***
Kolejne trzy dni nie odchodziłem niemal od jej łóżka. Budziła się dość często, krzywiła z bólu i znowu zapadała w niespokojny sen. Była tak inna od innych. Wiem, banał. Ale to ona pierwsza od dłuższego czasu nie widziała we mnie Cedrica czy Edwarda. Nie traktowała mnie z nabożną czcią.
Obserwowałem teraz z bliska jej bladą twarz. Choć lekarze zapewniali, że niebezpieczeństwo minęło, nadal wyglądała jak trup. Biała jak śnieg, momentami wręcz sina. Spierzchnięte usta. Tylko oczy gorzały niezdrowym blaskiem. Z bólu.
-Jak długo tu siedzisz? - podskoczyłem. Zamyślony, nawet nie zauważyłem, że się ocknęła.
-Chcesz wody?
-Odpowiedz - wycedziła ciężko.
-Nie wiem - wykrzywiłem się w czymś, co miało być uśmiechem. Byłem zmęczony, co tam dużo gadać. -Parę dni.
Zamilkła, zbierając siły do kolejnego pytania. Nie chciałem go wysłuchiwać. Teraz była moja kolej.
-Dlaczego to zrobiłaś?
Popatrzyła na mnie, jakby nie rozumiejąc. Po dłuższej chwili dopiero w jej oczach błysnął czysty strach. Zapanowała nad sobą i wzruszyła ramionami, blednąc jeszcze bardziej. Pisk maszynerii, do której wciąż była podpięta, uświadomił mi, że nie powinna była się ruszać.
-A jaki powód byłby najbardziej prawdopodobny? - spytała spokojnie.
-Najbardziej prawdopodobny zdecydowanie mi się nie podoba - mruknąłem, unikając jej wzroku.
Parsknęła cicho.
-Nie martw się, większość fanek nie miałaby ochoty zapoznać się z kulką ołowiu - nawet dla ciebie.
Zacisnąłem powieki. Jej głos złagodniał, teraz był jak kołysząca fala.
-Nie bierz tego do siebie. Jesteś dobrym aktorem. Ale nawet dla najlepszego, gdybym miała jakiś wybór...
-A nie miałaś? - zmarszczyłem brwi. Nic już nie rozumiałem. Nie wyglądała na kolejną stukniętą fankę, której odbiło na mój widok, ale...
-Bez względu na to, po kogo przyszedł tamten facet... - zawahała się, opalone palce zacisnęły się na kocu. -Masz rację, miałam wybór. Mogłam patrzeć, jak zabijają człowieka, czekając na swoją kolej... Albo coś zrobić.
-Przyszedł po mnie - powiedziałem cicho, używając jej wcześniejszych słów.
-Tak. Ale nawet świr rzadko kiedy zostawia świadków. Skoro i tak byłam przeznaczona do odstrzału, mogłam przynajmniej dać ci szansę. Nam obojgu. Mniej romantyczny powód. Pasuje ci?
-Już bardziej.
Zaśmiała się krótko. Po chwili spoważniała.
-Tak samo ratowałabym każdego innego. Nie chodziło o ciebie. Więc nie czuj się zobowiązany siedzieć tu przy mnie jak na smyczy. Chyba już nie umrę - głos nawet jej nie zafalował. -Możesz zapomnieć.
-O tym, że uratowałaś mi życie? - zabrzmiało to ostrzej niż bym chciał. Chyba nawet nie zauważyła.
-O tym, że przez moment było zagrożone. Daj spokój. Wrócisz do roboty, sprawisz sobie ochronę i na tym się skończy.
Myliła się. Ale jakoś nie czułem się na siłach jej to teraz tłumaczyć.
-Pójdziesz ze mną do kina? - zabrzmiało to groteskowo, choć pytałem poważnie.
Parsknęła krótkim, urywanym śmiechem, ale nie patrzyła mi w oczy. Zacisnęła usta.
-Ledwo mogę się ruszać. To z zasady wyklucza eskapady po mieście.
Namyślałem się krótko.
-Obiecaj.
Przekręciła oczami i mruknęła przyrzeczenie, o nic nie pytając.
-Daj mi godzinę.
---
Kiedy wróciłem, spała. Nie mogła leżeć na boku, ale skuliła się tak bardzo jak to tylko było możliwe. Twarz miała mokrą, jakby od łez. Zrobiło mi się niedobrze. Bez względu na powody, gdyby zginęła, byłoby to moją winą.
Usiadłem, czekając, aż się znowu ocknie. Nie chciałem jej budzić, według lekarzy sen regeneruje organizm.
-Cześć - wymamrotała. Poderwałem się na równe nogi.
-Jak się czujesz? - spojrzała na mnie jak na dwugłowe cielę. Fakt, głupie pytanie. Sprecyzowałem: -Czujesz się na siłach na seans kinowy?
-Robert, ja nie wyjdę ze szpitala - po raz pierwszy użyła mojego imienia. Dziwne wrażenie. Ale przyjemne.
-Nie musisz - wyszczerzyłem się, zadowolony, że choć raz uda mi się ją zaskoczyć. -Załatwiłem dla nas świetlicę. Na dzisiaj.
Spochmurniała. Chwilę się zastanawiała, jakby coś obliczała w myślach.
-Myślałam, że dyrektor szpitala to facet.
Znowu mnie zaskoczyła. Mrugałem kilka sekund jak idiota, próbując nadążyć.
-Bo to prawda.
-Więc jak to załatwiłeś? Gdyby to była kobieta, bez problemu...
Zrozumiałem i zalała mnie złość. Jakby to była moja wina, że dziewczyny podostawały fioła na punkcie zakochanego wampira. Który w dodatku nie istniał. Otworzyłem usta, żeby powiedzieć jej coś do słuchu, ale nim wycedziłem pierwsze słowo, spojrzałem jej w oczy. I poległem. Miała przecież rację. Żartowała. W kiepskim guście, ale zawsze. Twarz miała zimną, ale w oczach ogniki uśmiechu. Poddałem się.
-Ma szesnastoletnią córkę.
Ryknęła śmiechem. Zawtórowałem, ale nagle Joy zgięła się wpół, ciężko oddychając. Podszedłem, nie wiedząc co robić. Jej palce gorączkowo szukały czegoś, wokół czego mogły się zapleść i oddać część swojego bólu. Wsunąłem swoją rękę pod jej dłoń. Ścisnęła i jakby to pomogło. Po chwili się ocknęła. Jakby nie rozumiejąc, spojrzała na nasze splecione ręce i gwałtownie wyrwała swoją. Stłumiłem uśmiech. Jednak nie była taka nieczuła.
Zamknęliśmy się w świetlicy z kilkoma płytami DVD, miską popcornu, dwoma litrami lemoniady. Mając na względzie raczej Joy, przyniosłem jakieś kretyńskie komedie romantyczne, ale ona oznajmiła, że w życiu takiej szmiry nie obejrzy. Głosowała za "Zmierzchem", ale na swój film nie miałem ochoty. W końcu się poddaliśmy. Wziąłem gitarę i jeździłem palcami po strunach, nie zwracając uwagi na to, co gram. Usiadła zasłuchana na kanapie, z rękami przyciśniętymi do boków.
-A może horror? - na stoliku pod telewizorem dostrzegłem znajome pudełko. -Wzgórza mają oczy. Oglądałem to już, ale może...
-Palce cię bolą? - uśmiechnęła się lekko. -Dzięki za muzykę. Włącz to, choć i tak mam wrażenie, że zaraz zasnę.
Usiadłem obok niej, niepewny. Normalnie wziąłbym dziewczynę w ramiona, chociaż lekko. Tu były co najmniej dwa przeciwskazania. Raz - zupełnie jej nie znałem. Tylko imię. Wiedziałem, że w kąciku ust ma malutką bliznę, że każdy paznokieć lubi malować na inny kolor. Ale to wszystko raczej nie kwalifikuje się jako znajomość. A dwa - zwyczajnie bałem się sprawić jej ból.
Po godzinie jej głowa opadła na moje ramię. Odruchowo oplotłem ją ramionami. Pojękując cicho, wtuliła głowę w moją bluzę. Lubiłem ten film, ale teraz jakoś nie potrafiłem się skupić. Nie wyłączyłem go tylko dlatego, żeby jej nie budzić.
Spała tak, wtulona we mnie, najwyżej pół godziny. Głośny wrzask jednej z głównych bohaterek poderwał ją do pionu. Obandażowana noga nie dawała oparcia, więc upadła i to tak niezgrabnie, że uderzyła w stolik, przewracając go na ziemię. Nie zdążyłem jej podtrzymać, więc przykląkłem, chcąc pomóc jej wstać. Od razu zrozumiałem, że coś jest nie tak.
Joy klęczała, obejmując swój brzuch i kiwała w przód i w tył. Była nawet bledsza niż zwykle, zlana potem. Poprzez odgłosy filmu usłyszałem zgrzytanie jej zębów. Złapałem ją za rękę, chcąc podnieść i zanieść do sali, ale zaparła się i ani ruszyła. Po chwili odrzuciła głowę do tyłu i wypluła z siebie kilka nieczytelnych słów, razem z grudą krwi.
-Pomóż...
Teraz już spanikowany, podbiegłem do drzwi. Wiedziałem, że nie dam rady jej ruszyć, kiedy się uparła, ale jak mogłem ją zostawić?
-Cole...
Falą powróciła twarz lekarza prowadzącego. Miał nocny dużur. Nie oglądając się więcej, wypadłem na korytarz, wzywając pomocy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 24.06.2009 10:11 · Czytań: 630 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: