Marietta długo zastanawiała się, czy warto zmienić szkołę. Radziła się wielu osób przy podjęciu decyzji. Zdaje się jednak, że ostateczne „za” i „przeciw” przedstawiła sama sobie, bez niczyjej pomocy. Za każdym razem, gdy oglądała potencjalne, nowe gimnazjum, czuła, że potrzebuje tej zmiany. Myślała o nowym środowisku, rozpoczęciu wszystkiego z czystym kontem... To były bardzo kuszące rozmyślania. Mimo wszystko widok starej szkoły wzbudzał w niej poczucie, że poradzi sobie, cokolwiek by się nie działo... I pewnie to przekonanie sprawiło, że Marietta trzeci rok nauki spędziła w tej samej od dwóch lat szkole. Nie spodziewała się, że pozostanie na starych śmieciach przyniesie jej tyle niespodzianek...
Dziewczyna podekscytowana czekała na rozpoczęcie roku szkolnego. Chciała zachwycić i zaskoczyć koleżanki swoim ulepszonym, oryginalnym stylem. No i pewnością siebie, którą zyskała. Niestety zawiodła się. „Chyba za dużo oczekiwałam” – zastanawiała się. Nigdy nie była duszą towarzystwa. I raczej nie pragnęła nią zostać, i zwracać na siebie uwagę śmiesznymi zachowaniami. Wolała pozostać indywidualistką.
Nauka. Jak jej szła nauka? Jeśli należy być szczerym, słabiej niż w zeszłych latach. Nie radziła sobie z przedmiotami ścisłymi, chociaż nigdy wcześniej nie miała z nimi wyjątkowych problemów. Po prostu ich nie lubiła. I Marietta nie chciała na siłę robić z siebie mistrzyni matematyki czy fizyki. Nie znosiła tych przedmiotów. I to jak strasznie. „Przecież nie można być dobrym ze wszystkiego - pocieszała się po kolejnej mizernej ocenie. – Mama to zrozumie...”. Może była zbyt leniwa, być może brakowało jej czegoś (lub kogoś), co pomoże jej się uporać z nieprzyjemnymi przedmiotami. Być może nie miała już siły i ochoty walczyć o najlepszą średnią. Chociaż ukłucie zazdrości nadal zostawało, gdy koledzy triumfowali z piątkami z matematyki. Ona natomiast mogła świętować świetne oceny z polskiego i języków obcych. Chociaż tyle umiała. I na dodatek lubiła to.
Dni nie różniły się niczym od siebie. Ale Mariet, bo tak była nazywana przez większość znajomych, zawsze znalazła sobie jakiś cel w roku szkolnym do którego chciała dążyć. Ta chęć zawsze urozmaicała szkolne życie. Bywało, że to zbyt mocno absorbowało jej myśli, ale ona wierzyła, że będzie dobrze. W pierwszej klasie zapragnęła poznać boskiego chłopaka z trzeciej klasy, natomiast w tym roku chciała zagadać do dziewczyny, której styl ubierania się bardzo jej się spodobał. I zdaje się, że nie tylko.
Jakimś cudem udało jej się dowiedzieć, że owa dziewczyna ma na imię Emilia. Miała czarne włosy średniej długości (Mariet od razu domyśliła się, że ta fantastyczna czerń to pewnie efekt farbowania), które dodatkowo kręciły się uroczo. Dziewczyna ubierała się zawsze w ciemnych kolorach, od ciemnej zieleni, przez granat, do czerni. Do ciuchów dobierała też skromne, ale ciekawe dodatki. Marietta nigdy nie widziała jej w spódnicy, za to zawsze w towarzystwie koleżanki, której nie mogła przeboleć. Koleżanka Emilii nie nosiła się tak jak jej przyjaciółka. Wyglądała tak zwyczajnie, że zdaniem Mariet nie pasowała w ogóle do świetnie wyglądającej Emilii.
Gdy Marietta siedziała pod klasą i znów ukradkiem przyglądała się swojemu „celowi”, dotarło do niej, że nie dość, że dziewczyna ma fajny, oryginalny styl, to jeszcze jej uroda jest niczego sobie. Wyraziste oczy, ładne usta – nie miała wątpliwości, że powinna się podobać chłopakom. Po tym spostrzeżeniu skarciła się w duchu. Przecież to nienormalne, by podobała jej się dziewczyna. Mimo to powiedziała niby od niechcenia:
- Prawda, że ta dziewczyna, która siedzi naprzeciwko, jest ładna?
- No, tak – odpowiedziała z uśmiechem Sylwia, jedyna koleżanka z klasy wtajemniczona w „cel” Marietty.
- E, czy ja wiem. Taka tam zwykła – odezwała się kolejna znajoma.
- O kim mówicie? Też chcę wiedzieć – zagadała Paula.
- O tej dziewczynie z czarnymi włosami. Siedzi tam na ławce, pierwsza od drzwi - odpowiedziała Sylwia.
- Ona ma być ładna? Fuuuj. Brzydka jest. I na dodatek ubrana jak na pogrzeb – odburknęła nieprzyjemnie Paula. Przyznało jej rację kilka innych psiapsiółek.
- Pff. Nie znacie się. Ja uważam, że jest bardzo ładna i może się podobać – w jednej chwili Mariet pożałowała swych słów, gdy dziewczyny dziwnie na nią spojrzały. – No co się patrzycie? Od razu macie mnie za lesbijkę? – zapytała bez ogródek; koleżanki mruknęły coś pod nosem.
W tym momencie nasza bohaterka spojrzała na Emilię i spotkała się z jej spojrzeniem. Przeszedł ją dreszcz. W końcu doszła do wniosku, że Emilia ewidentnie się jej podoba. Nigdy nie czuła czegoś takiego do dziewczyny. No a teraz może stwierdzić, że zauroczyła się. Nie była zadowolona z tego faktu. Hormony swoją drogą, ale od razu takie ciarki spowodowane jedną cudowną dziewczyną? Miała w planach podejść do niej w najbliższym czasie. Ale za każdym razem, gdy przechodziła obok klasy, gdzie miała lekcje, zerkała tylko na nią, wzdychała i nie miała odwagi nic więcej zrobić. Zresztą zerkała na obie dziewczyny, również na wierną koleżankę Emilii, której nie mogło zabraknąć. Na każdej przerwie razem siedziały i rozmawiały. Denerwowało ją to, bo tym bardziej nie chciała im przeszkadzać.
Nie wiedziała, czy mówić mamie o swoim obiekcie westchnień. Jednak Mariet z natury lubi dużo mówić i nie potrafi długo milczeć. Gdy odrobiła już lekcje z polskiego i geografii poszła do mamy do kuchni i zaczęła opowiadać, co ciekawego i śmiesznego wydarzyło się w szkole.
- Widzę, że do końca zadowolona nie jesteś – powiedziała mama Marietty, patrząc na smutną minę córki. – Chodzi o tą Emilię?
- Tak... Podoba mi się jej styl, ale też ona sama mi się podoba.
- No co ty? – kobieta zapytała z niedowierzaniem.
- Oj mamo, jesteś prawie taka jak moje koleżanki. Może to chwilowe zauroczenie, a może i nie. Cóż ja mam poradzić? To tak nagle się stało, no. Mówię ci, ona jest naprawdę ładna. Najsłodsze w jej wyglądzie są loczki – Mariet rozmarzona opowiadała o Emilii. – Pasują jej.
- Hm. Spokojnie. To nie oznacza od razu, że jesteś lub będziesz homoseksualna. Minie ci. W każdym razie lepiej nie mów tacie.
Dziewczyna zaśmiała się.
- O tak. Lepiej tacie nie mówić – Marietta z uśmiechem wróciła do pokoju.
Włączyła komputer i postanowiła podzielić się swoimi przemyśleniami z koleżankami z forum. Bardzo się z nimi zżyła. Gdy miała jakieś zmartwienia, zawsze radziła się swojej ulubionej ekipy. Oczywiście nie mogła nie opowiedzieć o Emilii. Pytała się, jak do niej podejść, bo już zupełnie nie wiedziała, co robić. Dziewczyny stanęły na wysokości zadania i wyczytała wiele sposobów, jak zagadać do swojego obiektu. Niektóre taktyki były naprawdę zabawne i szalone. Jednak większość zachęcała, by po prostu podeszła i zaczęła rozmowę o muzyce, szkole... Dziewczęta wierzyły w Mariet i trzymały za nią kciuki. I co najważniejsze nie zareagowały jak inni, gdy przyznała, że Emilia podoba jej się. Może już się domyślały... Nie dopytywały się, nie zastanawiały się czy to przejściowe zainteresowanie Marietty tą samą płcią.
Mijał kolejny dzień, a Mariet dalej nie podeszła do Emilii. Na dodatek nie mogła patrzeć na chłopaka, który cały czas stał nad Emilią i jej koleżanką i opowiadał coś żywo. „Jaki idiota – pomyślała – popisuje się, a one muszą go słuchać. Ciekawe, do której on klasy chodzi. Nie kojarzę go jakoś”. W końcu postanowiła pogadać z Sylwią.
- No i jak, Mariet?
- Widzisz jak. Nie ma żadnej sprzyjającej sytuacji. Ale ja muszę ją poznać. Obrałam taki cel i go spełnię.
- O, dobrze, że nie poddajesz się. Jak chcesz to może ja coś wymyślę. I poznam was później – zaproponowała dziewczyna
- Ej, ej – Marietta spojrzała z wyrzutem na koleżankę.
- Przecież nie odbiorę ci jej – uśmiechnęła się Sylwia.
- Wiesz... Z każdym dniem jest gorzej. Dużo o niej myślę. Obawiam się, że okaże się jakaś mało rozmowna, niemiła, nie polubimy się... A ja oczekuję niewiadomo jakiej znajomości – zmartwiła się Mariet.
- Może ona też coś do ciebie czuje...
- Przestań!
- Ale to by było fajne, jakbyście były razem. Kurczę, taka niesamowita historia!
- Ty to masz wyobraźnię. Chcę ją poznać nie tylko dlatego, że mi się podoba. Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to jej styl. Przecież wiesz.
- No wiem, wiem... Słuchaj, cały czas trzymam kciuki i mam nadzieję, że wreszcie poznasz Emilię. Życzę ci tego z całego serca. Chcę żebyś była szczęśliwa, a nie smuciła się.
- Dzięki... Kochana jesteś.
- Nie ma za co. I jak już się coś wydarzy to opowiadaj szybko!
- Będziesz pierwsza, nie martw się – Marietta uśmiechnęła się. Dobrze, że miała wsparcie w Sylwii. Chociaż może nie powinna jej aż tyle opowiadać, jak bardzo lubi oczy Emilii...
- Zobacz, czy to nie ten koleś tak często chodzi do twojej Emilii? – Sylwia wskazała na wysokiego chłopaka.
- Taa... To ten. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak on mnie wkurza. Zachowuje się strasznie. Na siłę próbuje zwrócić na siebie uwagę.
- Ach, nie podoba ci się, że rozmawia z twoją...
- Ona nie jest moja – przerwała Sylwii i dodała - jeszcze nie jest.
Dzień minął spokojnie, chociaż nadal bez bliższego towarzystwa Emilii. W domu Mariet znów musiała się tłumaczyć swoje ukochanej ekipie z forum, czemu nadal nie zagadała do niej. Ale one dalej ją wspierały i od razu czuła się z tym lepiej.
Uśmiechnęła się do siebie w duchu, gdy pomyślała o tym, jak gapi się na Emilię, mając nadzieję, że to ona pierwsza podejdzie - „Może ma mnie za jakąś wariatkę”. Dziewczyna zaczęła nucić piosenkę Feel „Pokonaj siebie”. Był już koniec września, warto by było, gdyby do końca miesiąca udało jej się „pokonać siebie”. Dziewczyna spojrzała w kalendarz i z przerażeniem stwierdziła że jutro będzie już 30.
Następnego dnia Mariet wstała wcześniej, by poprawić kartkówkę. Później rozmawiała chwilę z koleżankami. Akurat tak się złożyło, że Emilia miała lekcje naprzeciwko jej klasy. Nagle zauważyła, że dziewczyna siedzi bez swojej koleżanki. Marietta wstała z ławki, wzięła głęboki oddech i usiadła obok Emilii.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Red · dnia 24.06.2009 10:09 · Czytań: 625 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: