- Witam.
- Cześć, rogaty skurwysynu, dawno się nie widzieliśmy.
- Tęskniłeś?
- Jasne, mniej więcej tak, jak za bólem zęba.
Od naszego ostatniego spotkania diabeł właściwie się nie zmienił. No, może miał jeszcze wredniejsze błyski w oczach, ale to wszystko. Spodziewałem się, że będzie szydził, triumfował i uwłaczał słabości mojej ludzkiej natury, ale z jakichś powodów nie czynił tego.
- To jak, pójdziemy się napić?
- Przecież wiesz, że choć z obrzydzeniem, ale nie odmówię.
- Och, nie bądź taki nadęty. Ja wiedziałem, że nie odmówisz, ty wiedziałeś, że to spotkanie jest nieuniknione. Po co roztrząsać takie bzdety?
Miał rację. Przestałem roztrząsać i pozwoliłem się zaciągnąć na piwo.
Miejsce, które diabeł tym razem wybrał, było dość nietypowe, lecz właściwie, przy nim niczemu nie należało się dziwić. Usiedliśmy na ciężkich, stalowych, lekko przerdzewiałych krzesłach na skalnej półce, stanowiącej rodzaj tarasu przy wylocie chłodnej i ciemnej groty. W niej znajdował się bar. Od przepaści oddzielała nas tylko niska barierka, co mogło sprawiać, że goście tej knajpki czuli się niekomfortowo, ja jednak zdążyłem już przywyknąć do tańczenia nad krawędzią i nie robiło to na mnie wrażenia.
- Co podać? - Z wnętrza jaskini wyszła do nas miedzianowłosa kelnerka o miłym uśmiechu i bardzo krótkiej spódniczce.
- Mocne. - Diabeł najwyraźniej czuł potrzebę szybko się nawalić.
- Dla mnie pszeniczne. W taki upał nie ma nic lepszego.
Dziewczyna uwinęła się sprawnie i już po chwili stanęły przed nami oszronione szkła wypełnione po brzegi pienistą ambrozją. Diabeł za jednym haustem osuszył pół kufla, otarł dłonią usta i zagadnął:
- Słuchaj, już kiedyś o tym rozmawialiśmy, ale może już czas... może już dojrzałeś do tego, żeby przenieść się do mnie na stałe?
- Spadaj.
Czarcia propozycja jakoś szczególnie mnie nie zdziwiła. Rzeczywiście jakiś czas temu już mi to zasugerował i nawet bliski byłem takiej decyzji, ale ostatecznie do niczego nie doszło. Teraz oferta nie była kusząca ani bardziej, ani mniej, więc nie wydawała mi się godna uwagi.
- Nie będę cię namawiał, ale przemyśl to jeszcze.
- Po co?
- No dobra, to jednak spróbuję cię przekonać. Zastanów się, czy gdybyś zgodził się już wtedy, czy aby nie byłoby lepiej? Wszystko już dawno by zapomniano, sprawy pozamykane, kłopoty zakończone. A tak, co? Zabrnąłeś jeszcze głębiej w to swoje bagienko, a czegoś, co by cię zadowalało, jak nie miałeś, tak nie masz. Nie oszukuj się, lepiej nie będzie...
- Niczym odkrywczym nie błysnąłeś. - Tym razem ja się napiłem, robiąc dłuższą pauzę w wypowiedzi. Diabeł uśmiechał się niewinnie, trochę głupkowato, ale dobrze widziałem, że bardzo ciekawi go, co powiem dalej. Podrażniłem się z nim jeszcze chwilę, wreszcie kontynuowałem, starając się go wkurzyć. - Masz oczywiście rację, ale czy to coś zmienia?
- Ludzki upór bywa irracjonalny. - Nie dał się sprowokować. W tym, co mówił, nie było żadnych oznak złości. - Odłóżmy to na kiedy indziej, mnie na czasie nie zależy, jeśli tobie też nie, jeśli czerpiesz przyjemność z nawarstwiania problemów, to proszę bardzo.
Poczułem się nieswojo, bo co odpowiedzieć na takie dictum? Ostatecznie proponował mi przysługę, a w dzisiejszym świecie jakoś nie zdarza się to nagminnie. Nawet nie miałem podstaw, żeby odmawiać, zrobiłem to z czystej przekory i w imię tak zwanych zasad. Generalnie uznałem, że najbezpieczniej będzie zmienić temat.
- Co tam słychać nowego?
- Stara bieda. Świat niby się zmienia, nowe bajery różne, ale sam wiesz, że tak naprawdę, to po staremu.
- Racja. - Nie chciało mi się wierzyć, że tak łatwo odciągnę czarta od niewygodnego tematu, ale jednak go nie kontynuował.
- Ale wiesz, niektóre z tych bajerów, co wspomniałem, to całkiem fajne. Popatrz na przykład na to. - Pogrzebał chwilę w kudłach na klacie i wyciągnął schowany tam krzyżyk na łańcuszku. Taki zwykły, mały i srebrny... Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że był u diabła. - Jeszcze niedawno, nie do pomyślenia było... Jakbym nie kombinował, to się obracał do góry nogami, a teraz technika poszła do przodu i zobacz, nawet nie drgnie, wisi sobie zupełnie jak u papieża.
- Faktycznie, rewelacja...
- Możesz sobie kpić. Ty mogłeś nosić jaki sobie wybrałeś, a ja byłem skazany na kozły, odwrócone krzyże i pentagramy. Może to głupie, ale bardzo mnie rajcuje, że teraz mogę nosić na przykład koszulkę z barankiem. Takie kontrasty są zajebiście śmieszne.
- Zależy, co kto lubi, ale fakt, że to intrygujący wynalazek.
- I wiesz, - uśmiechnął się szelmowsko - to działa nie tylko na mnie. Możesz mieszkać u mnie i chodzić w moherowym berecie!
- Chłop swoje, czort swoje...
- Oj wiem, nudny jestem, ale przecież mnie rozumiesz...
Tiaaa, niestety rozumiałem skurwiela doskonale.
- A nie możesz mnie jakoś tak przypadkiem ściągnąć?
- Czyli? - wyraźnie się ożywił, ogon machał mu się miarowo, a niebezpieczne iskierki strzelały w źrenicach.
- No nie wiem. Jakiś nieszczęśliwy zbieg okoliczności, katastrofa, zamach terrorystyczny, wypadek samochodowy... o, właśnie... wiem, że to potrafisz! Wypadek samochodowy...
- Wiesz, że potrafię?
- Nie wkurwiaj mnie! - Wszedł na grunt, który był dla mnie wyjątkowo nieprzyjemny. Śmiałem się w życiu ze wszystkiego, ale nigdy z tego, jak wylała się ta sama krew, która grzała moje aorty i tętnice. - Już zapomniałeś, że doświadczyłem twoich umiejętności w tym temacie?
- Dobra, dobra... nie ma się co unosić. Pomyślę o tym, ale nie obiecuję. Dla was ludzi, to zbyt skomplikowane, nie da się ogarnąć waszym rozumem, ale dużo czynników musi na to wpłynąć, dużo warunków musi być spełnionych...
Suchy trzask spowodował, że oprzytomniałem. Ze zdziwieniem patrzyłem na zgniecioną w dłoni szklankę. Krew dość obficie lała się na stolik i dalej na podłogę. Skaleczenie było głębokie, jednak nie bolało. A może trochę szkoda. Ostatnio odkryłem, że fizyczny ból bywa dobry. Można za jego pomocą odciągnąć myśli od tego, co boli, choć niezłamane...
- Się porobiło... - Diabeł ciekawie patrzył na krew. - Skoro już jesteś przygotowany, to może choć ubezpieczenie byś podpisał?
- Że niby krwią? Ocipiałeś do reszty. Czymkolwiek bym nie podpisał twojego świstka, tak, czy siak, będę miał go głęboko w dupie, więc raczej od razu sobie darujmy takie cyrki. Nie rozumiem, skąd w ogóle taki pomysł. Nie pamiętasz? Jakiś czas temu sam ci to proponowałem i mnie olałeś... Teraz cmoknij się w... łokieć.
I cholera, w tym momencie czart mnie zaskoczył, bo tak po prostu wygiął rękę i cmoknął się w łokieć. Osłupiałem.
- Słaba sztuczka?
- Nie, słaba nie jest. - Odruchowo sam spróbowałem powtórzyć ten wyczyn, ale nie było żadnych szans na powodzenie. - Ale, żeby nie było niedomówień i tak nic nie podpisuję.
- Spoko, nie ma gwałtu.
- Pomyśl lepiej nad tym wypadkiem. Jeżdżę szybko, więc masz ułatwione zadanie.
Diabeł nie odpowiedział. Chyba nawet mnie nie słyszał, bo zajął się obserwacją apetycznego tyłeczka kelnerki, która schyliła się, by posprzątać szkła z mojej szklanki...
- E!!! - Dopiero, gdy prawie krzyknąłem, raczył podnieść wzrok. Pierwszy raz widziałem go takim rozkojarzonym. Najwyraźniej coś było w ludzkich bajdach, że płeć piękna i na diabła urok rzucić potrafi.
- Przepraszam...
- Nie gniewam się. Zresztą, ja już będę szedł, więc spokojnie zajmiesz się tą lalką.
- Już chcesz iść? Tak bez żadnych konkretów?
- Tak, nie mam nastroju.
- No przestań! Wieczorem będą tańce...
Tańce... Jakie to prozaiczne... i jakie kuszące...
- Nie. Tańcz sobie z kelnereczką. Wiem, że nie odmówi.
- Cholera! - Diabeł podrapał się za lewym rogiem. - Byłem pewien, że dziś ściągnę cię na dół.
- Przykro mi, że cię zawiodłem. Pewnie jeszcze nie raz spróbujesz.
Miał tak głupią minę, że aż mi się go szkoda zrobiło. Wciągnąłem rękę, żeby się pożegnać. Odwzajemnił uścisk i z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Ale powiedz... dlaczego?
- A bo ja wiem...
- Nie znęcaj się nade mną! Nie stałeś się ani mądrzejszy, ani głupszy, nie jesteś bardziej odpowiedzialny, nie jesteś poważny i stateczny... dlaczego?
- Może dlatego, że obiecałem?
LCF
06.2009
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
bury_wilk · dnia 24.06.2009 10:54 · Czytań: 1851 · Średnia ocena: 3,71 · Komentarzy: 56
Inne artykuły tego autora: