Opowieść o ułomnych
Całkiem niedawno, w krainie jednakże odległej, dwaj niemi i głuchy wybrali się samochodem na grzyby do lasu. Pojazd prowadził niemy w wełnianym berecie, twarz miał płaską, a jego oczy kilkakrotnie powiększały wielkie binokle. Drugi niemy był łysy jak kolano, chudy, pod nosem miał wąs, w ręku zaś trzymał puszkę Coli i przyglądał się jej w skupieniu.
- - odezwał się nagle chudy.
- -odparł mu okularnik.
- - rzekł łysy nie odrywając wzroku od puszki, po czym dodał - .
Niemy w berecie kiwnął głową na znak by tamten kontynuował.
Wąsaty włożył puszkę do schowka, oparł wygodnie głowę o zagłówek.
-... - westchnął melancholijnie.
- ? - spytał kierujący, zerkając na kolegę.
Łysy uśmiechnął się triumfalnie po czym odrzekł - ...
- ??!! - Okularnik wlepił w niego olbrzymie oczy, niemalże zapominając, że kieruje pojazdem.
Chudzielec uśmiechnął się szerzej, chciał mu odpowiedzieć, ale nie zdążył.
- Naprawdę? niesamowite, jak ci się udało ją poderwać? - krzyknął głuchy z tylnego siedzenia, od początku przysłuchujący się tej rozmowie z uwagą.
Łysy już otwierał usta, gdy...
- ! - rzekł niemy w berecie i wskazał na przystanek autobusowy. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
Rzeczywiście, na przystanku stał ślepy i machał do nich przyjaźnie.
- Ho, ho, kogo ja widzę, witajcie! - pozdrowił ich, gdy zatrzymali się, żeby się z nim przywitać.
- Co tam słychać u ciebie? - spytał głuchy podając mu dłoń.
- Wszystko dobrze, przyszedłem trochę się tutaj rozejrzeć - odrzekł ślepy.
- ? - zaproponował mu wąsaty.
- O, a dokąd jedziecie?
- - wtrącił okularnik.
- W takim razie bardzo chętnie się z wami zabiorę - odparł ślepy wsiadając do samochodu.
Jechali gawędząc. Nagle głuchy przypomniał sobie, że chudy nie odpowiedział w końcu na pytanie, które mu zadał jakiś czas temu. Odwrócił się do ślepego, który z zaciekawieniem obserwował szybko przemieszczający się krajobraz.
- Słyszałeś, że udało mu się ją poderwać? - wskazał głową na wąsacza, który ponownie oddał się kontemplacji powierzchni puszki.
- Naprawdę? - zainteresował się ślepy i zwrócił się do łysego - Jak ci się to udało?
Niemy natychmiast pośpieszył z wyjaśnieniami, ale...
- ! - zakomunikował głośno drugi niemy, zagłuszając na moment zarówno mówiącego, jak i radio oraz dźwięk silnika.
Byli na miejscu. Rozciągała się przed nimi ciemnozielona ściana lasu. Wyszli z samochodu, zabrali niezbędny ekwipunek i ruszyli w jej kierunku. Ledwie znaleźli się pośród drzew, gdy ślepy wykrzyknął z radością:
- Spójrzcie tylko, ile grzybów!
Pozostali rozejrzeli się. Mimo, że bacznie lustrowali ściółkę leśną, pośród liści i gałązek nie mogli dostrzec żadnego grzyba. Tymczasem ślepy klęczał już miedzy pniami. Wrócił po chwili, niosąc trzy dorodne prawdziwki.
- ?? - spytał z niedowierzaniem niemy w berecie.
- Wystarczy się dobrze przyjrzeć - odrzekł mu ślepy, podziwiając swe znaleziska - O, widzę już następne!
Przez godzinę wędrowali po lesie poszukując grzybów. Wszystkim poza ślepym nie szło najlepiej. Po godzinie męczącego przeczesywania ściółki dwaj niemi i głuchy przysiedli zrezygnowani na pniaku. Rezultaty ich pracy były mizerne. Ślepy zaś, który wcześniej biegał w jedną i w drugą stronę wołając co rusz: "Patrzcie!", "Widzicie", "O rety, spójrzcie" itp., szedł ku nim, taszcząc dwa przepełnione kosze.
- Patrzcie ile uzbierałem!
Nagle głuchy oburzył się:
- To niemożliwe! Nigdy nie słyszałem o ślepym, który potrafiłby znajdować grzyby, a na pewno nie tyle co ty!
- O rety, spójrzcie! - ślepy zamiast odpowiedzieć wskazał gdzieś palcem - Kto to?
Jakaś niewysoka postać, oświetlona z tyłu blaskiem słońca, zbliżała się szybko w ich stronę.
- O rety, ślepy nie widzi - rzucił zaczepnie zezłoszczony głuchy.
- - trafnie rozpoznał nadbiegającą osobę wąsaty.
- - dodał z uznaniem drugi niemy.
Miał rację, Ania, śpiesząca ku nim zwiewnymi krokami, w swojej powłóczystej, jedwabnej sukni, otulona promieniami słońca, wyglądała niezwykle czarująco. To stwierdził każdy i nie było co do tego żadnych wątpliwości. Jednak skąd się tu wzięła i czemu biegła w tym stroju przez las? Tego nikt się nie domyślał. A już o tym z jakiego powodu była śmiertelnie przerażona, nikt nie miał pojęcia.
- Ratunku! - krzyknęła zrozpaczona, a jej głos odbił się echem po lesie - On mnie goni! Pomocy!
- Niesłychane, kto ją goni? Nikogo nie widzę. - Głuchy wytężył wzrok.
- Bo żeś jest ślepy! - odgryzł się ślepy głuchemu.
Po chwili jednak, każdy wyraźnie dostrzegł agresora. Był wysoki i biegł dużo szybciej niż Ania. Wszyscy czterej wiedzieli, że jeśli czegoś nie zrobią, on na pewno ją dogoni. Ruszyli pędem w stronę nadbiegającej dziewczyny. Gdy tylko ich minęła, zagrodzili drogę jej napastnikowi. Ten, nie wiedząc jak ich ominąć, zatrzymał się. Mieli krótką chwilę, aby mu się przyjrzeć.
Stał przed nimi osobnik o muskularnej posturze, barczysty, ubrany w ciemnoniebieski dres. Twarz miał zarośniętą, umazaną błotem, spojrzenie jego było gniewne, a w jamie ustnej nie miał ani jednego zęba.
Szczerbaty...
Ania oparła się o pień drzewa dysząc ciężko. Nie spuszczała z oczu typa, który ją gonił.
- Otfuncie się bo fas utfłukę! - zaseplenił nieprzyjaźnie szczerbaty.
- !! - zagrzmiał łysy wojowniczo i stanął na wprost szczerbatego.
- !! - wsparł kolegę okularnik.
- Lepiej zejdź nam z oczu - dorzucił ślepy.
Szczerbaty zacisnął pięści, złowrogo zmrużył oczy - Macie csy sekunfy!
Głuchy spojrzał na chudego, nagle bez zastanowienia odwrócił się, doskoczył do Ani.
-Tfie...
- Słyszałaś, że udało mu się ją poderwać?
- Naprawdę?
- Jefną...
-Jak on tego doko...
Szczerbaty rzuca się na wąsacza, padają obydwaj na ziemię, szczerbaty przygniata sobą chudego, który wierzga się zawzięcie usiłując atakować przeciwnika, ślepy i okularnik nacierają na bezzębnego, głuchy rusza na pomoc, Ania chwyta leżący na ziemi konar...
- !!!!!!!!!!!!!!!!!
Potworny wrzask wąsatego eksplodował, fala dźwiękowa rozdarła powietrze, chmary ptaków zerwały się z koron drzew, potężne echo zawtórowało przeraźliwie.
Głuchy złapał się za uszy:
- Ratunku! Pomocy! Ogłuchłem!
Łysy znieruchomiał. Szczerbaty, powoli uniósł głowę. Z jego ust wystawał pęk włosów...
- !!! - zaklął obrzydliwie niemy w berecie.
Ania puściła konar, zakryła dłonią usta.
Ślepy wybałuszył oczy...
Na moment krótki, niby mgnienie oka, wszyscy zamarli. Raptem szczerbaty zerwał się i błyskawicznie rzucił do ucieczki. Ślepy z niemym ruszyli za nim w pogoń i po chwili zniknęli za wzniesieniem, głuchy, który przekonał się, że jednak nie ogłuchł, podbiegł razem z Anią do łysego. Uklęknęli przy nim. Głuchy przyłożył rękę do jego szyi. Sekundy mijały. Nie wyczuwał pulsu. Powoli zabrał rękę, usiadł, jego twarz straciła wyraz. Nie odważył się podnieść wzroku na Anię. Nie chciał, żeby zrozumiała. Ale ona zrozumiała.
- Niee... - Dziewczyna oparła głowę o pierś leżącego, do jej oczu napłynęły łzy. Po chwili rozpłakała się na dobre, a jej głos był w tym momencie jedynym dźwiękiem, który mącił ciszę lasu...
Nagle niemy otworzył oczy.
Poruszył się lekko, wsparł na łokciach i rozejrzał w około. Gdy spostrzegł znajome twarze, uśmiechnął się.
Głuchy, który stwierdził definitywnie, że z rozpaczy nachodzą go halucynacje, zamknął oczy i opadł na ściółkę. Ania zaś wybełkotała:
- P...przecież ty... t-ty przecież nie żyjesz...
- Nonsens! - odrzekł niemy radośnie, po czym wstał i przeciągnął się - To zupełnie tak, jakby oskarżać głuchego o podsłuchiwanie.
Na co głuchy otworzył jedno oko:
- Albo niemego o gadanie.
KONIEC
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Shimsil · dnia 11.06.2009 09:01 · Czytań: 675 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: