kiedy wchodzę na jarmark, śmierdzący oddech stadionu łączy się z moim oddechem -
muszę się przyzwyczaić, przyjąć jak swój, stanąć w kolejce po nieuszyte spodnie.
przekupnie krzyczą nieznośnie, chcą nam wcisnąć to, co na koniec dostaniemy za darmo.
widzisz, jeszcze nie zacząłem, a już chciałbym skończyć. zobaczyć gruntowną rozbiórkę,
jak to wszystko szlag trafia - stadion skurczony do rozmiarów kałuży. tego, co po nas
zostanie: śmierdzącego oddechu, który tak nierozważnie przyjęliśmy na samym początku - lepiej, żeby nigdy nic. dlatego już chciałbym skończyć. przy pierwszym straganie
muszę zgodzić się z jakimś facetem, przyjąć za normalne, że wszystko jest
po pięć złotych i od tej, i od każdej decyzji, która tu zapadnie, nie ma odwołania -
bo naprawdę nie ma - jest tylko pełno ciągłego: a jednak tu jestem
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
pawelh · dnia 18.06.2009 11:43 · Czytań: 898 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: