Dlatego też ten czwartek był standardowo ciężkim dniem. Poza charakterystycznym dla wyrafinowanych intelektualistów "syndromem poranka", wywołanym dużą ilością wczorajszego chmielosoku, dokuczała mi perspektywa kolejnych szermierek słownych z Suchą Aśką and s-ka, jak również bieżące i przyszłe kłopoty. Wszystko to były jednak problemy poszczególne, gorzej, że kiepskie były warunki ogólne. Tkwiłem w tym biurowym labiryncie już od czterech wiosen. Choć studia były intelektualną frajdą i przygodą, to wczesnodorosłe życie okazało się mentalną i ekonomiczną porażką. Zamiast oddawać się pasji i wykonywać ciekawą pracę, uprawiałem papierologię stosowaną, szamocząc się z idiotycznymi przepisami i drogimi koleżankami. Ciągle przy tym drżałem o tą frustrującą posadkę, dzięki której stać mnie było na czynsz za klitkę w bloku. Nierzadko jednak musiałem się wpraszać do mamy na obiad, co w tym wieku było już niezdrowe... Najgorsze było to, że brakowało mi jakiegoś pomysłu na zmianę. Socjologowie kreujący mediawizerunek nie byli specjalnie poszukiwani na rynku pracy, choć oczywiście była jeszcze możliwość emigracji. Zawsze zostawał zagraniczny zmywak... Problemy sprawiało mi też moje rozpoetyzowane ego, wtłoczone w ciasne ramy codziennej prozy. Ni stąd ni zowąd, ego dawało o sobie znać nagłym wykwitem grafomańskiej liryki. Dwa dni temu na przykład jakoś tak mi się samo ułożyło:
Młodości! Ty nad poziomy
Podskakuj! Choć przez Carycę
Każdy z nas jest męczony
Zgnieciem ją kiedyś jak mszycę!
Razem, młodzi przyjaciele!...
Choć ciasne są biurowe cele,
Choć ścieżka awansu śliska,
Choć biurwy narobiły smrodu,
Gwałt niech się gwałtem odciska,
Z biurwami walczmy za młodu!
Wstydziłem się jednak posyłać te moje intymne bohomazy do publikacji...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krystian Makowski · dnia 11.06.2009 09:00 · Czytań: 801 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: