Czy pisanie można ot tak sobie rzucić? - fragment powieści TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.l - Krystyna Habrat
Proza » Obyczajowe » Czy pisanie można ot tak sobie rzucić? - fragment powieści TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.l
A A A
Od autora: cd wątku o Celinie ze świetlicy dworcowej i Andrzeju - poecie grającym na skrzypcach: "Z poczekalni dworcowej" - fragment powieści TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA , wydanej przez Novae Ras na koniec roku 2010.

CZY PISANIE MOŻNA OT TAK SOBIE RZUCIĆ?

(część IV i ostatnia OPOWIEŚCI Z POCZEKALNI DWORCOWEJ)
całość składa się na powieść pt TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.

Dawno nie było deszczu. Kurz unosi się tumanami, zakrywa zieleń, dusi w gardle. Trudno oddychać. Wzmaga się niepokój nerwów. Celina nie może dłużej wytrzymać. Jak na złość w świetlicy tłuką dziś straszliwie pionkami. Niemal przy każdym stoliku grają w szachy lub warcaby. Nadto ktoś zaczyna wystukiwać werbel palcami. To nie do zniesienia! Ach, to deszcz! Nareszcie deszcz! Nadciąga, uderzając w blaszane dachy. Bije suchym trzaskiem w parapet.
I w tym momencie staje w drzwiach Andrzej. We włosach błyszczą mu krople. Na jego widok Celina się podrywa a równocześnie otwiera usta, aby zaczerpnąć z deszczem powietrza.
- Wreszcie jest czym oddychać - mówi, podając rękę Andrzejowi. -Dawno nie padało. Ciebie też długo tutaj nie było.
- Rzuciłem pisanie! Zakładam zespół rockowy. Będę grał na gitarze- zaczyna on buńczucznie, jakby od razu musiał to z siebie zrzucić, a nie bardzo w to wierzył.
- To pisanie można tak sobie rzucić?- dziwi się Celina.
- Mam tracić czas na coś, co nie wróży sukcesu?
- Będziesz kimś szarym! Nieważnym! Nawet jako muzyk rockowy, jakich teraz wielu. Nie wolno ci!
- Cóż, ty jedna mnie podziwiałaś.Właściwie bardzo potrzebny mi twój podziw. Przyjeżdżam tu specjalnie nabrać otuchy.
- Po to tylko jeździłeś aż z Krakowa? 286 kilometrów?
- Ależ, ja mieszkam 30 km stąd. Jeżdżę tylko na Kraków. Zobacz mój bilet.
Celina oblewa się rumieńcem. Co jej przyszło do głowy z tym Krakowem? Nigdy go właściwie nie pytała, gdzie mieszka, kim jest? Tylko się domyślała, a w te domysły włożyła wszystkie swe naiwne marzenia. Andrzej mieszka więc w podobnej mieścinie? Jest całkiem zwyczajny?? Może i on skrywa w sobie kompleksy, słabości i niepewność jak wszyscy inni??
- To nie będziesz już pisał wierszy?
- Przy obecnych prawach rynku? Musiałbym wydać na własny koszt. Potem namawiać ludzi, żeby to kupili, przeczytali... Nie mam już do tego ni krzty entuzjazmu. Po co więc? Zespół muzyczny daje więcej szans.Nawet sławę i pieniądze.
Celina kręci głową. Coś jej się z tym kojarzy. Opowiada Andrzejowi o wynalazcy , który kiedyś na Syberii skonstruował i uruchomił aparat rentgenowski. Zdolny był i dokonał tego z wielkim nakładem sił. Niestety okazało się, że tamtejsi mieszkańcy bardziej potrzebują lusterek. Takich zwyczajnych, by się przeglądać. Więc zajął się ich wyrobem i nawet zarobił.
Andrzej nic nie odpowiada. Ona wreszcie szepcze w zamyśleniu:
- A ja głupia przechodzę do pracy w księgarni.

Jeszcze mówią coś mało ważnego, nie to co trzeba, i on musi już biec do zapowiadanego pociągu na Kraków. Ktoś obok pyta o połączenie na Zakopane i Celina długo wertuje rozkład jazdy, nic nie widząc.
Nagle zrywa się. Odsuwa rozkład jazdy. Zarzuca na plecy chustę i biegnie na peron. Może zdąży zanim Andrzej odjedzie. Przecież więcej się nie pojawi, gdy tak głupio się skończyło. Podpowie mu, jak pisać.
W tej chwili wydaje się jej, że ona to wie! Andrzej przecież musi być tym, jakim go sobie wymyśliła! Ale pociąg już gwiżdże w oddali. Jakby na pożegnanie. Tylko dym po nim zostaje.

W domu Celina spogląda przelotnie w lustro. Widzi tam dziewczynę szczupłą, niebrzydką, zamyśloną. Zapatrzona w swe wnętrze trzyma w rękach stos książek. Przeraża ją, bo przypomina obłąkaną, którą niedawno zabrali w kaftanie bezpieczeństwa. Co gorsza, ma ją nawet zastąpić w księgarni od następnego miesiąca.
Tamta niedawno jeszcze przemykała ukradkiem ulicami. Zawsze blisko muru. Ze zwieszoną głową. Pod pachą ściskała tobołek z książkami.
Celina wybucha śmiechem. Nie pójdzie śladem tamtej. Nie zwariuje! Czuje się w tej chwili tak silna i mądra, że mogłaby pomóc nawet Andrzejowi. Przecież naczytała się dobrych książek! Tylko on miał być nie taki - myśli z zimną satysfakcją. Nie wyrachowany, przyziemny. A co najgorsze skalany wadą niepewności. On wcale nie wie co robić, jak robić i po co. Szamocze się ciągle. On tylko robił wrażenie pewniaka że ho-ho-ho. Nienawidzi go!
Odkłada książki na półkę przy tapczanie i rusza do kuchni usmażyć jajecznicę. Kiedy schyla się po patelnię, oblewa ją gorąco wraz z nieprzyjemną konstatacją, że chyba wcale nie ma miejsc, gdzie jest dobrze. Ani ludzi prawdziwie mądrych. I bez kompleksów. Każdy się czegoś boi, przed czymś ucieka. Wszystko jak z mgły. Andrzej to kiedyś właściwie ujął. Wszystko połowiczne. I ludzie. I miasta. I książki.
Co teraz robić? Chyba iść dalej, jakby się o tym nie wiedziało.
- - -
Celina w końcu jednak realizuje swe marzenia i zaczyna pracować pośród książek. Zatrudnia sią w księgarni PEGAZ przy rynku, gdzie właścicielem jest Jasiek Derbisz.
Przystąpiła do tej pracy z nabożnym niemal zapałem. Pokończyła kursy, zamierza studiować zaocznie. Promienieje szczęściem. Każdemu odwiedzającemu księgarnię stara się dostarczyć jak najwięcej informacji, zachęcić, żeby kupił jakąś książkę i był zadowolony z wyboru. Wzorem szefa wywiesiła nad półkami hasło z "Imienia róży" Umberta Eco, jakie znajdowało się w klasztornej bibliotece: WSZĘDZIE SZUKAŁEM SPOKOJU I NIGDZIE NIE ZNALAZŁEM, JAK TYLKO W KĄCIKU Z KSIĄŻKĄ.

Niestety coraz mniej ludzi odwiedza księgarnię. Oni dwoją się i troją, żeby przyciągnąć miłośników książek, ale nadaremno. Od czasu do czasu ktoś tu zajrzy, omiecie od niechcenia wzrokiem stoiska zawalone egzemplarzami w błyszczących, kolorowych okładkach, spojrzy na cenę i wychodzi. Do pozycji na półkach nie podejdzie.
Książki powoli pokrywa kurz. Żegnają się więc z pracą kolejni sprzedawcy. Kierownik gdzieś na zapleczu, wydzwania po rozmaitych hurtowniach, wydawnictwach, pali nerwowo papieros za papierosem. A w oknie księgarni Celina. Wygląda, czy nie nadejdzie ktoś, komu wreszcie książka będzie potrzebna. Nikt nie nadchodzi. Nic się nie wydarza. Czeka, gryząc bezsilnie koniec mazaka. Ludzie za oknem przepływają, jak pociągi na dworcu.

Kiedyś zaczepia w rynku Celinę dawno nie widziany kolega z klasy, teraz ważny urzędnik w ratuszu. Uradowany zachwyca się, jak wyładniała! Wypytuje, co porabia? Wolna czy już zajęta? Dlaczego wolna? Pewnie przebiera?
A ona: czy już czytał CIEŃ WIATRU Zafona? Albo "Trzynastą opowieść" Diany Setterfield? To jej ostatnio ulubione książki.
Ważny kolega zmienia ton. Uśmiech na jego twarzy gaśnie. Patrzy na nią z wyższością i cedzi, że na czytanie brak mu obecnie czasu. Zaraz od dala się sztywny, jak kij, do swojego ratusza.
No tak, ludzie teraz nie czytają książek. Lekceważą powieści, bo to strata czasu. Zatem i pieniędzy. Celina z tym swoim zauroczeniem literaturą jest niedzisiejsza. Bardzo chyba naiwna. Wyrzuca to sobie w przypływie zniechęcenia. Powinna się zabrać za bardziej dochodowy interes. Zostać bizneswoomen i produkować rajstopy z koronką, seksowną bieliznę, kiecki. Albo wyjść za mąż i budować dom jak wszyscy wokoło. Zapomnieć o powieściach i wierszach.

Ale jej nie może pomieścić się w głowie, że książki naprawdę przestały być ważne. Jeszcze niedawno film fantastyczny o świecie, gdzie książki są zakazane i palone, wydawał się nieprawdopodobny. A tu proszę, bez zakazów i niszczenia ta wizja się realizuje.
Spóźniła się więc do królestwa liter, słów - myśli z goryczą. Kiedy się w nim za zachętą Andrzeja znalazła, wszystko okazało się pomyłką. Trudno się z tym pogodzić. Staje w oknie księgarni i wyczekuje. Może coś jeszcze się wydarzy. Wacek ciągle przypomina, że trzeba ustalić termin ślubu...A najpierw zaręczyny.
W południe Celina wychodzi z księgarni do pobliskiego baru na obiad. Raz usiadła naprzeciw niej nieznajoma dziewczyna z książką. Nigdy jej tu nie widziała. Kiedy odeszła po swoje danie, Celina nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć na okładkę. Było tam coś po angielsku o Sylwii Plath, może jej wiersze. Szeroki stół nie pozwalał na dokładniejsze odczytanie. Pozycja raczej nie z ich księgarni, gruba, wielkiego formatu.
Ze zdziwieniem śledziła, jak dziewczyna, siedząc na barowym stołku w niedbałej pozie z podwiniętą nogą, je i szybko przerzuca kartki swej grubej księgi, podczytując to tu, to tam. A paznokcie ma długie i każdy pomalowany w innym kolorze, na fioletowo, zielono, żółto... Żadna stąd nie odważyłaby się tak pomalować. Za to ni śladu szminki na twarzy, a włosy czarne, rozwichrzone. Tu nikt się tak nie czesze. Dziewczyna wcale nie zwracała uwagi na Celinę. Zaczytana, nie patrząc w talerz, nabijała na widelec frytki albo sałatkę i wkładała do ust. Zajadała z apetytem i tak samo wgłębiała się w treść opasłego tomiska przed sobą.

Celinę ukłuła zazdrość. Kończyła powoli swoje gołąbki w sosie pomidorowym i coraz bardziej pogrążała się w kompleks niższości. Wciąż są od niej lepsi...

Nagle pochłoniętej lekturą dziewczynie spadł z widelca na stół kawalątek sałatki. Nie odrywając oczu od książki, wzięła go w palce i ... włożyła do ust! Odłożyła widelec. Brała teraz palcami po jednej frytce i zjadała. Na koniec różnokolorowe paznokcie zagłębiły się w ociekającą majonezem sałatkę jarzynową. Chwytały kawałki i wpychały pomiędzy rozwarte zęby. Majonez spływał po dłoni. Zaraz skapnie na otwartą książkę. Dziewczyna, nie odrywając oczu od zadrukowanych stron, wysunęła język i oblizała sos. Celina zamarła.
Nie wiedziała, co o tym sądzić? Tu żadna tak swobodnie by sobie nie poczynała. Ani nie czytała takiej książki. Ku rozpaczy Celiny ta ekstrawagancka dziewoja ani razu na nią nie spojrzała. Tylko uporczywie w książkę.
A może ona opisałaby życie tutejszych mieszkańców?! Derbisz od dawna kogoś takiego wypatruje. Celina zamówiła kawę. Musiała zostać w barze dłużej. Pragnęła zamienić choć słowo z obcą. Może przyjechała tu na wieczór autorski? Trzeba obejrzeć afisze.
Obserwowana zgarnęła z talerza ostatni kęsek, ciągle z oczami w lekturze. Oblizała palce! Zerwała się i, nie zaszczyciwszy Celiny ani spojrzeniem, odniosła talerz do okienka.
- To wiersze ? - odważyła się w końcu spytać Celina, gdy tamta wróciła po zostawioną na stole książkę.
- Biografia poetki. Sylwii Plath. Po angielsku.
Rzuciła to od niechcenia i znikła. Jakby jej wcale nie było. Z pewnością - oceniła Celina - była z wielkiego świata. Dziennikarka? Pisarka? Czy bywają jeszcze pisarki, skoro książek nikt nie kupuje? Jednak dziwna dziewczyna przywiozła skądś wielką księgę o poetce, która w poczuciu bezsensu otruła się gazem. Może pisanie prowadzi do czegoś takiego?
Ejże, nie wszyscy tak kończą! Gdzieś w świecie wydają tak grube książki i ludzie je czytają. Widać potrzebni im poeci i wiersze. Zatem i tutaj ten zwyczaj wróci. Będą znowu pytać o nowe tytuły, nowych autorów. Ta potargana, nonszalancka dziewczyna o różnokolorowych paznokciach zwiastuje to.

Tylko komu teraz Derbisz powierzy opowieści o ich mieście? Tak przecież wypatruje, że pojawi się ktoś, kto to z talentem opisze.
Celina wyrzuca sobie swą nieśmiałość, bo nie odważyła się nawiązać żywszego kontaktu z obcą. Nadal trwała w swych kompleksach. Ale ci z wielkiego świata bywają niedostępni.
Przez następne dni poszukiwała śladu dziewczyny. Bezskutecznie. Żaden afisz nie zapowiadał przybycia kogoś takiego. Może to była studentka anglistyki? Miała tu przesiadkę i,czekając na następny pociąg, obejrzała rynek, potem głodna wstąpiła do baru. Tylko czemu bardziej niż zabytki ciągnęła jej oczy książka? Nie, to z pewnością zwiastowało coś. Ale co? Celina niepomna, jak zwiodły ją przypuszczenia co do Andrzeja, szybko popada w ekscytację. Oczekuje wydarzeń. Stoi potem długo przy oknie księgarni.

Któregoś dnia nie wierzy własnym oczom!
Idzie niepewnie. Rozgląda się. Wyraźnie czegoś szuka. Wygląda jakby niższy, szczuplejszy, bledszy. Może oddalony zasłoną minionego czasu, rozrastał się jedynie w jej wspomnieniach. Zobaczył księgarnię i przyśpieszył kroku.
- Andrzej?! Jak mnie tu znalazłeś?
- Przecież kazałaś mi pisać. Pamiętasz?
- No tak. Pomysł z zespołem muzycznym mniej mi sie podobał.Ty jesteś poetą.
- Potrzebuję takiego czytelnika, jak ty. I takiej księgarni, gdzie kiedyś będą moje książki. Gotowa już jest. Nie wspominałem o tym, żeby nie zapeszyć. Chciałem cię zaskoczyć. Ale coś nie wychodzi... Umowę niby mam. I to od dawna. Tylko wydawca, skurczy...koń, wciąż przesuwa termin wydania.
- Nie obowiązują go terminy?
- Teraz takie wydawnictwa garażowe, wydają coś psim swędem a umowy z nimi trochę dziwne. Czasem mu nie wierzę. Ale chcę wierzyć. Za każdym razem, kiedy przychodzę obłaskawia mnie pochwałami pod adresem mojej książki i... przesuwa termin. Znowu za jakiś czas przychodzę. On życzliwie chwali i podaje nowy termin. Czekam. Znowu przychodzę. On udaje, że wyda, ja, że w to wierzę.
- To jakiś oszust! oburza się Celina.
- Tak m nie straszą. A ja, że trafiłem na dobroczyńcę!
Andrzej śmieje się sarkastycznie. Po chwili uzupełnia:
- Dobroczyńca, bo nie odrzuca książki, nie krytykuje, nie ginie z tekstem w sinej dali.
Celina milczy. Nie wie, co powiedzieć. Andrzej po chwili uzupełnia:
-Mam więc niby wydawcę. Tylko on taki, jak mówiłem, "garażowy". Cienki. Na początku urzędował w kilku pokojach na parterze eksponowanego budynku. Miał dwie sekretarki, gońca, faksy, telefony, fotele, dywany. Nagle z trudem znalazłem go w zapuszczonej uliczce, na trzecim piętrze, bez faksów i foteli. Niektórzy cieszyli się, że splajtował. Coś do niego mieli... Teraz urzęduje w mrocznej klitce pod dachem starej kamienicy, bez windy i sekretarki. A schody tam strome, brudne...Obawiam się, czy w ogóle czytał moje wiersze. Czy się na tym zna? Ale wydać chce.
- No, no -wtrąca Celina. - Ale łaskawca!
- Naprawdę dobroczyńca - ciągnie Andrzej - bo wyświadcza autorowi łaskę pozwolenia na tworzenie. Daje złudzenie, że jeśli chcą cię wydać, jesteś dobry. Rób swoje dalej. Pisz! Czasem potrzeba złudzeń.
- To jest pomysł! - wykrzykuje Celina. - Można by tak stworzyć instytucję, gdzie ludzie przychodziliby po pociechę. Tam ktoś by im mówił, że są piękni, mądrzy i wszystko to, o czym tylko marzą.
- Taki Instytut Rozdawania Złudzeń?
Celina kiwa głową niepewnie. Boi się, że uraziła Andrzeja. Jemu przecież nie o złudzenia chodzi. To by mu nie wystarczyło. On jednak po chwili zadumy mówi:
- Ja też chcę się łudzić, choć złudzenia są zawsze śmieszne.
Celna nie dowierza. Szybko więc dodaje:
- Ale mnie bardzo się podoba to, co piszesz. Kiedyś cię docenią i wydadzą!
- Będziesz moim czytelnikiem, jak dawniej?
- Tylko nie zmuszaj mnie do zgłębiania psychiki drabów, na których bym nie spojrzała.
- Lepsze słodkie romanse o czekaniu panny z dworku na księcia? Pamiętaj: prawdziwe piękno musi jednym skrzydłem oprzeć się o coś niezwykłego...
- No wiem, ale lubię czytać o takich jak my, zwyczajnych ludziach. A wiesz, mój szef od dawna szuka kogoś, kto by opisał różne historie z życia mieszkańców naszego miasta. Tu mieszkają tacy poczciwi ludzie a w ich życiu tyle ciekawego się dzieje... Miłość, zazdrość, zemsta, niespełnione nadzieje... Ciekawe wydarzenia, wielkie emocje i te małe: drobne utarczki dnia codziennego, codzienne emocje o niewielkiej amplitudzie, jak mawia pan Derbisz. W takim miejscu jak nasze miasto, nie ma heroicznych czynów, osiągnięć, o jakich by gazety pisały. Mali ludzie, jak my, mają mało ważne przeżycia. Nieistotne dla świata. Świat nie zważa na drobne istnienia. I to wszystko przepada. Może ty spróbujesz to opisać?
- Wolę pisać o tym, co mi w duszy gra. Na zamówienie nie potrafię.
- Kiedyś ci się uda.
- Uda się złuda.
Celinie wydaje się, że Andrzej sobie pokpiwa. Z nich, małych ludzi z prowincji? Ze złotych myśli Derbisza, który naczytawszy się Tatarkiewicza, lubi takie wygłaszać? Może kpi z jej ekscytacji? Z popisywania się elokwencją? Co gorsza używa częstochowskiego rymu. Przygląda się mu nieufnie, jakby go zobaczyła po raz pierwszy. Nagle wykrzykuje to, co on jej dawniej zarzucał, gdy zachwycała się zbyt ładną książką:
- Ależ to kicz!


OPOWIEŚCI Z POCZEKALNI DWORCOWEJ, jako część powieści: TU, GDZIE SPADŁ GRAD WIĘKSZY OD JABŁKA.
Cz. I Z poczekalni dworcowej;
Cz. II Ach wyrwać się stąd choć raz;
Cz. III A gdzie skrzypce, gdzie wiersze?
Cz. V Czy pisanie można ot tak sobie rzucić?

http://nakanapie.pl/book/486916/tu-gdzie-spad%C5%82-grad-wiekszy-od-jab%C5%82ka.htm
http://zaczytani.pl/ksiazka/tu gdzie spadł grad większy od jabłka, druk

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 17.05.2009 13:06 · Czytań: 1149 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Komentarze
Usunięty dnia 18.05.2009 10:38 Ocena: Bardzo dobre
"W zmaga się "

-wzmaga się

"Wreszcie jest czym oddychać r11; mówi, podając rękę Andrzejowi."

- r11

"- Rzuciłem pisanie. Zakładam zespół rockowy. Będę grał na gitarze."

- zabrzmiał jak mały chłopiec, nieco to śmieszne

"Nigdy go nie właściwie pytała"

- nigdy go właściwie nie pytała

"Tamta ostatnio wychudzona przemykała się ulicami ukradkiem, zawsze blisko muru, ze zwieszoną głową i wiecznie nosiła pod pachą jakieś książki. Celina wybucha śmiechem. Ona nie pójdzie śladem tamtej."

- tamta/tamtej, wydaje mi się, że nie brzmi w takiej bliskości dobrze

"Tylko on miał być nie taki myśli z zimną satysfakcją."

- brakuje tu przecinka, bądź myślnika po "taki"

"Ostatnio widać już tylko za szybą Celinę"

- zmieniłambym szyk, np "Ostatnio za szybą widać już tylko Celinę"

"bo to strata czasu a więc i pieniędzy"

- przecinek po "czasu"

"Staje w oknie księgarni i czeka. Może coś jeszcze się wydarzy. Wacek ciągle przypomina, że czeka... chce się z nią żenić.
"

- a tu bym zaznaczyła, że Wacek " też czeka", bo tak te dwa czekania się nieprzyjemnie zlewają

"Nagle pochłoniętej lekturą dziewczynie spadł z widelca na stół jakiś kawalątek Nie odrywając oczu od książki"

- brak kropki

"Wyglądał jakby niższy, szczuplejszy, bledszy, a może oddalony zasłoną minionego czasu, rozrastał się jedynie w jej wspomnieniach"

- może "Wydawał się" ?

"Potrzebuję choć jednego czytelnika, jakim ty byłaś. I księgarni jak ta, gdzie położę jedyny egzemplarz mej książki, jaką sam zrobię"

- jakim ty byłaś/ jaką sam zrobię, brzmi moim zdaniem nieporadnie.

To tyle moich sugestii. Co do treści, to wydaje mi się, że ta część potrzebuje jeszcze dopracowania. W porównaniu do poprzedniej wydaje się być zrobiona, jakby naprędce i trochę "po łebkach". Robi się dysonans wobec poprzedniego, wolniejszego stylu.
Ale cała historia bardzo mi się podoba. Rozśmieszyło mnie ostatnie zdanie, które nawiązuje do tego, co sama ostatnio napisałam :-)

Dopracuj tą część, wtedy dam ocenę.
Krystyna Habrat dnia 18.05.2009 11:40
Poczekaj chwileczkę, bo akurat nanoszę własne popraweczki i przy okazji, jak mawiała Osiecka, "pogorszeczki". Twoje propozycje zaraz uwzględnię.
Usunięty dnia 18.05.2009 18:33 Ocena: Bardzo dobre
Wróciłam tu jeszcze, aby przyjrzeć się końcówce, bo prawdę powiedziawszy nie wiem, do czego odnosi się ostatnie zdanie? Do złudzeń? Ale jakich? I dlaczego są kiczem? A jeśli są, to jak je odróżnić od rzeczywistości? Nie rozumiem.
BDB ale z nadwyżką. Bo czekam na odpowiedź ;-)
Krystyna Habrat dnia 19.05.2009 12:52
Ostatnie słowa Celiny są niekoniecznie adekwatne do sytuacji, ale to efekt urazy do Andrzeja, który nie docenia jej długiej wypowiedzi o małych ludziach z miasteczka i kwituje to nieudanym dowcipem, a przynajmniej ona tak odbiera. Spróbowałam to teraz jaśniej określić w samym tekście.Po drugie końcowe zdanie ma pokazać odwrócenie sytuacji początkowej, gdy Andrzej imponował: wiedzą, talentem, elokwencją, a od tego czasu w Celinie dokonała się przemiana i ona próbuje górować.
Cały tekst nieco przepracowany. Widzę, że trzeba zrezygnować z ułatwiania sobie życia i dokonywania przeróbek za pomocą sztuczek komputerowych jak: zmiana szyku przez przenoszenie fragmentów zdań czy likwidowanie lub przywracanie tekstu, bo przy okazji psuje się coś w nieoczekiwanym miejscu i tego się nie zauważa.Stąd błędy typu "w zmaga".
Podziwiam Twoją wnikliwość przy analizie tekstu i b.dziękuję za pożyteczne uwagi. Myślę, że bardziej przykładałabym się do wygładzania tekstu, gdybym przypuszczała, że będę miała aż tak wnikliwych czytelników. No i w ogóle jakichkolwiek czytelników, że nie pisze tylko sobie a muzom. Pozdrawiam serdecznie
Sokol
Usunięty dnia 19.05.2009 19:53 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Po drugie końcowe zdanie ma pokazać odwrócenie sytuacji początkowej, gdy Andrzej imponował: wiedzą, talentem, elokwencją, a od tego czasu w Celinie dokonała się przemiana i ona próbuje górować.


to było zrozumiałe od początku.

Cytat:
Cały tekst nieco przepracowany


też mam teraz takie wrażenie. Końcówka wygląda trochę jakbyś się tłumaczyła. Ale tak to jest jak się tekst dopracowuje, zawsze mam wrażenie, że jak przerabiam pierwowzór, coś jeszcze dodaje, to zaburzam formę pierwotną, która może nie jest cudem, ale za to jest na swój sposób harmonijna i zrozumiała (przynajmniej dla autora;-)

Cytat:
No i w ogóle jakichkolwiek czytelników, że nie pisze tylko
sobie a muzom


mam ten sam problem. Pewnie będę Cię czytać z naturalnego buntu przed niesprawiedliwością ;-) Co poradzić - taka pora roku, tacy ludzie, taki...
Pozdrawiam również!
Krystyna Habrat dnia 20.05.2009 11:21
No sama widzisz, jak coraz dalsze poprawianie psuje tekst. A na tym forum na czytelników nie narzekam. Wręcz przeciwnie. Jestem mile zaskoczona zainteresowaniem i ocenami.
Tylko nie mam już głowy, by zabiegać o czytelników i wydawców w realu, no..poza PP.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty