Rotiart - pierwszy rozdział - Kangaroosek
Proza » Przygodowe » Rotiart - pierwszy rozdział
A A A
Ciemne, ciężkie od deszczu chmury szczelnie okrywały niebo na wschodzie. Reszta nieboskłonu zabarwiona była jednolitym błękitem, jedynie w okolicach jaskrawego południowego słońca, barwa ta stopniowo przechodziła w biel. Po przeciwległej stronie horyzontu widniały rozciągające się na mile, malownicze pasma górskie. W niższych partiach gęsto zalesione, stopniowo wraz ze wzrostem wysokości tracące swą zieleń na rzecz skał porośniętych mchem oraz pojedynczymi ubogimi krzakami. W najwyższych zaś, zakończone były postrzępionymi masywami skalnymi, sięgającymi niemal błękitnego płótna.
Słońce piekło niemiłosiernie, sprawiając, że każda część ciała pokryta była lepkim potem. W tych warunkach, nie trudno o udar. Jedyną osłoną przed ostrym słońcem, był jasny kawałek lnianej, postrzępionej szmaty, uwiązany na kształt chusty na głowie piechura.
Dodatkowym utrudnieniem było piaszczyste podłoże, nie dające pełnego oparcia, sprawiające że każda istota po nim poruszająca się, co krok zapadała się lekko pod wpływem ciężaru ciała. Marsz w takich warunkach wymagał większego niż zwykle nakładu sił, oraz powodował, że po pewnym czasie na stopach pojawiały się odciski oraz bolące pęcherze.
Podróż bez obuwia nie była zbyt dobrym pomysłem. Może byłoby i wygodniej, lecz rozgrzany pustynny piach z łatwością wybijał najbardziej wytrwałym podróżnym tę myśl z głowy.
Wiatr wiejący od zachodu nie przynosił zbyt wielkiej ulgi. Piechur widział jedyną nadzieję w brudnych chmurach nadciągających ze wschodu, dosyć nietypowym zjawisku jak na tę porę roku. Nie mógł doczekać się momentu, kiedy to pierwsze krople deszczu ugaszą jego ciemne, spalone słońcem ciało.
W oddali rozległ się grzmot. Dźwięk ten sprawił, iż w umyśle wędrowca narodził się niepokój. Burze w tym rejonie powodowały wiry piaskowe. Jedno z największych niebezpieczeństw, jakie można było spotkać w tej części świata. Wówczas na ziemi rozpętywało się istne piekło. Porywisty wicher wzniecał w powietrze tumany kurzu oraz drobne ziarenka piasku, które skutecznie wciskały się do uszu, oczu i nozdrzy. Niejeden pechowy, bądź niedoświadczony podróżnik odnaleziony został, zaduszony morderczymi piaskami pustyni Loa.
Mimo piekielnego skwaru, piechura przebiegł zimny dreszcz, któremu towarzyszyło pojawienie się gęsiej skórki. Z obserwacji wynikało, że istniały realne szanse na dotarcie do gór przed nadchodzącym kataklizmem. Tam można było odnaleźć schronienie. W przeciwnym wypadku, należało zamknąć się w specjalnym śpiworze i modlić w duchu aby nie zostać pogrzebanym żywcem. Schronienie to pozwalało na minimalny przepływ powietrza zatrzymując przy tym drobiny piasku. Niestety pył pustynny był zbyt drobny, aby można było go całkowicie powstrzymać. W takiej sytuacji dobrze było dodatkowo owinąć twarz zwilżoną chustką jako dodatkową ochroną.
Karawany ucierające tutejsze szlaki handlowe radziły sobie w lepszy sposób. Złożone były z kilku lub kilkunastu nawet powozów, z czego niektóre służyły ludziom i zwierzętom za schronienie. Niestety, pojazdy te przemieszczały się bardzo wolno, gdyż zwierzyna ciągnąca zaprzęgi musiała często odpoczywać, pochłaniając przy tym olbrzymie ilości pokarmu. Szczęśliwie, były to istoty zdolne do magazynowania pokaźnych zasobów wody, dlatego też w przypadku padnięcia osobnika, człowiek mógł wydobyć dodatkowe płyny z jego wnętrzności.
Szlakiem tym przewożono cenne tkaniny ze wschodu, dlatego też pomimo trudnych warunków podróżowania, dosyć często można było napotkać karawany przeładowane kosztownościami. Właściciele danych środków lokomocji nierzadko proponowali przypadkowym podróżnym przewóz.. Jednak znanych jest wiele przypadków, kiedy to podróżni zostali oskarżeni przez szefów bezpieczeństwa o próbę kradzieży towaru. Złapani rzekomo na gorącym uczynku, kończyli zazwyczaj na stryczku, gdyż nie było szans na obronę, w czasach, gdy sądy traktowały tego typu sprawy jako czystą formalność, przy okazji chcąc pokazać troskę o byt rprawych i uczciwych obywatelir1;, jakimi byli właściciele taborów. Dodatkowo podróż była z reguły bardzo kosztowna. Co więcej, podróżny nie lubił towarzystwa. To zawsze przesądzało sprawę. Bardziej odpowiadało mu towarzystwo pustynnego ptactwa. Był ich ulubieńcem. Znany z ich dokarmiania, przy czym nigdy żadnego nie skrzywdził, podczas gdy większość myśliwych polowało na nie, zwabiwszy wcześniej padliną, aby następnie sprzedać wypchany okaz po jak najwyższej cenie. Dlatego też, samotnik nie znosił towarzystwa ludzi, twierdząc, iż złote krążki zdominowały duszę człowieka, skłóciwszy ją tym samym z duchem natury.
Równowaga człowieka została zachwiana przez nagłe, silne uderzenie wiatru, niosące za sobą ziarenka piasku, raniące nieosłonięte fragmenty ciała. Był to niepokojący sygnał. Wcześniejsze obserwacje wskazywały na to, że zdąży dotrzeć do podnóża góry przed nadciągającą burzą. Czyżby niezawodny jak dotąd, instynkt obieżyświata miał po raz pierwszy zawieść? Nigdy wcześniej się to nie przydarzyło. Zwykle udawało się przewidzieć warunki pogodowe z dokładnością nawet do kilkunastu minut.
Kolejny podmuch niemal go przewrócił. Człowiek instynktownie ukląkł na jedno kolano, aby wydobyć ze skórzanej, podróżnej torby śpiwór. Nerwowo zaczął rozsupływać węzły, które o dziwo, zwykle spętane z precyzyjną, niemal mistrzowską techniką, wydawały się teraz dziecinnie zaplątanymi supełkami. Wyglądało to, jakby ktoś zrobił mu na złość, lecz nie było to możliwe, sam przecież wszystko sprawdził dwukrotnie przed wyruszeniem w podróż. Męcząc się z ostatnim węzłem, kątem oka dostrzegł ciemną sylwetkę postaci. Była ona stanowczo za duża jak na jakikolwiek gatunek ptaka zamieszkującego dane tereny. W pierwszej chwili pomyślał, że może to być majak spowodowany długim przebywaniem na słońcu. Dodatkowo odczuwał czyjś wzrok na sobie. W tak dramatycznej sytuacji nie mógł tracić cennych sekund na rozglądanie się, w czasie, gdy każda z nich była na wagę życia.
Jednak lata spędzone w dżungli, na wschodnich terenach państwa Kagaa sprawiły, że RotiarT zyskał ponadnaturalną zdolność koncentracji, a także wysoką podzielności uwagi, które to zyskały miano niemalże szóstego zmysłu. Nieraz w życiu sytuacja zmuszała do ciągłego czuwania. Przedzieranie się z maczetą przez gęste zarośla, gdzie zewsząd czyhało śmiertelne niebezpieczeństwo, w postaci pumy lub jadowitego węża, wymagało od piechura dwóch par oczu i uszu, do tego niemal akrobatycznych nieraz zdolności. Nie trudno było pomylić lianę z gadem. W sytuacji, gdy nie byłeś pewien swoich zdolności, lepszą opcją było opłacenie przewodnika wraz z tragarzami. No, chyba że urodziłeś się pod szczęśliwą gwiazdą, byłeś głupcem lub życie straciło dla ciebie sens. Ale przecież było wiele innych łagodniejszych sposobów na odejście. Można było równie dobrze sporządzić wywar z ziół linguena varoa, które sprawiały, że wybierający się na tamten świat robił się senny, po czym zasypiał i nigdy się już nie budził. RotiarT nigdy nie dopuszczał takiej formy śmierci. Twierdził, że dopóki jest zło, dopóki są ludzie, z którymi można walczyć r11; ma po co żyć. Jeśli tacy jak on załamią się lub co gorsza, przejdą na drugą stronę barykady, świat przestanie istnieć. W naturze zawsze istniała harmonia. Panował pewien określony porządek, który mógł zostać zakłócony tylko przez przedstawicieli jego rasy. Nigdy nie lubił słowa r11; człowiek. W jego zamyśle, nie każdy zasługiwał na to miano. Ludzie dzielili się na ludzi i tych innych, którzy to gardzili dobrem, myśleli wyłącznie o drogocennych błyskotkach i nie baczyli na krzywdę, którą wyrządzają innym.
Pielgrzym kończąc rozsupływać ostatni węzeł, odwrócił głowę w kierunku tajemniczej sylwetki. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, lecz ku jego zdziwieniu okazało się, że nikogo tam nie ma. To przemęczenie r11; przemknęło mu przez myśl. Zdziwienie spotęgowało to co zobaczył, a raczej czego nie zobaczył przed sobą. Niewiarygodne, jego śpiwór zniknął! W gorączkowym pośpiechu zaczął przegrzebywać piasek przed sobą, nie tracąc nadziei na znalezienie utraconego sprzętu. Dziko wyjąca wichura, smagała jego twarz drobnymi ziarnami piasku, kalecząc tym samym nieosłonięte części jego twarzy. Utrudniało to poszukiwania, gdyż jego wyłącznym narzędziem mógł być zmysł dotyku, o ile chciał zachować wzrok. W tym momencie walka o życie dopiero się rozpoczęła. Zazwyczaj są to krótkie pojedynki, z których zwycięsko najczęściej wychodzi natura.
Utrata śpiwora mogła raz na zawsze zakończyć jego wędrówki, wyznaczając tym samym miejsce jego pochówku. Powinien był przywiązać go do nogi w ten sposób zapobiegając podobnej sytuacji, lecz któż mógł przewidzieć, że coś podobnego się wydarzy. Każda chwila, każdy łapczywy haust powietrza zmieszanego z piachem wydłużały jego byt, lecz także powodowały bolesne kłucie w piersi, które wraz z czasem przybierały na sile.
Pielgrzym nagle zgiął się wpół. Upadając zaczął wymiotować żółcią zmieszaną z krwią. Torsje już się rozpoczęły. Podobno dzieje się tak, gdy dusza człowieka, nie gotowa do rozstania z ciałem zaczyna ulatywać do innego z możliwych światów. Czuł jak piach drastycznie wypycha powietrze z jego płuc, pragnąc zadomowić się tam na zawsze. Człowiek miotał się na piaszczystym podłożu, niczym wąż zdobywszy swą ofiarę. Resztkami sił udało mu się podnieść, z trudem łapiąc równowagę. Wiatr miotał nim na wszystkie strony pragnąc przewrócić go z powrotem. Wydawałoby się, że ryczy z wściekłością r11; Ta Ziemia pragnie krwi! Pragnie twojego ciała! Należysz do Niej i tu już pozostaniesz!
Na to RotiarT nie mógł pozwolić. Nie po to tyle walczył aby zmienić coś na tym świecie, by zdechnąć na tej parszywej pustyni. Wrodzony upór, a także silny instynkt przetrwania dodawały mu sił, lecz wiedział że nie starczy ich na długo. Mógł tylko spróbować szaleńczego biegu na oślep, co sił w nogach.
Z trudem biorąc głęboki wdech rzucił się do biegu, niczym królik ścigany przez charta. Tylko że daleko mu było do prędkości ofiary, choć strach jaki go ogarniał mógł być nawet silniejszy niż ten, który towarzyszy zwierzynie. Bieg nie trwał dłużej niż kilka sekund. Zakończył się niespodziewanie, wówczas gdy RotiarT z impetem uderzył w twardą przeszkodę. Siła uderzenia odbiła go i posłała na piaszczysty grunt. Adrenalina podwyższona do maksimum sprawiła, że nie poczuł rozcięcia na prawym łuku brwiowym. Z olbrzymim trudem doczołgał się do przeszkody, która to okazała się być gładką ścianą. Po omacku, niczym ślepiec zaczął pełznąć w poszukiwaniu jakiejkolwiek ochrony przed szalejącą wichurą. Przecież każda ściana ma gdzieś swój kres. W końcu natrafił na materiał, który w dotyku przypominał drewno, zdobione gdzieniegdzie na kształt ornamentów. Piechur instynktownie wyobraził sobie wrota. Z ogromnym trudem podciągnął się na prawym kolanie, na ślepo szukając klamki. Gdy jej dosiągł, chwycił kurczowo obiema dłońmi i zawisnąwszy nań przywarł całym ciężarem ciała do drzwi, które to z oporem otworzyły się do połowy. Wnęka, która się utworzyła, była wystarczająca aby dostać się do środka.
Wewnątrz panował chłód, nienaturalnie kontrastujący z piekielnym gorącem świata, który pozostawił na zewnątrz. Człowiek przez długie sekundy leżał przytulony twarzą do zimnej posadzki, zbierając w ten sposób siły. Sekundy zmieniły się w minuty. Z półsnu, wyrwał go płacz. Był to płacz niemowlęcia. RotiarT z trudem otworzył piekące oczy. Miał pełno piachu pod powiekami, który drażnił jego spojówki. Gdyby nie mrużenie oczu, zapewne doznałby szoku, widząc to, co go otaczało. Znajdował się w olbrzymim pomieszczeniu, które swą architekturą przypominało świątynię. Ogrom tego miejsca sprawił, że przez chwilę doznał zawrotu głowy. Mieściło w sobie kilkanaście szeregów ław, zdolnych pomieścić po kilkadziesiąt ludzi każda. Były wykonane z cennego drewna pokrytego nieznanym lakierem. Każda z nich była bogato zdobiona w symetryczne wzorce, nadając boskiego piękna tym przyziemnym przedmiotom. Ręce człowieka, który stworzył te arcydzieła zasługiwały na wieczną pamięć. Świątynia składała się z nawy głównej i dwóch bocznych, które to wypełnione były przez figurki, najprawdopodobniej przedstawiające lokalne bóstwa, wykonane z kruszcu przypominającego złoto. To złoto, którego tak się brzydził. Wszędzie panował przepych, nie pasujący do jakiegokolwiek miejsca sacrum. Frontową część pomieszczenia zajmował masywny, marmurowy ołtarz, przyozdobiony granatowym suknem przeszywanym złotymi nićmi. Na nim znajdowała się czara, używana zapewne przez kapłana w czasie ceremonii. Obok niej stał artefakt. Miał formę krzyża, którego ramiona, wykonane ze złota, łączyły się w połowie. Na spojeniu opisany był okrąg, którego środek wypełniony był drogocennymi kamieniami.
RotiarT ponownie usłyszał płacz, jednak teraz przeszedł on w pisk wyrażający przerażenie. W normalnych okolicznościach, zapewne bez trudu zlokalizowałby źródło dźwięku, który go dochodził, lecz stan w jakim się znajdował w danej chwili, nie pozwalał na to. Głowa pękała mu w szwach, na skroniach czuł pulsującą w szalonym tempie krew, w uszach zaś słyszał pisk, który przeszywał go niczym grot strzały. Po kilkunastu sekundach, wzrokiem odnalazł miejsce skąd dobywał się głos. Były to podziemia, do których prowadziły kręte kamienne schody. Pielgrzym z trudnością poruszał się po nich, co chwilę przywierając do ściany. Nie wiedział czy podziemia, do których zmierzał kryją się tak głęboko, czy to umysł płata mu figle. W końcu dotarł do sali w której panował półmrok. Zewsząd otaczała go słodkawa woń. Przypominała zapach, który poczuł natknąwszy się na pozostałości po wiosce, splądrowanej doszczętnie przez barbarzyński lud. Śmierdziało zgniłym mięsem. Idąc korytarzem poczuł jak stąpa po czymś lepkim. Nie musiał spoglądać aby domyśleć się, że to szkarłatna krew pokrywa kamienną posadzkę. Dotarł do końca korytarza, gdzie natknął się na drzwi. Nim je otworzył, prawa dłoń spoczęła na rękojeści kindżału. Szybkim ruchem szarpnął za klamkę, po czym wpadł do środka, a oczom jego ukazał się makabryczny widok. Nad ciałem niemowlęcia stała ciemno odziana postać, dzierżąca w dłoniach sztylet gotowy do zadanie ciosu. Szeroki kaptur togi skrywał tajemniczą facjatę mordercy, lecz RotiarT mógłby przysiąc, iż w miejscu czoła przez moment zalśnił symbol artefaktu, który ujrzał na górze. Sekundę później postać wykonała ruch przymierzając się do ciosu. Ramię RotiarTa szarpnęło za rękojeść, a ostrze z jakże mu znanym, charakterystycznym świstem przecięło powietrze zmierzając na spotkanie z ofiarą. Podmuch zgasił świece i wszystko zalała ciemność. Nie słyszał już nic.

***
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kangaroosek · dnia 06.06.2009 10:27 · Czytań: 574 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Asliae dnia 06.06.2009 20:01 Ocena: Dobre
Dziwne opowiadanie... Po pierwsze na samym początku razi nadmiar przecinków i niektóre zdania jakby urwane. Trochę przydługi wydaje się ten wstęp... A główny bohater zakrawa na jakiegoś herosa, skoro ma takie zdolności... Poza tym, już miał umierać, a jednak przeżył i po spotkaniu z burzą już nie wymiotuje? I tak dobrze widzi, żeby określić nawet, ze lakier jest nieznany? I ledwo widząc opisuje tyle szczegółów? Podmuch od rzucenia ostrza miałby zgasić świece? Trochę to wszytsko nieprawdopodobne.
Ale pomysł wydaje się ciekawy, chętnie przeczytam ciąg dalszy.
Kangaroosek dnia 07.06.2009 10:44
Co do przecinków to masz rację. Zawsze miałem problemy z interpunkcją :) Owszem, wiele pracy przede mną jeszcze. Wiesz, gdyby każdy bohater miałby cierpieć z powodu ran mu zadanych, zapewne szybko by zginął. "Podmuch zgasił świece". Nigdzie nie jest napisane, że to podmuch spowodowany ruchem ostrza. Poza tym uderzeniem pięści można zdmuchnąć świecę, wiec z lotem ostrza nie ma problemu raczej :)
Co do tego, że wszystko wydaje się nieprawdopodobne. Skąd wiesz, że to wszystko co przeżył dzieje się w rzeczywistości? :)

Dzięki za komentarz :) Pozdrawiam ciepło :)
Usunięty dnia 09.06.2009 09:32 Ocena: Przeciętne
Przepraszam, że tak długo to trwało, i nadal uważam, że nie jestem najlepszym czytelnikiem, dla mnie przydługi wstęp, opis pustyni i zachowań na niej, czytałam już kilka, taki sobie, wybacz, ale nudny jak dla mnie... nie bardzo rozumiem, tak do końca, o co chodzi, to początek czegoś większego?

Interpunkcja rzeczywiście do uściślenia, poprawienie erek konieczne, razi mnie to rozwlekanie, nazbyt długie opisy zawsze mnie męczyły, chyba musisz poszukać sobie innego czytelnika, malkontentka literacka jestem, wybacz.
Usunięty dnia 12.06.2009 08:53 Ocena: Bardzo dobre
Zawsze cenię wytrwałość prozatorską, której mi nieraz brakuje, dlatego pragnę być dla Autora głosem otuchy. Wstęp jest dla mnie celową i udaną retardacją, chociaż rzeczywiście przecinków jest zbyt wiele i parę rzeczy jest zbyt niedopowiedziane- vide imię wędrowca pojawia się zbyt późno. Może lepsze byłoby wrzucenie od razu w sam środek historii?
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty