczu. Poza tymi objawami był normalnym, inteligentnym człowiekiem. Pielęgniarki lubiły z nim rozmawiać, bo opowiadał ciekawe historie i nie był na co dzień straszny.

II

Paulina S. myślała magicznie. Była jedynaczką. Całe życie rozpieszczana przez rodzinę. Otulona szczelnie kloszem ich miłości, wyrastała w przekonaniu, że jest kimś wyjątkowym. Uczęszczała do szkół prywatnych, uczyła sie dobrze. Dopiero na studiach przekonała się, że wcale nie jest tak jak zawsze jej wmawiano. Wiele osób było lepszych od niej, lepiej się uczyło, lepiej wyglądało, miało więcej przyjaciół. Zaczęła sie opuszczać w nauce, przestało jej zależeć. Nie umiała sobie poradzić z otaczającą rzeczywistością. Zamknęła się w swoim własnym świecie. Całe godziny spędzała przed lustrem, nie wychodząc nawet do WC, podziwiając siebie samą. Wmówiła sobie, że jest kimś lepszym, wyjątkowym, boskim. Nadczłowiekiem. Że cały świat podziwia ją i szanuje. Do szpitala trafiła pół roku temu, wyczerpana z powodu niedożywienia i odwodniona. Wszystkiego czego pragnęła to był podziw.

III

Gabriel K. pewnego dnia przestał mówić. Stał sie obojętny i niezdolny do jakichkolwiek uczuć. Apatyczny, milczący, jak martwy potrafił siedzieć godzinami i wpatrywać się w okno. Przestał wychodzić z domu. Był kontrolerem w autobusach. Żył sam od pięciu lat, odkąd jego żona umarła na raka. Nie umiał się z tym do końca pogodzić. Miał dwadzieścia osiem lat i był wdowcem. Od jej śmierci nie uśmiechnął się ani razu. Czasami widywał żonę w autobusach. Biegł wtedy do niej, ale ona znikała. Czasami jej twarz pojawiała się w lustrze w ich domu. Każdej nocy budził się z przeświadczeniem, że ona śpi obok niego. Miał nawet wrażenie, że pościel obok niego jest ciepła. Od półtora roku się już leczył. Ale lekarz powiedział, że to przypadek pacjenta, który nie chce wyzdrowieć. Dobrze mu było z żoną, nawet jeśli była ona tylko wytworem jego chorej wyobraźni. Kamila pomyślała, że musiał ją bardzo mocno kochać.

IV
Krzysztof H. był jednym z dwóch najcięższych przypadków, jakie mieli w tym szpitalu. Cierpiał na schizofrenie paranoidalną. Mając dwadzieścia dwa lata był omamiony różnymi wizjami końca świata, miał wrażenie, że każdy człowiek, który się do niego zbliży jest zabójcą, mordercą lub gwałcicielem chcącym wyssać mu duszę. Wysłannikiem diabła, królem piekieł. Słyszał głosy aniołów i diabłów, kłócących się o jego serce, dusze, ciało. Targowali się miedzy sobą, kto co zabierze, gdy on w końcu umrze. Hospitalizowano go już pięć lat. Nikt nie potrafił do niego dotrzeć, bał się każdego kto tylko próbował się do niego zbliżyć. To on, mówiły pielęgniarki, najwięcej krzyczał w nocy. Ale nie rozumiały ani słowa, wolały nie słyszeć, żeby nie oszaleć.

V

Marta Z. była drugim ciężkim przypadkiem. Miała schizofrenie niezróżnicowaną, objawy które u niej występowały nie wskazywały jednoznacznie na żaden z podtypów tej choroby. Nie kontaktowała się zupełnie z otoczeniem. To ją, bawiącą się rękami widziała Kamila pierwszego dnia w pracy. Uważała, że ludzie na zewnątrz kradli jej myśli. potrafiła stanąć na środku ulicy i zacząć krzyczeć, że ktoś zabrał jej myśli. Że wdarł się do jej umysłu. Miewała dziwne halucynacje, widziała martwych ludzi i zwierzęta powieszone na drzewach. Bała sie wody.


Część trzecia.

I

Księżyc. Wielki, czerwony, wdzierający się w okno, w oczy. Drapał ją swoim spojrzeniem bez oczu. Wwiercał się w jej dusze, wypełniał tak jakby chciał by została rozerwana od środka. Dotykały jej jakieś lodowate dłonie, o długich paznokciach. Męskie dłonie, z wyraźnie zaznaczonymi żyłami, ale całkiem gładkie jak u kobiety. Dotykały jej piersi, wbijały paznokcie jakby chciały je wyrwać. Dłonie błądzące nachalnie po udach. Drapiące po plecach...Czyjaś zimna, odpychająca twarz. Białe zęby, zimne jasne oczy pełne obłędu. Krzysztof!

Obudziła się zlana potem i pobudzona. Drżała, bo sen był naprawdę realistyczny. I przerażający. Podniecający. Spędziła z Krzysztofem całą zeszła noc. Zaczęły się jej dyżury nocne a on głośno krzyczał. Poszła więc do jego pokoju i siedziała z nim. Nie rozmawiali ze sobą. Pewnie uważał ją za jakiegoś wysłannika piekieł, bo resztę nocy przesiedział na parapecie wpatrzony w księżyc. Był tak spokojny, że pod koniec nocy przysnęła. Obudziła się przerażona, gdy dotknął jej ręki lodowato zimną dłonią.
Miał bardzo dziwną twarz. Taką bardzo pociągłą, bladą, oczy jakby zapadnięte w sobie, z ciemnymi cieniami. Oczy miał bardzo jasne, upiornie niebieskie. Wyblakłe jakby, ze świdrującym spojrzeniem, gdy był przytomny. Zimne i odpychające, jak widział te swoje anioły i diabły. Chudy i wysoki, miał młode ciało, ale wyniszczone chorobą. Zapadnięta klatka piersiowa. Chude ręce. Długie nogi. Upodabniało go to trochę do pająka. Pająka, który czai się, zawsze w cieniu, zawsze gdzieś w kącie. Z daleka od ofiary, ale jednak na tyle czujny, by zjeść ją szybko jak już wpadnie w jego sidła...

Zerwała sie szybko z pościeli, bo jej myśli zaczęły ja niepokoić. Poszła szybko pod prysznic, by zmyć z ciała napięcie jakie wywołał sen. Gorąca woda jednak na nic sie zdała, nadal czuła dziwne, uporczywe pulsowanie w podbrzuszu. Ciepło rozpływające się w dolnych partiach jej ciała, tak, że musiała tam sięgnąć ręką i zaspokoić się. Do orgazmu doszła bardzo szybko. W trakcie masturbacji nie wychodziła jej z głowy myśl o Krzysztofie. Widziała oczami wyobraźni jego jasną twarz, uśmiechnięte ironicznie usta, zimne oczy. Jego obłędnie chłodne dłonie. W momencie szczytowania miała wrażenie, że dotyka ją tymi lodowatymi palcami po plecach, że przytula jej gorące ciało, rozgrzane i prysznicem i ekstazą, do swojego chudego ciała.
Szybko wytarła ciało frotowym ręcznikiem i poszła do kuchni zaparzyć kawę. Musiała przestać o tym myśleć i to natychmiast. To tylko głupi sen.
A jednak nie umiała. Cały dzień chodziła zamyślona. Czekała aż będzie wieczór, żeby zjeść kolacje i iść znowu do pracy. Była ciekawa swojej reakcji na jego widok. Pewnie zupełnie jej nie ruszy. Bo to tylko sen przecież.

***

Pielęgniarki nie wyczuły jej zdenerwowania i zmieszania, a ona miała wrażenie, że cały świat wie o jej śnie i tym, co później zrobiła. Wstydziła się tego, ale jednocześnie chciała przeżyć to jeszcze raz. To niesamowite poczucie, jakby on był przy niej, zimny, nagi, chudy. Aż miała dreszcze jak o tym pomyślała. Była zła na koleżanki, że tak długo nie wychodzą. Jakoś dłużej niż zwykle się przebierały, zbierały sobie rzeczy, sprzątały kubki...
W końcu drzwi się za nimi zamknęły i została sama. Było cicho. Za cicho. Tylko lampy bzyczały. Kamila odczuwała każdy dźwięk ze wzmożoną siłą. Światło lamp raziło ją w oczy. Była naprawdę zmęczona. Wczorajsza noc u Krzysztofa nie była łatwa. Jednak trochę bała się tych ludzi. Nie wiedziała, kiedy zasnęła. To było niebezpieczne. Przecież mógł w jakiejś swojej wizji pomyśleć, że jest jego wrogiem. Miał coś na kształt manii prześladowczej. W ogóle nie powinna wchodzić do jego pokoju. A jednak ciągnęło ją tam coraz bardziej. Patrzyła w stronę jasno oświetlonego korytarza. Gdzieś tam był On. Wiedziała o tym, czuła to całym ciałem, bała się swoich reakcji ale mimo wszystko wstała i ruszyła korytarzem.
Musi go zobaczyć. Musi się przekonać. Nie miał na nią wpływu. Miała przecież Staszka, człowieka, z którym chciała przeżyć życie. Człowieka, z którym układało jej się świetnie, który był jej oparciem, przyjacielem, najlepszym towarzyszem....
...ale czy kochankiem? pomyślała, ale zaraz odrzuciła ta myśl. Przecież seks nie był najważniejszy, ludzie potrafiła bez niego żyć i potrafią się bez niego obejść.
...ale czasem jest potrzeby, czy nie było ci dobrze dzisiaj rano, nie było...

...poszła do łazienki opłukać najpierw twarz. Musi się uspokoić przed pójściem do Krzysztofa, nie może okazywać żadnych emocji. Taki wewnętrzny dialog o seksie na nic się nie zda. Seks nie był dla niej ważny i tyle. Było jej miło dzisiaj rano, owszem, ale w związku nie chodziło przecież tylko o fizyczną miłość...

Patrzyła na swoje odbicie łazienkowym lustrze i sama zaczynała wątpić, czy to co próbowała sobie wmówić było prawdą. A może pomysł zamieszkania ze Staszkiem wcale nie był taki dobry? Może wcale nie tego potrzebowała, co on jej dawał.
Boże! Co za bzdury przychodzą jej do głowy. Chyba oszalała! Kocha przecież Staszka najbardziej na świecie i on będzie jej mężem. Za kilka dni przeprowadzą się do wspólnego mieszkania i będą cholernie szczęśliwi. Żadne myśli, ani tym bardziej sny, nie są w stanie tego zmienić!

Otrząsnęła sie i poszła prosto do pokoju Krzysztofa. Musiała sobie udowodnić, że nie ma on nad nią żadnej, absolutnie żadnej władzy. Żadnego wpływu, tym bardziej erotycznego.

II

Siedział pod ścianą. Był nieobecny. Zamglone oczy wpatrzone w ścianę. Co mógł widzieć, co go tak wciągnęło. Gdzie był? Strasznie była ciekawa jak to jest być tak chorym. Widzieć rzeczy, których nie ma, czuć emocje, które są nieprawdziwe. Jak jej podniecenie jego osobą. Czy to nie było właśnie takie odczucie? Jakaś chora fascynacja, może to przez wczorajszą noc, umysł podesłał jej taki dziwny sen. Dziś patrząc na ciało, postać chłopaka wcale nie była nim zafascynowana. Był chudy, obrzydliwie kościsty. Biały. Prawie przezroczysty. Na pewno nie pociągający, raczej odpychający. Szalony. Niebezpieczny. Chory.

***

Odetchnęła z ulgą i poszła zobaczyć jak maja sie inni pacjenci. Zazwyczaj byli spokojni, w miarę bezpieczni sami ze sobą, ale jej obowiązkiem, jako siostry dyżurującej był obchód. Aleksander M. siedział skulony w kącie. Wielki mężczyzna, o szerokich ramionach. Najbardziej normalny ze wszystkich ich pacjentów. Cierpiał na powracające ciągle ataki strachu. Widział jakieś nienaturalne postaci, słyszał jakieś głosy, bał się własnego cienia.

- Pani, pani doktor - Aleksander odezwał sie cicho jak tylko podeszła do okienka w drzwiach.
- Słucham - Kamila uśmiechnęła się ciepło.
- Może pani zostawić oświecone u mnie światło. Nie umiem jakoś dzisiaj zasnąć. Mam, mam dziwne wrażenie, pani doktor, tak ja wiem, tam, w tym drugim kącie są oni. To na pewno Oni, mówię pani, pani doktor, Oni wyjdą, jak tylko zagasi pani lampę. Proszę, proszę zostawić. Proszę - mężczyzna kołysał się w przód i tył. Był naprawdę przestraszony, jak małe dziecko, które boi sie potwora spod łóżka.
- Dobrze, Aleksandrze, zostawię.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej z wielką ulgą i wdzięcznością
- Dziękuje.

Paulina S. spała twardo. To, że zasnęła w pełnie księżyca było zadziwiające. Wtedy zwłaszcza uważała, że jest kimś wyjątkowym. Wtedy właśnie, jak utrzymywała, ujawniały się jej magiczne i ponad człowiecze zdolności. Była święta, a księżyc był jej bożkiem, wlewał w nią siłę i moc. W pełnie zazwyczaj szalała po swoim pokoju, pełna niepokoju, chcąc wyrwać sie z ciasnego pomieszczenia i iść ratować świat. Próbowała się wspinać na ściany. Raz nawet postanowiła wyjść przez kraty. Skończyło sie to tym, że utknęła. Kamila podejrzewała, że w takie noce jak ta Paulina dostaje dodatkowo tabletkę na sen, by była spokojna.

Gabriel siedział na oknie i patrzył w niebo. Uśmiechał sie do siebie. Patrzył nieprzytomnym wzrokiem wokół siebie. Była pewna, że widział obok siebie zmarłą jakiś czas temu żonę. Miała do niego wyjątkową słabość. Był jej ulubionym pacjentem. Uważała nawet skrycie, że dla niego takie życie jest lepsze, niż to, które by wiódł w normalnym świecie. Jakże ciężko byłoby mu wracać po pracy do pustego domu. Jak bardzo drażnili by go ludzie w pracy, jak bardzo by irytowali gapowicze bez biletów. Wracałby do domu, do zimna i ciemności, pustej lodówki i zimnego łóżka. Pewnie piłby piwo i gapił się bezmyślnie w telewizor, który faszerowałby go tanimi sensacjami i beznadziejnymi, nieszczerymi romansami. Tutaj mógł chociaż przez jakiś czas być szczęśliwym. Miał ja obok siebie, nawet jeśli była tylko jakąś marą, snem jego umysłu. Kamila wierzyła, że bardzo kochał żonę. Inaczej nie zareagowałby na jej śmierć tak głęboką chorobą.

***

Najbardziej bała się Marty. Ona była najbardziej szalona. Nie kontaktowała zupełnie od kilku miesięcy. Nikt nie potrafił do niej dotrzeć, choć stosowano różne metody. Zazwyczaj schizofrenicy nie pogrążają się aż tak bardzo w swoim świecie, żeby nie dało się "przywrócić" ich do rzeczywistości nigdy. Ona była wyjątkiem. Cierpiała na niezróżnicowaną schizofrenie. Widziała i słyszała dziwne rzeczy. Mówiła do postaci, których nie było. Mówiła bardzo dużo i jak siostry robiąc obchód słuchały jej, to wszystkim im ciarki przechodziły po plecach. Bały sie jej, bo to, co mówiła tylko dla niej było zrozumiałe, dla nich, to był tylko bełkot. Zlepki jakichś słów, pojedynczych zdań, cytatów z przeczytanych przed chorobą książek. Kamila stanęła przy jej drzwiach. Marta stała tyłem do niej. Patrzyła przez okno, ręce miała uniesione wysoko.

- Krzysztof ... - Kamila miała już odchodzić kiedy Marta wypowiedziała jego imię. Odwróciła lekko głowę żeby sprawdzić jaki wpływ wywarły jej słowa na pielęgniarkę. Wydawała sie całkiem przytomna, ale może to tylko takie wrażenie. Oczy miała zamglone, usta rozchylone, oddychała ciężko. - Tak. On jest taki. Bosko ponętnie. Szare kamieniołomy, wielki wąwóz w Ameryce. Dzięki rzeki we mnie płyną. Substancje. Sól. Pieprz. Może jedno źdźbło a może trzy. Co wybierasz? Słońce może zgasnąć. Krzysztof. Seksowny. Och, tak...tak. tak. Tik, tak, uff gorące to słońce. Zobacz mam je w dłoni. Parzy, ale nie znika. On cie zniszczy. Wyssie twoją krew. Zabierze łono. Wydrze w twojego wnętrza dusze i zostawi skorupę. Małe biedronki na parapecie. Bum, cyk cyk, la la la.... Mały żołnierzyk porcelanowy. Siwe włosy mojej mamy, nie, nie czekoladowy smak miały tylko gorzki. Jak grapefruit. Jak wymioty. Moje spalone wnętrzności. Mnie też nęka po nocy. Ja przyjdę do ciebie, la la la. Bum, cyk cyk, będę cię gwałcić wielokrotnie. Jestem bożkiem. Jestem władcą, będziesz płakać na moich ramionach. Pamiętaj, niedługo będziesz moja.....- Marta zaśmiała się i odwróciła z powrotem twarz do okna zostawiając Kamile drżącą z przerażenia i podniecenia. Nie wiedziała co się z nią dzieje, słowa Marty podziałały na nią jak prąd. Gorący prąd ciągnący sie poprzez jej kręgosłup aż do złączenia ud.

III

Kamila przez resztę nocy siedziała w dyżurce próbując się opanować. To przecież tylko wariatka, pewnie wyczuła jej zdenerwowanie i dlatego to wszystko powiedziała. Zresztą to tylko chory bełkot, może ona chciała zbyt wiele z niego odczytać, w porównaniu z tym, co Marta chciała jej przekazać. Nie, absolutnie nie powinna się czymś takim przejmować. To ostatnia rzecz, na jaką powinna sobie pozwolić. Jutro powie Staszkowi, że chce przyspieszyć ich przeprowadzkę. Chciała jak najszybciej ułożyć sobie życie. Może nawet będzie możliwość wzięcia szybciej ślubu niż myśleli? Kto wie... Choć do tej pory myśl ta wydawała się jej dziwna, to jednak nabrała teraz jakoś nowego wymiaru. Jak będzie w końcu stateczną mężatką żadne tego typu głupoty nie będą jej męczyć.

***

- Myślę, że dobrze byłoby się przeprowadzić już w ten weekend - powiedziała Staszkowi, jeszcze tego samego dnia przy obiedzie. Wyspała się i po nocnym strachu nie było ani śladu. Marta i jej gadanie dawno poszły w zapomnienie. - Mieszkanie jest już gotowe, tylko na nas czeka. Wystarczy wziąć przewieźć meble, trochę ogarnąć i od nowego tygodnia będziemy u siebie.
- Podoba mi się ten pomysł - Staszek uśmiechnął się i wziął ją za rękę. - Co skłoniło cię do takiego przyspieszenia sprawy? Planowaliśmy to na przyszły miesiąc dopiero.
- W sumie tak. Ale widzisz jakoś tak siedząc samotnie w pracy. Po nocach, nie mając co do roboty, oprócz obchodów szpitala wiele spraw przemyślałam porządnie nareszcie. Sądzę, że wspólne mieszkanie zbliży nas jeszcze bardziej i będziemy mogli w końcu podjąć decyzje o ślubie.
- Ależ to wspaniale. Wiesz, kochana, co ja myślę na ten temat. Bardzo chcę spędzić z tobą życie i tylko czekam aż będziesz na to gotowa! Widzę, że twoja praca naprawdę na coś się przydaje. Szczególnie te nocne dyżury - zaśmiał się, szczęśliwy - Kocham cie!
- Ja ciebie tez - powiedziała machinalnie. Ale czy naprawdę?... w jej myśli wkradły się dziwne, niepokojące wątpliwości.

***

Staszka poznała w sklepie komputerowym, gdy na pierwszym roku poszła sprawić sobie laptopa. Chciała mieć na czym pisać w przyszłości prace dyplomowe, poza tym planowała podłączyć do niego internet i z sieci ściągać materiały potrzebne jej na zajęcia.
Był bardzo miły i straszliwie nieśmiały, więc postanowiła zaprosić go na kawę. Oczywiście w kontekście omówienia najlepszego dla niej zakupu. Sama nie wiedziała co ją do tego skłoniło, może coś takiego w jego oczach. A może po prostu czuła sie trochę samotna. A może i jedno i drugie?
W każdym razie na jednej kawie sie nie skończyło, okazało się bowiem, że Staszek poza sklepem jest zupełnie innym człowiekiem. Nie mając świadomości, że jest jego klientką rozmawiał z nią swobodnie i żartobliwie. Strasznie jej się to spodobało, ponieważ rzeczy, których nie rozumiała, na których zupełnie sie nie znała wytłumaczył jej obrazowo i metaforycznie. Pojęła w czym rzecz i spokojnie mogła przystąpić do zakupu laptopa. A jednak nie to ją cieszyło, ale obecność mężczyzny, który siedział naprzeciwko niej i wspaniale się uśmiechał.

Zaczęli spotykać się regularnie. Zaprosiła go na kawę, by pomógł jej z internetem. Wyszukał dla niej najlepszy program antywirusowy. Pokazał różne opcje korzystania z poczty. Zainstalował w "ulubionych" najpotrzebniejsze strony internetowe. Zainstalował sie dziwnie w jej życiu, kiedy po trzech miesiącach znajomości wylądowali ze sobą w łóżku. Wtedy czuła się strasznie potrzebna, kochana, piękna. Staszek był spełnieniem jej partnerskich marzeń, nie wymagał od niej spotykania codziennie, był wyrozumiały bo nie miał pretensji, że więcej czasu spędza na studiach. Wydał jej się ideałem, który mógłby zostać przy niej na zawsze. Po pewnym czasie nauczyła sie go kochać, a teraz była gotowa by ułożyć sobie z nim życie... Wspólny dom, może małżeństwo niedługo...wszystko to rozwiąże jej problemy...


Część czwarta

I

Była w swoim mieszkaniu i było bardzo ciemno już. Była sama, pokoje były puste i odpychające w szarzejącym świetle umierającego dnia. Nie chciała zapalać światła, bo lubiła taki właśnie półmrok. Lubiła cienie na ścianach, cisze popołudnia przetykaną tylko tykaniem zegara. Nigdy nie bała się być sama, bo samotność nie oznaczała dla niej niczego złego. Wiele godzin przesiedziała nad książkami, były jej przyjaciółmi. Słuchała muzyki, pisała, uczyła się, trochę rysowała. Poznawała tajemnice chorób umysłowych i cielesnych, na myśl o niektórych, gęsia skórka pojawiała się jej na ciele. Ale nie wierzyła w duchy ani magie. Była realistką, stąpającą twardo po ziemi. Z jasnym umysłem, wierząca, że wszystko co się dzieje to można wyjaśnić logicznie.
Jednak, gdy w pewnym momencie weszła do jej pokoju, bezszelestnie, cicho, jakby bezcieleśnie Marta Kamila przestraszyła sie nie na żarty. Nie wiedziała jakim sposobem Marta wydostała się ze szpitala, jak znalazła jej dom?
- Nie bój się. Chodź pokaże ci rozkosz...- powiedziała Marta, a Kamila nie mogąc się oprzeć magii jej głosu dała się pociągnąć za rękę aż do sypialni rodziców. Stało tam wielkie łóżko. Nie było zbyt wygodne, ale wielkie, tak, ze mogły spokojnie obydwie sie na nim ułożyć. Marta powoli ściągała części swojej garderoby i rzucała na podłogę. Jej ciało pozbawione słońca było blade. Miała małe piersi ze sterczącymi wiecznie sutkami. Nieogolone łono rzucało się w oczy czernią kręconych włosów. Miała chude nogi i mocno zarysowaną talię. Kamila dotknęła jej pupy. Była bardzo mała i bardzo zimna. Bała się jej trochę ale Marta fascynowała ja jednocześnie. Nie mogła przestać na nią patrzyć. Dotykać jej włosów. Gładzić po twarzy. Patrzyła w jej dziwne oczy. Miała wrażenie ze zmieniają barwę, patrzyły uważnie na każdy jej ruch. Jej usta czekały, widziała jak rozchylają się by wypuścić powietrze z lekkim świstem, gdy dotknęła jej piersi. Przymknęła oczy i Kamila szybko pochyliła się by dotknąć językiem jej bladych, nienaturalnych ust. Marta przyciągnęła ją do siebie i zaczęła mocno całować. Mimo delikatnych prób obrony, będących jedynie normalnym odruchem obronnym Kamila szybko się poddała. Nie była w stanie uwolnić się od tych rąk które świadomie dotykały jej ciała, jakby znały je na pamięć. Dotykały tak, ze piekło ja całe ciało z podniecenia. Drżały jej kolana. Czuła niedowład rąk. Nie umiała sie opędzić od myśli, ze chciałaby się kochać z tą właśnie kobietą. Chciała poczuć jej język na swoim ciele. Chciała żeby tamta wchłonęła ją cała w siebie. Nie pozostawiając jej czasu na myślenie i wątpliwości. Chciała być wzniesiona do nieba przez tą właśnie duszę. Zabrana stąd jak najdalej, żeby nie czuć czuć wstydu. Żeby nie wiedzieć nić. Tylko ona i Marta. Razem. Czasami miedzy nimi Krzysztof. Powoli wchodzący w nią. Drażniący się z jej łechtaczką. Całujący zębami jej piersi i sutki........


II

Obudziła się cała mokra od śmierdzącego potu. Potu jakby zwierzęcego, od chuci, od własnej erotycznej przygody. To tylko sen, pomyślała. Marta zniknęła. Nie było ani jej ubrań, ani jej bladego ciała. Nie było jej ust i języka i Kamila pomyślała, że bardzo za nimi tęskni. Chciałaby bardzo się przytulić do jej piersi. Poczuć serce bijące w klatce piersiowej. Miarowo, równo, powoli. Czuć się bezpieczną. Pierwszy raz w życiu tak naprawdę być bezpieczną. Chciało jej się płakać i łkanie rodziło się w jej piersi. Dlaczego to się dzieje? Przecież jest taka szczęśliwa. Czemu prześladują ja takie sny. Ale jednocześnie myśląc to, gdzieś w jej głowie błąkała się myśl, że wcale nie chce by te sny się skończyły. Wręcz przeciwnie, chciałaby by te sny stały się rzeczywistością. Chciała codziennie patrzeć w oczy Marty te niesamowite oczy które zmieniały kolor w zależności od padania światła. Oczy które na pewno widziały więcej, które mogły jej powiedzieć jakie są największe tajemnice świata. Oczy w których mogłaby się odbić jej własna, cielesna, brutalna, zwierzęca, jakaś taka pierwotna rozkosz, której pragnęła. Chciała kochać się mocno i szybko, na trawie, w pociągu, gdzieś na szpitalnym korytarzu. Tak by czuć każdym porem swojego ciała, że żyje, ze istnieje, że czuje. Czuć dzika satysfakcję z seksu, by przestał być on jedynie narzeczeńska rutyna ze Stefanem. Chciała Krzysztofa i Marty. W sobie, obok siebie, na sobie. Chciała by mówili do niej że jest dziwką, najpiękniejszą na ziemi. Ze jej włosy są piękne a oczy maja niepowtarzalny blask gwiazd. Że jej pożądana i kochana. W najpiękniejszy ludzki sposób bo z szaleństwem. Wolnością. Bez skrępowania. Bez zasad i określania co jest dobre a co nie. Powoli i szybko. Żeby była dziwka i matką. Kochanką i córką. Piękną i brzydką. Pożądaną i znienawidzoną. Odrzuconą i przygarniętą do piersi...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
PatrycjaDera · dnia 12.05.2009 09:15 · Czytań: 2739 · Średnia ocena: 2,75 · Komentarzy: 8
Komentarze
soczewica dnia 12.05.2009 15:52 Ocena: Dobre
niestety, muszę pozostawić bez oceny [w końcu wiem, jak czują się czytelnicy moich "dwóch kresek"], bo na jeden raz nie jestem w stanie tego przejść. dużo. dziwne, bo skoro podzielone na części, o może jednak warto to rozbić do kolejnych artyukułów?

Cytat:
postanowiła zostać pielęgniarkom.

"pielęgniarką"

Cytat:
jestem siostra przełożona.

roszkę lepiej byłoby "siostrą przełożoną". choć, oczywiście - pierwszy raz się spotykam z tym, żeby ktoś podawał tylko swoją funkcję, pomijając nazwisko...

Cytat:
na każda

na każdą

Cytat:
idealista

idealistka chyba lepiej by brzmiało. poza tym, tak na temat tego akapitu, to dziwne, że tak po prostu przyjęto do psychiatryka kogoś, kto "przeczytał kilka artykułów o schozofrenii". aczkolwiek na twoją korzyść przemawia to, że nie umieściłaś tego w jakimś konkretnym czasie :)

Cytat:
Dziękuje

dziękuję

tyle przetrwałam na razie :)
zostawiam "db"
valdens dnia 12.05.2009 17:51 Ocena: Przeciętne
Dużo błędów gramatycznych, dużo literówek i dużo zjedzonych ogonków. Ale to nic, bo opowiadasz całkiem spoko. Może za kilka lat będziesz pisać dobrze.

P.S.
To jest erotyk? A "sceny były"? Przyznam, że nie doczytałem do końca, ale jeśli są to może, może... :p
PatrycjaDera dnia 12.05.2009 20:17
oczywiście, że sceny są :) zachęcam do przeczytania całego :p
soczewica dnia 13.05.2009 14:18 Ocena: Dobre
no, pięknie - tak dużo chciałam ci poprawić, bo strasznie tych ogonków nazjadałaś, a poszło sobie to wszystko gdzieś w siną dal, bo mnie wylogowało :(.

czyta się świetnie. jak na erotyczne, to mało mi ten erotyki, ja bym dała jednak kategorię: psychologiczne. podobało mi się, niezależnie, jak to określić. czytało się szybko [zwłaszca jak się poddałam ze sprawdzaniem :)], łatwo, choć tak, jak napisałam w pierwszym komentarzu - chwilami trochę naiwnie to brzmi. ale - takie rzeczy w tym wypadku schodzą na drugi plan. dar do snucia opowieści na pewno masz :)
Krystyna Habrat dnia 13.05.2009 21:36 Ocena: Bardzo dobre
Temat bardzo trudny. Najpierw dobierasz się do niego serio, poważnie i z przejęciem, przytaczając długi wykład lekarza na temat schizofrenii. I tu mam wątpliwości, czy tej teorii nie za dużo? Cokolwiek w tym obeznani będą się tu czepiać pewnych nieścisłości. Osoby nieobeznane w tej materii będą się z tego chciały nauczyć więcej i może zostanie im w głowie mętlik, bo chyba nie chodzi o popularyzację tej wiedzy, a tylko o wprowadzenie do dalszej części. Innych może to zmęczyć. Tę więc część bym przerobiła i skróciła. Dalsza część, gdzie miesza się patologia z realnością jest o wiele ciekawsza. Bardzo spodobał mi się fragment, gdzie poza szpitalem życie jeździ samochodami sportowymi, ale trudno mi go teraz odnaleźć.
W końcu okazało się to - mówisz- erotykiem? Może jednak wejściem w patologiczny świat i całkowitym się zagubieniem, gdzie nie wiadomo co real, co patologia? Co jest prawdziwe, a co jest tylko halucynacją? Ale to mój odbiór, może wbrew Twoim intencjom.
Pochwalam, jeszcze, że uniknęłaś epatowania dziwnością świata takiego szpitala, co aż się prosi i bywa wykorzystywane w skeczach kabaretowych, a jest niebezpieczne dla prawdziwej prozy.
Dziwię się, że przyjmowana tu do pracy osoba, nie uczyła się wcześniej psychiatrii, nie odbywała praktyki pod okiem psychiatry, aby oswoić się z tym światem i móc fachowo opiekować się chorymi. Naprawdę każdy pacjent ma tu osobny pokój? Poza tym krzyczących uspakaja się lekami. Ale nie upieram się przy swoich uwagach, bo to nie reportaż a utwór literacki i ma swoje prawa.
Ogonków i wpadek stylistycznych nie wytykam, bo sama dobrze wiem, że to tylko wina komputera. W sumie: gratuluję.Daję: 5.
ginger dnia 10.06.2009 13:08
Zjedzonych ogonków, literówek i przecinków brakujących cała masa. Trzeba to poprawić :yes:

Całość... Hmm... Nie wiem, jakoś dziwnie mi się czytało... Ta końcówka zbiła mnie trochę z tropu. I skąd na końcu Stefan, skoro cały czas chciała mieszkać ze Staszkiem...? Poza tym styl momentami też nie do końca mi się podoba...

Generalnie czuję się oszołomiona, i nie stać mnie na bardziej rzeczową wypowiedź. Takie kawałki zawsze tak na mnie działają ;)
MarioPierro dnia 15.06.2009 14:40 Ocena: Przeciętne
Zdecydowanie najambitniejszy z twoich dotychczasowych tekstów, w końcu się wziąłem i przeczytałem cały:) Ale ta ambicja jakby zbyt wygórowana, moim zdaniem. Sceny, owszem, są, ale jakoś nie przypadły mi do gustu, a przede wszystkim są trochę za późno. A poza tym jednak umieściłbym to w "psychologicznych", za co zresztą u mnie plus. Poza tym multum wspomnianych literówek, przecinków niepotrzebnych lub ich braków, powtórzeń. Wszystko to może ci kiedyś wypunktuję, chyba że sama poprawisz:) Całość trochę niespójna, kilka wątków (chyba) nierozwiązanych, a gdzie indziej masa niepotrzebnych słów. I dialogi do małej korekty. Choć z drugiej strony kilka bardzo fajnych metafor i świetny monolog Marty powodowały, że chwilami mnie wciągało. Więc jestem w kropce. Za nieprzeskoczenie poprzeczki i na zachętę jednocześnie daję 3 z plusem, ale z tego tekstu jeszcze sporo da się zrobić i wierzę, że temu zadaniu podołasz.
wiewioorka dnia 04.07.2009 22:28
Brrr...Pryzpomnialo mi sie, jak sama siedzialam pod koldra, trzesac sie ze strachu, by mnie jakas wariatka w nocy nie zgwalcila. Chyba przeczytalas jakis podrecznik psychiatrii i popuscilas wodze fantazji...Wszystko bardzo naiwne i oderwane od rzeczywistosci, dialogi jak z elementarza. Sceny erotyczne niepokojace :smilewinkgrin:
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty